29-01-2022, 00:04
Z drugiej strony wpadłem na to, że można przecież podejść do tematu etapami i pojechać na bieżąco. Zatem lećmy bezzwłocznie. W zależności od miejsca startu można zrobić tak. Jeżeli nad morze mamy blisko, to po prostu zaatakować Sassnitz i do Trelleborga ten szybki prom płynął chyba dwie godziny. Potem można spokojnie kontynuować podróż, albo w Trelleborgu po prostu zostać na noc czego nie polecam, bo po grzyba pchać się na własne życzenie w tłum? Gdy wyruszamy z południa, walimy na nocny prom do Ystad z tym, że to wersja dla lubiących nerwowy sen- krótki. Wersja normal to jazda do Gdyni , pełnowymiarowe spanie w nocy i poranne komfortowe (po kawie, defekacji, prysznicu, kopulacji,śniadaniu -kolejność według uznania) wyruszenie na podbój Skandynawii. Jest też wersja emeryten, ale ona z różnych względów jest niezalecana. Czyli wypływamy na noc z Gdańska i po 15, czy 17 godzinach lądujemy pod Sztokholmem. Tę wersję odrzućmy. Przynajmniej w opcji "krótki wyjazd dziewiczy". Oczywiście istnieją jeszcze inne możliwości. Pierwsza to jazda w okolice Rostoku i szybka przeprawa do Gedser i co prawda słynne mosty, szczególnie ten połączony z tunelem są warte grzechu, ale ta droga we wakacje jest przynajmniej do Kopenhagi zatłoczona, a poza tym należy sobie to dobrze przekalkulować, żeby już na początku nie szukać wolnej nerki wśród co młodszych uczestników eskapady. Podobnie jest, gdy zrezygnujemy z promu i po prostu pojedziemy przez Niemcy i Danię. Uważam, że szkoda czasu, bo jazdy i tak jest w ch... Zdecydowanie lepszym i wartym przemyślenia ruchem jest ten przez Niemcy i Danię do Hirtshals i przeprawa szybkim promem bezpośrednio do Norwegii. Co prawda omijamy wtedy Szwecję, ale jak ktoś ma motywację i pierdolnięcie to praktycznie wyjeżdżając nawet z południa po dwudziestu godzinach może znaleźć się w Larvik bądź Kristiansand. Ta wersja jest najszybsza Należy jednak pamiętać, że to w przypadku przykładowo Krakowa plus minus 1400km głównie autostradą i trzeba mieć żelazną kondycję, nerwy i trochę szczęścia, by jebnąć taki odcinek od kopa. Jest to możliwe, ale należy zachować rozsądek. Plusem tego rozwiązania jest fakt, że " zwiedzanie" zaczynamy z marszu, bo wyjeżdżając w stronę Evje od razu wjeżdżamy w "norweskie skały und krzaczory" Minusem może być stres na drodze i późniejsza kwestia regeneracji, bo jeżeli ktoś nie jest przyzwyczajony to czas, który "zyska" na starcie, zaraz będzie musiał oddać, a w sezonie Kristiansand jest dość obleganym miejscem i na kemping się nawet nie pchajcie. Szkoda nerwów i kasy. Załóżmy, że skupię się na wersjach (Trelleborg /Ystad/Karlskrona), bo te będą najbezpieczniejsza do opanowania bez sikania do butelki już na pierwszym przystanku. Bardzo ważna sprawa to sprawdzić promy z dużym wyprzedzeniem i dopasować do czasu dojazdu i ewentualnego planowanego noclegu po przyjeździe. Żeby nie rozjebać sobie zaraz na samym początku rytmu noc/dzień. Może się ktoś śmiać, ale planując naście dni tułaczki ten start jest bardzo istotny. Z wielu wykonanych ćwiczeń, najlepiej sprawdza się wersja jazda w dzień i noc na promie. No chyba, że szybki strzał , szybkim promem i wtedy z marszu, ale tam też są określone godziny , które trzeba rozsądnie wcisnąć w grafik, a może się to okazać wręcz niemożliwe. Tyle ględzenia, bo piszę z telefonu i już go kurwa nie widzę.