Amok (Nor)
: 27-05-2025, 23:55
Amok to norweski zespół, który był aktywny w pierwszej dekadzie lat 2000. Grał mieszankę tzw "Industrialnego BM" i grindu. Przewinęli się przezeń ludzie związani z Mysticum, Taake, Deathcult, Orcustus, Dead to This World i paru innych. Nagrali parę demosów, wydali parę splitów (np. z Taake, Audiopain, Urgehal). Mieli wydać split z Iperyt.
Co ważne wydali swój jedyny album: "NecroSpiritual Deathcore". Wyszedł prawie 20 lat temu w Planet Stan Revolution (wytwórni gości z Mysticum). I jest - w/g mnie - bardzo niedoceniony.
Cały materiał jest rozpięty na samplach z rozmów jakieś sekty szykującej się do zbiorowego samobójstwa. Jest przywódca, są poplecznicy. Jest imperatyw, są wątpliwości. Historia ustawia narrację i mechanikę przebiegu zdarzeń.
Pierwsza połowa to muzycznie dość prosta mieszanka BM i grindu (w sumie grindu z BM posmakiem) oparta na zapętlonych w nieskończoność prostych 2-3 riffach, na które nakładane są urozmaicenia. Trochę jak "Liquid..." Massemord, tylko w wersjach mikro. Lirycznie jest tu BM z definicji bliskiej tomaszm'owi - choroba, mentalne piekło, samobój. Ta samplowa narracja rozwija się wraz z albumem, aż dochodzi momentu w którym decyzja sekty jest podjęta. Potem wjeżdża druga część.
Ta druga część (od Postapokaliptiisk Korstog) to jest już poważna sprawa. Jakby ktoś zdjął z tej muzyki całą siermiężność. Środki nadal są proste. Trochę elektroniki, trochę gitar, trochę ornamentów. Ale nagle wszyststko jest na miejscu. Powtarzalność staje się tranasem. Nie męczy. Tworzy się jakaś dziwna przestrzeń. Jest oderwanie od rzeczywistości. Jest transmisja.
Teksty przestają być stricte estetyczne. Nie jest dobrze. Jest gorzka, rozdzierająca refleksja nad relacją człowieka z "grupą". Refleksja, która kończy się razem z końcem tej samplowanej historii.
Materiał raczej nie został doceniony te lata temu. Teraz raczej też nie zostanie. Mimo to (szczególnie dlatego?), polecam:
Co ważne wydali swój jedyny album: "NecroSpiritual Deathcore". Wyszedł prawie 20 lat temu w Planet Stan Revolution (wytwórni gości z Mysticum). I jest - w/g mnie - bardzo niedoceniony.
Cały materiał jest rozpięty na samplach z rozmów jakieś sekty szykującej się do zbiorowego samobójstwa. Jest przywódca, są poplecznicy. Jest imperatyw, są wątpliwości. Historia ustawia narrację i mechanikę przebiegu zdarzeń.
Pierwsza połowa to muzycznie dość prosta mieszanka BM i grindu (w sumie grindu z BM posmakiem) oparta na zapętlonych w nieskończoność prostych 2-3 riffach, na które nakładane są urozmaicenia. Trochę jak "Liquid..." Massemord, tylko w wersjach mikro. Lirycznie jest tu BM z definicji bliskiej tomaszm'owi - choroba, mentalne piekło, samobój. Ta samplowa narracja rozwija się wraz z albumem, aż dochodzi momentu w którym decyzja sekty jest podjęta. Potem wjeżdża druga część.
Ta druga część (od Postapokaliptiisk Korstog) to jest już poważna sprawa. Jakby ktoś zdjął z tej muzyki całą siermiężność. Środki nadal są proste. Trochę elektroniki, trochę gitar, trochę ornamentów. Ale nagle wszyststko jest na miejscu. Powtarzalność staje się tranasem. Nie męczy. Tworzy się jakaś dziwna przestrzeń. Jest oderwanie od rzeczywistości. Jest transmisja.
Teksty przestają być stricte estetyczne. Nie jest dobrze. Jest gorzka, rozdzierająca refleksja nad relacją człowieka z "grupą". Refleksja, która kończy się razem z końcem tej samplowanej historii.
Materiał raczej nie został doceniony te lata temu. Teraz raczej też nie zostanie. Mimo to (szczególnie dlatego?), polecam: