Karkasonne pisze:1. Minimalizm środków, ascetyzm - czyli wydobywanie esencji, nie chodzenie w multiinstrumentarium. Dajmy na to "Reign in Blood" albo "De Mysteriis Dom Sathanas", oparte na klasycznych: gitarze, basie, perkusji, wokalu. Nic mniej, nic więcej (no dobra, w De Mysteriis pojawia się na chwilę chórek, ale to śladowe).
2. Innowacyjność - oczywiste.
3. Nawiązanie do starszych klasyków - ludzie lubią jarać się odkrywaniem nawiązań typu "łooo ale słychać Bathory" albo "o kurde jakie Godflesh". A poza tym znajomość dawnych klasyków jest w dobrym smaku.
4. Doprowadzenie znanej formuły do perfekcji i zamknięcie tym samym pewnego rozdziału, np. "Reign in Blood".
Fajny temat i trudny temat. Najpierw mialem go olac jak 90% lelum polelum na tym forum, ale cos mnie tchnęło i cos moze napisze.
Tak sobie pomyslałem, że jako fanowi śmierc metalu, niemal każda reedycja którejkolwiek płyt z tego gatunku nagranej powiedzmy do 1995r. reklamowana jest jako "cult/classic gem". Tia, każda płyta to klasyk itp itd. tyle, że nikt nie wspomina o kilku kwestiach.
1. W dobie internetu takie "rary" jak Sorocicide, Gorement, Rottrevore itp., tracą swój status rarowosci, gdyż naprawe nieciężko znaleźc na internecie informacje o tego typu wydawnictwach, masa ludzi robi rozne listy "top rare..." itp itd., do tego szereg ściągawek i streamingów, aby zapoznać się z zawartością muzyczną. Troce gorzeh wydląda sprawa z wydawnictwami wypuszczonymi bezposrednio przez zespół, te często giną w odmętach historii, a o zespole pamietają jedynie koledzy z podwórka. No, ale chuj, teraz kotoś odkopie cos na internecie i zaraz jest "underground, obscure CLASSIC CULT".
2. Weźmy poprawkę na to, że cała masa "kultowych" pyt w momencie wydania nie była oceniana pozytywnie. Aby nie siegac daleko pamiecią to przytocze kilka rodzimych recenzji płyt z Metal Hamsterach z lat 1991-1993:
- debiut Malevolent Creation - 1/5
- debiut Disincarnate - 3/5
- trójka Darkthrone - 3/5
Nie wiem czy określenie "klasyk" tez nie jest uwarunkowane tym jak fani w danym kraju mają rozeznanie na swiatową scenę muzyczną, jakie mają porównania, jaka jest ich wiedza itp. Zapewne dla wielu słuchaczy i czytelników zinów wszelkiego rodzaju recenzje byly jednak opiniotwórcze (w przeciwienstwie do współczesnych recenzji).
3. Od siebie dodam jeszcze jeden czynnik: Bardzo dobry album nagrany w złym dla gatunku czasie.. Np. debiut Halforda, w momencie gdy hejwi metal był w regresie a rynek zalewany był toną powermetalowych shitów. Gdy sie jednak spojrzy to takie "Resurrection" ma sporo mielizn, pomimo, ze fajne. Albo - w powszechnym mniemaniu - debiut Nile z 1998 (choc taki FFttF czy Obscura, czy nawet Sound of Perseverance zjadają nile na sniadanie). Jeszzce inny przykład: Vektor - Black Future. Thrash to zalicza srogi regres od dobrych 25 lat, dlatego np. tym bardziej nie powinien dziwic fakt, że np. płyty Vektor wyprzedały sie na pniu i Earache robi reedki juz.
--------------------------------------------------------------
A teraz ustosunkuje sie troche do Twoich sugestii:
ad.1
I tak i nie, bo to wszystko zależy od gatunku, ale słowo "esencjonalizm" jest tu chyba na rzeczy. Aby jednak mówić o "esencji" to na dobrą sprawę coś juz musi byc zdefiniowane i określone. Z drugiej strony płyty np. "King Crimson" ciężko nazwać ascetycznymi.
ad.2
Generalnie tak, choć czasem takie innowacyjne rzeczy brzydko sie starzeją lub szybko sie dezaktualizują np. Cynic, Nile, cały mathcore
ad.3
W sumie tak, ale często tez sie slyszy np. "Zajebiscie, grają jak Voivod!", na co mozna słyszeć odpowiedz "Tylko po co mam ich słuchać, skoro Voivod juz to nagrał i zrobił to lepiej". Pytanie do kiedy, do jakiego poziomu "inspirowanie sie" jest jakaś wartoscią, a iedy robi się przywarą.
ad.4
Racja, choć ja zawsze do takich wydawnictw "definicjnych" mam długie zeby, gdyż zazwyczaj jest to przerost formy nad treścią. Myśle jednak, że to bardziej kwestia osobistych podoban , gdyż niewątpliwie jest to czynnik sprzyjający uznaniu czegoś za klasyk.
Np. Opeth - Blackwater Park" - wszystko dopieszczone na bumcyk, ale na dobra sprawe to troche taki zlepek tego, co robili wczesniej. By podać bardziej obiektywny przykład - RUSH - Moving Pictures, czyli płyta, na której w sumie ujarzmili wszystko co najlepszego grali wczesniej i podali w bardziej przyjaznej formie. niemniej wolę chyba każdą ich wczesniejszą płytę od 2012 do Permanent Waves, gdzie każda z płyt wnosiła cos nowego i pokazywała nieco inne oblicze Rush - nawet jesli ze zgrzytami i kręceniem noem, to byłoto jednak szczere. "Moving Pictured" to taki Rush w pigułce, fajnie i niefajnie. Jeszcze inny przykład: IMMOLATION - Close... (notabene zajebisty album), czyli niemalże definicja death metalu, ale uwazam tez, że jest to też najbardziej "formalna" płyta tego bandu, taka najmniej "szczera" o ile mogę tak to ująć.