Zaloguj się na forum
×

Premiera



  • Hell Fest V, Leszno, DK Kolejarz, 14.12.2002 - Kat, Ancient Rites, Crusher, Mistrust, Chainsaw, Lost Soul, Cemetery Of Scream, Ge-Hinnom

    Data dodania 2002-12-27Dodał Tomasz OsuchMając w pamięci zeszłoroczną, czwartą edycję odbywającego się w Lesznie Hell Fest, na samą wiadomość o kolejnej odsłonie festiwalu, na twarzy pojawił się uśmiech i zajebiste wspomnienia wróciły w tempie natychmiastowym. Tym razem imprezę zorganizowano trochę później niż poprzednimi razy, ale może nawet i dobrze, bowiem festiwal ten idealnie zamknął napięty dość terminarz powakacyjnych koncertów. Skład piątki Hell Fest przedstawiał się imponująco, głównie przez wzgląd na obecność belgijskiego Ancient Rites !!! W rozpisce tego grudniowego party znalazły się również litry piwska, które przy wtórze mniej lub bardziej intensywnych dźwięków wchodziły z podwojonym entuzjazmem…

    Planowany start na godzinę 15:00 okazał się oczywiście tylko formalnością, bowiem zaczęło się grubo ponad godzinę później. Nie kieruje tutaj zarzutów pod adresem organizacji. Nie z winy organizatora, lecz muzyków Kata i ich wesołej ekipy technicznych, którzy pieścili się z ustawianiem swoich gwiazd tyle czasu przed rozpoczęciem, szkoda gadać… a zaczęło się od występu, mało znanego bandu Ge-Hinnom. W tym zespole palce maczają Piotrek & Karol ze Stombamfirer Stedke, jednak grindu nie mieliśmy absolutnie! Raczej coś w rodzaju technicznie-szybkiego death metalu. Szkoda, że zaledwie dwa, czy trzy numery, ponieważ całkiem fajnie się zapowiadali. Na koniec vocal - Karol opuścił scenę, a reszta zagrała początek jednego numeru Slayera, gitarzysta coś krzyknął i koniec koncertu Ge-Hinnom. Muzycznie ok., ale za krótko!

    Jako drudzy, wdzięki muzyczne okraszone depresją zaprezentowali ziomale z Cemetery Of Scream. Nie jestem fanatykiem takowej działki muzycznej zwanej melancholic doom/gothic, ale kto chciał, ten spał, a kto inny kołysał się jak gałąź na wietrze przy akompaniamencie "Episode Man" i innych dołująco przebojowych piosenek Cemetery Of Scream. Dla zmiany klimatu zagrali cover, a był to "Breaking The Law" z repertuaru bogów pejczy i skórzanych akcesoriów - Judas (wjedź mi w kakao) Priest. Na scenie krakowski sekstet zaprezentował się w porządku. Był ruch, i tego, kto posiada włosy w górze. Ludziom, których przybywało z każdą minutą też się podobało, a i sam band był chyba zadowolony z w ponad 40 - minutowego występu.

    Czas przetrzeć uśpione trochę koncertem COS oczy, walnąć pianę, przekąsić fasolkę od sponsora i na salę powrót. A tam, mgliście, raczej ciemno, klimat kurwa złowrogi i słychać intro "Incinerate" a zaraz po nim prawdziwa petarda na wejście - "No Salvation". Lost Soul mieli jako trzeci! To dopiero jeden numer, a już piekło rozpętali konkretne. Masywna, a przejrzysta ściana dźwięku. W porównaniu do występu na tegorocznym TEA, set koncertowy o wiele, wiele dłuższy i jeszcze bardziej skoncentrowany na nową płytę - "Ubermensch (Death Of God)". Pokazali gdzie diabeł mieszka i śmierć się czai :. Masakra, kilka szybkich torped, jak choćby "Lords Of Endeavours" czy "Beast Rising" oraz Ave Trey Azagtoth & Co, czyli "Soul Hunger". Rewelacyjny koncert, niezłe przyjęcie także. Warto dorzucić, iż był to pierwszy gig z nowym basistą, którego godności niestety nie znam. Nie wątpię w to, że gra pewnie i wyśmienicie, lecz Krzysiek, jego poprzednik sprawdzał się w tej roli headbangera zdecydowanie lepiej. Tutaj kowbojki, bas praktycznie na szyi i skupienie na grze, podczas gdy Krzychu dawał 100% z siebie… ale co tam, to dopiero pierwsza jego sztuka z Lost Soul. I tak było nieźle!

    Szczerze powiedziawszy, zwolennikiem profilu muzycznego, jaki niewątpliwie cechuje Chainsaw, osobiście nie jestem. Podobnie jak fanem, oraz biegłym w twórczości i historii tejże formacji. Zwinny, szybki heavy metal (…is the only one - jak to Hansen śpiewa :), podchodzący miejscami pod Iron Maiden wypadł w oczach laika nie najgorzej. Ratują całą sytuację wysunięte gitary, energia kolesi na scenie oraz nie odpychający wokal, co jest rzadkością w przypadku bandów grających taką muzę. Nie mam żadnych większych zastrzeżeń co do ich koncertu. Nie było softu. Do przodu, i bez słodzenia. Pewnie wielu uzna te słowa za profanację, ale mnie osobiście Chainsaw w wersji live podobał się bardziej niż poczynania power metalowych ofiar na ostatniej edycji Mystic Festival… Wpadli nie najgorzej.

    Występy Chainsaw, oraz następnego po nich, elbląskiego Mistrust były koncertami, na których ustabilizowała się ilościowo publika. Jak na moje oko, 650, może nieco więcej maniacs. Wynik zatem, całkiem przyzwoity… Na Mistrust sala była już pełna, także i hol. Elbląski band w którego barwach występują postacie znane z Traumy, posiał niecałe trzy kwadranse solidnego, szybciutkiego thrashowo-heavy-deathowego grania. Na tym koncercie w szeregach Mistrust zadebiutował Fizyk, na co dzień pałker innego elbląskiego zespołu - Immemorial. Na scenie żywioł - w końcu taka muzyka wymaga poświęcenia emocjonalno-ruchliwego. Bardzo dobry koncert, po którym obranie kierunku bar było wręcz wskazane…

    Nadszedł czas na zagranicznych gości piątki Hell Fest. Czeski Crusher jako pierwszy z tej dwójki zainstalował się dość szybko na scenie. Wiadomo co większość Czechów pogrywa, toteż Crusher nie wychyla się za bardzo z ligi swoich ziomków i grzeje do przodu mięsiście i ciężarnie:. Wizualnie też chłopaki potrafią namieszać, a i konferansjerki w ojczystym języku im nie brakuje, a sprawcą tej mowy i grindowych apeli był oczywiście gardłowy Crushera. Teksty wokalisty między poszczególnymi numerami wywoływały zarówno u ładnych, rumianych metalowców, jak i u tych spitych jak wory usypiających pod ścianą, uśmiech od ucha do ucha. Nie ma jak jedność z uśmiechem na ryju! Crusher pograł ze 40 minut około, i jak na taki koncert, odzew niestety średni, żeby nie powiedzieć słaby. Część ludzi była już wyraźnie zjebana i oczekiwała występu następnej formacji, a był to…

    Ancient Rites !!!!! Gunther Theys z resztą bandu pogrzebali przy sprzęcie chwilkę i z wyraźnym zadowoleniem zaczęli misterium. Przywitani chóralnymi okrzykami i brawami zaczynają - "Exile" i "Victory Or Valhalla" na powitanie. Po tych kilku minutach każdy już chyba wiedział, że będzie to rewelacyjny koncert. Na sali ciasno, ludzie w amoku, całkowicie zaangażowani w przyjęcie dla Ancient Rites i podróż przez najlepsze numery belgijskiego kwintetu. Dają dalej, lecą kolejne kawałki, a wśród nich genialny "And The Horns Called For War…"!!!! To już było kurna apogeum (Bartek, jak tam głowa & gardło?!:-))). Potem "Total Misanthropia". Do dziś kość nosowa napuchnięta i nie jeden siniak na ręce hehe…Ancient Rites to prawdziwie koncertowy zespół. Do tego jeszcze precyzja wykonania tych kawałków, zachowanie i ten niepowtarzalny, mistycyzmem zalatujący klimat. I w końcu ich genialna muzyka przemawia sama za siebie. Set koncertowy oparty w głównej mierze o utwory z zeszłorocznego "Dim Carcosa". Ale nie zabrakło i innych rzeczy, jak "Mother Europe", "Blood Of Christ" czy rewelacyjnego klasyka "Fatherland" na koniec. Coś wspaniałego, po prostu miód dla uszu! Wspaniała muzyka wspaniałego zespołu. Brzmienie również bardzo dobre, a to istotny czynnik w muzyce Ancient Rites na żywo, bez wątpienia. Nic, tylko czekać na kolejną wizytę Ancient Rites w naszym kraju…

    Było już po północy, gdy Ancient Rites skończył grać, i na scenie zaczął się przysłowiowy młyn, którego sprawcami byli techniczni gwiazdy wieczoru. Nie dość, że pieprzyli się ze sprzętem przed festem, przez co się wszystko opóźniło, to i teraz nie mogło być inaczej. Dopieszczenie sceny też trwało ładną chwilę. Ustawiono ochroniarzy na odpowiednich miejscach, scenę spowiły zielono-żołte światełka, nastała lekka mgła…a na sali ludzie dopakowani jak śledzie w beczce. Nagle wyszedł jakiś koleś z ekipy adoratorów tych, co zaraz mieli zagrać i 'przeklęcie przejmującym' głosem przywitał ludzi, i zapowiedział, że za chwile, przed Wami - Kat!!! Najbardziej bestialski zespół w dziejach metalu - Kat!!! Heh.. wymieniliśmy z kumplem spojrzenia i kurwa, nie wiedziałem czy się śmiać czy płakać. Wyszło to gorzej niż żałośnie i zapachniało gwiazdorką okrutnie. Cóż, wypowiadając te słowa, ich autor chyba mało co widział i słyszał, albo dostał na piwo za pierdolenie takich bzdur. Mniejsza już o to, ale w moim mniemaniu totalny był to fallstart. Dziadki polskiego metalu szaleją na scenie, a z nimi dodatkowy gitarzysta Valdi Moder. Od razu kupili sobie publikę. Zresztą nic dziwnego, bowiem ludzie czekali na Kata najbardziej, toteż przyjęli zespół z otwartymi ramionami, i najlepiej z całego zestawu Hell Fest V. Kawałków zagrali ze 17 chyba, zabawili 2 godziny na scenie. Wiadomo co działo się gdy grali "Mag Sex", "Płaszcz Skrytobójcy", "Łzę dal cieniów minionych", "Czas Zemsty" czy oklepany "Głos z ciemności". Wszystkie numery odśpiewane chóralnie z Kacikiem. Po prostu przyjęcie fenomenalne. A przy "Śpisz jak kamień" przez salę przeszły turbulencje. Kat jak to Kat, dali z siebie ile mogli. Raz wypadło fajnie, raz gorzej… śmieszne aż kumpel przy kaloryferze usnął z wrażenia:. Roman ściągnął koszulkę, zaczął robić dziwne miny, podskakiwać robiąc dziwne wymachy tudzież zapodając zapachy spod pachy ludziom z przodu…co w efekcie wywołało u co po niektórych niekontrolowany śmiech na twarzy. Dajcie spokój…. Koncert Kata sam w sobie jako gig był według mnie niezły. Aczkolwiek, zespół ten nie jest w formie jak kilka lat temu - na żywo. Legenda legendą, ale teraz jakoś wzrokowo prędzej potrafi niestety śmieszyć niż budzić respekt. Biorąc pod uwagę różne aspekty powrotu Kata, osobiście nie wierzę w to, iż jest to powrót na scenę tylko i wyłącznie z miłości do muzyki. Kata nie było kilka lat, teraz nagle zaczęli grać mając w dupie to, że zarzekali się kilka lat temu, iż nie wrócą… a taki Alkatraz poszedł jakoś w cień, ustępując miejsca. Nagły come back ma moim zdaniem inne podłoże. No cóż, coś musiało być chyba na korzyść czegoś. Ciekawe ile Kat tym razem zabawi na scenie…. Szczęście w nieszczęściu, chyba...

    Po raz kolejny Hell Fest udał się bardzo dobrze. Było naprawdę ok.! Wielkie dzięki dla grindowych terrorystów z Leszna - róbcie dalej fest i czekam do przyszłego roku!