Strona 1 z 1

BRIGHTER DEATH NOW / raison d'etre wwa 24.09

: 17-08-2025, 15:41
autor: Żwirek i Muchomorek
Obrazek
https://www.voodooclub.pl/event/brighte ... arginis-se

Bardzo dobra cena - 96 złotych na kicket, w dniu koncertu 110 - a skład jeszcze lepszy. Chyba się przejadę do stolicy.

Re: BRIGHTER DEATH NOW / raison d'etre wwa 24.09

: 17-08-2025, 15:44
autor: TheDude
O mamma mia! Ale zestaw! Szkoda, że taki dupny termin, bo wolnego w pracy nie wezmę.

Re: BRIGHTER DEATH NOW / raison d'etre wwa 24.09

: 17-08-2025, 16:47
autor: C//A
Do rozważenia.

Re: BRIGHTER DEATH NOW / raison d'etre wwa 24.09

: 25-09-2025, 09:20
autor: Żwirek i Muchomorek
DESIDERII MARGINIS - może być. Po prostu dark ambient, przewalające się fale surowych dźwięków, ale miało to jakąś spójną narrację/kompozycję. Rozwijała się jakoś ta muzyka z sensem i w sumie słuchało się całkiem spoko. Niby mnie nie porywało, a przesłuchałem ze sporą dozą przyjemności.

RAISON D'ETRE - eeeech kurwa no. Niby brzmieniowo było na bogato, a dzięki pozamuzycznym samplom całość miała bardzo filmowy/wizualny charakter kojarzący mi się trochę z Lustmordem, ale tu dla odmiany narracji nie było żadnej, a w dodatku o 15-20 minut za długo. Pod koniec myślałem, że zasnę na stojąco. Rozczarowanie - lubię ten projekt, w domu czasami słucham, ale na żywo były to gluty i nudziarstwo okrutne.

BRIGHTER DEATH NOW - miałem obawy, że kolega Karmanik się zanadto schleje i będzie performatywnie jak w opowieściach bdb kolegów o koncercie w bodaj Pogłosie, gdzie się ponoć tak napierdolił, że najpierw mało z kimś się nie pobił, a potem się zjebał ze sceny ze sprzętem, ale nie. Było pite, ale cywilizowanie. Grał krótko - 45 minut - ale poziom intensywności na każdym poziomie był taki, że to w zupełności wystarczyło. Głośno było okrutnie, wszystkie ubrania i wnętrzności mi wibrowały, no ale to nie disco polo, to ma boleć. Bardzo hipnotyczny, transowy, skupiony, medytacyjny koncert, zassało mnie jak odpływ w zlewie i nie chciało puścić. Grał solo z pomocą gitary basowej obsługiwanej smyczkiem i... skrzypiec. Trudno wyjaśnić, czemu tak statyczne granie może chwytać, a równie statyczne inne niekoniecznie, ale pewnie chodzi o to, że cały czas coś się w tej muzyce jednak działo i rzecz się rozwijała w jakimś trudnym do przewidzenia/wytrzymania kierunku. Supporty zupełnie zniknęły, tamci dwaj wypadli przy Karmaniku jak średnio zdolni amatorzy. Znakomity koncert. Kto przegapił, niech żałuje.

I jeszcze hójowa fota:

Obrazek