THE PRODIGY

nie tylko metalem człowiek żyje :)

Moderatorzy: Heretyk, Nasum, Sybir, Gore_Obsessed, ultravox

ODPOWIEDZ
vulture

THE PRODIGY

09-07-2008, 23:05

I tak oto historia zatoczyła koło.Temat o zespole którego słucha większość userów ale nie ma jaj zeby sie do tego przyznać :wink: Poza tym,szanowna delegaturo,drodzy państwo,szanowni koledzy - jeden z naszych wspóltowarzyszy kończy 30 latek i ten topic pragnę mu zadedykować co by troche radości miał i sie uśmiechnął od czasu do czasu gdy oderwany od przegladania ofert funduszów emerytalnych rzuci okiem na ekran komputera :wink:

chcąc uczcić naszego solenizanta zachęcam do bezprecedensowej akcji wklejenia na okres 24 h w avatar któregokolwiek członka The Prodigy a w sygnaturce zamieszczenia jakiegoś fragmentu piosenki.enjoy bastards! :twisted:
Awatar użytkownika
Morph
mistrz forumowej ceremonii
Posty: 8973
Rejestracja: 27-12-2002, 12:50
Lokalizacja: hyperborea
Kontakt:

Re: THE PRODIGY

09-07-2008, 23:11

Experience 9/10
Music... 9.5/10
Fat... 10/10
Always... 7/10

W akcję się wpisuję :D
Give birth to something dead
Give birth to something old
vulture

Re: THE PRODIGY

09-07-2008, 23:17

:twisted:
Brawo Morph,a gdzie reszta? kaman gajs,lets hav som fan!!!!

Morph a jak Ci leżą zajebiste remiksy Mindfields czy Smack My Bitch Up ( ep o tym samym tytule),że o utworze No Man Army nie wspomnę?
Awatar użytkownika
Morph
mistrz forumowej ceremonii
Posty: 8973
Rejestracja: 27-12-2002, 12:50
Lokalizacja: hyperborea
Kontakt:

Re: THE PRODIGY

09-07-2008, 23:20

vulture pisze::twisted:
Brawo Morph,a gdzie reszta? kaman gajs,lets hav som fan!!!!

Morph a jak Ci leżą zajebiste remiksy Mindfields czy Smack My Bitch Up ( ep o tym samym tytule),że o utworze No Man Army nie wspomnę?
Remixy zajebiaszcze, zresztą tyle ich było że już nie pamiętam wszystkich. "Voodoo people" zrobione przez Pendulum niszczy. No Man Army nie jest złe, ale na debila Morello mam alergię.
Give birth to something dead
Give birth to something old
vulture

Re: THE PRODIGY

09-07-2008, 23:30

jutro po robocie pozwole sobie na więcej w temacie póki co przytaczam,moim zdaniem jeden z lepszych artykułow dotyczących formacji jakie miałem okazje przeczytać,enjoy then :)


THE PRODIGY to jedno z najciekawszych zjawisk muzycznych, które od swojego zarania szokuje wszystkich swoją muzyką, wyglądem, zachowaniem; które miało olbrzymi wkład w rozwój muzyki - nie tylko klubowej; które latami wypracowywało swój własny, rozpoznawalny styl; które na próżno uciekało od tzw 'masówki' szukając nowych rozwiązań w coraz to mroczniejszych zakątkach najdziwniejszych brzmień... . Można ponownie uderzyć w dzwon rozpaczy i zadawać bez końca i do znudzenia pytanie: czy jest sens wspominania o dorobku tego brytyjskiego zespołu na łamach portalu, którego nazwa sugeruje ideologiczne zapatrzenie na rootEBM? W czym zatem tkwi ten fenomen kwartetu z Braintree w hrabstwie Essex? Co zmusiło autora tego tekstu do poświęcenia kilku chwil głębszej analizie i próbie napisania czegoś z sensem o Liam'ie Howlett i jego kompanach?. Wspomnienia? Kult? A może po prostu szacunek jakim powinno darzyć się wszelkie zjawiska budujące historię muzyki opierając się na nieszablonowych, odważnych połączeniach, niekonwencjonalnych rozwiązaniach, wszelkich innowacjach itd... . Poza tym THE PRODIGY przeszło olbrzymią metamorfozę od momentu, kiedy zaczęli wspólnie grać w 1990 r. a jedyne co ich łączy z przeszłością to ciągła chęć tworzenia rzeczy nadzwyczajnych, tak aby ciągle zadziwiać brzmieniem i porywać do tańca i za każdym razem robić to w zupełnie inny sposób. Zacznijmy jednak od początku:





Powstanie THE PRODIGY wielu kronikarzy datuje już na 21 sierpnia 1971 roku, czyli na dzień, w którym na świat przyszedł główny inicjator całego zajścia Liam Paris Howlett, nie tylko przez grzeczność, nazywany artystycznym mózgiem zespołu. Od dzieciństwa interesuje się muzyką - choć jak wieść gminna niesie nie bardzo przepada za muzyką typowo electoniczną, obcując wyłącznie z podbijającą wówczas wyspy brytyjskie kulturą hiphop. Pierwszą poważną przygodę z muzyką przeżywa w czasach szkoły średniej, kiedy to w swoim rodzinnym Braintree zostaje drugim DJ'em składu Cut To Kill rezydującym na codzień w klubie The Barn. Tutaj też silnie pochłania go inny coraz bardziej popularny gatunek - rave. Wkrótce poznaje Keitha Flint'a - fascynanta wszelkich podróży, dealera narkotyków, który był ponoć w stanie załatwić towar każdemu mieszkańcowi Braintree i Leeroya Thornhill'a - mierzącego dwa metry bezrobotnego elektryka - fanatyka Jamesa Brown'a. Podczas kolejnego spotkania Leeroy i Keith pożyczają kasetę z nagraniami Liama, a to co przykuwa ich uwagę od początku to widniejący na niej napis - 'The Prodigy' (ang.cud), po jej przesłuchaniu, oszołomieni dokonaniami młodego DJ'a, przy kolejnym spotkaniu proponują współpracę. Po kilku performansach w niewielkich klubach, Howlett wpada na pomysł ściągnięcia do zespołu prawdziwego eMCe. Podczas pierwszego poważnego występu w Londynie formację z tą właśnie myślą zasila czarnoskóry Keith Palmer posługujący się pseudonimem Maxim Reality - który zaraz po koncercie zyskuje status pełnoprawnego członka THE PRODIGY. W takim, kompletnym już składzie formacja rozpoczyna współpracę, efekt której ukazuje się w styczniu 1991 roku pod nazwą "What Evil Lurks". Singiel ten rozchodzi się w nakładzie siedmiu tysięcy egzemplarzy. Mimo to jako jedyny nie dobija się do pierwszej dwudziestki rankingu sprzedanych singli osiągając 'zaledwie' 31 pozycję - co i tak oficjalnie uznaje się za sukces;) Następny singiel zatytułowany "Charly" pojawia się w sierpniu, a teledysk do niniejszego dzieła staje się najbardziej popularnym na Wyspach. Od tej pory rośnie zainteresowanie zespołem w rodzimym kraju, czego dowodem jest 5 - 10 tysięczna publiczność na koncertach. THE PRODIGY zamykają się w studio, w którym ciężką pracę finalizują jesienią 1992 roku, kiedy to na półki sklepów trafia "Experience", fenomenalny debiut, który przez ponad pół roku nie opuszcza pierwszej dziesiątki najlepiej sprzedających się albumów.

Pierwsze kompozycje Howlett'a opierają się w dużym stopniu na czysto komputerowych brzmieniach, dziś może nieco banalnych i prymitywnych, ale jak na tamte czasy trącają bardzo nowatorskimi rozwiązaniami. W kompozycjach pokroju "Out Of Space" czy "Ruff In The Jungle Bizness" dominują dynamika, harmonia i barwy dźwięku charakterystyczne dla jungle i drum'n'bass. Ten drugi nurt muzyki tanecznej zaistniał tak na prawdę dopiero trzy lata później, gdy ich najbardziej znany przedstawiciel - Goldie opublikował swój debiutancki album "Timeless". Debiutanckie "Experience", fachowcy podciągnęli pod stylistykę jungle m.in ze względu na charakterystyczny szybki, połamany bit i towarzyszącą mu o połowę wolniejszą, płynną linię basu jak i ciekawie wpasowaną porcję zakręconych 'breaków'. Dzięki umiejętnemu wykorzystaniu samplera Liam Howlett często daje w utworach THE PRODIGY upust swoim największym fascynacjom. We wspomnianym już "Out Of Space" wykorzystał m.in fragmenty nagrań rapowej formacji Ultramagnetic Mc's i znanego ze współpracy z szamanem reggae Lee "Scratch" Perrym, Max'a Romeo. We wrześniu 1992 na rynku pojawiła się "Fire" będący częścią rozszerzonej ep'ki "Fire/Jericho/Pandemonium". Tym razem na warsztat poszedł Arthur Brown i jego przebój "Fire", z którego wycięto tekst "I am the god of hell fire...". Szybko jednak THE PRODIGY znudziło granie dla, jak mówi Howlett, "naekstazowanych dzieciaków". Zespół oczekiwał od słuchaczy zaangażowania i wspólnego przeżywania ich muzyki. Chcieli widzieć żywiołowo reagujący tłum, którego brakowało w klubach na rave parties. Postanowili 'ograniczyć' publiczność i zaczęli zupełnie niespodziewanie grać dla większego grona słuchaczy.





W maju 1994 ukazuje się singiel "No Good (Start The Dance)" - jak się później okazuje najbardziej niereprezentatywny kawałek kolejnego albumu, a zarazem olbrzymi sukces komercyjny i radiowy w całej karierze zespołu. Po premierze "Music For The Jilted Generation" ( lipiec 1994 ), tygodnik "New Musical Express" nazwał Howlett'a "Robocopem i Beethovenem w jednej osobie". Były do tego podstawy, gdyż wydawnictwo imponowało spójnością i nowatorstwem kompozycji. Krążek przebił komercyjny sukces swojego poprzednika, a THE PRODIGY stało się gwiazdą MTV. Mottem tego zestawienia były słowa wygłoszone w pierwszych sekundach płyty: "so I’ve decided to take my work back underground to stop it falling into the wrong hands" ("w mojej twórczości zdecydowałem się wrócić do undergroundu, tak aby moja muzyka nie trafiała w nieodpowiednie ręce"). Album rzucał też wyzwanie decydentom, którzy doprowadzili do wprowadzenia na Wyspach Brytyjskich ustawy Criminal Justice Bill, dającej policji większą władzę w zwalczaniu sceny rave i umożliwiającej ściganie sądowe promotorów oraz uczestników tego typu imprez. "Music For The Jilted Generation" okazuje się potwierdzeniem klasy Anglików i ich szerokich horyzontów, wykraczających daleko poza granice muzyki tanecznej, nawet tej szeroko pojmowanej. Howlett porzuca kanciaste melodie na rzecz bardziej indywidualnego brzmienia, opierającego się na zapętlonych techno frazach. Bez wątpienia materiał zyskuje też dzięki zatrudnieniu dwóch nowych muzyków: flecisty Phila Bent'a i gitarzysty Lance’a Riddler'a. Płyta utrzymuje się w Top 20 przez 4 miesiące, sprzedając się w ponadmilionowym nakładzie! Tym razem THE PRODIGY zdobywa nie tylko serca fanów, ale i uznanie krytyków, którzy przyjmują krążek nad wyraz pozytywnie, a wkrótce nominują go do prestiżowej Mercury Music Prize. Prawdziwym przełomem tego albumu jest jednak kompozycja zatytułowana "Their Law", nagrana z gościnnym udziałem kapeli Pop Will Eat Itself , w której po raz pierwszy daje o sobie znać najnowsza fascynacja Howletta - ciężkie gitarowe riffy. Kolejnym kluczowym punktem programu jest "Voodoo People" , z funkowym fletem i kolejną porcją solidnych riffów. Kolejny alternatywny megahit "Poison" zilustrowany został techno-gotyckim video, a kulminacją płyty jest trzyczęściowa "The Narcotic Suite" z niespodziewanie kołyszącym "3 Kilos" . Po wydaniu "Music For The Jilted Generation" THE PRODIGY udają się na ponad roczną trasę koncertową, podczas której odwiedzają większość krajów europejskich (w tym również Islandię i Macedonię), Amerykę, Australię oraz Japonię. Ich koncerty stały się swego rodzaju rave’owym misterium, a ukoronowaniem tournee są występy na Tribal Gathering oraz festiwalu Glastonbury (1995), czyli miejscu zarezerwowanym do tej pory dla kapel rockowych. To sprawia, że popularność grupy zaczyna coraz bardziej wykraczać poza rejony taneczne, a recenzje dotyczące THE PRODIGY zaczynają się pojawiać także w prasie stricte rockowej...

Trzeci album THE PRODIGY "Fat of The Land" , dowodzi, jak bardzo w ich muzyce zatarte zostały granice pomiędzy muzyką "techno" a "żywym" rockowym graniem. Grupa bezpowrotnie żegna się ze swoją taneczną przeszłością, co nie oznacza wcale, że mówią definitywnie "do widzenia" czołówkom list przebojów. Wręcz przeciwnie, poszerzając horyzonty, eksperymentują z ostrą, gitarową muzyką i rapem zataczając coraz szersze kręgi. A jeżeli dorzucić do tego fascynacje kulturą Dalekiego Wschodu, uzdrawiającym kryształem, dotykiem rąk, medytacjami transcedatalnymi, oraz umiejętne wykorzystanie samplingu, wówczas miliony chłonnych, otwartych na nowe doznania umysłów staną przed nimi otworem. I tak tez się stało. Liam Howlett - na wycinkach z utworów innych twórców buduje swoje własne kompozycje. Tak jest np. w agresywnym, szybkim "Serial Thrilla" , utworze opartym na fragmencie riffu z "Selling Jesus" pochodzącego z repertuaru grupy Skunk Anansie. Poza nim wykorzystał także m.in. "Root Down" Beastie Boys, "Sos" Breeders i "Give The Drummer Some" Ultramagnetic Mc's. Lider tej ostatniej formacji - Kool Keith ( znany także jako Dr. Octagon) również osobiście pojawił się na rzeczonym krążku Brytyjczyków. Napisany i rymowany przez niego, doskonały "Diesel Power" z powodzeniem mógłby pojawić się na jednej z jego solowych, stricte rapowych płyt. W charakterze gości pojawiły się także dwie młode, choć cenione osobistości brytyjskiej sceny - Crispian Mills i Saffron. Lider grupy Kula Shaker wspomógł Prodigy w najlepszym utworze płyty, orientalnym "Narayan". Saffron z zespołu Republica wystąpiła w nowej, zaskakującej wersji "Fuel My Fire" z repertuaru L7. Członkowie THE PRODIGY także we własnym zakresie poradzili sobie z niektórymi partiami wokalnymi. I tak np po raz pierwszy w historii zespołu swojego głosu dla potrzeb wydawnictwa albumowego użyczyli Maxim Reality i śpiewający niczym Johnny Rotten Keith Flint. Album ten jest kolejnym świadectwem ogromnego postępu, jakiego grupa Liama Howlett'a dokonała w ciągu dwóch ostatnich lat swej kariery, a kompozycje takiego formatu jak "Breathe" , "Firestarter" czy kontrowersyjne "Smack My Bitch Up" na stałe wpisują się w zestawienia alternatywnych imprez tanecznych. Kiedy na ekranach telewizorów pojawia się wideoklip do wspomnianego "Firestarter" , Keith Flint staje się bożyszczem prasy muzycznej na całym świecie. Wszystkich szokuje jego nowy image. Ogolona głowa z pozostawionymi tylko po bokach kolorowymi kosmykami włosów. Kolczyki w uszach, w nosie, w języku, w brwiach, wszędzie. Rodzice niegrzecznych dzieci zyskują nowego bohatera do straszenia nim swych pociech. Realistyczne uosobienie multimedialnego diabła. Flint staje się maskotką i symbolem zespołu. Na rynek trafia niemalże równolegle "The Castbreeder", płyta również sygnowana marką THE PRODIGY, ale absolutnie nie mającą z nią nic wspólnego.





Po ukazaniu się "Fat of The Land" poszczególni członkowie formacji zajmują się projektami solowymi. Maxim Reality, "eMCe" zespołu wydaje solową płytę "Hell's Kitchen", której bliżej do elektronicznych eksperymentów z rytmiką, stylistyce trip hopu, hip hopu i delikatnym wprowadzaniu elementów rocka, niż do próby odświeżenia punkowej energii poprzez użycie współczesnych metod nagrywania i samplingu, co miało miejsce na ostatnej płycie THE PRODIGY. Najbardziej charakterystyczny z zespołu Keith Flint realizuje się w projekcie o zabarwieniu hardcore'owym Flint. Kolejne dzieło, które powstało pod szyldem THE PRODIGY ukazuje się w 1999 roku i nosi tytuł "The Dirtchamber Sessions Volume One", prezentujący przegląd stylistyczny muzycznych fascynacji jego lidera, albowiem Liam Howlett zajmuje się karierą DJ'a i przez pewien okres czasu grywa w brytyjskich klubach. W okresie pewnej swoistej posuchy i stagnacji 'cudownego dziecka brytyjskiej electroniki' jedna z wyspiarskich stacji radiowych proponuje mu czas antenowy w swoim studio, na co się zgodza, choć nie bez oporów i tak oto rodzi się pomysł na sesję nagraniową "The Dirtchamber Sessions Volume One" , która jak na obecną chwilę nie doczekała się swojej kontynuacji... . Muzykę zawartą w jej ramach uznać można za pewną swoistą improwizację podzieloną na osiem sekcji złożonych z około pięćdziesięciu utworów, wśród których znajdziemy m. in. Chemical Brothers i Primal Scream, czyli niejako znajomych Howlett'a, z którymi ten spotykał się na imprezach w londyńskich klubach, Ultramagnetic MC's, czyli old schoolową, hip hopową formację, jeden z pierwszych zespołów jakie Howlett słuchał, Beastie Boys, których nikomu raczej nie trzeba przedstawiać, ale i rockowe Jane's Addiction i pionierów punk rocka Sex Pistols. Propozycje DJ'a Liam'a Howlett'a pochodzą z najróżniejszych półek muzycznych, jednak łączy on je w taki sposób, że stanowią jednorodną całość, nawet jeśli ścierają się ze sobą style wywodzące się z funk, punk-rocka i techno opartego na rytmie, pulsie basu, oraz atakujące gdzieś z tyłu, z dna tej muzycznej studni gitary i dźwięki prosto z komputera, czy też instrumenty dęte wprowadzanych gdzieś w tle latynoskich brzmień.

Na kolejne dzieło grupy świat czeka aż do lata 2002 roku, wtedy to do rąk słuchaczy trafia singiel "Baby's Got A Temper" . W teledysku do tego utworu nie pojawia się Leeroy, który kilka miesięcy wcześniej opuszcza szeregi grupy i zajmuje się własnym projektem o nazwie Flightcrank, a poźniej jako Longman wydaje singla "Dreamer". Wydany po kilku latach przerwy singiel ( "Baby's Got A Temper" ) miał zapowiadać kolejną płytę...





"Always Outnumbered Never Outgunned" zostaje wydane dopiero 23 sierpnia 2004 roku w Europie, a 14 września w USA. Album niemalże całkowicie zrobiony jest przez Howlett'a, który do realizacji zaprosił gości, m.in. braci Gallagher'ów z grupy Oasis, Princess Superstar czy aktorkę Juliette Lewis. Zarówno ów dosyć długi siedmioletni okres oczekiwania, jak i kilkakrotne odwlekanie terminu premiery podsycały ciekawość, napięcie i niecierpliwość wśród fanów grupy. Od pierwszych utworów rzuca się w oczy ogólne tempo płyty - wyraźnie wolniejsze niż to, do którego przyzwyczaili Brytyjczycy. Chyba dały o sobie znać korzenie Liama, czyli hip-hop, którym zawsze był zafascynowany, przez co próżno tu już szukać, znanej z poprzednich płyt, rozbudowanej do granic możliwości perkusji, miażdżących rytmów i połamanego beatu - wszystko zdominowała prostsza, przytłumiona sekcja rytmiczna. Proporcje zostały również odwrócone w warstwie tekstowej. Kiedyś dłuższe teksty pojawiały się sporadycznie, tutaj są rozbudowane niemal w każdym utworze, w dodatku wykonywane przez zaproszonych gości, co dosyć mocno zmienia brzmienie i charakter muzyki, bo gdzie im ( np. Gallagher'om;] ) do skandowania i zachrypniętego krzyku Keith'a czy Maxim'a. Dużo tu warkotu, przesterów, prostych dźwięków, tylko tego ekscytującego niepokoju jakby mniej. Po wypowiedziach wielu fanów nasuwa się prosty wniosek: Przesłuchaniu "Always Outnumbered, Never Outgunned" towarzyszy poczucie pewnego niedosytu. I nikt nie ma tu na myśli ewolucji muzycznej autora, która jest pożądana i świadczy o rozwoju, ale jego własną charakterystyczną, od razu rozpoznawalną stylistykę sprawiającą, że słucha się właśnie tego, a nie innego zespołu, stylistykę, która kiedyś była wyraźna, a której na "Always Outnumbered, Never Outgunned" brakuje... . Nie wystarczy ostry "Spitfire" , czy też postrach klubowych systemów nagłaśniających w postaci "Girls" . W jednym z wywiadów udzielonych po premierze albumu Howlett wypowiada dość niezrozumiałe dla przeciętnego Polaka - katolika słowa " I fuckin' hate technical shit " ... - czy ma to być pewnego rodzaju résumé twórczego wysiłku i wkładu w rozwój tanecznej electroniki ich autora?.





Od momentu powstania w roku 1990 THE PRODIGY wydało pięć albumów, siedemnaście singli w niezliczonych reedycjach ( najciekawsze oczywiście amerykańskie digipacki ), z których większość okupowała czołowe miejsca zestawień "top ten" w 27 państwach jednocześnie. Nie tak dawno pojawiła się wzmianka o kolejnym wydawnictwie Liama Howlett'a syngnowanym nazwą THE PRODIGY. Być może przyszła pora ostatecznego rozliczenia dorobku tej, śmiem stwierdzić, legendarnej już formacji, albowiem otrzymujemy coś na co wielu z Nas być może czekało już od dawien dawna. Prawdziwe, jedyne i niepodważalne 'the best of' w postaci "Their Law: The Singles 1990-2005" stało się faktem. Myślę, że warto zgłębiać wiedzę o muzyce i muzykach na punkcie których, nie wiedząc dlaczego, oszalał cały świat, warto przyswajać inne formy muzycznego wyrazu, jakże blisko spokrewnione z muzyką, której poświęcamy dziś najwięcej uwagi, a która dla wielu z Nas nierozerwalnie wiąże się z okresem młodzieńczego buntu... . Przybliżenie sylwetki THE PRODIGY traktuję jako pewnego rodzaju recenzję tego wydawnictwa. Nie widzę bowiem innej możliwości zaprezentowania muzycznych prawideł Liama Howlett'a, które zawarł właśnie w ramach "Their Law: The Singles 1990-2005" . ( np. The Spawn (O.S.T.) "No Man Army" ) ...


mcdonald

ebm.stu.pl 2005

Sources: w powyższym artykule autor obficie wykorzystał archiwalne materiały : Machina #18, Musiq.pl, Avatarae, oraz wielu wielu innych, o których w przypływie weny i natłoku codziennych spraw najzwyczajniej w świecie zapomniał...

Dyskografia

Albumy:

Experience [1992]
Music for the Jilted Generation [1995]
Fat of the Land [1997]
Dirtchamber Sessions, Vol. 1 [1999]
Always Outnumbered, Never Outgunned [2004]
Their Law: The Singles 1990-2005 [2005]

Single:

What Evil Lurks [1991]
Charly [1991]
Everybody in the Place [1991]
Fire/Jericho/Pandemonium EP [1992]
Out of Space [1992]
One Love [1993]
Wind It Up (Rewound) [1993]
No Good (Start the Dance) [1994]
Voodoo People [1994]
Poison [1995]
Breathe [1996]
Firestarter [1996]
Smack My Bitch Up [1997]
Baby's Got a Temper [2002]
Girls [2004]
Hotride[2004]
Spitfire [2005]


Inne:

Singles Experience [ b/d ]
The Rest, The Unreleased! The Last [1997]
Experience: Expanded [2001]



The Prodigy "Their Law: The Singles 1990-2005"



Disc 1:

01. Firestarter
02. Their Law
03. Breathe
04. Out Of Space
05. Smack My Bitch Up
06. Poison
07. Girls
08. Voodoo People
09. Charly
10. No Good (start the dance)
11. Spitfire
12. Jericho
13. Everybody In the Place
14. One Love
15. Hot Ride
16. Out Of Space (Audio Bullys Remix) (Bonus track)

Disc 2:

01. Razor
02. Back 2 School
03. Voodoo People (Pendulum Remix)
04. Under My Wheels (Remix)
05. No Man Army
06. Molotov Bitch
07. Voodoo Beats
08. The Way It Is (Live Remix)
09. We Are The Ruffest
10. Your Love
11. Spitfire (Live)
12. Their Law (Live)
13. Breathe (Live)
14. Serial Thrilla (Live)
15. Firestarter
vulture

Re: THE PRODIGY

09-07-2008, 23:36

to takie topo dla niekumatych.a na dyskusje z kumatymi to jeszcze czas bedzie.
Awatar użytkownika
grot
weteran forumowych bitew
Posty: 1352
Rejestracja: 24-05-2008, 11:30
Lokalizacja: Transformed God Basement

Re: THE PRODIGY

09-07-2008, 23:37

vulture pisze:Temat o zespole którego słucha większość userów ale nie ma jaj zeby sie do tego przyznać :wink:
E tam, co jest niby wstydliwego w słuchaniu tego zespołu?
vulture pisze:chcąc uczcić naszego solenizanta zachęcam do bezprecedensowej akcji wklejenia na okres 24 h w avatar któregokolwiek członka The Prodigy a w sygnaturce zamieszczenia jakiegoś fragmentu piosenki.enjoy bastards! :twisted:
Zasadniczo jestem przeciw takim dziwnym akcjom społecznym, ale czasem można zrobić wyjątek.
- Odkryłem swoją drugą osobowość. Ma na imię Jan.
- O, czym się zajmuje?
- Jan, generalnie, pogardza.
vulture

Re: THE PRODIGY

09-07-2008, 23:40

aargghhh!!!!
Maria,dostajesz w dupę 3:1 *


:)

*podtekst homo celowy i zamierzony :wink:


kto następny???
Awatar użytkownika
Morph
mistrz forumowej ceremonii
Posty: 8973
Rejestracja: 27-12-2002, 12:50
Lokalizacja: hyperborea
Kontakt:

Re: THE PRODIGY

09-07-2008, 23:43

vulture pisze:Keith Flint staje się bożyszczem prasy muzycznej na całym świecie. Wszystkich szokuje jego nowy image. Ogolona głowa z pozostawionymi tylko po bokach kolorowymi kosmykami włosów. Kolczyki w uszach, w nosie, w języku, w brwiach, wszędzie. Rodzice niegrzecznych dzieci zyskują nowego bohatera do straszenia nim swych pociech. Realistyczne uosobienie multimedialnego diabła.
Hehe, do dzisiaj pamiętam jak wszystkie nauczycielki w podstawówce tępiły Keitha jako "definitywnie źle wpływającego na dzieci osobnika, do tego grającego w koszmarnym zespole" :D
Give birth to something dead
Give birth to something old
Awatar użytkownika
Bloodcult
mistrz forumowej ceremonii
Posty: 7382
Rejestracja: 09-12-2006, 00:01
Lokalizacja: Łódź

Re: THE PRODIGY

09-07-2008, 23:46

no to tak:

Experience 8/10
Music... 10/10
Fat... 10/10
Always... 8/10

dodam jeszcze że wybieram się specjalnie dla nich na Coke Live Festival pomimo iż reszta składu kompletnie mnie nie interesuje :)
Grzegorz Braun to ruski agent

http://allegro.pl/uzytkownik/bloodcult
vulture

Re: THE PRODIGY

09-07-2008, 23:49

ha,ha..trzeba jednak facetowi oddac ze jest bardzo charyzmatyczna postacia,nawet na poczatku kariery zespolu jego dziki,bardzo rwany i agresywny taniec wprawial w oslupienie( podobnie jak wyczyny Leeroy'a).Nie sposób tez nie zauwazyc ze wykreowany przez niego image doskonale koresponduje z muzyka zespolu,podobnie ma sie rzecz w sprawie wizualizacji -patrz -genialny clip do Firestarter.
Awatar użytkownika
Bloodcult
mistrz forumowej ceremonii
Posty: 7382
Rejestracja: 09-12-2006, 00:01
Lokalizacja: Łódź

Re: THE PRODIGY

09-07-2008, 23:50

Morph pisze:Hehe, do dzisiaj pamiętam jak wszystkie nauczycielki w podstawówce tępiły Keitha jako "definitywnie źle wpływającego na dzieci osobnika, do tego grającego w koszmarnym zespole" :D
heh, u mnie w szkole tego akurat nie było, ale nigdy nie zapomnę min moich rodziców jak zobaczyli teledysk do "Breathe" :lol: dobrze że nie widzieli "Smack My Bitch Up" :wink:
Grzegorz Braun to ruski agent

http://allegro.pl/uzytkownik/bloodcult
vulture

Re: THE PRODIGY

09-07-2008, 23:53

Smack My Bitch Up to jest GENIALNY obraz.
Bardzo lubie tez rzeczy jakie powstaly do Girls i Voodoo People
Awatar użytkownika
Morph
mistrz forumowej ceremonii
Posty: 8973
Rejestracja: 27-12-2002, 12:50
Lokalizacja: hyperborea
Kontakt:

Re: THE PRODIGY

09-07-2008, 23:55

vulture pisze:Smack My Bitch Up to jest GENIALNY obraz.
Bardzo lubie tez rzeczy jakie powstaly do Girls i Voodoo People
Tu raz jeszcze przywołam remix VP zrobiony przez Pendulum - obraz do tego też jest świetny:
Give birth to something dead
Give birth to something old
Awatar użytkownika
Block69
zahartowany metalizator
Posty: 4979
Rejestracja: 04-02-2006, 12:14
Lokalizacja: Górny Śląsk

Re: THE PRODIGY

09-07-2008, 23:57

Co prawda odpale sobie jakiś ich kawałek od czasu do czasu głównie z sentymentu do pewnego zdarzenia które miało miejsce w trakcie Smack My Bitch Up i paru innych koncków ale jak tak patrze na was i wasze awatary to jestem po stronie Mariana. A nazwa to faktycznie wykapany Prodiż :D
PENIS METAL
Awatar użytkownika
Bloodcult
mistrz forumowej ceremonii
Posty: 7382
Rejestracja: 09-12-2006, 00:01
Lokalizacja: Łódź

Re: THE PRODIGY

09-07-2008, 23:57

ostatnio znalazłem na youtubie wersje w której w kiblu zażywa heroine a podczas przejażdżki pod koniec klipy potrąca przechodnia. Wiem że to pewnie nic nowego ale ja tej wersji wcześniej nie widziałem.

edit:
to apropo "Smack My Bitch Up" oczywiście :wink:
Grzegorz Braun to ruski agent

http://allegro.pl/uzytkownik/bloodcult
Awatar użytkownika
Morph
mistrz forumowej ceremonii
Posty: 8973
Rejestracja: 27-12-2002, 12:50
Lokalizacja: hyperborea
Kontakt:

Re: THE PRODIGY

10-07-2008, 00:01

Maria Konopnicka pisze: ja akurat nie chodziłem do szkoły specjalnej więc takich wspomnień nie mam :)
Jak Ty chodziłeś do szkoły to o technice zapisu dźwięku jeszcze nie słyszeli ;)
Give birth to something dead
Give birth to something old
vulture

Re: THE PRODIGY

10-07-2008, 00:03

Maria,nie spinaj sie,panowie Ci party robia na masterfulu wiec nie marudz :wink:
Awatar użytkownika
Maleficio
zahartowany metalizator
Posty: 5311
Rejestracja: 13-11-2005, 14:38
Lokalizacja: Sjakk Matt Jesu Krist
Kontakt:

Re: THE PRODIGY

10-07-2008, 00:21

Fat of the Land, był opus magnum tej kapeli... reszta to syfilis. Szczególnie pierwsze 2 bardziej rave płyty:) Ale fat of the land przyznaje, ze jedna z lepszych rockowych pozycji jakie słyszałem. :wink:
Awatar użytkownika
hcpig
mistrz forumowej ceremonii
Posty: 9323
Rejestracja: 06-07-2008, 13:23

Re: THE PRODIGY

10-07-2008, 08:24

Ja się wyłamię i powiem, że nie mogę się do Prodigy przekonać w całości. Najwięcej słuchałem FOTL, ujęły mnie dwa numery - SMBU i przede wszystkim B - głównie za ten niepokojący motyw basowy, który powtarza się co i rusz. Reszta - ni chuja, a z następujących powodów. Przez wiele lat ten i kilka innych zespołów skutecznie odstraszało mnie od elektroniki ze zbliżonych przyczyn - skrajnie posunięta do granic cepelia brzmieniowa. Proste (żeby nie powiedzieć prostackie) bity, surowość z musu, a nie z woli, kanciaste kontury dźwiękowe, ponawpierdalane od biedy jakieś kwadratowe loopy, sample... niestety, nie ma szans żebym to przetrawił do końca. Szukałem odpowiedniego określenia na taką muzykę, szukałem, szukałem i mam... jabolpunkowa elektronika;) Takie określenie zawże w sobie także te rockowe naleciałości, którymi muzyka Prodigy jest skażona jak i całą swoją toporność. Dla kogoś to może być brud, syf czy asceza, dla mnie niestety ociera się to w zdecydowanej większości o biedę. Dobrze, że mogę wrócić sobie do takiego "Love's Secret Domain", gdzie muzyka nie miota się od biciku do loopa z bazaru, po prostu płynie, piękny elektroniczny "flow" nieosiągalny dla każdego, także dla Prodigy. Na koniec przypomniała mi się fajna, ale nieoficjalna tegoroczna płytka bohaterów topicu - "Mash Up Session Volume 2" gdzie ich szlagiery zremixowane zostały pod kątem kolaboracji z... 2 Unlimited, Britney Spears, Alicia Keys i innymi takimi syfami, zabawna rzecz. Aha, podoba mi się jeszcze clip/utwór do "Baby's Got A Temper". Zresztą, jak to się może nie podobać, chyba tylko Długopisssssom.
Obrazek
Obrazek
Yare Yare Daze
ODPOWIEDZ