uglak pisze: ↑03-12-2021, 23:14
^ z tego co słyszę od znajomych pracujących w zagranicznych korpo w innych krajach to to "porządne ubieranie się" to chyba nasze zboczenie. U nas w bankach nawet od programistów wymaga się jakiegoś dresscodu, a przyjaciółka pracuje w szwajcarskim banku w jego mateczniku i może poza wyższym kierownictwem wszyscy tam ubierają się na luzie.
Tak jest. Znam realia angielskie i islandzkie (chociaż w korpo nie pracowałem) i inaczej to wygląda niż w PL. W Reykjavíku w niektórych biurach popierdalają w ciepłych skarpetach i kapciach albo basenowych laczkach. W garniakach to chyba tylko wyżej postawieni bankowcy i prawnicy.
Ja sam dużo luzu się nauczyłem od Islandczyków. Laski się nie odpierdalają do marketu po bułki, tylko wychodzą w dresie i klapkach. Wszyscy stawiają przede wszystkim na wygodę (albo na ochronę przed wiatrem i deszczem - nie żadne płaszcze od Armaniego tylko porządna kurtka outdoorowa). Teatr, restauracja - całkowita dowolność. Jeden elegancko w koszuli, inny w wełnianym swetrze i wytartych jeansach. Nikt się nie oburza, bo ten czy tamten źle wygląda.
Mój ulubiony zestaw to bluza z kapturem Blood Inkantejszyn i szary dres. Po kilku godzinach w jeansach już mnie uwiera, a garnituru nie zakładałem z 7 lat. Jak ktoś lubi to proszę bardzo, ale żeby jakieś wyścigi robić kto ładniej i bardziej markowo i prestiżowo, to ja dziękuję. Ok, mam trochę tych "fajnych" marek ale to wygrzebane w lumpach raczej. Jasne, są miejsca i sytuacje, gdzie trzeba/powinno się zachować powagę i ten ubiór dostosować, tak ze zwyczajnej przyzwoitości i z szacunku. Ja raczej takich miejsc unikam.
Polakom natomiast pod tym względem bliżej do Ruskich niż do Europy (u nich kobieta raczej nie wyjdzie z domu bez pełnego make-upu). Jest parcie żeby wyglądać i się pokazać, nawet jak nie za bardzo stać. Presja społeczna jest bardzo duża. Wszędzie dokoła oceniające oczy.
Ostatnio żona czytała mi jakiś artykuł i wpisy różnych ludzi, którzy dzielili się swoimi doświadczeniami, jak zostali potraktowani w przez obsługę (np. banku, sklepu jubilerskiego czy droższego odzieżowego) gdy wyszli z domu prostym ubraniu (kobiety bez makijażu, albo z niewielkim), a następnie jak obsługa się zmieniła gdy przyszli do tych samych miejsc "odjebani". Przykładowo szukam pierścionka dla ukochanej, wchodzę do jubilera w swoim dresie i bluzie Blood Incantation, w portfelu 5 kafli w gotówce. Chuje mnie ignorują. Wchodzę w koszuli i drogich butach, broda podcięta i naoliwiona u barbera, w kieszeni te same 5 kafli. Od razu do mnie podlatują jak sępy i pytają w czym pomóc, mało gały nie zrobią przy okazji. Przykre to.