25-04-2019, 14:34
Skurwesyn, wrócił...
Od trzech dni jestem pośrednio terroryzowany przez trzydziestoparoletniego Sebixa odstawiającego pod moim oknem cierpienia młodego Wertera. Pośrednio, ponieważ właściwym ośrodkiem jego cierpień jest zdrada popełniona wobec niego przez moją szanowną sąsiadkę Zonię, której okno znajduje się półtora metra od mojego, wobec czego (oraz faktu, że pracuję przy komputerze stojącym właśnie pod tym oknem) jestem od początku dość na bieżąco z wydającym się nie mieć końca dramatem.
Zonia* wygląda jakby wyjęto ją z Flinstonów. I nie, nie przypomina bynajmniej Wilmy ani Betty, a raczej solidnie dożywionego i przypakowanego Freda. Reprezentuje pokoleniową patologię - gdy byłem mały, jej ojcem-złomiarzem straszono u nas dzieci (co było o tyle łatwe, że zdarzyło mu się wygrażać im siekierą) - i żyje sobie jak pączek w maśle (pudrowany, bo choć raczej nie pije, lubi sobie od czasu do czasu dać w nos i powywijać) z 500+ za piątkę dzieci, z których starsze są już od dawna dobrze znane ochroniarzom w każdym sklepie w okolicy. Od jakiegoś czasu pod jej dachem zamieszkiwał konkubent, który obecnie, w tym kurwa momencie, stoi jakieś 5 metrów ode mnie i wygląda, jakby miał się rozpłakać.
Płacze zaczęły się przedwczoraj wieczorem. Werter domagał się wyjaśnienia, jak Zonia mogła mu to zrobić, jak mogła zdradzić go z Klatą** oraz w dodatku wyrzucić z domu, bo gdzie ona ma pójść? Przez jebane 4 godziny gość wypowiedział absolutnie każdy z telenowelowych tekstów, od "Jesteś dla mnie wszystkim", przez "Nie myślałem, że możesz mnie tak potraktować, proszę, porozmawiaj ze mną teraz, spójrz mi w oczy" po "Dam Ci wszystko, czego chcesz, chociaż nie jestem Ciebie warty". Aha, było też rzecz jasna "Kocham Cię. Bo Ciebie się nie da nie kochać". Wszystkie te zaklinania przeplatane były zapewnieniami, że na jutro ma mieszkanie, ale dziś "Nie pomiataj mną. Nie pozwól, żebym spał na klatce".
I tak to się toczyło, a mi jeszcze wtedy chłopaka było nawet trochę szkoda.
Rano jednak jebaniec wrócił i nastąpiła lekka zmiana kursu. Tym razem Werter zaczął wyrażać pretensje o wezwanie na niego przez znużony obiekt westchnień policji, ujmując swe rozczarowanie w słowach "Zonia... ja myślałem, że Ty jesteś SZTYWNIUTKA. A Ty na mnie, na mnie suko policje wezwałaś. O czekaj, czekaj, ja powiem, komu trzeba, żeby na Ciebie uważali". Z tego punktu zaczęły się też dywagacje na temat posiadania przez Zonię obmierzłego cielska (w sumie fakt) oraz szczerbatego ryja (też fakt), wyrazy obrzydzenia i pragnienia nieoglądania jej paskudnego pyska już nigdy więcej oraz parę innych dość przykrych rzeczy.
Czy muszę dodawać, że po jakiejś godzinie Werter błagał Zonię, by pozwoliła mu spojrzeć na siebie ostatni raz?
Aha, w międzyczasie błagał też - przez godzinę - o szklankę wody. Dałbym mu, ale serio bałem się, że wtedy uzna mnie za przyjaciela i zacznie stukać do mnie.
Niestety, jego prośby nie doczekały się wysłuchania, toteż w pewnym momencie zdesperowany Sebix poinformował zamknięte okno, że "Nie może bez niej żyć i przeprasza" i udał się z zaciętą miną w kierunku pobliskiej drogi krajowej. Przyznam, że w tym momencie chciałem zainterweniować, bo koleś brzmiał i wyglądał naprawdę samobójczo, ale po chwili zawrócił i zaczął odstawiać na parkingu osobliwą pantomimę. Najpierw podniósł butelkę i dwakroć stuknął nią o krawężnik, wyraźnie w zamiarze sporządzenia tulipana, mogącego posłużyć już to zamordowaniu niewiernej, już to odebraniu sobie życia pod jej oknem. Uderzenia były jednak na tyle anemiczne i bez przekonania, że butelka nie pękła, pękł za to Sebix i opadł na tym jebanym parkingu na kolana i tak zastygł.
Na szczęście po minucie zrobiło mu się chyba głupio i poszedł w pizdu.
Ale wrócił, spokojnie. Tym razem jego repertuar zaklinań składał się z rozbudowanych przeprosin wobec Zoni oraz próśb o pieniądze na bilet, które mu się chyba przecież należą, skoro tyle w nią zainwestował.
I tak upłynął poranek i wieczór, dzień drugi.
Dnia trzeciego, czyli dziś, Sebix pojawił się najpierw rano, znów domagając się uwagi oraz wody, potem zaś zniknął i wrócił w momencie, gdy zaczynałem spisywać jego historię. W tej chwili go nie widzę, ale wiem, że gdzieś tutaj, jebany, krąży...
*Imię nieznacznie zmienione
** Ksywa prawdziwa
Ostatnio zmieniony 25-04-2019, 14:50 przez
WaszJudasz, łącznie zmieniany 1 raz.
Mózg powiększa się w czaszce, kiedy wody w rzece wzbierają. Wtenczas błony czerepu się wznoszą, przybliżając do czaszki.