No właśnie, z całego Latającego Cyrku Mike'a Pattona to chyba mój najulubieńszy projekt. Generalnie, nie tylko Patton, ale również zajebisty Trevor Dunn na baśce i reszta ekipy też nie wypadła krowie spod ogona.
Pierwsza duża płyta, Mr Bungle (1990 r.) to po prostu megazabawa muzyką (chyba wszystkie znane style, przemaglowane przez chory umysł Pattona i spółki) i totalny rozpierdol w tekstach. Album produkował nie kto inny jak John Zorn, więc spodziewajcie się niespodziewanego.
Dwójka - Disco Volante (1995), to mniej zabawy, a więcej mroku i jazzu. Srogie tytuły w rodzaju Ma Meeshka Now Skwoz czy Desert Search For Techno zwiastują rozrywkę najlepszej próby. Całość brzmi jakby zamknąc genialnych, ale kompletnie szalonych muzyków w jednym poniszczeniu i dać im do ręki instrumenty, dając 24 godziny na nagranie demówki.
Trójka (California - 1999 r. ) to chyba najlżejsza pozycja w zestawie, ale miejscami, tak jak w Ars Moriendi (taki Bregovic na kwasie) przyp[ominaja o swoim zajobie.
No i zajebiste koncerty, tu akurat pognębili Red Hotów (na gitarze duch Hilela Slovaka, ha, ha).
a co tam u Was w tym względzie?
Re: Mr Bungle
: 16-07-2012, 11:13
autor: Bloodcult
"Disco Volante" to absolut, tyle w temacie :D
Re: Mr Bungle
: 16-07-2012, 11:32
autor: Sgt. Barnes
Dokładnie, pamiętam jak kiedyś w Radiu Szczecin koleś zapodawał płytę w odcinkach, co tydzień jeden kawałek. A ja czekałem z jęzorem na dupie i nagrywałem na kaseciaka. Aż któregoś dnia Redaktor jebnął mi prezent - jeden kawałek puścił po północy - bo ponoć najlepiej się go słucha właśnie o tej porze, he,he. Dostałem amoku, zaniosłem czystą kasetę do radia i poprosiłem Pana na słowo. Redaktor się przejął i ...nagrał mi cała płytę z kompaktu. To były czasy. :-)
Re: Mr Bungle
: 16-07-2012, 11:38
autor: Maleficio
nigdy nie sluchalem, ale slyszalem, ze ponoc zrzyna z Primus
Re: Mr Bungle
: 16-07-2012, 11:39
autor: Sgt. Barnes
Maleficio pisze:nigdy nie sluchalem, ale slyszalem, ze ponoc zrzyna z Primus
Matko Buzka! '-)
Mi się w ogóle marzy taka kolaboracja Patton, Claypool, Townsend. Mogłoby być pięknie.
Re: Mr Bungle
: 16-07-2012, 13:51
autor: twoja_stara_trotzky
o po co ich psuć Townsendem?
Re: Mr Bungle
: 16-07-2012, 14:02
autor: moonfire
Maleficio pisze:nigdy nie sluchalem, ale slyszalem, ze ponoc zrzyna z Primus
Primus to zupełnie inna muzyka, nawiasem mówiąc, nie lubię Claypoola i spółki, nie wiem, czym się tu jarać.
Co do Mr. Bungle, pamiętam reckę ich debiutu z początków MH, naturalnie był to przedruk z brytyjskiej edycji. Płyta dostała jeden punkt, a recenzent wyraźnie nie wiedział, co opisuje. Mowa była o melodyjkach z gier między kawałkami i generalnie mnóstwo głupot. Debiut świetny, Disco Volante również, tylko trudniejsze i nie tak ludyczne, kolejnej (chyba jedna była, ni?) nie znam już.
Re: Mr Bungle
: 16-07-2012, 14:40
autor: Sgt. Barnes
Warto poznać. California idealnie wchodzi latem, gdy asfalt zwija się pod tenisówkami. Muzyczka jak z Rejsu.:
A Pink Cigarette to już prawie Krawczyk :-)
Ale żeby nie za słodko:
Re: Mr Bungle
: 16-07-2012, 14:43
autor: Sgt. Barnes
twoja_stara_trotzky pisze:o po co ich psuć Townsendem?
Bo ma kompletnego zajoba. Jak i pozostała dwójka.
O wyglądzie nie wspominam.
Re: Mr Bungle
: 16-07-2012, 17:51
autor: Wasyl
Czołówka robótek Pattona. Wszystkie płyty świetne. Disco chyba najlepsze.Ma zajebisty klimat.
Re: Mr Bungle
: 16-07-2012, 17:56
autor: Glene
moonfire pisze:
Maleficio pisze:nigdy nie sluchalem, ale slyszalem, ze ponoc zrzyna z Primus
Primus to zupełnie inna muzyka, nawiasem mówiąc, nie lubię Claypoola i spółki, nie wiem, czym się tu jarać.
Nie rozumiesz, basu, humoru, czy funku w tym wszystkim:D?
Re: Mr Bungle
: 16-07-2012, 18:22
autor: moonfire
Funk lubię, ale tradycyjny, murzyński taki. Po prostu dość nudny mi się ten Primus wydaje. A anglistą nie jestem aby docenić walory międzywierszowe w tekstach Claypoola.:)
Re: Mr Bungle
: 18-07-2012, 10:45
autor: Wódz 10
Debiutu nie znam. Dwójka to już jest konkretne, (bardzo) wielowątkowe granie, a na trójce jakby skondensowali ten swój styl do bardziej przystępnych kawałków. Pink Cigarette oczywiście zarządza, ale nie można zapomnieć o równie dobrym (albo i lepszym) Retrovertigo autorstwa Dunna.
Zespół wybitny i fantastyczny. Wiedzieli co to jest Naked City. Lata świetlne od przecenianego Faith No More. Mike Patton - wokalny nadczłowiek.
I jeszcze jedna kwestia - gdyby nie było Mr.Bungle nie było też genialnego Secret Chiefs 3, który już gdzieś kiedyś polecałem.
A! I nie byłoby też genialnego Estradasphere, który też chyba już gdzieś polecałem ;)
Te dwa zespoły, gdzie Trey jest łącznikiem, zabrały bunglowe wyczyny w inne wymiary (odpowiednio na bliski wschód i na południe Europy). A najzabawniejsze jest to, że wszystko i tak wróciło do Zorna (Patton nagrywający z Zornem, chłopaki z Estradasphere/Secret Chiefs 3 akompaniujący Zornowi). Wybitni muzycy, wybitna muzyka, wybitne muzyczne uniwersum.