SPHERE - Polska, 2022

[uglak]

Sphere pogra trochę na żywo. Supporty miejscami też bardzo zacne.

[maciek z klanu]

Na metalmani z analripperem zajebali przepieknie

[when_in_sodom]

Cover vital remains jest w setliscie?

[when_in_sodom]

Byłem, widziałem, napoje schładzające spozylem, płytkę zanabylem, piateczki przybiłem. Pierwsza zaloga to trio Species. Zaprezentowali techniczno-progresywny thrash metal. Kazdy kawalek składał się z 36 riffów, a każdy riff z co najmniej 42 dźwięków. Pomimo takiej złożoności muzyki słuchało się tego z zaciekawieniem, było też selektywnie co należy pochwalić. na pewno nie nudzili, choć z drugiej strony nie zachęcało do większych podrygow, bynajmniej mnie. Wokalista/basista przypominał młodego Alexa z Krisiun. Byly też kawalki instrumentalne, byly wstawki balladowe bez przesterów... Mi osobiście brakowało drugiej gitary, dialogów, aranżacji na 2 wiosla. Jak już idą w progresję, złożoność, to 2 gitara tą przestrzeń by wytworzyła, przynajmniej ja tak odczuwam. Wizja kapeli, czy brak chetnego na stanowisko? Inna sprawa, że do takich wygibasów pewnie ciężko znaleźć kompana. Kolejny band - Lunacy - przegadany na zewnątrz w ogródku piwnym, a szkoda bo jak zszedłem na ostatni kawałek, to z głośników sączyły się stare szwedzkie brzmienia, a logo dissection na koszulce jednego z gitarzystów zdradzało (nie)boskie inspiracje. No cóż, szkoda, ale nie mozna mieć wszystkiego. Kolejny band postanowiłem nie odpuścić. Ferosity serwowali techniczny death metal, ja słyszałem inspiracje immolation, dying fetus na. Sprawnie technicznie, muzycznie sporo również sie tu działo. Załoga zgrana, widać, że nie uprawiają swego rzemiosła od wczoraj. Słowo krytyki muszę jednak wtrącić: na moje ucho brakowało trochę chwytliwych momentów, może jakis prosty riff, może jakis wpadający w ucho refren. Ja odczułem zbyt duże nastawienie na technikę i wygibasy, szybkie riffy, brakowało jednak czegoś co spowoduje, że te dźwięki dotrą nie tylko do muzyków, ktorzy na pewno docenią kunszt. Tyle moje odczucie, ale może tylko moje i się nie znam. Na koniec wyszła gwiazda wieczoru promujaca nową płytkę 'blood era'. Załoga zaprezentowała się bardzo pozytywnie, czuć zgranie zespołu. Technicznie, jak poprzednicy bardzo sprawnie, wpadek nie odnotowalem. Gitarzyści na duży plus, piekny warsztat. O ile kawałek z nowej plyty z riffem składającym się ze sweep'ow na dwa wiosła brzmiał dla mnie trochę jak przerost formy nad treścią, to już w tytułowym 'blood era' wstęp z solówką i arpeggiami wypadł epicko. Takich dźwięków nie powstydziliby się Jason Becker i Jeff Loomis! Całości dopelnil oczywiście cover Vital Remains z, a jakże, epicką soloweczka gitarową odegraną jak sam Suzuki zarządził prawie 20 lat temu. Skoro już oryginału pewnie nie prędko bedzie nam dane usłyszeć/zobaczyć (czy w ogóle?) to taki solidny cover sprawił niemałą frajdę i powodował ze garście z butlami same rwały się do góry! Sztukę uważam za udaną, na pewno był to dobry pomysł na piątkową noc. Zaskoczyła mnie też frekwencja, ludzie dopisali. Jak na mały klub jakim jest Voodoo ludzików przybyło dużo, jakieś kilkadziesiąt. Na pewno nie było takiej biedy jak na Besatt, ze kilka osób pod sceną stały, kilka mord przy barze i jakieś zwłoki we wnęce leżały. Wiosenny sezon koncertowy uważam za otwarty.

[tomek]

było bdb,wspierajcie podziemie