Riven pisze:przecież nikt nie kłócilby się ze stwierdzeniem : "st. Anger to bestseller w metalu", a wg twojej definicji jest to zdanie synonimiczne z "st Anger to klasyk metalu". Tyle tylko, że jeśli posługujemy się językiem polskim, to zdania te wcale nie znacza tego samego, pierwsze jest prawdziwe, a drugie fałszywe.
By to zrozumieć trzeba niejako odwrócić sytuację. Mało masz przykładów, choćby tu na forum, na podważanie znaczenia klasycznych albumów Mety i ich wartości muzycznej? Dla jednych liczy się tylko KEA, drudzy słyszą kwadraty i nic ciekawego poza intrami, inni zarzucają komerchę już na poziomie RTL. Jeszcze inni twierdzą, że nikogo nie inspirowali. Ty co drugi post piszesz o gównie, a Cyferek tak się brzydzi, że płyt nawet nie kupił. I co by było gdyby takie subiektywne dyrdymały stanowiły o klasyczności albumów? To właśnie ogólna, pozytywna percepcja słuchaczy i gigantyczny sukces komercyjny tych dzieł stanowią ścianę nie do przebicia dla głupkowatych, zbiasowanych opinii, a ludzie je głoszący lądują w worze z napisem "folklor" tudzież "niepoczytalni" :)
Kwestia St Anger. Dziś już widać jak nowe pokolenie ma bardzo głęboko w dupie nasze opinie o tym albumie. Starsi słyszą mielizny, skracaliby utwory, wycinali zwolnienia, zmieniali brzmienie. Młodzi, których St Anger ewidentnie "trafił" każą nam wypierdalać i biorą go w całości. Brutalnie domagają się grania utworów na koncertach i tak się akurat dzieje, że nieśmiało wracają one na setlisty. Wraz z dojrzewaniem tego pokolenia znaczenie St Anger będzie rosnąć. Widzisz, ja, poza rzadkimi wyjątkami, gardzę djentami i korami. W ogóle odmawiam im miana metalu. Inni pierdziele również, jakieś filmiki na jutjubie uskuteczniają gdzie pouczają wszystkich jak rozróżnić prawdziwy metal od nowomody. Jednakże młodzi nie dadzą za to półdupka martwego szczura. I choćbyśmy się tu na miękko zesrali nasze opinie zaleje fala pozytywów z ust entuzjastów tych dźwięków, a klasyki, na myśl o których się wzdrygam - zostaną nam niechybnie wskazane.
Kolejny przykład na absurdalnosc, a raczej brak logiki w takim rozumowaniu : wyobraźmy sobie, że w alternatywnym świecie metallica nagrywa identyczne co do nuty i słowa albumy. Ale w momencie wydania black albumu zespół trafia na wybitnie fatalnego menedżera albo ulega jakiemuś innemu losowemu wypadkowi, i zamiast sprzedać miliony kopii, wydaje płytę tylko trochę popularna, nie wykraczajaca poza standardy sprzedaży.
Jestem w stanie sobie wiele rzeczy wyobrazić, ale od 33 lat przytrafiają im się różne wypadki losowe i współpraca z nikomu nieznanymi menedżerami oraz producentami również. To jakość muzyki podparta koncertową harówką, przy której większość sierściuchów zeszłaby na zawał i/lub zaćpała na śmierć, "dźwiga" ich i całe otoczenie.
P. S. Oczywiście metallica nigdy nie nagrała płyty tak doskonałej jak trójka bathory ;)
Stosunek Mety z Bathory. Zgaduj kto jest kto ;)