Strona 8 z 12

Re: Alien - najlepsza seria wszech czasów?

: 25-05-2017, 16:23
autor: Nasum
Też byłem wczoraj na tym gównie, ups, przepraszam, chciałem powiedzieć filmie, i jeśli zbiorę siły i będę miał chwilę czasu, to napiszę wam jakie wyniosłem wrażenia z seansu i będziecie sobie mogli przeczytać recenzję tego dzieła. Uprzedzam jednak, że będzie sporo spojlerów, bo ani puenta ani cała fabuła nie są warte mojej dyskrecji.

Re: Alien - najlepsza seria wszech czasów?

: 26-05-2017, 12:04
autor: Plagueis
Karkasonne pisze: Ma takie znaczenie, że im dłużej trwa ujęcie, tym większa szansa na wychwycenie niedoskonałości.
Widzę, że kompletnie nie ogarniasz tego, co jest przedmiotem dyskusji. Chodzi o samą możliwość, a nie sposób jej wykorzystania.
Karkasonne pisze: Nie mam tego już na dysku a na necie nie ma "Rogue One" online więc nie zobaczę tego znowu dokładniej, ale z tego co pamiętam to mówiła coś odwrócona plecami, po czym odwróciła się i było widać front przez ledwie kilka sekund.
Szkoda tylko, że umknęło Ci to, o czym pisałem wyżej - ruchy oczu, ust, wypowiedziane słowo...
Karkasonne pisze:To tak, jakbyś skonstruował samochód i twierdził, że można nim przejechać pustynię - a na dowód pokazał, jak przejeżdża kilka metrów po gładkim asfalcie.
Co za bzdurne porównanie! :D Kompletnie nie ogarniasz, że chodzi tu o sam mechanizm, a nie o to, jak on funkcjonuje.
To tak, jakbyś - jeśli jesteśmy już przy bzdurnych porównaniach - czepiał się krótkiego życia sztucznie stworzonej istoty przy kompletnym pominięciu samego faktu jej stworzenia.
Karkasonne pisze:Tarkin nie jest dobrym przykładem. Niektórzy dali się na niego nabrać - niektórzy nie. Moja dziewczyna tak, ja nie. W tej płynności było coś nienaturalnego. Więc póki każdy się nie nabrał, to nie można mówić o doskonałości.
Tarkin jest idealnym przykładem. Skoro ludzie dają się nabrać, znaczy to tyle, że efekty komputerowe są obecnie totalnie realistyczne i Twoje subiektywne odczucia nie mają tu żadnego znaczenia. :) Ja sam, widząc Tarkina, zastanawiałem się, czy to aktor, czy efekty wykreowane za pomocą programów graficznych. Wiedząc, że to efekty, jestem pełen podziwu.

Re: Alien - najlepsza seria wszech czasów?

: 26-05-2017, 12:40
autor: HSVV
mnie po Alien: Isolation tak ciągnie do czegokolwiek związanego z tą franczyzą, że i tak bym chętnie poszedł do kina i opierdolił popcorn z colą przy okazji. walczę ze sobą mocno.

Re: Alien - najlepsza seria wszech czasów?

: 26-05-2017, 13:16
autor: Karkasonne
Plagueis pisze: Nie mam tego już na dysku a na necie nie ma "Rogue One" online więc nie zobaczę tego znowu dokładniej, ale z tego co pamiętam to mówiła coś odwrócona plecami, po czym odwróciła się i było widać front przez ledwie kilka sekund.
Szkoda tylko, że umknęło Ci to, o czym pisałem wyżej - ruchy oczu, ust, wypowiedziane słowo...
Co za bzdurne porównanie! :D Kompletnie nie ogarniasz, że chodzi tu o sam mechanizm, a nie o to, jak on funkcjonuje.
To tak, jakbyś - jeśli jesteśmy już przy bzdurnych porównaniach - czepiał się krótkiego życia sztucznie stworzonej istoty przy kompletnym pominięciu samego faktu jej stworzenia.
Tarkin jest idealnym przykładem. Skoro ludzie dają się nabrać, znaczy to tyle, że efekty komputerowe są obecnie totalnie realistyczne i Twoje subiektywne odczucia nie mają tu żadnego znaczenia. :) Ja sam, widząc Tarkina, zastanawiałem się, czy to aktor, czy efekty wykreowane za pomocą programów graficznych. Wiedząc, że to efekty, jestem pełen podziwu.
Dobra, ujmę krótko w miarę
a) mówisz, że moje subiektywne odczucia nie mają znaczenia, po czym mówisz o własnych subiektywnych odczuciach... Na długo przez obejrzeniem filmu czytałem dyskusje fanów na ten temat: wyglądało na to, że jednak większość od razu zauważyła, że to grafika komputerowa - nie mówiąc już o tym, że celowo jest ciągle pokazywany w półmroku, by nie dało się wyłapać szczegółów.
b) Leia jest bardziej realistyczna, ale ukazanie przez kilka sekund, powiedzenie jednego słowa i jednego gestu to za mało, by mówić o tym, że efekty komputerowe dogoniły życie, i że bardziej miarodajne byłoby ukazanie jej przez długi czas. Gdy oglądaliśmy to to oboje byliśmy przekonani, że to stara aktorka, której nałożono wiadro makijażu.

Re: Alien - najlepsza seria wszech czasów?

: 26-05-2017, 15:09
autor: Nasum
No dobrze, napiszę sobie a muzom recenzję najnowszego filmu o obcym,który okazał się kontynuacją Prometeusza, który aż takim gniotem znów nie był, ot, zmarnowany potencjał w sumie dobrze zapowiadajacego się filmu. Jeśli ktoś będzie to czytał, i nie chce popsuć sobie efektu zaskoczenia jakim będzie fabuła filmu, to niech poczyta sobie inny watek, bo jak powiedziałem będę spojlerował, natomiast jesli kogoś to zupełnie nie obchodzi, proszę bardzo.


Już?


Można zaczynać?



No to zacznijmy od samego początku, kiedy to bezkresne połacie kosmosu przecina statek "Covenant" z 2000 kolonistów na pokładzie oraz 15 członkami załogi. Poczatek filmu skojarzył mi się mocno z innym ostatnio granym w kinach, gdzie wskutek zderzenia z meteorytami obudził się jeden koleś, a że był samotny, to obudził sobie koleżankę..... Jak nic, ten sam schemat, tyle że tutaj wyjebała gwiazda i strumień neutrin uszkodził panele słoneczne. Trudno, android musi obudzić załogę, i już pierwszy bzdet. Ginie kapitan. W sumie każdy mógł zginąć, ale sposób w jaki dokonał żywota obudził pierwszy uśmiech. Wiadomo, że załoga leży w tych krigenicznych wannach i słodko sobie śpi, ale kabina Kapitana się zacięła i nie chciały się otworzyć drzwiczki... I gdyby się udusił, utopił, zamarzł, nie wiem, dostał zawału, kolki i sraczki jednocześnie to jeszcze bym zrozumiał, ale nie, tutaj załoga walczy aby otworzyć te cholerne drzwi, po czym w kabinie wybucha pożar i zamienia kapitana na grzankę. Jest pogrzeb, smutno, łza się w oku kręci. Nowy kapitan, osoba absolutnie irytująca, przejmuje dowodzenie i nakazuje naprawę uszkodzonych paneli.


Dwóch odważnych, niczym w "Horyzoncie zdarzeń" wychodzi w przestrzeń, fruwa sobie bez żadnej liny wokół statku i dokonuje niezbędnych napraw. W momencie kiedy jeden z nich już wraca, w jego hełmie pojawiają się trzaski zgrzyty i skowyty, które później załoga odczytuje za pomocą jakiegoś fajnego urządzenia. Okazuje się, że jakimś cudem natrafił na zaginioną w kosmosie audycję radiową, bo okazuje się, że nie otrzymali żadnego sygnału SOS czy coś w tym stylu, tylko..... piosenkę. Źródło sygnału pochodzi z nieodległej od statku planety. Planety, na którą polecą dwa tygodnie, okazuje się nagle, że jest bardzo podobna do Ziemi, leży dokładnie w strefie życia, a do miejsca przeznaczenia dzieli ich 7 lat wędrówki. Nasi herosi postanawiają zbadać kto słucha takich samych piosenek jak na Ziemi i zbaczają z kursu, nie pytając o zdanie kolonistów, którzy nie zostali obudzeni ze swej drzemki.

No dobra, pierdół jeszcze za dużo nie ma, ale droga usłana cierniem i stonką rozpoczyna się w momencie kiedy wsiadają do lądownika i zamierzają sprawdzić źródło transmisji. Powiedzcie mi, lądujecie na jakiejś planecie, z dala od Ziemi, w momencie kiedy lądownik dotyka gruntu komputer mówi - dopiero w tym momencie - skład atmosfery, i co robicie? No ja bym być może założył jakiś skafander, jakąś butlę z tlenem, kurwa cokolwiek, ale nie odpaliłbym cygara i nie wyszedł jak na spacer. Poza tym, ja bym się posrał, patrząc na olbrzymie drzewa, roślinność, i raczej uważał by czegoś nie dotknąć aby mnie co nie zjadło, tutaj widzimy absolutną beztroskę, lajcik, ot, wycieczka skautów. Rzadka kupa zrobiłaby mi się w majtach po raz drugi gdybym zobaczył statek obcych, i raczej pełen obaw wszedłbym na jego pokład...

Poza tym sama planeta, mimo usilnych poszukiwań prowadzonych z Ziemi w celu odnalezienia miejsca do kolonizacji, została przeoczona, ot po prostu, schowała się. Okazuje się dodatkowo, że to planeta inżynierów, czyli tych, którzy majstrowali przy DNA ludzi. Tyle że cała planeta jest wymarła, jeden z ekipy nadeptuje na jakąś purchawkę, i w momencie kiedy beztrosko pali papierosa, jakieś dziwne coś wlatuje mu do ucha. Tylko po to, by 10 minut później zaczął czuć się źle, po godzinie zaczęło nim rzucać, by po chwili rozerwał go od środka prototyp obcego, który nie wszedł do masowej produkcji. Akcja zaczyna gwałtownie przyspieszać, to nie to co w pierwszej części Obcego, kiedy grupa eksploruje statek, powoli jakby ślamazarnie pokazywana jest zapomniana przez Boga i kosmitów planeta - tutaj nie. Tutaj wszystko musi być już, na teraz, najlepiej jak najwięcej. Mamy więc wybuchy, dwóch obcych którzy rozpierdalają ludzi w drobny mak, i kiedy poszło już tak daleko, że myślałem że zostanie przy życiu tylko android, pojawia się postać w płaszczu, która wyjebała z flary i ludzkim głosem powiedziała do przybyszów żeby podążyli za nią. Nie miałbym już czym srać w tym momencie, ale nasi bohaterowie podążyli za nieznajomym.


Potem jest jeszcze gorzej. Film osiada na mieliźnie, mamy kompletnie bezsensowne sceny, takie jak nauka gry na fujarce, pierdolenie pseudofilozoficzne, które ma nas wprowadzić chyba w jakąś zadumę, i całkowicie chybiona geneza xenomorpha. Bzdety od których aż się roi, jak chociażby przemywanie rany w wodzie... niby nic takiego, ale gdyby to było na Ziem! Na obcej planecie raczej miałbym co do tego pewne wątpliwośći. Zresztą, na Ziemi też czasem mam, zwłaszcza jak czyszczą rury i gdy patrzę, jaka breja później leci z kranu. Ale motyw, w którym android próbuje nawiązać rozmowę z obcym, kiedy próbuje go chyba oswoić, to już mnie rozłożył. Ale to i tak nic z tym, kiedy tenże android zaprowadza kapitana do jaja, w którym żyje sobie twarzołap. Tak, oczywiście musiał przylgnąć do jego ciekawskiej mordy, by wbrew temu jak do tej pory się rozmnażał po kilku minutach wyjść przez klatkę piersiową... i wtedy, jakby nigdy nic, android David patrzy na obcego, Obcy na Davida, jeden rozkłada ręce jakby chciał go przytulić, a drugi zamiast nacharkać mu kwasem w ryj, patrzy na niego litościwym wzrokiem i tylko czekałem kiedy zapiśnie "mama"....

Finałowego pojedynku nie będę przedstawiał szczegółowo, dość pastwienia się nad tym miernym filmidłem, powiem tylko tyle, że musiało być dramatycznie, efektownie i kompletnie głupio. Zakończenia też nie zdradzę, ono też jest zjebane, ale nie będę psuł całego seansu, kto mimo wszystko chce zobaczyć, niech zobaczy. Uprzedzam, mi po policzku płynęły łzy, ale nie wzruszenia, tylko z autentycznego bólu. Bólu, który czuję, patrząć na taką miernotę, na takie rzadkie gówno, które miało być naprawdę kawałem dobrego kina. Miała być rzeź, masakra i festiwal odrąbywanych członków, miał być mrok i przerażenie, a dostaliśmy nawalankę rodem z gier wideo i szczyptę kiepskiego humoru. Ja pierdolę, jak można było zmarnować taki potencjał???? Jak można było dopuścić to do dystrybucji???? Cała magia serii poszła się walić, cała tajemnica pochodzenia Xenomorpha, Inżynierów, całego uniwersum, pękła jak bańka mydlana. Nie zostało już absolutnie nic. Żenada. Jestem rozgoryczony i zniesmaczony, szedłem do kina nie tak jak na "Dzień niepodległości", gdzie wiedziałem że będą himalaje bzdur, tutaj chciałem zobaczyć coś zupełnie innego, a efekt jest taki sam, jak ten gdy wstanę rano z kibla i spojrzę na klocka który akurat urodziłem. Czyli po prostu gówno.

Re: Alien - najlepsza seria wszech czasów?

: 26-05-2017, 16:41
autor: Mental
kurwa, zbierałem się i zebrać nie mogłem. dzisiaj w końcu zamierzam się wybrać, a tu takie pomyje wylewacie :/ mam nadzieję, że jednak nie jest aż tak źle.

Re: Alien - najlepsza seria wszech czasów?

: 26-05-2017, 21:26
autor: hcpig
Moim zdaniem opinie skrajnie negatywne są przesadzone. Film jest po prostu... przeciętny i nudny. Nawet absurdy (liczne) nie śmieszą.

Zero suspensu, najpierw jakieś smęcenie przez pół godziny, lecą lecą na planetę i dolatują. Potem krótka jatka i znowu, return ov Dejvid, więcej smęcenia, nawet tego pretensjonalnego filizofowania nie było zbyt wiele, potem końcówka niby w stylu Alien 1/3. W ogóle to tak naprawdę nie czuje się zagrożenia xenomorphem, neomorphem czy co tam teraz wymyślono, powiela się schemat - pojawia się alien, cośtam nabruździ, ludzie jakoś biorą się w garść i go zabijają, tak 4 razy i do domu (sic!) po czym na sam koniec bohaterowie zostają wyruchani przez przewidywalnego plot twista. Nuda, ziew, widzom się nie chce, aktorom się nie chce, całość sprawia wrażenie prologu do następnej części i jeżeli Prometeusz wydawał się niedopowiedziany to Covenant jest jeszcze bardziej kurwa niedopowiedziany.

I tak wolę to od AVP1/2 ale prawdę mówiąc - niewiele lepszy od czwórki i sporo za Prometeuszem.

Re: Alien - najlepsza seria wszech czasów?

: 26-05-2017, 22:05
autor: booshee
Głupota która mnie rozjebała (tak na marginesie) to fakt że lądują na obcej planecie...która to obca planeta wygląda jak lesiste tereny np. w Stanach Zjednoczony... sekwoje, sosny, trawa, krzaki, jęczmień. LOL. Do tego "naukowiec" stwierdza że nic nie słychać...nawet PTAKÓW (?!!?!?) co kurwa? Ptaków się spodziewali? Na obcej planecie... Jak Nostromo ląduje na LV-426 to wiesz że to obca planeta, Fiorina "Fury" 161 (zawsze mnie ta nazwa rozpierdalała:] ) też jest "inna" na swój sposób. Zjebany film.

to:

Obrazek

nigdy nie będzie tym:

Obrazek

a fakt że xenomorphy wymyślił Fassbender to ostateczny cios (wymyślił je 30 lat przed pierwszym obcym - statek który wtedy znaleziona miał kilkaset tysięcy [milionów?] lat, space jockey był skamieliną i przewoził na pokładzie......xenomorphy...wtf?! Ridley????)

Re: Alien - najlepsza seria wszech czasów?

: 26-05-2017, 22:09
autor: Plastek
Czytam co tu piszeta i mnie wkurwiata tylko.
Pierdolę, jutro oglądam jedynkę, dwójkę i trójkę.

Re: Alien - najlepsza seria wszech czasów?

: 26-05-2017, 22:10
autor: hcpig
booshee pisze: a fakt że xenomorphy wymyślił Fassbender to ostateczny cios (wymyślił je 30 lat przed pierwszym obcym - statek który wtedy znaleziona miał kilkaset tysięcy [milionów?] lat, space jockey był skamieliną i przewoził na pokładzie......xenomorphy...wtf?! Ridley????)

No też się zastanawiam jak oni połączą w kolejnej częście Covenant z Nostromo, przecież Spejs Dżokeje zostali eksterminowani na całej planecie przez D. ponieważ... no właśnie??? To oni tam lecieli po "odpowiedzi" czy by nuke'em all?

Re: Alien - najlepsza seria wszech czasów?

: 27-05-2017, 09:24
autor: Plagueis
@Nasum - dzięki za reckę. ;)


Karkasonne pisze: mówisz, że moje subiektywne odczucia nie mają znaczenia, po czym mówisz o własnych subiektywnych odczuciach...
Niezupełnie. Pisałem o ludziach, a "siebie" dodałem jedynie na koniec. :)
Karkasonne pisze:Na długo przez obejrzeniem filmu czytałem dyskusje fanów na ten temat: wyglądało na to, że jednak większość od razu zauważyła, że to grafika komputerowa - nie mówiąc już o tym, że celowo jest ciągle pokazywany w półmroku, by nie dało się wyłapać szczegółów.
Tak, jasne - "zauważyli", bo logicznym było, że to musi być grafika komputerowa, gdyż Peter Crushing nie żyje od 23 lat, a znalezienie identycznie wyglądającego aktora byłoby dość problematyczne (choć sam się zastanawiałem, czy przypadkiem im się nie udało). Gdyby tym samym ludziom wcisnąć, że to był żywy aktor, najprawdopodobniej niczego by nie "zauważyli". :)
Karkasonne pisze:Leia jest bardziej realistyczna, ale ukazanie przez kilka sekund, powiedzenie jednego słowa i jednego gestu to za mało, by mówić o tym, że efekty komputerowe dogoniły życie
Skoro wygląda realistycznie, to chyba jednak można to powiedzieć. Czas ujęcia nie ma tu znaczenia, liczą się możliwości.
Karkasonne pisze:Gdy oglądaliśmy to to oboje byliśmy przekonani, że to stara aktorka, której nałożono wiadro makijażu.
Heh, zauważ, że Carrie Fisher miała na sobie wiadro makijażu, gdy grała w Nowej Nadziei, a twórcom efektów w Rogue One chyba bardzo zależało - co potwierdza na przykład idealnie odwzorowany wygląd pomieszczeń na statku - by Leia wyglądała identycznie, jak w NN. No i się udało. :)

Re: Alien - najlepsza seria wszech czasów?

: 27-05-2017, 09:45
autor: Mental
Fucktycznie straszna bieda ten Alien... w zasadzie to nie ma się co rozpisywać... scenariusz to chyba pisany po ostrej libacji.

Re: Alien - najlepsza seria wszech czasów?

: 27-05-2017, 11:34
autor: Nostromo
Niby wszyscy wiedzą, że poza częściami 1/2/3 nic dobrego nie powstało, ale jednak mały xenomorph w głowie namawia, że zobaczyć trzeba, bo może historia zatoczy koło, R. Scott dostanie olśnienia, gimbazom w skutek promieniowania kosmicznego wyrośnie druga komórka (obok tej pierwszej "smart", bez której żyć nie mogą) i zechcą obejrzeć film z klimatem i fabułą, a nie tylko paradą efektów rodem z filmów pokroju adaptacji marvelowskich komiksów. Przy czym nie czepiam się tych adaptacji, bo to jednak filmy na podstawie komiksów więc wiele im wybaczam. Tym bardziej, że Logan zjada ostatniego Aliena. Cóż, nadzieja umiera ostatnia.

Re: Alien - najlepsza seria wszech czasów?

: 16-09-2017, 10:19
autor: booshee
rest in power

Obrazek

Re: Alien - najlepsza seria wszech czasów?

: 16-09-2017, 10:22
autor: Plastek
Lubiłem gościa, przede wszystkim za role w filmach Lyncha.
Panie, świeć nad jego duszą.

Re: Alien - najlepsza seria wszech czasów?

: 16-09-2017, 12:02
autor: byrgh
szkoda, aczkolwiek dożył sędziwego czasu. jeden z tych aktorów, co niemal zawsze ginęli. bardzo lubiłem w Straight Time.

Re: Alien - najlepsza seria wszech czasów?

: 16-09-2017, 13:15
autor: Bambi
I paris texas :(

Re: Alien - najlepsza seria wszech czasów?

: 16-09-2017, 14:10
autor: Gore_Obsessed
Muszę się przyznać, że nie znam niczego z wyjątkiem pierwszej części. : )

Re: Alien - najlepsza seria wszech czasów?

: 16-09-2017, 14:13
autor: Karkasonne
Gore_Obsessed pisze:Muszę się przyznać, że nie znam niczego z wyjątkiem pierwszej części. : )
Ostatniego Venom pewnie tez nie słuchałeś

Re: Alien - najlepsza seria wszech czasów?

: 16-09-2017, 14:29
autor: Gore_Obsessed
"From the Very Depths" tak, a jeśli chodzi o ten z "inc." i ich "Avé" faktycznie jeszcze nie znam. A skąd to pytanie? : )

Pierwszego Aliena widziałem kilkanaście razy, a z pozostałymi częściami jakoś nie było mi po drodze.
Mogę sobie tylko wyobrażać jakie wrażenie robił ten film w peerelowskiej rzeczywistości w kinie. Mamuśka mówiła, że niezapomniane.