Po tym co piszesz to jesteś. Mój wpis odnosił się do pytania naziola.DST pisze: ↑24-08-2023, 12:03Ta, miałem tatuaże na myśli. Pierwsza sesja ok, pogawędziłem sobie o rapie z koleżką, który tatuował kogoś innego. Na drugiej byłem trzeźwy, ale na kacu. Nie babrałem się, ale wszystko bolało bardziej, szczególnie po wewnętrznej stronie nadgarstka.
Mam tylko wytatuowane całe przedramię, więc nie jestem najbardziej doświadczony.
Co do kaca, jakiejś tam niedyspozycji, zakładam, że taki czynnik może też mieć wpływ na odczuwanie bólu. Tak z zasłyszenia, doświadczony tatuażysta raczej nie proponuje sesji dzień po dniu, tak aby nie wymordować klienta. Bo taki już może do niego nie wrócić. Wiadomo, robią to tacy, co szybko zapychają sobie grafik i proponują, żeby np. w tydzień ojebać całe plery, nie patrząc, że rany się nie pogoiły i się sączy z tego. Piszę o tym w kontekście formy z jakąś się lezie pod maszynkę. Jak delikwent jakiś tam słabszy, to pewnie bardziej napindala. Duże natężenie bólu raczej nie osłabia na krótką metę, no chyba, że człowiek kiwnięty. Jak się skumuluje to może rozwalić i twardziela.
Całościowo, dobrze iść z nastawieniem, będzie nakurwiać i tyle. Tam sobie starać umilić czas. No i pewnie w jako takiej formie. Niby modelowe, a życie pisze różne scenariusze i wychodzi raz tak a raz inaczej. Raz boli mniej, innym razem bardziej. Niezaprzeczalnie, z tym wiąże się ból. Gorzej jak kogoś to kręci. No, ten ból. Nie wiem, czy tak nie jest przy skariacjach? Jakoś sobie nie wyobrażam, że idą tam ludzie, którzy nie lubią się ostro potargać.