TOOL - OPIATE [1992]

chronologiczna pralnia - czyli co dziobały wróbelki żeby wyrosnąć na orłów

Moderatorzy: Heretyk, Nasum, Sybir, Gore_Obsessed, ultravox, Skaut

Awatar użytkownika
83koper83
rasowy masterfulowicz
Posty: 2092
Rejestracja: 29-12-2010, 15:07

Re: TOOL - OPIATE [1992]

04-02-2013, 19:02

Też pamiętam recenzje Pieloka, gość w ogóle szafował ocenami bez opamiętania. No ale w przypadku Tool wybaczam mu.

Pamiętam też takie kuriozum, chyba z okazji wznowienia albumów Death przez MMP gość recenzował je po kolei, w skali od 1 do 5 "SBG"dał 4, "Leprosy" 5, "SH" 6, a potem się mu skala skończyła:)
Kerosene keeps me warm.
kenediusze
weteran forumowych bitew
Posty: 1568
Rejestracja: 21-08-2014, 09:03
Lokalizacja: Electric Ladyland

Re: TOOL - OPIATE [1992]

24-09-2014, 16:38

Mam maraton TOOLowy, jak zawsze kiedy ich sobie przypadkiem odświeżę jakichś ich numer. No i postanowiłem poświęcić trochę uwagi ich wczesnym rzeczom, czyli Undertow i Opiate. Nie żebym nie znał tych materiałów, ale chodzi o uważniejsze posłuchanie.

Opiate. Jaki to jest strzał w ryj, Boże. Jak tego słucham to mam wrażenie jakbym stanął mniej więcej w takiej sytuacji: na co dzień mam styczność z tajemniczą, elegancką ale i ekscentryczną, nadzwyczaj pociągającą fizycznie i intelektualnie panienką, która każdym elementem swojej osoby, ale i stroju, zachowania, mowy ciała, tego co mówi i robi itp. sprawia że mi włosy na jajach dęba stają, a w powietrzu unosi się niepokojące napięcie i masa niedopowiedzeń, które sugerują jedna, bardzo oczywistą rzecz, ale niewyrażoną absolutnie wprost. Dziewczyna ma ciągoty do kosmosu, kadzidełek i tantrycznego seksu, lubi wschodni mistycyzm, przyjaranie jointa i grzyby. Cud malina i ideał.

Teraz cofamy się w czasie i patrzymy jak ta pani wyglądała kiedyś. I jest szoke.

To ta sama kobieta, ale teraz nie ma już żadnych ozdobników, została tylko czysta biologia: nagie ciało, pot, śluz i przedramiona przeorane wielomiesięcznymi ciągami na heroinie. Pozarastane żyły i ciągły skręt; sraczka, mdłości, zapocone ubranie. Nie ma metafizyki, nie ma gadania o kosmosie, jest wkurwienie na siebie i świat, depresja i zwierzęce popędy; żeby się jebac po kiblach, a za zarobioną kasę przyjebać sobie w kanał. Wrak człowieka. Widać, że to ta sama osoba, ale kompletnie odarta ze wszelkich ozdobników; na wierzch wychodzi po prostu sama biologia i najniższe instynkty, z autodestrukcją na czele. Dalej jest nieprzeciętnie urodziwa i widać wyraźnie, że w innych warunkach dziewczyna mogłaby błyszczeć jak złoto; nie można oderwać wzroku, chociaż wszystko inne sprawia, że chce się rzygać.

Tak mniej więcej widzę różnicę między Opiate a dalszą twórczością TOOL. Tu wszystko jest nagie, szkielet, kości i odsłonięŧe emocje. Nie ma tajemniczości, jest wkurwienie. Nie ma wyszukanej rytmiki i dziwacznych podziałów, jest czysta schizofrenia i narkotyki. Dużo narkotyków. Są ładne melodie, a jakże - ale nie przesłaniają zupełnie sedna sprawy, wysuniętej na przód surowej rytmiki i ascetycznych kompozycji. Niepokój? Jest niepokój, ostatecznie świadomość, że zaraz skończą się zapasy i nadejdzie wkurwienie, które musi zostać jakoś wyrażone, jest niepokojąca.

Oczywiście doskonale się tego słucha, bo to taki TOOL po drugiej stronie lustra. Brzydki, śmierdzący i niegrzeczny, a jednak wciąż pociągający, w ten specyficzny sposób charakterystyczny tylko dla nich.

Part Of Me to jest wyjebany numer, jeden z najlepszych kawałków o dragach jakie znam. Nie ma kwiatków, fraktali i all you need is love, tylko sama naga rzeczywistość. Głód i całkowite oddanie substancji. No przyjeb sobie, przyjeb, co, nie przyjebiesz sobie? Ascetyczny (i nieoczywisty, ale łatwy do odczytania w stosownym kontekście) tekst doskonale współgra z surową, pełną napięcia i jakiejś takiej niewyżytej energii muzyką. Kosmos. W kółko leci.

Te wrzaski na zakończenie Jerk-Off. Zło.
Baton na tropach Yeti

You are just a
PART OF ME
Awatar użytkownika
Kurt
rasowy masterfulowicz
Posty: 3179
Rejestracja: 24-12-2010, 15:54
Lokalizacja: Łódź

Re: TOOL - OPIATE [1992]

25-09-2014, 00:06

kenediusze pisze:Mam maraton TOOLowy, jak zawsze kiedy ich sobie przypadkiem odświeżę jakichś ich numer. No i postanowiłem poświęcić trochę uwagi ich wczesnym rzeczom, czyli Undertow i Opiate. Nie żebym nie znał tych materiałów, ale chodzi o uważniejsze posłuchanie.

Opiate. Jaki to jest strzał w ryj, Boże. Jak tego słucham to mam wrażenie jakbym stanął mniej więcej w takiej sytuacji: na co dzień mam styczność z tajemniczą, elegancką ale i ekscentryczną, nadzwyczaj pociągającą fizycznie i intelektualnie panienką, która każdym elementem swojej osoby, ale i stroju, zachowania, mowy ciała, tego co mówi i robi itp. sprawia że mi włosy na jajach dęba stają, a w powietrzu unosi się niepokojące napięcie i masa niedopowiedzeń, które sugerują jedna, bardzo oczywistą rzecz, ale niewyrażoną absolutnie wprost. Dziewczyna ma ciągoty do kosmosu, kadzidełek i tantrycznego seksu, lubi wschodni mistycyzm, przyjaranie jointa i grzyby. Cud malina i ideał.

Teraz cofamy się w czasie i patrzymy jak ta pani wyglądała kiedyś. I jest szoke.

To ta sama kobieta, ale teraz nie ma już żadnych ozdobników, została tylko czysta biologia: nagie ciało, pot, śluz i przedramiona przeorane wielomiesięcznymi ciągami na heroinie. Pozarastane żyły i ciągły skręt; sraczka, mdłości, zapocone ubranie. Nie ma metafizyki, nie ma gadania o kosmosie, jest wkurwienie na siebie i świat, depresja i zwierzęce popędy; żeby się jebac po kiblach, a za zarobioną kasę przyjebać sobie w kanał. Wrak człowieka. Widać, że to ta sama osoba, ale kompletnie odarta ze wszelkich ozdobników; na wierzch wychodzi po prostu sama biologia i najniższe instynkty, z autodestrukcją na czele. Dalej jest nieprzeciętnie urodziwa i widać wyraźnie, że w innych warunkach dziewczyna mogłaby błyszczeć jak złoto; nie można oderwać wzroku, chociaż wszystko inne sprawia, że chce się rzygać.

Tak mniej więcej widzę różnicę między Opiate a dalszą twórczością TOOL. Tu wszystko jest nagie, szkielet, kości i odsłonięŧe emocje. Nie ma tajemniczości, jest wkurwienie. Nie ma wyszukanej rytmiki i dziwacznych podziałów, jest czysta schizofrenia i narkotyki. Dużo narkotyków. Są ładne melodie, a jakże - ale nie przesłaniają zupełnie sedna sprawy, wysuniętej na przód surowej rytmiki i ascetycznych kompozycji. Niepokój? Jest niepokój, ostatecznie świadomość, że zaraz skończą się zapasy i nadejdzie wkurwienie, które musi zostać jakoś wyrażone, jest niepokojąca.

Oczywiście doskonale się tego słucha, bo to taki TOOL po drugiej stronie lustra. Brzydki, śmierdzący i niegrzeczny, a jednak wciąż pociągający, w ten specyficzny sposób charakterystyczny tylko dla nich.

Part Of Me to jest wyjebany numer, jeden z najlepszych kawałków o dragach jakie znam. Nie ma kwiatków, fraktali i all you need is love, tylko sama naga rzeczywistość. Głód i całkowite oddanie substancji. No przyjeb sobie, przyjeb, co, nie przyjebiesz sobie? Ascetyczny (i nieoczywisty, ale łatwy do odczytania w stosownym kontekście) tekst doskonale współgra z surową, pełną napięcia i jakiejś takiej niewyżytej energii muzyką. Kosmos. W kółko leci.

Te wrzaski na zakończenie Jerk-Off. Zło.
Zajebisty post, kolego Baton. Chociaż muszę powiedzieć uczciwie, że te pierwsze płyty nie robią mi tak dobrze jak ostatnie trzy. A może to po prostu kwestia posiadania odpowiedniego nastroju do słuchania każdej z nich?
The madness and the damage done.
ODPOWIEDZ