Here And Beyond Polish Tour 2002 - Kraków, Extreme Club, 9.12; Behemoth, Darkane, Frontside, Crionics
Data dodania 2002-12-14Dodał Tomasz OsuchKrakowski koncert w ramach "Here And Beyond Polish Tour" - trasy po kraju, promującej najnowszy album Behemoth, nie był wyjątkiem na tle zdecydowanej większości rodzimych imprez, bowiem klasycznie opóźnił się, tym razem o godzinę. Mniejsza już o tą obsuwę, gorzej z tym, że około 200 osób marznęło na zewnątrz w oczekiwaniu na łaskawe otwarcie klubu. A mróz tego poniedziałkowego wieczoru był wyjątkowo okrutny...
Obsuwa czasowa koncertu przełożyła się oczywiście na zespoły. Po długim pieprzeniu się ze sprzętem, od rewelacyjnego, "Satanic Syndrome 666" rozpoczął krakowski Crionics. W blisko półgodzinnym secie znalazły się numery z debiutanckiej płyty (niektóre znane też z "Beyond The Blazing Horizon"), jak choćby "Waterfalls Of Darkness" z zajebiście walcowatym wejściem, czy maximum speed - "Matrix Of Piety"... A na koniec, cover Carpathian Forest. Występ Crionics generalnie całkiem, całkiem przyzwoity. Według mnie w porządku. Jednak publika odpowiedziała ze średniej ilości w heading entuzjazmem, żeby nie powiedzieć, że ze słabym. Ciekawym posunięciem, dającym udany efekt, okazał się drugi wokal, którego sprawcą był Kopa, basista grupy. Co prawda eksploatacja gardła na niezbyt szeroka skalę, momentami zaledwie, ale zawsze to coś więcej! Warto dodać, że na potrzebę trasy Crionics zatrudnił drugiego gitarzystę w osobie Darka z Thy Disease, co na pewno wzmocniło w jakiś sposób przekaz muzyki Crionics...
Po dobrym koncercie Crionics, przyszedł czas na diametralnie inne klimaty. Wydawać by się mogło, iż typowym metal maniax ciężko jest zaakceptować zjawisko o nazwie Frontside, a tu cholernie miłe zaskoczenie! Sosnowiecki kwintet miał najlepsze przyjęcie tego wieczoru. Muzyka Frontside, to wiadomo - rozpierdol, miazga na całego. Krew, pot, łzy i inne wydzieliny hehe... Żywioł, energia, prawdziwy wulkan na scenie. Mixtura core/deathowej sztuki, będąca sporym zbliżeniem do konglomeratu ciężaru jedynki Machine Head z szybkością, charakterem Biohazard oraz z agresją, 'rytmiczną nutą' niczym z niektórych płyt Napalm Death. Tak pokrótce można by to ująć. Jeden wielki blast ! Zestaw kawałeczków równie pyszny, co muzyka Frontside. Numery zarówno z jedynki, ale większość z najnowszej płytki "...i odpuść nam nasze winy...".
Pomimo sporej koncentracji na kawałkach z nowego albumu, znalazło się i miejsce na dwa covery, Sick Of It All i Slayer! Przy "Raining Blood" reakcja wręcz oczywista. Wspaniały, 40 minutowy koncert, po raz kolejny Frontside pokazał klasę.
Szwedów z Darkane nie ukrywam, chciałem zobaczyć w akcji, mimo że jakimś wielkim fanem ich dokonań nie jestem. Faktycznie, cieszy ich muzyka, dobrze się tego słucha, ale nie jest to jakieś wielki band. Według mnie... A i widać było, że Darkane zna, co dziesiąty, albo piętnasty uczestnik tego koncertu, wnioskując po zachowaniu zgromadzonych. Były chwile, kiedy goście grali sami dla siebie, a, ludzie po prostu stali i obserwowali. Młyn na scenie robią, to trzeba przyznać. Co prawda nie taki jak ich poprzednicy, ale było ok., jeśli chodzi o Darkane z wizualnego punktu. Wydaje mi się, że z najlepszym przyjęciem (jeśli takowego stwierdzenia można użyć w tym wypadku...) spotkały się chyba te najbardziej przebojowe kawałki z "Insanity", jak "Impure Perfection", "Emanation Of Fear" czy totalnie hiciarski "Third". A wszystko to zaczęło się od "Calamitas", introsa z tejże płyty. Oczywiście zaprezentowali także materiał z najnowszej płyty, "Expanding Senses", w sumie po to do Polski przyjechali z koncertami. Darkane pokazał się od jak najlepszej strony, ale jeszcze ich muzyka nie dotarła do wszystkich metalowych dusz... Ale podobało się, bez większych zastrzeżeń...
No i przyszła pora na pomorskiego potwora :). Po dłuższej przerwie instalacyjnej, zagrzmiały pierwsze takty, "Horns Of Baphomet", otwierającego najnowszy album Behemoth - "Zos Kia Cultus". W mojej opinii ten sflaczały numer na rozpoczęcie to po prostu nieporozumienie.... Ale to moje zdanie. Ludzie jednak jak jeden mąż stali i patrzyli. Potem było już ciut lepiej, z czasem wszystko się rozkręcało, aczkolwiek przy tak monotonnym "As Above So Below" z zarówno zespołu jak i fanów, nie tryskało energią, a w przypadku tych drugich, entuzjazmem i ruchliwością. Nic nie wrzało... Na szczęście już inaczej było przy innych nowych, bardziej porywających utworach
jak "Heru Ra Ha: Let There Be Might". Jednak i tak największy młyn, najlepsze przyjęcie było podczas sprawdzonych już "Antichristian Phenomenon", klasycznym "From The Pagan Vastlands", czy genialnym "Christians To The Lions". Oczywiście nie zabrakło sztandarowych pieśni, "Decade Of Therion" oraz milenijnego hymnu - "Chant For Eskaton 2000", podczas wykonania, których, odzew był bliski absolutnemu apogeum! Miłym zaskoczeniem okazał się inny klasy, mianowicie "Transylvanian Forest". Także nieźle sprawdził się, jako przerywnik "Hekau" pachnący na całej linii klimatem z jedynki Nile. Skończyli, zeszli... i nawet nikt się nie domagał, nikt nie skandował nazwy Behemoth... Dopiero po chwili zaczęto domagać się bisu.
Owszem, Behemoth wyszedł, a Nergal nie odmówił sobie 'przyjemności' zjechania ludzi za brak domagania się w amoku o bis, zaraz po zejściu muzyków ze sceny. W rezultacie tych kilka słów zapachniało przereklamowaniem swojej wartości i zbyt wysokim mniemaniem o sobie. Przepraszam, jeśli ktokolwiek czuje się urażony, ale dla mnie to zagranie było po prostu żałosne... Przygrzali świetnym "The Act Of Rebellion" i dawką rock'n'rolla - "Pure Evil & Hate". I to by było na tyle...
Jako całokształt, koncert raczej udany, lecz bez żadnego, niekontrolowanego entuzjazmu, a tym bardziej całkowitego zadowolenia. Frontside zabił, ci goście na żywca rządzą. Zdecydowanie najlepszy gig podczas krakowskiego koncertu "Here And Beyond Polish Tour". Crionics także dobrze wypadł, podobnie jak i Darkane, bez większych zastrzeżeń. Behemoth zagrał średni koncert. Wiele razy miałem styczność oko w oko, ucho w ucho z ich muzą w wersji live, i po pierwszy mnie nie rozjebali. Nie wiem czy byli zmęczeni, czy im się nie chciało, ale faktem jest, że ten koncert był za krótki, o jakieś dwa, może trzy numery (w porównaniu do innych z przeszłości). Widać było również jakieś niezadowolenie, taką niechęć do grania tej sztuki, tak uważam... Może następnym razem będzie lepiej.
zdjęcia: Grzegorz Piątkowski