Regulamin forum
Tematy związane tylko z jednym zespołem lub jedną płytą. Wszelkie zbiorcze typu "América Latina Metal" lub "Najlepsza polska płyta thrash" itp. proszę zakładać w dziale "Dyskusje o muzyce metalowej"
A ja to pierdolę i właśnie kupiłem "czwórkę" Korna. Mam na półce płyty 1-4 i się tego nie wstydzę. Nie jest to wybitna muzyka, ale nazywanie tego gównem jest niesprawiedliwe. Takie moje guilty pleasure. Co zrobić, nie każdy wychował się na demo Blasphemy albo Throbbing Gristle.
no i bardzo dobrze
a ja se puściłem najlepszy album
Mocarne knury w butach biegają po lesie z połówkami melona na głowach wykrzykując pod adresem maciory jestem chomikiem z azbestu.
Ja nadal mam na półce płyty 1-3. Kiedyś trochę ich słuchałem, zwłaszcza wielce wpływowego debiutu, ale to było dawno - tak 2003-2004 rok. W tym roku próbowałem wpakować do odtwarzacza wspomnianą pierwszą płytę i niestety, ale maniera wokalisty jest nie do wytrzymania. Jego sposób śpiewania jest jawnie perwersyjny, obleśny, ale nie w takim znaczeniu, jak u kapel gore/grind, he he. W przypadku KORNA mamy do czynienia z jawną homoseksualizacją muzyki, słuchacz czuję się tak, jakby wokalista robił mu laskę tym swoim natrętnym językiem. Fuj! To jest wstrętne i odpychające i nie wiem, jak kiedyś mogłem tego nie słyszeć. Ale na szczęście nie byłem częstym ani tym bardziej "namiętnym" słuchaczem, chociaż te 15-20 lat temu grzebało się w różnych muzycznych podwórkach w celu znalezienia odskoczni od dwóch wiodących gatunków - brytyjskiego rocka progresywnego i amerykańskiego death metalu.
Off-top (ale związany z wcześniejszą dyskusją):
W tym samym zresztą czasie i w tym samym celu poznałem i doceniłem "Californication" RHChP. A więc sztandarową płytę LOUDNESS WAR, jak to już zostało napisane. Wyrażę się następująco - tak skompresowany album dał się jakoś słuchać w miniwieży Samsunga, ale jest niesłuchalny w moim systemie Marantz 6003. A przecież ten Marantz to był prawie najtańszy dostępny system dzielony (wzm + odtw) na rynku. Strach pomyśleć, jak to zabrzmiałoby w lepszych systemach audio.
Mam troche szajsu do wypchniecia, zbierasz moze plyty?
Zależy co wypychasz.
Zbieraniem bym tego nie nazwał, kupuję muzykę, która mi się podoba. I słucham. Prawdopodobnie sam kiedyś pogonię tego Korna, ale jeszcze nie teraz.
Moi koledzy (i koleżanki) z Noise Magazine (a także Wojtek z Mentora czy Lasu Trumien) nagrali ostatnio podkaścik o nu metalu, on se na razie śmiga wśród patronów, choć pewnie niedługo będzie też publiczny. W każdym razie zainspirowali mnie do tego posta. W drugiej połowie lat 90., przynajmniej w mojej bańce, przyznanie się, że z lubością słucha się nu metalu było równoznaczne z towarzyskim samobójstwem. Równie dobrze można se było na ryju wymalować "sprzedałem cię psom i powiedziałem im od kogo kupujesz zielone". Myk polegał jednak na tym, że były zespoły i płyty, jak najbardziej nu metalowe, których WSZYSCY słuchaliśmy [prawie wszyscy, Jarek Szubrycht nie słuchał - przyp. red.]. I - jak Boga nie kocham - takie Toxicity przepalałem na CDR-y połowie polskiego podziemia BM, do słuchania Iowy to się nawet co trzeci sam przyznawał, ale numero uno to był jednak Korn. I jak pierwsze trzy - wspaniałe - płyty krążyły se tam na zasadzie "nie no wariaci, ale nie mów nikomu, że to mówiłem", to przy Issues to już było jak Romeo i Julia, jak z kimś w cztery oczy gadałeś, to wyznawał od razu miłość. I serio, to było uczucie wspólne gdzieś od Lasów Pomorza po ziomków Ciemnego Roberta z południa. I dziś mnie to zupełnie nie dziwi, bo ten zespół przeszedł po prostu płynnie przez wszystkie obowiązkowe fazy. W okolicy debiutu to były po prostu zaćpane, neurotyczne dzieciaki, które nagle stały się wielkie, przez kolejne dwa krążki robiły co im się żywnie podoba, mogły wszystko, więc se kombinowały, wbijały w jakiś groteskowy taniec między skrajną psychozą a szkolną domówką, a na czwartej płycie wjechały w tryb: jesteśmy milionerami, nadal mamy neurozę i nadal jesteśmy dzieciakami, ale jakby tak nagrać piosenki? I nagrały. I to były najlepsze metalowe piosenki od czasu Angel Dust. Absolutnie bym 5 zł nie pożyczył komuś, kto by mi dziś wciskał kit, że nie lubił tej płyty. W życiu bym takiemu komuś nie zaufał. Od razu wiadomo, że Tulipan jakiś.
takie Toxicity przepalałem na CDR-y połowie polskiego podziemia BM, do słuchania Iowy to się nawet co trzeci sam przyznawał,
Z tym SOAD to ROTFL jeżeli to prawda a co do 'Iowy' to faktycznie na wczesnym forum rockmetal.pl Trocki zawsze wywodził, że płyta cieszy się wielkim uznaniem pośród pomorskich deathmetalowców.
Moi koledzy (i koleżanki) z Noise Magazine (a także Wojtek z Mentora czy Lasu Trumien) nagrali ostatnio podkaścik o nu metalu, on se na razie śmiga wśród patronów, choć pewnie niedługo będzie też publiczny. W każdym razie zainspirowali mnie do tego posta. W drugiej połowie lat 90., przynajmniej w mojej bańce, przyznanie się, że z lubością słucha się nu metalu było równoznaczne z towarzyskim samobójstwem. Równie dobrze można se było na ryju wymalować "sprzedałem cię psom i powiedziałem im od kogo kupujesz zielone". Myk polegał jednak na tym, że były zespoły i płyty, jak najbardziej nu metalowe, których WSZYSCY słuchaliśmy [prawie wszyscy, Jarek Szubrycht nie słuchał - przyp. red.]. I - jak Boga nie kocham - takie Toxicity przepalałem na CDR-y połowie polskiego podziemia BM, do słuchania Iowy to się nawet co trzeci sam przyznawał, ale numero uno to był jednak Korn. I jak pierwsze trzy - wspaniałe - płyty krążyły se tam na zasadzie "nie no wariaci, ale nie mów nikomu, że to mówiłem", to przy Issues to już było jak Romeo i Julia, jak z kimś w cztery oczy gadałeś, to wyznawał od razu miłość. I serio, to było uczucie wspólne gdzieś od Lasów Pomorza po ziomków Ciemnego Roberta z południa. I dziś mnie to zupełnie nie dziwi, bo ten zespół przeszedł po prostu płynnie przez wszystkie obowiązkowe fazy. W okolicy debiutu to były po prostu zaćpane, neurotyczne dzieciaki, które nagle stały się wielkie, przez kolejne dwa krążki robiły co im się żywnie podoba, mogły wszystko, więc se kombinowały, wbijały w jakiś groteskowy taniec między skrajną psychozą a szkolną domówką, a na czwartej płycie wjechały w tryb: jesteśmy milionerami, nadal mamy neurozę i nadal jesteśmy dzieciakami, ale jakby tak nagrać piosenki? I nagrały. I to były najlepsze metalowe piosenki od czasu Angel Dust. Absolutnie bym 5 zł nie pożyczył komuś, kto by mi dziś wciskał kit, że nie lubił tej płyty. W życiu bym takiemu komuś nie zaufał. Od razu wiadomo, że Tulipan jakiś.
trocak sie nad kornem spuszcza
Nie jestem wcale zaskoczony i nie zdziwiłbym się jakby to była prawda. W ,,naszych" kręgach podobnym faux pas jest słuchanie comfy synthu albo Enyi, więc ludzie powolutku odkrywają, że oprócz nich słuchał tego lub słucha każdy kogo znają, nawet ci co najgłośniej krzyczą mają swoje grzeszki. W takim zakutym środowisku jak metalowe musiało być jeszcze gorzej. Zresztą wciąż jest, niby każdy taki wielki indywidualista a jak przychodzi co do czego to widać wyraźnie co wypada mówić a czego nie.
Sugerujesz, że środowisko metalowe, w tym szanowni forumowicze, to żadna elita narodu polskiego lecz zwykłe zakłamane chujki?
Powiedziałbym raczej że to tacy sami ludzie jak wszyscy inni, nie wiem czym się charakteryzuje elita, ale wiem na pewno że jeśli chodzi o presję społeczną to bardzo, bardzo dużo potrafimy zracjonalizować sobie jako coś co sami chcemy... Albo czego nie chcemy, względnie nie lubimy, też tak kiedyś miałem, pewnie wciąż w jakimś stopniu mam. Jakby nas tak bardzo nie obchodziło co inni myślą to w ogóle nie byłoby dyskusji tylko każdy powiedziałby co myśli i nara.
takie Toxicity przepalałem na CDR-y połowie polskiego podziemia BM, do słuchania Iowy to się nawet co trzeci sam przyznawał,
Z tym SOAD to ROTFL jeżeli to prawda a co do 'Iowy' to faktycznie na wczesnym forum rockmetal.pl Trocki zawsze wywodził, że płyta cieszy się wielkim uznaniem pośród pomorskich deathmetalowców.
Gdy chodziłem do liceum to naszywki SOAS, Slipknot, Korn i Slayer były bardzo często widoczne na kostkach metalowców. (:
"Bawi mnie, gdy widzę jak ludzie, których tam wtedy nie było, albo nie są Norwegami, rozwodzą się nad dawanymi czasami, jakby wszyscy jednoczyli się wówczas przeciwko wspólnemu celowi" - Dolk.