Zaloguj się na forum
×

Premiera



  • OBSCENE EXTREME FEST 2002 - Trutnov - 11,12,13.07.2002

    Data dodania 2002-07-18Dodał voytJest to już mój trzeci czeski fest zaliczony, drugi raz Obscene, i ponownie jestem miło
    zaskoczony przebiegiem imprezy. Takich przeżyć nie zapomina się nigdy, a raczej prawie nigdy. Zajebisty klimat, cały czas extrema, piwna atmosfera, zero chamstwa i bójek, żadnych do góry nosów, a jeśli takowe były to każdy to olewał. Ale po kolei.
    Piątek, 12.07:
    Jak zwykle dotarliśmy z lekkim opóźnieniem i LENG TCH'E nie zobaczyłem. Na płycie lasują mózg i byłem ciekaw występu live. Zasięgnąłem opinii paru znajomych i ze smutkiem stwierdzam, że bardzo wiele straciłem. Zagrali bardzo dobrze, jak również ich poprzednicy z SHEEVA YOGA, ale szczegółów szukajcie w innych relacjach. Następnie grało czeskie PIGSTY. Poprawny show, ale nic szczególnego. Po nich SADISTIC BLOOD MASSACRE, gdzie koleś z tej kapeli wszedł na scenę w żółtych gumowcach i żółtym kasku, na którym miał przyczepiony pentagram, potem podpalił kilka sztucznych ogni i założył sztucznego penisa. To się spodobało przybyłym na fest. Niestety muzycznie tak jak PIGSTY, nic ponad normalkę. Potem nastąpiły jakieś przetasowania, nie zagrało REGORGE z powodu pękniętej kończyny garowego, ja się nie zmartwiłem. Wszystkie te zawirowania wynagrodziła kapela CYNESS z Niemiec. Bogini na wokalu, hehehe i totalna jazda. Grind crust i licho wie, co jeszcze. Wykurw nie z tej ziemi. Kobieta ma kapitalny głos, pani z SINISTER z pewnością ma do dziś kompleksy w tym temacie, ale o tym później. Odwalili totalne show. To był iście zajebisty występ, warto bliżej się przyjrzeć tej kapeli. Po ich występie byli rozchwytywani do sesji zdjęciowych. Następnie mój pierwszy faworyt tegorocznego festu - ISACAARUM. To nic, że na Obscene grają za każdym razem, wg mojej opinii ich show bardzo wiele ciekawego wprowadza w ten fest. Rozpętali jak zwykle piekielną karuzelę. Oni a zwłaszcza Chymus (voc) wiedzą, co chcą osiągnąć na scenie i to czynią. Zabawa na całego. Imitowany karabinek, rzucanie granatem i oblewanie butelkową 'krwią' niszczyło. Kto nie widział ich jeszcze na scenie to nie zrozumie fenomenu ich gigu. Muzycznie jak zwykle Impaledowskie wpływy i total porno-fucking w tekstach. Właśnie ISACAARUM i CBT naniosły klimat obscenizmu temu festowi. Dalej jazdę odwaliła INFERIA (chyba, nie jestem pewien), a po nich zaraz INGROWING. Było dobrze, ale nie znakomicie jak rok temu. A po nich polska delegacja, nie kto inny jak SQUASH BOWELS from Białystok, których nikomu nie trzeba przedstawiać. Totalna jatka. Artur i bracia Pierścienie zajebiście odjebali swoją rzeźnię. Można było dostać odpierdolenia umysłu i co niektórym amok wdawał się w osobowość. Oni przyjechaliby zniszczyć i dokonali tego. Tak patriotycznie SQUASH’e to był mój trzeci faworyt. Po nich mieli grać ABORTED ale coś tam jeszcze nie dojechali, olewka. Pamiętam, że przed ROTTEN SOUND grał SINISTER, ale to już chyba odcinanie kuponów. Nic mnie nie ruszyło, a drzeć ryj w skryty w dłoniach mikrofon każdy potrafi. Niestety, ta pani ma urodę, ale żaden wokal. Wróciłem na fiński ROTTEN SOUND. I warto było. Takiego garowego mogły pozazdrościć wszystkie kapele tego festu. Typ nie do wyjebania. Cały ich występ oceniam bardzo wysoko. Następnych kapel już nie widziałem, bo trzeba było się znieczulić na nadchodzące spanie. Z tego, co słyszałem to ABORTED dojechało i zagrało bardzo dobrze, ale jak było naprawdę, nie mnie to sądzić.
    Sobota, 13.07:
    Drugi dzień zapadł w mej pamięci jako totalnie spierdolony sound perkusji. Ten cały ustawiacz, albo był najarany na śmierć albo cierpiał męki po-alkoholowe. Ja z niecierpliwością czekałem na CARNAL DIAFRAGMA i się wreszcie doczekałem. Zagrali bardzo dobrze, tylko to brzmienie wkurzało. Ale pod sceną było już z tym trochę lepiej. Ten zespół ma potencjał i ja sądzę, że jeszcze pokażą, co potrafią. Następna kapela należy do typu 'kat-morderca'. MARTYRIUM CHRISTI to piekielne szatany, umyte włoski, odwrócone krzyże, tylko szatan zapomniał nauczyć kompilować ciekawą muzykę. W porównaniu do polskich deathowców-szatanów, MC to 8 liga. Po nich widziałem moje ulubione DEFLORACE. Po wytrwaniu prawie wszystkich kawałków doczekałem się 'Vaclav Mrazek' oraz 'Raining Blood' na koniec. Warto było trochę poczekać. Po Vaclavach Mrazkach przyszedł czas na SEE YOU IN HELL. Nazwa może wskazywać na następnych piekielnych, a tu dupa. Zajebisty punkowaty grind. Jak jebnęli 'Violent Pacification' to zawładnęli nie tylko moim sercem, hehehe. Po nich STERBEHILFE, taki noise'owaty bandzik. Ale więcej śmiechu niż słuchania. Potem opuściłem na jakiś czas teren festu w poszukiwaniu większej wody. Następni w kolejce do gniecenia moich genitalii stanęli Niemcy z CBT. To jest zajebisty dowód na to, że w tej muzyce kapela nie musi być najszybsza na świecie, a zniszczy i zmaltretuje żywot. Wystąpili jako trio. Chyba dobrze, że zrezygnowali z wokala, bo panowie Timo i Tobbe świetnie dawali sobie rade na zharmonizowanych bulgotach. Bardzo przyjemny występ. Po nich zagrał HOUWITSER a następnie nastąpił czas na belgijską AGATHE. Pod scenę wylegli prawie wszyscy, niesamowity widok, niesamowity show. Uruchamiało się tupanie nóżką, piwko uskuteczniało świderek w główce i było cacy. Ledwo jedni skończyli a już zaraz na scenie instalowali się weterani PUNGENT STENCH. Jebnęli jeden czy dwa nowe utwory, a tak to same hiciory. Obok mnie stał Czech, który słowo w słowo katował każdy utwór. Poza tym jebnęli niesamowity cover o równie niesamowitym tytule 'la bamba' i zabawa na całego... To trzeba zobaczyć. Mało tego, po PUNGENT'ach jebnęli mnie na deski TFD (popłuczyny po BRUTAL TRUTH). Ja mam skłonności do bycia zneutralizowanym przez spawające ziołem kapele i tak było tym razem. Według mnie i nie tylko mojej skromnej opinii TOTAL FUCKING DESTRUCTION zagrało najlepiej ze wszystkich. Schiza maksymalna, odlot w inny wymiar i łomot z głośników. Uwagę zwracał ubogi zestaw Hoak'a oraz jego niemałe umiejętności. Amerykańce ponownie pokazali Europejczykom co to znaczy zajebać dobry gig. TFD 4ever!!! Po takim przeżyciu olałem zręcznie występ GOREROTTED oraz LYKATHEA AFLAME, a stawiłem się na baczność przy PURULENT SPERMCANAL i było warto. Czeska jazda, prawidłowo odegrany set a w nim cover Sepultury 'r/r'. Jako ostatni cały fest zakończyli młodociani zbuntowani z MFAGCOQD, cokolwiek miałoby to znaczyć. Było spoko, ale wkurwiał mnie drugi wokal, który pozował na mega hiperowca rodem z usa, jego sprawa. Muzycznie deathgrind na dwa wokale, było ciekawie.

    I tak dobrnąłem ponownie do końca obscenicznej extremy. Warto było przewieźć dupę te 600 kilo w jedną stronę po to aby ponownie poczuć klimat czeskiego festu, napić się czeskiego sikacza i obejrzeć bardzo dobre zespoły na scenie. Na koniec się nam trochę rozpadało i grzecznie poszliśmy lu-lu-pa, bo za parę godzin następne 600 km do zaliczenia.

    PS.:
    Jako, że jest to moja ostatnia wypocina na Masterfulu, chce się poczuć pozerskim gnojem i pozdrowić obscenicznych:
    Monika, Ręcznik, Bahama, Kalory, Szymon - Pathophagia'zine, Andy i Rolly - Damnable, N29Ah, Zuder, Piotr - Parricide, Zając - Entrails zine, Loopy - Anima Devotee