PESTILENCE
: 27-08-2005, 01:32
No dobra. Nie będzie obiektywnie (bo nigdy nie jest)...
[u]Malleus Maleficarum[/u] – Nie będę ściemniał, że pamiętam szok, jaki wywołała ta płyta, bo wyszłoby, że jako 7-latek słuchałem metalu. Jakimś jednak zrządzeniem losu moja znajomość z tym zespołem zaczęła się od tego wyśmienitego debiutu. Miałem trochę problemów z tą płytką, bo choć od razu stwierdziłem, że „coś” w niej jest, to jednak cały czas coś mi nie pasowało. Najpierw wkurzał mnie wokal. Potem stwierdziłem, że wokal jest O.K. ale z bębnami coś jest nie tak. Potem jeszcze coś. W końcu (po ok. 50 przesłuchaniach) stanęło na tym, że płytka jest wybitna i basta. Świetne riffy, masa ciekawych pomysłów i fajne teksty (lekko futurystyczne - piętnujące technologiczną nieporadność gatunku ludzkiego). Muszę też wspomnieć koniecznie o zabójczym hicie, jakim jest „Chemo Therapy” – ten riff, te stopy w refrenie. No i „Systematic Instruction”. Jak dla mnie jedna z najlepszych płyt thrashowych, a jeśli nie to przynajmniej jedna z ulubionych.
[u]Consuming Impulse[/u] – Do dziś mam problemy z ustosunkowaniem się do tej płyty. Najpierw odrzuciło mnie suche brzmienie, toteż nie obcowałem z tą muzą zbyt często. I w zasadzie niewiele mogę napisać na jej temat. To, że słychać podobieństwa do DEATH to banał, zresztą wiele razy podkreślano to w prasie muzycznej (vide Thrash’Em All nr 5). Na pewno był to jakiś krok do przodu... No nie wiem... Nie wiem co powiedzieć. Muszę posłuchać jeszcze...
[u]Testimony Of The Ancients[/u] – Mameli i spółka przyzwyczaili nas do tego, że z każdym kolejnym albumem konsekwentnie się rozwijali. Nie inaczej było w tym przypadku. Tak jak powiedział to Max --- kopalnia riffów, powalające solówki, no i bas Tony’ego Choya. „Lost Souls”, „Twisted Thruth” – to już klasyki. Ciężar a przy tym przestrzeń. Co, może powiecie, że to się wyklucza? Kto słyszał ten zrozumie. Aha, jeszcze genialne przerywniki i okładka (zawsze chciałem zajrzeć do tej dziury).
[u]Spheres[/u] – Znów progres i znów genialny album. Płyta trudna i kurewsko ambitna. Długo się z nią zmagałem, ale było warto. Truizmem będzie stwierdzenie, że to najbardziej dojrzała rzecz jaką nagrali – niestety nie przekłada się to na jej „słuchalność”. „Malleus...” i „Testimony...” zdecydowanie częściej goszczą w moim odtwarzaczu. „Spheres” to prawdziwa uczta i trzeba ją sobie dawkować odpowiednio – bo po prostu wymaga większego skupienia i nie może sobie lecieć ot tak. Mając świadomość geniuszu tam zawartego podchodzę do niej z nieśmiałością. „Mind Reflections” rządzi. Wyróżniłbym jeszcze przerywnik instrumentalny w postaci „Aurian Eyes”.
Tyle ode mnie. Pogadamy, jak się wsłucham w „Consuming...”.
[u]Malleus Maleficarum[/u] – Nie będę ściemniał, że pamiętam szok, jaki wywołała ta płyta, bo wyszłoby, że jako 7-latek słuchałem metalu. Jakimś jednak zrządzeniem losu moja znajomość z tym zespołem zaczęła się od tego wyśmienitego debiutu. Miałem trochę problemów z tą płytką, bo choć od razu stwierdziłem, że „coś” w niej jest, to jednak cały czas coś mi nie pasowało. Najpierw wkurzał mnie wokal. Potem stwierdziłem, że wokal jest O.K. ale z bębnami coś jest nie tak. Potem jeszcze coś. W końcu (po ok. 50 przesłuchaniach) stanęło na tym, że płytka jest wybitna i basta. Świetne riffy, masa ciekawych pomysłów i fajne teksty (lekko futurystyczne - piętnujące technologiczną nieporadność gatunku ludzkiego). Muszę też wspomnieć koniecznie o zabójczym hicie, jakim jest „Chemo Therapy” – ten riff, te stopy w refrenie. No i „Systematic Instruction”. Jak dla mnie jedna z najlepszych płyt thrashowych, a jeśli nie to przynajmniej jedna z ulubionych.
[u]Consuming Impulse[/u] – Do dziś mam problemy z ustosunkowaniem się do tej płyty. Najpierw odrzuciło mnie suche brzmienie, toteż nie obcowałem z tą muzą zbyt często. I w zasadzie niewiele mogę napisać na jej temat. To, że słychać podobieństwa do DEATH to banał, zresztą wiele razy podkreślano to w prasie muzycznej (vide Thrash’Em All nr 5). Na pewno był to jakiś krok do przodu... No nie wiem... Nie wiem co powiedzieć. Muszę posłuchać jeszcze...
[u]Testimony Of The Ancients[/u] – Mameli i spółka przyzwyczaili nas do tego, że z każdym kolejnym albumem konsekwentnie się rozwijali. Nie inaczej było w tym przypadku. Tak jak powiedział to Max --- kopalnia riffów, powalające solówki, no i bas Tony’ego Choya. „Lost Souls”, „Twisted Thruth” – to już klasyki. Ciężar a przy tym przestrzeń. Co, może powiecie, że to się wyklucza? Kto słyszał ten zrozumie. Aha, jeszcze genialne przerywniki i okładka (zawsze chciałem zajrzeć do tej dziury).
[u]Spheres[/u] – Znów progres i znów genialny album. Płyta trudna i kurewsko ambitna. Długo się z nią zmagałem, ale było warto. Truizmem będzie stwierdzenie, że to najbardziej dojrzała rzecz jaką nagrali – niestety nie przekłada się to na jej „słuchalność”. „Malleus...” i „Testimony...” zdecydowanie częściej goszczą w moim odtwarzaczu. „Spheres” to prawdziwa uczta i trzeba ją sobie dawkować odpowiednio – bo po prostu wymaga większego skupienia i nie może sobie lecieć ot tak. Mając świadomość geniuszu tam zawartego podchodzę do niej z nieśmiałością. „Mind Reflections” rządzi. Wyróżniłbym jeszcze przerywnik instrumentalny w postaci „Aurian Eyes”.
Tyle ode mnie. Pogadamy, jak się wsłucham w „Consuming...”.