SIX FEET UNDER
Moderatorzy: Nasum, Heretyk, Sybir, Gore_Obsessed
Regulamin forum
Tematy związane tylko z jednym zespołem lub jedną płytą. Wszelkie zbiorcze typu "América Latina Metal" lub "Najlepsza polska płyta thrash" itp. proszę zakładać w dziale "Dyskusje o muzyce metalowej"
Tematy związane tylko z jednym zespołem lub jedną płytą. Wszelkie zbiorcze typu "América Latina Metal" lub "Najlepsza polska płyta thrash" itp. proszę zakładać w dziale "Dyskusje o muzyce metalowej"
-
- Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
- Posty: 15015
- Rejestracja: 21-01-2011, 11:12
Re: SIX FEET UNDER
Gratuluje wytrwałości, mi sie nie chciało nawet nad tym albumem znęcać. Nic nie pamietam poza naprawdę chujowo brzmiącymi wokalami. Tragicznie to brzmiało. To nie oryginalność, bardziej pasowałoby tu słowo kuriozum.
- TheDude
- zahartowany metalizator
- Posty: 6325
- Rejestracja: 23-03-2011, 00:43
Re: SIX FEET UNDER
Szkoda mi wielu takich muzyków. Za młodu był power i świetne płyty a potem z biegiem lat czuć, że robią to bo po prostu to jest praca i coraz mniej w tym pasji.
-
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 9135
- Rejestracja: 30-03-2008, 17:30
- Lokalizacja: Trockenwald
-
- Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
- Posty: 15015
- Rejestracja: 21-01-2011, 11:12
Re: SIX FEET UNDER
Będę cały czas zrzędził, marudził, utyskiwał, ględził i stękał w opór powielając taki truizm, że najlepszą płytą Six Feet Under był i pozostanie "Haunted". Na pewno dla mnie, ale wiem dobrze o tym, że sporo osób myśli podobnie. Tamten album był niczym dobry kopniak prosto z zęby, prosty, mocny, celny, a przede wszystkim świeży i pełen pasji. Później to już różnie bywało, muzyka stała się bardziej monotonna i przewidywalna, zdarzały się jakieś przebłyski ale rozpatrując całość twórczości, było w niej tyle finezji i wyrafinowania co w odgłosach pracującego odkurzacza. O ostatniej płycie, ze względu na wokale to nawet nie ma co mówić.... No i w końcu pojawił się "Killing for revenge".
Płyta wydawać by się mogło, taka jak każda inna wydana pod tym szyldem, wszak prochu na nowo wymyślić w tego rodzaju muzyce sie nie da. Można jedynie bawić się w urozmaicenia, a tych wydaje mi się pojawiło kilka nowych. Chociażby blasty, z którymi do tej pory nie utożsamiałem ekipy Chrisa. Oczywiście, nie jest ich tutaj w takich ilościach jak na albumach Cannibal Corpse, pojawiają się raczej jako smaczki, na tyle intrygujące, że od razu wpadają w ucho. Bardzo dobrze brzmią również solówki, bardzo fajnie zresztą odegrane. Materiał fajnie sie rozwija, początek jest obiecujący, ale później moje dobre nastawienie nieco zaczęło podupadać. Nie jest to zła płyta, jest dość różnorodna, wokalnie Chris poprawił się od ostatniego razu, kompozycje potrafią zatrzymać słuchacza na dłużej, a to w przypadku tego zespołu, którego reputacja została mocno nadszargana to już coś. Fani, którzy stali u boku SFU bez względu na wszystko, będą na pewno zachwyceni, więc jeśli ktoś ich lubił, to z nowym krążkiem lubić nie przestanie. Malkontenci pewnie znowu będą niezadowoleni, a ci, którzy mieli z kapelą dłuższy rozbrat po przesłuchaniu pewnie nie będą żałowali poświęconego czasu.
"Killing for revenge" nie okaleczył moich uszu jakoś dotkliwie, ale zbyt zmysłowych pieszczot też nie doświadczyłem aby z utęsknieniem czekać na ponowny odsłuch. Jakoś moja dłoń mimowolnie podąża do miejsca na półce gdzie spokojnie leży sobie "Haunted" , kusi aksamitnym głosem by ją załączyć, po czym kiedy rozbrzmiewają pierwsze riffy rozpływam się niczym masło na patelni i zaczynam rzucać banałami że to ich najlepsze dokonanie.... Wiem, wiem, marudzę więc będę kończyć, a wy sami zdecydujcie który ich album jest najlepszy i czy nowy jest na tyle dobry, by dołączył do pozostałych na półce.
Płyta wydawać by się mogło, taka jak każda inna wydana pod tym szyldem, wszak prochu na nowo wymyślić w tego rodzaju muzyce sie nie da. Można jedynie bawić się w urozmaicenia, a tych wydaje mi się pojawiło kilka nowych. Chociażby blasty, z którymi do tej pory nie utożsamiałem ekipy Chrisa. Oczywiście, nie jest ich tutaj w takich ilościach jak na albumach Cannibal Corpse, pojawiają się raczej jako smaczki, na tyle intrygujące, że od razu wpadają w ucho. Bardzo dobrze brzmią również solówki, bardzo fajnie zresztą odegrane. Materiał fajnie sie rozwija, początek jest obiecujący, ale później moje dobre nastawienie nieco zaczęło podupadać. Nie jest to zła płyta, jest dość różnorodna, wokalnie Chris poprawił się od ostatniego razu, kompozycje potrafią zatrzymać słuchacza na dłużej, a to w przypadku tego zespołu, którego reputacja została mocno nadszargana to już coś. Fani, którzy stali u boku SFU bez względu na wszystko, będą na pewno zachwyceni, więc jeśli ktoś ich lubił, to z nowym krążkiem lubić nie przestanie. Malkontenci pewnie znowu będą niezadowoleni, a ci, którzy mieli z kapelą dłuższy rozbrat po przesłuchaniu pewnie nie będą żałowali poświęconego czasu.
"Killing for revenge" nie okaleczył moich uszu jakoś dotkliwie, ale zbyt zmysłowych pieszczot też nie doświadczyłem aby z utęsknieniem czekać na ponowny odsłuch. Jakoś moja dłoń mimowolnie podąża do miejsca na półce gdzie spokojnie leży sobie "Haunted" , kusi aksamitnym głosem by ją załączyć, po czym kiedy rozbrzmiewają pierwsze riffy rozpływam się niczym masło na patelni i zaczynam rzucać banałami że to ich najlepsze dokonanie.... Wiem, wiem, marudzę więc będę kończyć, a wy sami zdecydujcie który ich album jest najlepszy i czy nowy jest na tyle dobry, by dołączył do pozostałych na półce.
- ramonoth
- rasowy masterfulowicz
- Posty: 3034
- Rejestracja: 11-07-2011, 10:02
- Lokalizacja: Lublin
Re: SIX FEET UNDER
Nie umiem w recenzje, ale faktem jest, że poza H nowa płyta SFU jest jedyną, którą dosłuchałem do końca.