101 PŁYT TWOJEGO ŻYCIA

ogólne rozmowy o tym i owym... tylko metal prosimy....

Moderatorzy: Heretyk, Nasum, Sybir, Gore_Obsessed, ultravox

Awatar użytkownika
DST
weteran forumowych bitew
Posty: 1949
Rejestracja: 23-12-2010, 23:02

Re: 101 PŁYT TWOJEGO ŻYCIA

24-03-2024, 17:38

bartwa pisze:
24-03-2024, 17:17
A na mojej jest :jezyk:

54. NAPALM DEATH Utopia Banished - nie ma listy bez Napalmów. Bardzo ich lubię, a Utopia ma najlepsze brzmienie, idealny mix grind/death i bdb riffy (melodia to dla mnie najważniejsza rzecz w muzyce) i jest ich moja ulubioną płytą. Drugą jest FETO.
W moim rankingu byłoby na pewno wysoko coś późnego okresu, jak TWfNS, Utilitarian albo EotMB
Awatar użytkownika
Kilgore
rasowy masterfulowicz
Posty: 2153
Rejestracja: 21-12-2010, 20:34

Re: 101 PŁYT TWOJEGO ŻYCIA

24-03-2024, 19:29

Pierwsza pięćdziesiątka z luźnymi uwagami i skojarzeniami. Kolejność przypadkowa
1. King Crimson – „Thrak” – wielki zespół, ma kilka lepszych płyt w dyskografii, ale tą poznałem jako pierwszą. Od niej zaczęło się uwielbienie więc jest sentyment.
2. Maanam – „Mental Cut” - Od tej płyty wszystko się zaczęło, piewsza kaseta w życiu, przez jakiś czas też jedyna, więc słuchana na okrągło. Dopiero po latach zobaczyłem że to jest Mental CUT a nie CAT.
3. Róże Europy – „Stańcie przed lustrami” płyta bez słabego utworu, podobnie jak Maanam początki i ta okładka z uszminkowaną zakonnicą, co wam powie zwierciadełko.
4. KSU - „Pod prąd” Czas końca podstawówki, ogniska i śpiewanie „Po drugiej stronie drzwi”. Jabol Punk – punkowy kawałek wszech czasów
5. George Michael - „Faith” Kaseta kupiona jeszcze w księgarni na wiosce, tak wioska 3000 ludzi i była księgarnia, kino zresztą też, ta płyta ma bardzo gęstą atmosferę. Fenomealne utwory: tytułowy, Father figure, Monkey
6. Michael Jackson - „Bad” Dirty Diana była słuchana do zdarcia taśmy i do tego świetny Smooth Criminal czy Bad.
7. Kolaboranci - „A może to ja...” Nigdy wielkim fanem Punka nie byłem ale takie bardziej ciekawe muzycznie rzeczy czasem łapały. Muzycznie ta płyta to same killery, tekstowo już nie koniecznie.
8. The Clash - „Combat Rock” Rock the Casbah i Should i stay or should i go i chyba nie trzeba nic dodawać. Ten drugi to był nawet hitem na lokalnej dyskotece.
9. The Cure - „Paris” Z Curami to mam problem którą płytę wybrać, lubię prawie wszystkie. Padło na Paryż za klimat i to taki greatest hits live
10. Depeche Mode - „Violator” Z racji tego że kręciłem się w towarzystwie Depeszy jakoś przesiąkłem nimi. Środkowy okres tak od Black Celebration do Songs of faith and devotion uważam za genialny, z punktem kulminacyjnym w postaci Violator (pogwałcacz jak to tłumaczył Beksa w Trójce) No i oczywiscie Personal Jesus i Policy of truth.
11. Marillion - „Fugazi” To na pewno pokłosie słuchania Trójki w wieku szczenięcym, moim zdaniem najlepszy Marillion. Długo słuchałem z niepodpisanej kasety nie dokońca wiedząc co to jest. Na drugiej stronie 90TDK SA było nagrane...
12. The Cult - „Dreamtime” płyta kompletna, zawsze słucham jak mam zjazd psychiczny. Koniecznie wersja rozszerzona z kawałkami z singli. Taki „Bone Bag” czy „Ressurection Joe” cudo.
13. Sisters of Mercy - „ The first, the last and always” Po tej samej linii co The Cult. Ta płyta leczy duszę. Tutaj jest taki dół że po wysłuchaniu świat robi się od razu piękniejszy.
14. Black Sabbath - „Tyr” Płyta pierwszy raz usłyszana i nagrana we fragmencie w radio, chyba u Kaczkowskiego, wciągnęła mnie swoim klimatem. To był pierwszy Sabbath jaki usłyszałem i byłem mocno zniesmaczony Ozzym he he. Dalej to jeden z mioch ulubionych Sabbathów
15. Dire Straits - „ Brothers in Arms” Pierwszy kompakt jaki sobie kupiłem, a właściwie jeden z pierwszych pięciu które kupiłem będąc w USA. Tamtejsze radio, bodajże Classic Rock męczyło „Your latest trick” i tak się skusiłem. Teraz wolę Love Over Gold, ale Brothers to ważniejsza dla mnie płyta.
16. Jethro Tull - „Aqualung” Podobna historia jak powyżej, „Locomotive Breath” leciał codziennie w czasie dojazdu do roboty w Classic Rock Chicago przez miesiąc, a że człowiek lubi utwory które już słyszał to musiałem kupić.
17. Dead Can Dance - „ Spiritchaser” Jeszcze w czasach liceum miałem kumpla który męczył nas różnymi wynalazkami, między innymi DCD. Lubię wszystkie ich płyty ale szczególnie tą za „Song of Dispossessed” z genialnymi wokalizami Brendana. Zawsze wolałem utwory z im niż z Lisą.
18. Primus - „Pork Soda” Podobny przypadek jak wyżej, też było pranie na Primus, ale tutaj chwyciło dopiero po latach. Wybrałem „Pork Soda” za „My name is Mud”
19. Kora i Pudelsi - „Bella Pupa” To z kolei wspomnienie z czasów studenckich, męczył tą płytę gościu od którego wynajmowałem lokum. Swoją drogą świetna płyta i chyba najlepszy Maleńczuk.
20. Klaus Mitfoch - „Klaus Mitfoch” czyli najlepszy Janerka, zaczęło się znowu od radia i „Strzeż się tych miejsc”. Prawie tytułowy „Klaus Mitroch” to jeden z najlepszych polskich utworów jakie kiedykolwiek powstały.
21. Porter Band - „ Hellicopters” Wszyscy znają „Aint got my music” ale tam wszystko się zgadza, kopalnia hiciorów. Nikt tak wtedy nie grał w Polsce.
22. Rainbow - „ On stage” (coś mało metalowo na razie) Bardzo lubię Ronniego i w Black Sabbath i Dio i w Rainbow, padło na „On stage” ze względu na wspaniałe długie wersje „Mistreated” i „Man on the silver mountain” no i jeszcze 19th century greensleaves
23. Rush - „Moving Pictures” Jako wielki fan Rush musiałem coś zmieścić, tej płyty słuchałem najczęściej, ale konkurencja przeogromna. Tom Sawyer, YZZ, Red Barachetta same klasyki.
24. The Gathering - „Always” Poznałem ich ze składanki DSFA5 No control..., wspaniały album, świetny wokal i ta okładka dosyć nietypowa (chyba zerżnięta z kalendarza Pirrelli) Taki Subzero nisczczy obiekty. Tak naprawdę to jeszcze dwójka robi mi dobrze, potem przyszedł rudy wyjec i chuj bombki strzelił, WIP.
25. Dark Tranquillity - „Tranquillity” Składanka wydana nakładem Carnage, dwa pierwsze wydawnictwa, w tamtych czasach najczęściej słuchana kaseta. Po latach wydana na winylu pod szyldem „Yesterworld”
26. Desultory - „Forever Gone” następn składak z Carnage, dwa dema, cud miód i orzeszki. Niestety te same utwory na debiucie brzmiały ieporównywalnie gorzej.
27. Candlemass - „Nightfall” Jedna z pierwszych kaset metalowych jakie dane mi było mieć. Duży sentyment, chociaż po latach raczej wolę inne ich płyty.
28. King Diamond - „Conspiracy/Abigail” pierwsze usłyszane płyty (kasety) Kinga, przepadłem od razu. Jeżeli miałbym wybrać jedną to jednak Conspiracy
29. Cynic - „Focus” To już czasy Metalhammera i prania przez K.K. na udziwnienia w metalu. Focus uwielbiam do dzisiaj, uważam że jest jedyny i niepowtarzalny podobnie jak...\
30. Pestilence – „Spheres” dla mnie jest to najlepsza płyta Pestilence słucham bardzo często. Płyta niepowtarzalna, można ją lubić lub nie ale drugiej takiej nie ma. Pamiętam że kasetę dostałem na urodziny od uwczesnej dziewczyny, fajne czasy.
31. Atheist - „ Elements” jak wyżej, Atheist w najwyższej formie
32. Iced Earth - „ Alive in Athens” jestem wielkim ich fanem tak do Horror Show, wybrałem Alive bo to taki best of pierwszego okresu ich twórczości, płyta monument najlepsza koncertówka metalowa według mnie. (tylko nie kupować winyla, tam ktoś wymyślił przerwy między utworami, masakra)
33. Boltthrower - „ IV th Crusade” najczęściej słuchana ich płyta ze wspaniałą okładką, patrząc z perspektywy czasu lepiej wypada For Victory lub Those Once Loyal ale tutaj pracuje sentyment
34. Christ Agony - „Moonlight”, „Unholyunion” czas na polskie mistrzostwo, tutaj będą dwie płyty bo nie mogę się zdecydować. Z Trylogii tylko dwójka dstaje na minus według mnie.
35. Damnation - „Rebel Souls” świetny klimat jedna z najlepszych polskich płyt DM
36. Ghost - „ Lost of Mercy” tutaj wybór pewnie nie oczywisty ale dla mnie ideał plus cudowna okładka. Szkoda że wznowienie na lp ma zmienioną okładkę. Te zwolnienia, miód.
37. Violen Dirge - „Elapse” kiedy usłyszałem tą kasetę to zdmuchnęło mnie z krzesła, gęsto, technicznie, genialny wokal. Brzmienie takie że klękajcie narody, do tego świetna okładka. Szkoda że to się tak rozmyło.
38. Vader - „ The Ultimate Incantation” - Headbangers ball, Vanessa, teledysk i wszycho.
39. Immolation - „Here in After” co za płyta, dużo było narzekania że to nie to co debiut, ja debiut poznałem w drugiej kolejności i zdecydowanie wolę dwójkę.
40. Death - „ Symbolic” znowu sentyment, uwielbiam wszystkie ich płyty i uważam że to jedna z nielicznych kapel bez słabej płyty, ale to Symbolic miałem pierwszą na licencji zgraną do bólu.
41. Mercyful Fate - „Time” Mercyfuli poznałem stosunkowo późno po solowym Kingu, pierwszy był In the Shadows ale tak kiepsko nagrany że mał co było słychać. Dopiero Time mnie zabił, nie zliczę ilości przesłuchań. Pierwsze dwie płyty poznałem dużo później.
42. Rotting Christ - „Thy Mighty Contract” Tutaj nie ma słabego utworu, słuchałem z pozycji kolan. Do tego złowieszcza okładka. Transform all sufer into plague
43. Nightfall - „Parade into centuries” znowu Grecja, tym razem klimatyczny death metal. Wielkim rozczarowaniem dla mnie była dwójka.
44. Pan Thy Monium - „ Dawn of dreams” właściwie mogło by być każde ich wydawnictwo, dla mnie ulubiony zespół bez podziału na kategorie ( obok King Crimson)
45. Mayhem - „ Grand Declaration of War” płyta zła do szpiku kości, zimna, precyzyjna, cudowne oblicze black metalu. I to kliniczne brzmienie tak pasujące do reszty.
46. VoiVod - „Nothingface”, „Angel Rat”, „Outer Limits” trzy płyty które dla mnie tworzą niepodzielną całość. Mogę słuchać bez końca.
47. Tiamat - „The Astral sleep”, „Clouds”, „Wildhoney” następna wielka trójca, koncert w Chorzowie w klubie Premier na trasie Wildhoney niezapomniane przeżycie.
48. Paradise Lost - „ Shades of God” swego czasu chodziłem ze dwa lata z tą kasetą w walkmanie
49. Ship of fools - „ Close Your Eyes forget the world” Soundtrack do eksperymentów i rozmów z rybami akwariowymi, odlot. Zresztą ich drugi album „Out there somewhere” jest równie genialny.
50. Renaissance - „The Death of Art” pokręcona muzyka, plus Archway mroczny death ze świetnym wokalem
cdn
Wyobraź sobie że zawsze masz czas
Br00tal
rozkręca się
Posty: 99
Rejestracja: 03-02-2024, 17:42

Re: 101 PŁYT TWOJEGO ŻYCIA

24-03-2024, 19:47

Kilgore pisze:
24-03-2024, 19:29
Pierwsza pięćdziesiątka z luźnymi uwagami i skojarzeniami. Kolejność przypadkowa
1. King Crimson – „Thrak” – wielki zespół, ma kilka lepszych płyt w dyskografii, ale tą poznałem jako pierwszą. Od niej zaczęło się uwielbienie więc jest sentyment.
2. Maanam – „Mental Cut” - Od tej płyty wszystko się zaczęło, piewsza kaseta w życiu, przez jakiś czas też jedyna, więc słuchana na okrągło. Dopiero po latach zobaczyłem że to jest Mental CUT a nie CAT.
3. Róże Europy – „Stańcie przed lustrami” płyta bez słabego utworu, podobnie jak Maanam początki i ta okładka z uszminkowaną zakonnicą, co wam powie zwierciadełko.
4. KSU - „Pod prąd” Czas końca podstawówki, ogniska i śpiewanie „Po drugiej stronie drzwi”. Jabol Punk – punkowy kawałek wszech czasów
5. George Michael - „Faith” Kaseta kupiona jeszcze w księgarni na wiosce, tak wioska 3000 ludzi i była księgarnia, kino zresztą też, ta płyta ma bardzo gęstą atmosferę. Fenomealne utwory: tytułowy, Father figure, Monkey
6. Michael Jackson - „Bad” Dirty Diana była słuchana do zdarcia taśmy i do tego świetny Smooth Criminal czy Bad.
7. Kolaboranci - „A może to ja...” Nigdy wielkim fanem Punka nie byłem ale takie bardziej ciekawe muzycznie rzeczy czasem łapały. Muzycznie ta płyta to same killery, tekstowo już nie koniecznie.
8. The Clash - „Combat Rock” Rock the Casbah i Should i stay or should i go i chyba nie trzeba nic dodawać. Ten drugi to był nawet hitem na lokalnej dyskotece.
9. The Cure - „Paris” Z Curami to mam problem którą płytę wybrać, lubię prawie wszystkie. Padło na Paryż za klimat i to taki greatest hits live
10. Depeche Mode - „Violator” Z racji tego że kręciłem się w towarzystwie Depeszy jakoś przesiąkłem nimi. Środkowy okres tak od Black Celebration do Songs of faith and devotion uważam za genialny, z punktem kulminacyjnym w postaci Violator (pogwałcacz jak to tłumaczył Beksa w Trójce) No i oczywiscie Personal Jesus i Policy of truth.
11. Marillion - „Fugazi” To na pewno pokłosie słuchania Trójki w wieku szczenięcym, moim zdaniem najlepszy Marillion. Długo słuchałem z niepodpisanej kasety nie dokońca wiedząc co to jest. Na drugiej stronie 90TDK SA było nagrane...
12. The Cult - „Dreamtime” płyta kompletna, zawsze słucham jak mam zjazd psychiczny. Koniecznie wersja rozszerzona z kawałkami z singli. Taki „Bone Bag” czy „Ressurection Joe” cudo.
13. Sisters of Mercy - „ The first, the last and always” Po tej samej linii co The Cult. Ta płyta leczy duszę. Tutaj jest taki dół że po wysłuchaniu świat robi się od razu piękniejszy.
14. Black Sabbath - „Tyr” Płyta pierwszy raz usłyszana i nagrana we fragmencie w radio, chyba u Kaczkowskiego, wciągnęła mnie swoim klimatem. To był pierwszy Sabbath jaki usłyszałem i byłem mocno zniesmaczony Ozzym he he. Dalej to jeden z mioch ulubionych Sabbathów
15. Dire Straits - „ Brothers in Arms” Pierwszy kompakt jaki sobie kupiłem, a właściwie jeden z pierwszych pięciu które kupiłem będąc w USA. Tamtejsze radio, bodajże Classic Rock męczyło „Your latest trick” i tak się skusiłem. Teraz wolę Love Over Gold, ale Brothers to ważniejsza dla mnie płyta.
16. Jethro Tull - „Aqualung” Podobna historia jak powyżej, „Locomotive Breath” leciał codziennie w czasie dojazdu do roboty w Classic Rock Chicago przez miesiąc, a że człowiek lubi utwory które już słyszał to musiałem kupić.
17. Dead Can Dance - „ Spiritchaser” Jeszcze w czasach liceum miałem kumpla który męczył nas różnymi wynalazkami, między innymi DCD. Lubię wszystkie ich płyty ale szczególnie tą za „Song of Dispossessed” z genialnymi wokalizami Brendana. Zawsze wolałem utwory z im niż z Lisą.
18. Primus - „Pork Soda” Podobny przypadek jak wyżej, też było pranie na Primus, ale tutaj chwyciło dopiero po latach. Wybrałem „Pork Soda” za „My name is Mud”
19. Kora i Pudelsi - „Bella Pupa” To z kolei wspomnienie z czasów studenckich, męczył tą płytę gościu od którego wynajmowałem lokum. Swoją drogą świetna płyta i chyba najlepszy Maleńczuk.
20. Klaus Mitfoch - „Klaus Mitfoch” czyli najlepszy Janerka, zaczęło się znowu od radia i „Strzeż się tych miejsc”. Prawie tytułowy „Klaus Mitroch” to jeden z najlepszych polskich utworów jakie kiedykolwiek powstały.
21. Porter Band - „ Hellicopters” Wszyscy znają „Aint got my music” ale tam wszystko się zgadza, kopalnia hiciorów. Nikt tak wtedy nie grał w Polsce.
22. Rainbow - „ On stage” (coś mało metalowo na razie) Bardzo lubię Ronniego i w Black Sabbath i Dio i w Rainbow, padło na „On stage” ze względu na wspaniałe długie wersje „Mistreated” i „Man on the silver mountain” no i jeszcze 19th century greensleaves
23. Rush - „Moving Pictures” Jako wielki fan Rush musiałem coś zmieścić, tej płyty słuchałem najczęściej, ale konkurencja przeogromna. Tom Sawyer, YZZ, Red Barachetta same klasyki.
24. The Gathering - „Always” Poznałem ich ze składanki DSFA5 No control..., wspaniały album, świetny wokal i ta okładka dosyć nietypowa (chyba zerżnięta z kalendarza Pirrelli) Taki Subzero nisczczy obiekty. Tak naprawdę to jeszcze dwójka robi mi dobrze, potem przyszedł rudy wyjec i chuj bombki strzelił, WIP.
25. Dark Tranquillity - „Tranquillity” Składanka wydana nakładem Carnage, dwa pierwsze wydawnictwa, w tamtych czasach najczęściej słuchana kaseta. Po latach wydana na winylu pod szyldem „Yesterworld”
26. Desultory - „Forever Gone” następn składak z Carnage, dwa dema, cud miód i orzeszki. Niestety te same utwory na debiucie brzmiały ieporównywalnie gorzej.
27. Candlemass - „Nightfall” Jedna z pierwszych kaset metalowych jakie dane mi było mieć. Duży sentyment, chociaż po latach raczej wolę inne ich płyty.
28. King Diamond - „Conspiracy/Abigail” pierwsze usłyszane płyty (kasety) Kinga, przepadłem od razu. Jeżeli miałbym wybrać jedną to jednak Conspiracy
29. Cynic - „Focus” To już czasy Metalhammera i prania przez K.K. na udziwnienia w metalu. Focus uwielbiam do dzisiaj, uważam że jest jedyny i niepowtarzalny podobnie jak...\
30. Pestilence – „Spheres” dla mnie jest to najlepsza płyta Pestilence słucham bardzo często. Płyta niepowtarzalna, można ją lubić lub nie ale drugiej takiej nie ma. Pamiętam że kasetę dostałem na urodziny od uwczesnej dziewczyny, fajne czasy.
31. Atheist - „ Elements” jak wyżej, Atheist w najwyższej formie
32. Iced Earth - „ Alive in Athens” jestem wielkim ich fanem tak do Horror Show, wybrałem Alive bo to taki best of pierwszego okresu ich twórczości, płyta monument najlepsza koncertówka metalowa według mnie. (tylko nie kupować winyla, tam ktoś wymyślił przerwy między utworami, masakra)
33. Boltthrower - „ IV th Crusade” najczęściej słuchana ich płyta ze wspaniałą okładką, patrząc z perspektywy czasu lepiej wypada For Victory lub Those Once Loyal ale tutaj pracuje sentyment
34. Christ Agony - „Moonlight”, „Unholyunion” czas na polskie mistrzostwo, tutaj będą dwie płyty bo nie mogę się zdecydować. Z Trylogii tylko dwójka dstaje na minus według mnie.
35. Damnation - „Rebel Souls” świetny klimat jedna z najlepszych polskich płyt DM
36. Ghost - „ Lost of Mercy” tutaj wybór pewnie nie oczywisty ale dla mnie ideał plus cudowna okładka. Szkoda że wznowienie na lp ma zmienioną okładkę. Te zwolnienia, miód.
37. Violen Dirge - „Elapse” kiedy usłyszałem tą kasetę to zdmuchnęło mnie z krzesła, gęsto, technicznie, genialny wokal. Brzmienie takie że klękajcie narody, do tego świetna okładka. Szkoda że to się tak rozmyło.
38. Vader - „ The Ultimate Incantation” - Headbangers ball, Vanessa, teledysk i wszycho.
39. Immolation - „Here in After” co za płyta, dużo było narzekania że to nie to co debiut, ja debiut poznałem w drugiej kolejności i zdecydowanie wolę dwójkę.
40. Death - „ Symbolic” znowu sentyment, uwielbiam wszystkie ich płyty i uważam że to jedna z nielicznych kapel bez słabej płyty, ale to Symbolic miałem pierwszą na licencji zgraną do bólu.
41. Mercyful Fate - „Time” Mercyfuli poznałem stosunkowo późno po solowym Kingu, pierwszy był In the Shadows ale tak kiepsko nagrany że mał co było słychać. Dopiero Time mnie zabił, nie zliczę ilości przesłuchań. Pierwsze dwie płyty poznałem dużo później.
42. Rotting Christ - „Thy Mighty Contract” Tutaj nie ma słabego utworu, słuchałem z pozycji kolan. Do tego złowieszcza okładka. Transform all sufer into plague
43. Nightfall - „Parade into centuries” znowu Grecja, tym razem klimatyczny death metal. Wielkim rozczarowaniem dla mnie była dwójka.
44. Pan Thy Monium - „ Dawn of dreams” właściwie mogło by być każde ich wydawnictwo, dla mnie ulubiony zespół bez podziału na kategorie ( obok King Crimson)
45. Mayhem - „ Grand Declaration of War” płyta zła do szpiku kości, zimna, precyzyjna, cudowne oblicze black metalu. I to kliniczne brzmienie tak pasujące do reszty.
46. VoiVod - „Nothingface”, „Angel Rat”, „Outer Limits” trzy płyty które dla mnie tworzą niepodzielną całość. Mogę słuchać bez końca.
47. Tiamat - „The Astral sleep”, „Clouds”, „Wildhoney” następna wielka trójca, koncert w Chorzowie w klubie Premier na trasie Wildhoney niezapomniane przeżycie.
48. Paradise Lost - „ Shades of God” swego czasu chodziłem ze dwa lata z tą kasetą w walkmanie
49. Ship of fools - „ Close Your Eyes forget the world” Soundtrack do eksperymentów i rozmów z rybami akwariowymi, odlot. Zresztą ich drugi album „Out there somewhere” jest równie genialny.
50. Renaissance - „The Death of Art” pokręcona muzyka, plus Archway mroczny death ze świetnym wokalem
cdn
No kolego, po takich postach chce mi się słuchać muzyki, a najlepiej by było zapodać po kolei wszystko co opisałeś :wink:
Gratuluję, po takie posty wchodzę na forum.
tomaszm
mistrz forumowej ceremonii
Posty: 8045
Rejestracja: 26-12-2010, 12:33

Re: 101 PŁYT TWOJEGO ŻYCIA

24-03-2024, 19:54

Musiałbym sie mocno zasatowić. KOnglomerat między totalnie niszową muzyką i takimi rzeczami co moge wałkować w nieskończoność. Na pewno wkleję ale miedzy Adversarial. Mitochotrion czy Ulcerate będą tam rzeczy jak co obdzeirają mi skórę


Co mogę odtwarzać bez końca.
Kupię:

Vastum Hole Below
Awatar użytkownika
DST
weteran forumowych bitew
Posty: 1949
Rejestracja: 23-12-2010, 23:02

Re: 101 PŁYT TWOJEGO ŻYCIA

24-03-2024, 20:20

Kilgore wrzucił The Cult. U mnie na liście też mogłoby się "Love" znaleźć. Goddammit! Będę się teraz tylko wkurwiał tym tematem.
Maruder
w mackach Zła
Posty: 680
Rejestracja: 02-01-2011, 22:21

Re: 101 PŁYT TWOJEGO ŻYCIA

24-03-2024, 21:17

Podobnie jak ja (zarowno odnosnie wkurwiania jak I Love).

Zaczalem sobie odswiezam kompakty I zdecydowalem, ze wyborne te setke. I mam juz ponad 300 naj, pierdole 😛
Awatar użytkownika
tommek
w mackach Zła
Posty: 810
Rejestracja: 04-11-2017, 16:09
Kontakt:

Re: 101 PŁYT TWOJEGO ŻYCIA

24-03-2024, 23:26

Chronologicznie wg najczęściej słuchanych, dziś wyglądało by to inaczej bo gust się zmienił.

Modern Talking -
Manowar Kings of metal
Iron Maiden The number of the beast
Kreator Coma of souls
Metallica Black Album
Metallica ...And justice for all
Megadeth Countdown To Extinction
Sepultura Arise
Black Sabbath Tyr
Deicide Deicide
Napalm Death Scum
Terrorizer World Downfall
Morbid Angel Bleased are the sick
Morbid Angel Covenant
Christ Agony Unholyunion
Rotting christ Thy Mighty Contract
Death Human
Death Individual Thought Patterns
Pestilence Testimony Of The Ancients
Obituary Cause of death
Kreator Reneval
Bolt Thrower 4 crusade
Gorefest False.
Kazik Lata 90
Armia Triodante
My Dying Bride Turn Loose The Swans
My Dying Bride The Angel And The Dark River
Grave You'll Never See...
Blasphereion Rest in Peace
Torchure Beyond the Veil
Vader Sothis
Vader De profundis
Pan.thy.monium Dawn of dreams
Moonspel Irreligious
Paradise Lost Shades of god
Paradise Lost Draconian Times
Tiamat A Deeper Kind Of Slumber
Tiamat Clouds
The Gathering Mandylion
Samael Worship Him
Dissection Storm Of The Light's Bane
Samael Ceremony Of Opposites
Summoning Minas morgul
Behemoth Grom
Morgoth Odium
Unholy Second ring of Power
Convulse World Without God
Mortiis Ånden Som Gjorde Opprør
Emperor In The Nightside Eclipse
Burzum Hvis Lyset Tar Oss
Burzum Filosofem
Bathory Under the sign of the black mark
Bathory Hammerheart
Bathory Twilight of the gods
Mayhem De Mysteriis Dom Sathanas
Diabolos Rising 666
Laibach Jesus Christ Superstars
Tool Aenima
Type O Negative Bloody Kisses
Rammstain Herzeleid
Radiohead Ok computer
Radiohead Amnesiac
Dead Can Dance Within The Realm Of A Dying Sun
KING CRIMSON In the Court of the Crimson King
JUDAS PRIEST Painkiller
Neurosis Through Silver In Blood
Neurosis Times Of Grace
Depeche Mode Violator
Depeche Mode Songs Of Faith And Devotion
Massive Attack Mezzanine
Portishead Dummy
The Cure Disintegration
Nick Cave The Boatman's Call
Ministry Filth Pig
KILLING JOKE Pandemonium
Einstürzende Neubauten Halber Mensch
Angelo Badalamenti Soundtrack From Twin Peaks
Górecki 3 symfonia
Swans Children of god
Swans The Great Annihilator
Cocteau Twins Treasure
IMMOLATION Close to a World Below
Bjork Post
David Bowie Blackstar
Peter Gabriel So
Wardruna Runaljod - Gap Var Ginnunga
Celtic frost Monotheist
Coil Musick to Play in the Dark Volume 1
Swallowed Lunarterial
Primordial To The Nameless Dead
" Asphyx " Death...The Brutal Way
Drudkh Autumn Aurora
Paysage D'Hiver Das Tor
Mgła Exercises In Futility
Raison d'être Within The Depths Of Silence And Phormations
Bolzer Hero
Portal Ion
Infernal Coil Within A World Forgotten
Djevel Tanker Som Rir Natten
Basinski Melancholia
Dødheimsgard Black Medium Current
Nasum
Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
Posty: 15075
Rejestracja: 21-01-2011, 11:12

Re: 101 PŁYT TWOJEGO ŻYCIA

25-03-2024, 16:56

To może na początek, czym dla mnie jest ten mityczny "album życia"? Wbrew pozorom, to nie tylko płyta, którą przesłuchałem tysiące razy i znam na pamięć każdą sekundę, wiem kiedy nastąpi uderzenie w werbel którego nie słychać podczas pierwszego odsłuchu, wiem kiedy wychwycić muśnięcie w talerz które ginie gdzieś w natłoku dźwięków, albo jestem w stanie powiedzieć, kiedy można wychwycić jak przesuwają się palce gitarzysty po gryfie, bo przypadkowo w 48 sekundzie trzeciego utworu to słychać. Owszem, takie też sie pojawią, ale pojawią się na tej liście krążki których bywa, że dawno nie słuchałem, ale były pewnym wyznacznikiem gustu, drogowskazem w jakim kierunku zintensyfikować swoje muzyczne poszukiwania, a w końcu płyty, które zawładnęły mną do reszty z niewytłumaczalnych powodów, które kiedy je słucham, mam przed oczyma wydarzenia z mojego życia - takie zespolenie pewnych wydarzeń, miejsc, ludzi z muzyką. Siła sentymentu której nie jestem w stanie sie oprzeć. Skoro już sobie wyjaśniliśmy, to zacznijmy od samego początku, od zarania dziejów, kiedy byłem jeszcze młodym szczylem, który po usłyszeniu AC/DC postanowił z nieznanych powodów dotrzeć do nieco mocniejszej muzyki. Intuicyjnie, bez pomocy kogoś z zewnatrz.

"Santana" - pierwszy muzyczny sklep z prawdziwego zdarzenia, do dziś czuję ten zapach naelektryzowanego powietrza i czegoś niewytłumaczalnego... Po lewej wiszą bluzy i koszulki na wprost w gablotce wyłożone kasety z okładkami, które nie przypominają składanej Italo Disco, oczywiście wszystkie to nagrania pirackie z przesławnego Barona, ale wtedy, w tamtych czasach nikt tym sie nie przejmował - ja najmniej.

Część pierwsza.

Prehistoria, czyli jak hartowała się stal.

1. Iron Maiden - Live after death. Moja pierwsza kupiona kaseta. Pierwsze zetknięcie z heavy metalem. Co wiecej powiedzieć, tak to się zaczęło.

2. Iron Maiden - The number of the beast - po jakims czasie wydawało mi się, że Ironi będą moim ulubionym zespołem przez całe życie ( cóż, myliłem się ) ale wtedy, będąc w podstawówce miałem kumpla który wraz ze starszym bratem podsuwał mi pod nos jakieś nowe kasety. Tytułowy numer to jeden z pierwszych metalowych przebojów....

3. Metallica - Master of puppets. Pierwsza taka mocna pozycja w mojej skromnej kolekcji. Tu już było ciężko, mocno, to już odstręczało co poniektórych z mojej klasy, a mi tym bardziej sie podobało. Taka ciekawostka - moje pirackie wydanie było pozbawione dwóch kawałków - m.in Battery. Kiedy odkryłem że te dwa kawałki to nie fake, uświadomiłem sobie czym jest piractwo.

4. Megadeth - Rust in peace. Polecanka od starszego brata mojego kolegi. " Jeśli to ci się spodoba, to znaczy że spodoba ci się cały thrash metal". Brzmiało strasznie groźnie, ale płyta okazała się naprawdę znakomita. Jest tu jedna z najlepszych metalowych solówek ever: "Tornado of souls". Byłem dumny jak paw, że podoba mi sie tak ciężka muzyka. Do teraz ją uwielbiam, w zasadzie z Megadeth wystarczy mi tylko ten album

5. WASP - The headless children. Dawno już jej nie słuchałem, ale był czas kiedy mocno mi to siadło. Jakby nie patrzeć, jest to ostatnia heavy metalowa płyta która kupiłem. W zasadzie nie pamiętam czy później jeszcze jakiś zespół mnie zainteresował z tego gatunku, owszem, teraz lubie posłuchać tych staroci z sentymentu, ale wtedy już rozglądałem się za czymś cięższym.

6. Kreator - Coma of souls. To pierwszy taki czysto Thrashowy album który siadł mi tak mocno. Był już Megadeth i Metallica, ale Kreator wydawał mi się czymś zupełnie innym, bardziej mrocznym, niebezpiecznym tworem. Słyszałem wtedy "Pleasure to kill" i "Endless pain", ale piorunujące wrażenie sprawiła mi Coma of souls. "People of the lie" uwielbiam po dzis dzień, zresztą jak słucham tego krążka to się potrafię wzruszyć. No cóż, tak to jest z podróżami sentymentalnymi...

7. Sodom - In the sign of evil. Poszukiwań coraz cięższych nagrań nie było końca. Na osiedlu poznałem kolejnego pióracza, który starszy nieco ode mnie miał już inny zbiór kaset i zaczęliśmy sie wymieniać. ( Później ów kumpel został muzykiem i grał nawet ze znanymi ludźmi z branży muzycznej, ale wycofał się z metalu i obecnie pewnie na niego pluje - ale wtedy chciał słuchać tak samo, najcięższej muzyki pod słońcem). Tak też wpadła mi w łapy ta epka, choć jak to piraci mieli w zwyczaju, poszerzyli nieco jej rozmiary i dołozyli kilka kawałków, teraz już nie pamietam nawet jakich. To było już coś baaardzo mrocznego, więc....

8. Sodom - Persecution mania. Więc zakupiłem sobie ten album. Noooo, okładka kojarząca się z zagłada ludzkości, ta posępna, upiorna postać będąca maskotką kapeli i ta surowa, groźna muzyka. Taaaa, to było to, coraz bardziej mi się to wszystko podobało.

9. Sepultura - Schizophrenia. Nie pamietam już jak natknąłem się na nazwę tej kapeli, pamiętam artykuł w niemieckim Bravo z Kreatorem ( z którego chuja rozumiałem i obok zdjęcie Sepultury ). Kumpel mówił, że zna i mocno grają więc jak sie na nich natknąłem to kupiłem. Ooooooo, to już był cios konkretny. Słuchając tego już wiedziałem, że jestem blisko odnalezienia swego muzycznego nieświętego graala. Ironi poszli w odstawkę.

10. Sepultura - Beneath the remains. I kolejny cios, czy mocniejszy od poprzedniego? Trudno powiedzieć, w każdym razie ja uwielbiam obydwa albumy. Riff otwierający "Inner self" śnił mi sie po nocach. Potęga!

11. Massacra - Final holocaust. Czy to brutalny thrash czy już może death metal? Jest ostro, więc jeszcze sie nie zastanawiam, choć gdzieś tam już słyszę, że najmocniejszą odmianą metalu jest death metal.

12. Slayer - South of heaven. Tak, tak, to mój pierwszy Slayer, nie Reign in blood jak by nakazywało niepisane prawo tru metalowca. Słyszałem już Hell awaits i Show no mercy, ale nie zażarło. Ale South to inna para kaloszy, to już coś i tak zaczęła się moja przygoda z Slayerem.

13. Agressor - Neverending destiny. Sam nie wiem co mnie skłoniło by kupić tą kasetę, okładka infantylna, ale nikt tego nie miał więc chyba z tego powodu ją kupiłem. Po odpaleniu o mało nie wypadłem z okna - ależ moc! Jakie wokale, niskie, chropowate, te gitary, ten ciężar. Ubóstwiam po dzień dzisiejszy.

14. Protector - Urm the mad. Kolejny klasyk, kolejna odsłona muzyki, która sprawiała grymas bólu na twarzy równieśników, którzy nie mogli pojąć jak może mi się podobać taki hałas. A mi się podobał, coraz bardziej i bardziej.

15. Death - Scream bloody gore. I stało się, to co sie miało stać, wpadła mi w łapy kaseta z okładki której kipiało jakimś nieopisanym złem. Na tronie śmierć wraz ze swoją gwardią przyboczną piją krew z kielicha..... I ostrzeżenie brata kumpla -to już ci się nie spodoba., to death metal, najcięższa muzyka jaka jest. Zapodałem i dostałem obuchem w łeb. Tak, to było to. Tutaj odkryłem, że taka właśnie muzyka pasuje mi najbardziej. Mroczna, mocna, zła, ciężka, brutalna, ostra - tylko takie przymiotniki opisujące te dźwięki liczyły się od tej pory. Ta kaseta to taki muzyczny Stalingrad - punkt zwrotny, cezura czasowa, po której nic już nie było takie same. Oczywiście, zaraz po niej otrzymałem kolejne polecanki i tak w moim życiu pojawił się death metal.

Jak to było dalej następnym razem. O ile taka forma wam pasuje.
Br00tal
rozkręca się
Posty: 99
Rejestracja: 03-02-2024, 17:42

Re: 101 PŁYT TWOJEGO ŻYCIA

25-03-2024, 17:13

Bardzo sobie cenim takie posty, cisniesz dalej Nasum 🙂
Awatar użytkownika
frankmullen
w mackach Zła
Posty: 843
Rejestracja: 29-01-2017, 17:33

Re: 101 PŁYT TWOJEGO ŻYCIA

25-03-2024, 17:31

Dobrze się czyta. Moja droga była inna, ale fajnie poczytać czyjeś wspomnienia. Jeśli taka formuła utrzyma się do setnej płyty, chyba mogłaby powstać z tego wszystkiego książka pt. "Podręcznik młodego brutalizera", czy jakoś tak. I nie byłaby to cienka lektura. Dawaj Nasum, dawaj!
Awatar użytkownika
Kilgore
rasowy masterfulowicz
Posty: 2153
Rejestracja: 21-12-2010, 20:34

Re: 101 PŁYT TWOJEGO ŻYCIA

25-03-2024, 17:39

Kolego Nasum jeżeli chodzi o francuską massacre to chyba chodziło o final holocaust
Wyobraź sobie że zawsze masz czas
Nasum
Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
Posty: 15075
Rejestracja: 21-01-2011, 11:12

Re: 101 PŁYT TWOJEGO ŻYCIA

25-03-2024, 18:04

Kilgore pisze:
25-03-2024, 17:39
Kolego Nasum jeżeli chodzi o francuską massacre to chyba chodziło o final holocaust

Fakt, proszę o wybaczenie ;-)
Awatar użytkownika
Żułek
Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
Posty: 14306
Rejestracja: 10-07-2013, 15:43
Lokalizacja: from hell

Re: 101 PŁYT TWOJEGO ŻYCIA

25-03-2024, 18:26

a Megadeth - Rust In Peace Obrazek ;)
Mocarne knury w butach biegają po lesie z połówkami melona na głowach wykrzykując pod adresem maciory jestem chomikiem z azbestu.

memberlist.php?mode=&sk=d&sd=d#memberlist
Nasum
Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
Posty: 15075
Rejestracja: 21-01-2011, 11:12

Re: 101 PŁYT TWOJEGO ŻYCIA

25-03-2024, 19:00

Dziękuję za wychwycenie błędów, pisałem na żywo więc literówek nie unikne.
Nasum
Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
Posty: 15075
Rejestracja: 21-01-2011, 11:12

Re: 101 PŁYT TWOJEGO ŻYCIA

25-03-2024, 20:08

Miałem to szczęście, że kiedy rzuciłem się w objęcia death metalu, wszędzie wokół mnożyły się jak grzyby po deszczu zespoły, które grały taką muzykę. Ta pierwsza fala death metalu która niemal zalała świat największą siłę miała przez pierwszą połowę lat 90-tych. Wtedy też, na dalekiej mroźnej północy powstał gatunek, który miał wywrócić scenę do góry nogami. Black metal, który miał w założeniach programowych być odpowiedzią na rosnącą popularność death metalu i który miał siać nienawiść, prawdziwe zło i przesłanie samego rogatego, eksplodował z siłą chyba jeszcze większą niż death. Wiele zawdzięczał poza scenicznym wybrykom członków takich kapel jak Mayhem czy Burzum, ale takie to były czasy. Ludzie potrzebowali czegoś nowego, świeżego, a kapele death metalowe zaczęto nazywać grającymi life metal, skoro zaczęły w swych tekstach poruszać kwestie społeczno polityczne, czy wręcz ekologiczne.... Cóż, nowy trend, nowa muzyka, nowi fani odsunęła w cień wiele kapel, niektóre brakiem popularności zakończyły działalność, by znów odżyć, gdy nadeszły lepsze czasy. W tej części skupię się na płytach mniej więcej z tego okresu, gdzieś tak do 1996 roku, pewnie jakieś pomyłki się zdarzą, ale w moim odczuciu druga fala death metalu, która pokazała światu wiele wspaniałych płyt zaczęła się gdzieś pod koniec lat 90-tych.

Pirackie kasety zaczynają być passe, pojawiają się pierwsze kasety licencyjne, z wkładkami na których można popatrzeć sobie na groźne oblicza muzyków pozujących na pozbawionych ludzkich uczuć mrocznych rycerzy diabła. Skóry, odwrócone krzyże, teksty i pierwsze próby ich przetłumaczenia... Piekne czasy, choć gdzieś tak w połowie tego dziesięciolecia, coś zaczęło się psuć. Zespoły zaczęły poszukiwać nowej drogi, eksperymentowały odchodząc od brutalnych korzeni i zaczęło być jakoś tak smutno...


Część druga.

Buszujący w zbożu, czyli szalone lata 90-te.

16. Napalm Death - Harmony corruption. Złakniony muzycznej masakry na najwyższym poziomie otrzymałem cynk, że kapela o wdzięcznej nazwie Napalm Death łoi niemiłosiernie brutalny death metal, który wymyka się wszelkim próbom zaszufladkowania. Przygotowany na cios który powali mnie na ziemię, załączyłem kasetę z niepokojącą okładką. Słyszę szum radia i nagle "Jeb"! Wokale zdmuchnęły mi beret, muzyka wgniotła w fotel a "Suffer the children" to utwór przy którym starałem się kręcić młynki w takt muzyki. Jak mnie później napierdalał kark!

17. Napalm Death - Scum. Ale to jeszcze nic, bowiem kompletnie nie byłem przygotowany na to, co zaserwuje mi ten album. Myśląc, że mocniej niż na Harmony już nie można, oniemiałem po wysłuchaniu tego..... To muzyczne barbarzyństwo to kolejna bardzo ważna cezura w mojej muzycznej drodze. Nigdy wcześniej nie słyszałem tak szybkiej i wściekłej muzyki i od razu niemal zapragnąłem poznać jeszcze wiecej takich zespołów. ( Ciekawostka, która mówiłem już nie raz: pirackie wydanie tej płyty to całe Scum i gdzies tak 1/4 FETO, o czym dowiedziałem się dopiero później. Ech, te pirackie wydania, a we wkładce wyszczególnione trzy tytuły: Scum, From Enslavement to obliteration oraz Bonus track ;-) ) Ponadczasowa rzeźnia. Jedna z płyt która całkowicie odmieniła moje muzyczne zapatrywania.

18. Atrocity - Infected. Jeszcze nie wiedziałem, że polubiłem grind core'a. ale płyta amerykańskiego Atrocity zawładnęła mną bez reszty. Tak, tak, tak, to jest to czego chcę słuchać. Dawać mi tego więcej!

19. Benediction - Subscouncious terror, Starszy kumpel z podwórka rozpoczął naukę w zawodówce, a tam poznał kilku innych kolegów, którzy słuchali podobnej muzyki. Zaczęła więc więc wędrówka taśm. Benediction sprawiał wrażenie ponurego zespołu, mroczne intro, ciężkie riffy, moc wypływajaca z głośników - niczego więcej nie trzeba było. Co ciekawe, z początku myślałem, że to zespół satanistyczny. Cóż, taka wyobraźnia...

20. Obituary - The end complete. W telewizji pojawiło się na kablówce MTV a w nim Headbangers ball. Ci, którzy mieli mozliwość nagrywania na video tworzyli kompilację teledysków, które to potem krązyły od domu do domu...tak poznałem Obituary, gdy grali numer z tej płyty na jakims koncercie. Wspaniała okładka aż zachęcała do kupna. Ciężko, jeszcze ciężej, wolno i z przeszywającym wokalem. Miód!

21. Obituary - World demise. Kolejne płyty nekrologu poznawało się niemal od razu, jak tylko ktoś dorwał gdzieś kasetę, ale naprawdę niesamowite wrażenie sprawił na mnie ich czwarty longplay. Cieszyłem się jak dziecko słuchając i przegladając książeczkę.

22.Morbid Angel - Blessed are the sick. To pierwszy album Morbidów który usłyszałem, pominąłem Altar of madness, jakoś tak po prostu wyszło. To był death metal innego pokroju - te wszystkie wstawki, złowieszcze, ta niepokojąca okładka i utwory, które porażały słuchacza. Zastanawiałem się czy nie wrzucić tutaj Covenant, który moim zdaniem miał jeszcze bardziej złowieszczą aurę, ale sentyment wygrywa.

23. Cannibal Corpse - Eaten back to life. Na telewizyjnej trójce pojawił sie program "Strych" i tam tez zetknąłem się z fragmentami koncertu podobno najbrutalniejszego zespołu na Ziemi - tak przynajmniej brzmiała zapowiedź. Już myślałem, że będzie to Napalm Death, a tu proszę, jakieś Cannibal Corpse...Ale jak zobaczyłem okładkę, to byłem kupiony. ( do dziś zachodzę w głowę, czemu myślałem, że to był zespół włoski ??? Skąd mi się to wzięło??/ )

24. Cannibal Corpse - Tomb of the mutilated. Kiedy zobaczyłem ta okładkę, oniemiałem. Jeszcze bardziej mną potarmosiło, kiedy usłyszałem muzykę. To bardzo długo był taki wzór jak powinna brzmieć prawdziwa płyta death metalowa. Majstersztyk! Po dziś dzień.

25. Pestilence - Malleus malleficarum. Kolejna płyta która przyciągała mnie okładką, zresztą na tym wczesnym etapie kiedy poznawało się muzykę, każdy tak miał. Ja się bynajmniej tego nie wstydzę. Kolejny cios i kolejny dowód na to, że death metal jest dość pojemną formułą, bowiem każdy zespół prezentował coś innego.

26. Pestilence - Testimony of the ancient. Z początku wkurzały mnie te wszystkie przerywniki, chciałem więcej rzezi, a otrzymałem więcej progresji. Niemniej, to jeden z tych albumów które wymienić w takim zestawieniu trzeba jednym tchem.

27. Sarcofago - Inri. Najlepiej jeśli zespół poruszał się po zakazanych rewirach - satanizm to było to! Muzycznie "Inri" zapodawałem kiedy chciałem usłyszeć nawałnicę i był czas, kiedy ta płyta kręciła się często gęsto. Okładka do "Rotting" rządziła, ale mi zapadł w pamięć inny album, mianowicie....

28. Sarcofago - The laws of scourge. Jak patrzyłem na zdjęcie muzyków to przechodziły mnie dreszcze. Ciary nie ustępowały kiedy słuchałem jakie dźwięki stworzyli....

29. Incubus - Beyond the unknown. Jedna z moich ulubionych okładek, wykorzystana zresztą jako okładka jednej z książek Herberta w wydawnictwie Amber. Wtedy też myślałem, że ten zespół to diabelski pomiot ;-)

30. Deicide - Deicide. Aż w końcu przyszedł do mnie diabeł, zaryczał i kazał włączyć debiut zespołu z Florydy....to było prawdziwe zło. To nie byli przebierańcy, to nie byli pozerzy, tylko prawdziwi wyznawcy zła. Szatan krył sie tu w co drugiej sekundzie, a jak to brzmiało kiedy słuchałem tego w wigilię! Ech, co za czasy...

31. Deicide - Legion. Druga płyta Bentona i spółki była jeszcze bardzie zła i mroczna niż poprzednia. Tak gęstej atmosfery przepełnionej wyziewami z piekielnych czeluści nie udało im sie juz uzyskać nigdy. Tajemnicza okładka, zdjęcie zespołu wbijające w fotel i muzyka która była muzycznym zapisem opętania. Potęga jakich mało! Ta płyta zawładnęła mną jeszcze bardziej niż "Tomb..." CC.

32. Deicide - Once upon the cross. Tutaj nieco bardziej wygładzone oblicze, choć nadal brutalne i bezkompromisowe. Okładka która stała się synonimem bluźnierstwa na długie lata. A kolejne utwory z tego albumu weszły do stałego koncertowego repertuaru.

33. Death - Human. Nie mogło zabraknąć tej płyty. Kiedy zobaczyłem po raz pierwszy na składance VHS teledysk do "Lack of comprehension" to o mało nie popuściłem strużki, bowiem ten utwór miażdżył całą "Spiritual healing"! A kiedy usłyszałem cały album, to poskładało mnie jak domek z kart. Do dziś to jeden z najdoskonalszych albumów jakie słyszałem. Ponadczasowa klasyka.

34. Death - Symbolic. Wydany zaraz po "Human" "Individual..." spodobał mi się, ale nie doceniłem go wtedy tak, jak na to zasługuje. Zupełnie inaczej ma się sprawa z "Symbolic" - ten krążek mną pozamiatał. Te cudowne melodie, solówki, zresztą, co ja będę pisał - doskonałość w każdej sekundzie. Pomnik. Ze spiżu, betonu i czego tam jeszcze chcecie.

35. Carcass - Necroticism.Descating the insalubrious. Z pierwszych trzech płyt wybrałem tą, bo tutaj wieje najmocniej takim chłodem wprost z kostnicy. To opus magnum tego zespołu, skalpele w dłoń, odhumanizowane brzmienie, teksty o śmierci....no czego chcieć więcej?

36. Morgoth - Cursed. Chcieć można jeszcze więcej upiornej, cięzkiej muzyki, jeszcze więcej death metalu! I znów teledysk wskazał mi drogę, a raczej dwa. "Sold baptism" oraz "Isolated", a zwłaszcza ten drugi, bowiem ten riff przed samą solówką to jeden z najlepszych momentów w historii muzyki! A cała płyta? Doskonała, tylko tyle mogę wydusić. Jak to wtedy okreslił mój kumpel - to taka pogrzebowa muzyka.... Coś w tym jest. Aura horroru i zamglonego cmentarza unosi sie nad tą płytą.

37. Gorefest - False. Jesli już Morgoth okazał się odkryciem, to absolutnym strzałem w dziesiątkę okazał się być Gorefest, który ni stąd ni zowąd rozwalił mnie tym albumem! Proste, aczkolwiek chwytliwe riffy, cięzkie brzmienie i gardłowe wokale które rozdzierały wnętrzności po prostu powaliły mnie na kolana. Ta płyta była katowana przeze mnie niemiłosiernie! W sumie nadal tak ją traktuję ;-)

38. Paradise Lost - Lost paradise. "To najcięższy zespół na świecie. Nie ma nic mocniejszego! " - w tamtych czasach kiedy człowiek chłonął muzykę jak gabka taka reklama z ust starszego kolegi brzmiała nad wyraz sugestywnie. Wtedy jednak ciężkość bardzo często kojarzyła mi sie ze słowem szybkość, więc kiedy włączyłem sobie ten album zaraz po wyjściu ze sklepu na walkmanie, wkurzyłem się, bo myslałem że mam rozładowane baterie. Ale zaraz, przecież włożyłem nowe....Co jest? Czemu tak wolno? Taki był pierwszy kontakt z death/doom.... dziś oceniam ten album znacznie wyżej niż wtedy.

39. Paradise Lost - Icon. to był strzał, sądząc że PL nadal grają z prędkością pełzającego żółwia skupiłem się na innych kapelach. Teledysk do "True belief" zmienił wszystko. Cóż za przebój! PL na krótko wrócił do łask, potem jednak jego muzyczny rozwój zdominowały eksperymenty, o których wspominałem na początku i nasze drogi rozeszły się na długie lata. Ale "Icon" co by nie mówić, doskonała płyta!

40. Tiamat - Wildhoney. Zdziwieni? Cóż, każdy ma jakąś słabostkę, a skoro o płytach które wywarły na mnie wrażenie ponadprzeciętne mowa, to mimo szczerych chęci ukrycia tego faktu, trzeba o tym napisać. "Clouds" mimo że troche kwadratowe, to budziło respekt starym logiem. Pamiętam ich logo na plakacie reklamującym koncert w Jastrzebiu - obok Messiah był tam Tiamat - te dwa odwrócone krzyże.... Kiedy kupiłem "Wildhoney" wiedziałem czego sie spodziewać już po teledysku, ale kiedy wysłuchałem całości...byłem kupiony. Mroczne, powolne, coś innego, klimatycznego.... Druga połowa płyty już mi tak nie przypadła do gustu, ale ta pierwsza jak najbardziej. Moja pierwsza Metalmania to rok 1997, kiedy Tiamat był głowną gwiazdą - ale wtedy już byli dla mnie passe, ich nowe dokonania były dla mnie rozczarowaniem... i tak już zostało.

41. Unleashed - Where no life dwells. Wspominałem już o teledysku do "Isolated". Wokal był ubrany w koszulkę Unleashed, więc trzeba było gdzieś dorwać kasetę z dokonaniami tego zespołu, przecież ktoś, kto gra w Morgoth, musi znać podobne zespoły. Co prawda, to nie było dokładnie to samo, inny rodzaj death metalu, ale nadal coś, co jarało.

42, Sepultura - Chaos A.D. Dokładnie tak, Arise jakoś mnie ominął szerokim łukiem, ale jak wydało się Chaos A.D. to wraz z kumplem byliśmy na kolanach. Zupełnie nowy wymiar muzyki. Zespół niesamowicie się rozwinął, słychać to, po "Schizophrenii" zostały tylko wspomnienia, teraz liczył się tylko nowy krążek. Po latach stwierdzam, że jednak Schizo o wiele lepsze;-)

43. Nailbomb - Point blank. Ten projekt po prostu rozsmarował mnie po ścianie. Zachwyciła mnie ta bezpośredniość, wściekłość, nieskrywana nienawiść która wylewała się z tekstów, okładki, muzyki.... "World of shit" to niemal mój hymn w tamtym czasie. Mocarny album, uwielbiam po dzis dzień. To było znów inne podejście do takich dźwięków, powiew świeżości i oryginalności.

44. Sepultura - Roots. Jakby na to nie patrzeć, Nailbomb przygotował mnie na nadejście Roots. Podobne brzmienie gitar, ta bezpośredniość i wściekłość która biła po oczach niczym jakiś bokser w ciemnym zaułku. Pierwszy koncert w Spodku to właśnie Sepultura w 1996 roku, kiedy promowano ten album...Sentyment pozostał, mimo wszystko.

45. Grave - Soulless. Tytułowy klip zobaczyłem w magazynie Strych i od razu ugięły sie pode mną kolana! Co za ciężar, jaki wokal, i te czarno białe obrazy! Kasetę kupiłem za pierwsze zarobione pieniądze w wakacje. Niemiłosiernie wielki sentyment mam do tego albumu. Słucham z niekłamaną przyjemnością.

46. Brutal Truth - Extreme condition extreme demaind responses. Kolejny zespół, który pojawił się znikąd by pozostawić po sobie zgliszcza. Tutaj już coraz bardziej zauważałem, że kolejne zespoły jakoś tak mimowolnie łagodzą swoje oblicze, czas podziemia i szukania tam wszystkich szalonych kapel miał dopiero nadejść, więc propozycja Brutal Truth była rzeczywiście doskonała. Bezkompromisowość w każdym calu.

47. Napalm Death - Diatribes. Bez wątpienia jedna z płyt mojego życia pod wieloma względami. Sentyment, muzyka, otoczka. Niby eksperymenty, niby złagodzili brzmienie, niby to już nie to co kiedyś, ale ich nowe oblicze powalało. Album, który nie ma słabych stron. Dla mnie absolut. Kocham bezgranicznie. A utwór zamykający płytę - corrosive elements - jest moim cichym, jak na razie niespełnionym marzeniem, by usłyszeć go choć raz na żywo.

48. Kataklysm - Temple of knowledge. Płyta, która zmieniła moje zycie. Płyta, która zaspokoiła moje pragnienie absolutnej ekstremy ( przynajmniej na jakiś czas ) i która pozostawiła dziury w mojej czaszce. Kiedy usłyszałem ją po raz pierwszy, sądziłem, że dotarłem do ściany, że już nic bardziej nieludzkiego nagrać nie można. Za kilka lat okaże się, że można, ale do tego czasu, zresztą często nawet w czasach współczesnych ( ale zabrzmiało! ) katowałem się tą płytą przeokrutnie....I te zwierzęco brutalne wokale....

49. Deranged - Rated-x. Kiedy death metal dostawał już powoli zadyszki i w głównym nurcie nie pojawiało się zbyt wiele godnych uwagi płyt, albo kiedy wiele kapel zamroziło swoją działalność, pojawili się szwedzi i rozpierdolili wszystko, co stanęło im na drodze. Ten album to kwintesencja brutalności, wściekłych wokali, miażdżących riffów i piekielnie szybkiej perkusji. ten album przypominał mi że death metal w zalewie black metalu nadal ma się dobrze, trzeba tylko głębiej szukać...

50. Cannibal Corpse - Vile. Odejście Chrisa przyjąłem ze smutkiem i niedowierzaniem. Jak to? Jeden z moich ulubionych wokalistów znalazł się poza moim ulubionym zespołem...tragedia, co to teraz będzie? Jakiś nowy wokal się pojawił, pojawiła się nowa płyta. Dla mnie to zwiastun czegoś nowego. Zamknięcie pierwszej fali death metalowego tsunami i przygotowania do kolejnej. Panowie maniacy, nadchodzi nowe. Jeszcze szybsze, bardziej miażdżące i jeszcze bardziej wściekłe. Tak jak Vile. Absolutny kult!!!
r o b e r t
w mackach Zła
Posty: 822
Rejestracja: 02-01-2020, 23:31

Re: 101 PŁYT TWOJEGO ŻYCIA

25-03-2024, 20:20

ja jednak spróbuje do 70 albumów bo łudze się ,że jeszcze troche pociagnę i jak rozsypią me ciało poleci pierwszy 50 i 101 album mega żywota a Ja będe z Romkiem , Docentem i Jeffem.
@Nasum i Panowie świetne listy ....
Awatar użytkownika
Żułek
Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
Posty: 14306
Rejestracja: 10-07-2013, 15:43
Lokalizacja: from hell

Re: 101 PŁYT TWOJEGO ŻYCIA

25-03-2024, 20:23

ponoć nie samym metalem człowiek żyje ale Nasum to chyba nie człowiek ;)
Mocarne knury w butach biegają po lesie z połówkami melona na głowach wykrzykując pod adresem maciory jestem chomikiem z azbestu.

memberlist.php?mode=&sk=d&sd=d#memberlist
C//A
zaczyna szaleć
Posty: 133
Rejestracja: 14-01-2024, 14:45

Re: 101 PŁYT TWOJEGO ŻYCIA

26-03-2024, 11:31

Nasum pisze:
25-03-2024, 20:08
Tiamat
Ten strzał uzmysłowił mi całą grupę płyt, które były dla mnie bardzo ważne w danym momencie, a na ten moment nie pomyślałbym o nich w pierwszej kolejności jak kandydatów na tę listę.
Nasum
Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
Posty: 15075
Rejestracja: 21-01-2011, 11:12

Re: 101 PŁYT TWOJEGO ŻYCIA

27-03-2024, 20:08

Lata 90-te to były szalone czasy. Pod względem muzycznym też. Początek tego dziesięciolecia to prawdziwy wysyp kapel death metalowych, prawdziwe zjawisko socjologiczno-muzyczne. Później przyszedł jednak pewien kryzys, choć trudno doszukiwać się jego powodów lub początków, choć chociażby ze względów historycznych warto byłoby kiedyś poruszyć ten temat. Później była eksplozja black metalu, była moda na klimatyczne granie ( Metalmania 97 sie kłania ), był to także początek nurtu nu-metalu spod znaku Soulfly, Deftones czy Stuck Mojo. Death metal był w odwrocie. Nowych płyt było jak na lekarstwo, mainstream jakby nie dostrzegał tego gatunku muzyki. Death zszedł do podziemia w którym działo się naprawdę dużo, a że człowiek dorastał i nawiązywał coraz nowsze kontakty, to i muzykę poznawał coraz z głębszych czeluści undergroundu.

Ale pod koniec lat 90-tych i w mainstremie zaczęto dostrzegać death metal, czasem death/grind, brutalniejszy, bardziej żywiołowy, zaczęło pojawiać się w głównym nurcie coraz więcej doskonałych płyt, które zadziwiały brutalnością, techniką, a także oryginalnością. A wszystko to bierze swój początek od premiery albumu, który okazał się jednym z albumów życia....

Część trzecia. Powrót króla, czyli odrodzenie metalu śmierci.

51. Morbid Angel - Formulas fatal to the flesh. Album który zmiażdżył konkurencję, album który wyniósł death metal z powrotem na tron. Najlepszy i najważniejszy MA w mojej opinii.

52. Nile - Amongst the catacombs of Nephren -Ka. Powiew świeżości, egipskie motywy wplecione w brutalną sieczkę, to było coś, czego wtedy scena potrzebowała. Ogromny sukces tej płyty zaskoczył chyba samych muzyków, wtedy tego zespołu słuchali chyba wszyscy.

53. Nile - Black seeds of vengeance. Druga płyta wbiła podkutym buciorem w glebę wszystkich niedowiarków, którzy mysleli, że debiut to był przysłowiowy wypadek przy pracy. Nie był, a drugi album okazał się jeszcze bardziej piorunujący niż poprzedni.

54. Dying Fetus - Killing on adrenaline. Wprost z amerykańskich czeluści undergroundu wychylił sie ten oto zespół, i w momencie kiedy kupiłem kasetę z tym materiałem, zostałem dosłownie zmiażdżony. Najdoskonalszy album z całej ich, dość równej i bardzo dobrej, dyskografii.

55. NAsum - Inhale/exhale. Nie mogło zbraknąć albumu, który jest najdoskonalszym grind core'owym arcydziełem od czasów "Scum". To właśnie ten materiał pokazał chłopakom z Napalm Death, jak mogłaby wyglądać ich muzyka, gdyby nadal grali taką młóckę, jak na początku. Płyta absolutnie doskonała, perła w koronie, diament bez skazy.

56. Napalm Death - Enemy of the music business. A skoro już wywołałem panów z ND, to ta płytą, zainspirowaną wspólną trasą z Nasum, wrócili po czasach eksperymentów na tory, którymi ciągną swój wózek po dziś dzień. Miazga, cóż więcej mogę powiedzieć.

57. Napalm Death - Order of the leech. Chyba nigdy wcześniej w ich muzyce nie było tak skondensowanej nienawiści, furii, wściekłości i szaleństwa. Kocham bezgranicznie.

58. Immolation - Failure for gods. Rtęć i smoła wylewająca się z głośników sprawia, że słucham tego albumu na kolanach. Z początku dziwnie brzmiąca perkusja tworzyła pewną barierę, ale jak już zażarło, to nie chce puścić po dziś dzień.

59. Lock up - Plesaure pave severs. Bezpośredniość tego krążka zabija mnie po dziś dzień. Doskonały techniczny grind, rozbudowany i nowoczesny z wielkimi wpływami death metalu. Wstyd nie znać, wstyd nie kochać.

60. Hate eternal - Conquering the throne. Z ojczyzny death metalu przybywało coraz więcej znakomitych debiutów, a ten był wręcz piorunujący. O taki death metal wtedy walczyłem, takiego chciałem słuchać! I co najdziwniejsze, marzenie sie spełniło, a płyta kręciła i kręci się nadal często w moim odtwarzaczu.

61. Deeds of Flesh - Inbreeding the antropophagi. Koejnycios dowodzący bezsprzecznej dominacji amerykańskiej sceny. Ja bardzo lubię twórczość DoF ale drugi album chyba najbardziej z nich wszystkich, dla mnie to było coś, oprawa graficzna kojarzyła mi się z Cannibal Corpse z czasów, kiedy po raz pierwszy otwarłem książeczkę do Tomb... Muzycznie miód malina.

62. Angel Corpse - Exterminate. Debiut jakoś przeszedł nieco obok mnie, ale dwójka okazała się ciosem prosto w serce! Jaka dzikość, jaka bezwzględna sekcja rytmiczna, jakie wokale, jakie solówki! Tytuł doskonale odzwierciedlał muzyczną zawartość.

63. Angel Corpse - The inexorable. Trzecia płyta zawsze jest swego rodzaju sprawdzianem dla zespołu, wszak tyle się właśnie mówi o syndromie trzeciej płyty. Angel Corpse wyszedł z tego egzaminu z najwyższą notą, wyróżnieniem i oklaskami na stojąco.

64. Cryptopsy - Whisper supremacy. Tutaj również kłania się w pas trzecia odsłona radosnej twórczości kanadyjczyków, a ja kłaniam sie w pas słuchając tego albumu. Moc bijąca z tych numerów jest wprost nie do opisania!

65. Malevolent Creation - The will to kill. Stara gwardia również nie próżnowała, a o sobie postanowił przypomnieć sobie Phil Fasciana, który po nieco rozwlekłym i zbyt eksperymentalnym momentami " Fine art of murder" dołozył ostro do pieca. PO wysłuchaniu tego krążka trzeba było z szacunkiem pochylić głowę i przyznać, że stare ekipy nadal potrafią ostro łoić.

66. Suffocation - Despise the sun. Tak, wiem, to tylko epka, ale ona również trafiła do mnie w odpowiednim momencie kiedy najbardziej potrzebowałem takiej muzyki. Z wyborem najlepszej płyty może miałbym problem.... Cieszy fakt, że kapela nadal nagrywa nieziemsko brutalne albumy a na żywo prezentuje się wręcz.....nie wiem, niesamowicie do entej potęgi.

67. Sinister - Agressive measures. To również taki głos odradzającego się death metalu prosto z kraju, w którym Pestilence zawiesił działalność, a taki Gorefest rozmienił się na dobre. Sinister pokazał jak należy grać!

68. Devourment - Molesting the decapitated. W poszukiwaniu granic ekstremy dotarłem do nagrań tego zespołu. Amerykanie zrobili coś, o czym trudno zapomnieć - wyszykowali album, który po prostu zabijał swoją intensywnością. Maksymalna masakra, ale tutaj jeszcze nie zakończyły się moje poszukiwania...

69. Disgorge - Forensick. O tym albumie huczało chyba całe podziemie. Szokujaca okładka, zdjęcia w środku, muzyka która ocierała się o skrajności o jakiej na samym początku mojej muzycznej przygody nawet mi się nie śniło. Tutaj wszystko jest tak chore i tak ekstremalne, że dla wielu jest to już nie do przejścia. Jeśli chodzi o death/grind/gore, czy jak to nazwać, jest to album który doszedł w ekstremie właściwie do ściany. Owszem, w gore grindzie taki Last Days of humanity poszedł nawet dalej, ale to już troche inna forma...

70. Lividity - Fetish for the sick. Znów USA w natarciu, tęsknię do czasów kiedy człowiekowi wpadała co miesiąć jakaś nowa płyta jakieś nowo poznanej kapeli która otwierała mi oczy na coraz bardziej chory muzyczny świat.

71. Fleshgrind - The seed of abysmal torment. Podziemie pełną gębą, surowość, technika, i porażająca brutalność. Tutaj jest to wszystko raze.

72. Origin - Origin. Absolutne mistrzostwo, debiut marzenie. A także pewna doza oryginalności. Kiedy wyszły pierwsze dwie płyty nie wiedziałem jeszcze, że ten zespół tak sie rozwinie, a kolejne płyty będą coraz szybsze i bardziej zakręcone.

73. Origin - Entity. To dla mnie szczyt ich formy. Płyta doskonała w każdej formie.

74. Rotten Sound - Murderworks. Jeśli coś brzmi jak Nasum, to musi to być bardzo dobre! A jak Mieszko okazał się producentem to już nie mam pytań. Ten album robi dziurę w mózgu ilekroć go słucham.

75. Epitome - Auto'e'ROT'icism. To demo, wydane w formie kompaktowej lata później, dotarło do mnie na przegrywanej kasecie i po prostu urwało mi łeb! To bodajże jedna z najbardziej ekstremalnych muzycznych odsłon polskiego podziemia, które jak sie okazało, wyspecjalizowało się w tak skrajnie brutalnej formie. Na drugiej stronie tegj kasety było drugie demo, zupełnie innego zespołu, który jak wydał swój debiut , to sprawił, że oniemiałem...

76. Reinfection - They die for nothing. Już sam nie wiem co napisać.... Jestem przed tym albumem na kolanach. Od dnia premiery i od dnia kiedy usłyszałem ich demo, wciąż jestem na klęczkach...

77. Damnable - Inperdition. Reinfection był blisko związany nie tylko miesjcem zamieszkania z kolejnymi brutalami, którzy wstrząsneli polską sceną. Była czas kiedy wszystkie trzy kapele wymieniało się jednym tchem, a wkrótce dołączyła czwarta...

78. Dead Infection - A chapter of accidents. Rzeź, rzeź, rzeź..... Jak usłyszałem w radiowym Metal Hammer show utwór otwierający ten album wiedziałem że musze go zdobyć.

79. Extreme Noise Terror - Damage 381. Cudowny miks death metalu, grindu punku, wokali Barneya który chwilowo był poza ND i żywiołowością muzyki, która zabija po dziś dzień.

80. Haemmorhage - Grume. Im głębiej grzebałem w podziemiu tym więcej wyłapywałem takich perełek. Jak ja uwielbiam ten band, chory, brutalny, dosadny. Jakbym miał wskazać płytę, która sprawiła że wsiąkłem w ich muzykę, to bez wątpienia to będzie ta.

81. Inhumate - Life. Francuzi pokazują kły na każdym swoim albumie, a tutaj to niemal kwintesencja. Uwielbiam właściwie wszystkie, ale postanowiłem wskazać jeden, więc wybrałem ten.

82. Insect Warfare - World extermination. Wszystko to, za co kocham ta muzykę, znajdziecie tutaj. 100% grind core'a.

83. Death toll 80k - Harsh realities. Jak wyżej. Gdzieś usłyszałem bodajże dwa kawałki i postanowiłem kupić w ciemno. Nawet nie wiedziałem jak to mnie sponiewiera....

84. Death toll80K - Step down. Szybciej, wścieklej, gwałtowniej. Tym krązkiem udowodnili, że na ich kolejne wydawnictwa po prostu się czeka z zapartym tchem.

85. Sublime Cadaveric Decomposition - II. Druga pełna płyta tego monstrum to idealna propozycja na romantyczny wieczór przy świecach, ha, ha... Żartuję.

86. Pyrexia - Age of the wicked. Nie, nie zapomniałem o zespołach zza wielkiej kałuży, a tam tworza muzykę, która po prostu wnika w człowieka jak nóż w masło. Każdy kolejny album tej kapeli śmiało mógłby znaleźć się na tej liście.

87. Embalmed - Brutal delivery of vengeance. Niby klasycznie, a jednak ze świeżym spojrzeniem. Dla mnie w tej chwili klasyk, który śmiało stawiam obok największych nazw w branży.

88. Nyctophobic - World criminal views. Kolejna skrajność, kolejny album który pozostawił po sobie tylko zgliszcza. Jest w nim jakaś niesamowita, magnetyczna moc. Proste łupanie, a jakie daje efekty!

89. Inhume - In for the kill. Był czas kiedy ta płyta uszczęśliwiała moich sąsiadów niemal każdego wieczora. Tutaj także odnajduję sporo tego trudno wytłumaczalnego magnetyzmu. Jest moc.

90. Void of silence - Human antithesis. Nie samą patologiczną rzezią człowiek żyje, więc warto czasem rzucić uchem na nieco mniej zwyrodniałe dźwięki. Mrok który wypełnia ten krążek, ogrom, ale to naprawdę ogrom emocji, często negatywnych, przytłaczających jest wprost nie do opisania. Jest to jeden z najlepszych, o ile nie najlepszy album z taką muzyką jaki słyszałem. Smutek, rozpacz, uczucie beznadziei wypełniają każdą sekundę tej płyty. Coś niesamowitego.
Nasum
Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
Posty: 15075
Rejestracja: 21-01-2011, 11:12

Re: 101 PŁYT TWOJEGO ŻYCIA

27-03-2024, 20:08

Dobra, zostało jeszcze 11 płyt, ale to później bo już mnie palce od klawiatury bolą.
ODPOWIEDZ