DZISIEJSZA PREMIERA ALBUMU:

BYTHOS

CHTHONIC GATES UNVEILED
Dziś koncert / Besatt, Disorder ++
Dziś koncert / Besatt, Disorder ++

Najnowsze recenzje

  • Cicatrix - "Beloved in Killing"

    2010 / 1cd
    Brute! Productions
    Polska
    Cicatrix - Beloved in Killing Cicatrix to zespół znany z tego, że kiedyś dzielili salę prób z potężnym Sophistes hie hie hie... No, ale nie rozwijajmy może tych wspomnień niespełnionego artysty. Pan Niespełniony Artysta "Beloved in killing" dostał już bowiem rok temu na jakimś lubelskim gigu, po drodze dostał to jeszcze raz pocztą, a recenzji na "zaprzyjaźnionym" Masterchuju dalej ni ma. Czas więc oczyścić sumienie, przyjąć pokornie na siebie ciężkie spojrzenie Trojana i zająć się wreszcie tym do czego ten pseudomagazyn został powołany - tzn. chwalenia znajomków z podwórka i gnojenia ich konkurencji oczywiście haha. Osobom w miarę zorientowanym w krajowym podziemiu na pewno nie obcy jest szyld Cicatrix. Ekipa ta uparcie działa już prawie dwie dekady pomimo braku spektaktularnych sukcesów, intratnych kontraktów, pieniędzy, obecności na Pudelku i biznes planu na miarę Northern Plague. Równie uparcie eksploatują też od lat tereny kompletnie niemodnego już dziś, brutalnego death/grind. Oczywiście nie tego współczesnego, grzmiącego blastami, produkowanego masowo w różnych studiach sytentycznego gówna, w którym nie można usłyszeć nic ponad syntetyczną sieczkarnię, a każdy kolejny utwór jest po prostu wariacją na temat poprzedniego. Nie. Cicatrix zapodaje tego starego, dobrego, rąbiącego świeżo ubite zwłoki brutala w stylu "Sermon of Mockery" Pyrexia, wczesnego Deeds Of Flesh, "Effigy of the forgotten" Suffocation, Deranged ze środkowego okresu z mocną grindującą i gore’jącą domieszką a’la Regurgitate, Dead Infection czy starszego Exhumed. Główną rolę pełnią tutaj czytelne, mięsiste riffy, a surowe bębny, zamiast tratować uszy jednostajnym, komputerowo wyrównanym blastem, atakują grindującą polką, rwanymi stopami i zaskakującymi wtrąceniami. Kuszoł doskonale eksploatuje głębokie połacie swojej gardzieli i hojnie częstuje ucho świetnie opanowanymi prosiakami. Być może do pełni szczęścia przydałyby się jeszcze tu i ówdzie screamy w jego wykonaniu, a nikt nie obraziłby się też za choćby kilka partii solowych gitary, ale nie umniejsza to faktu, że mamy tu do czynienia z ciekawym, brutalnym graniem, a nie debilnym pakowaniem jak największej ilości uderzeń na centymetr kwadratowy muzyki. Wypada też wspomnieć o bardzo organicznej, nad wyraz naturalnej produkcji, którą w całości realizuje sobie sam zespół, dzięki zgromadzonym przez lata odpowiednim gratom, a przede wszystkim dzięki świetnemu uchu i doświadczeniu głównodowodzącego gałkami i całością procesu Trojana. Cieszy też fakt, że zespół ruszył ostatnio nieco żwawiej z kopyta i na kolejny materiał nie będziemy musieli czekać, aż dorosną dzieciaki, a żony przestaną ględzić o niezapłaconych rachunkach - już w tym roku puławska ekipa zarejestrowała bowiem cztery nowe kawałki, które być może trafią na jeszcze bliżej nieokreślony split, a przedtem, tak po staropolsku, zapraszam do częstowania się zawartością "Beloved in killing".

    www.facebook.com/cicatrix666; www.myspace.com/cicatrix666; www.youtube.com/user/cicatrixpoland; cicatrix.poland@gmail.com; www.bruteprods.netOlo / 6,5
  • Viathyn - "The Peregrine Way"

    2010 / 1cd
    Self-released
    Kanada
    Viathyn - The Peregrine Way Zaczęło się niczym ścieżka dźwiękowa do ekranizacji trylogii Tolkiena. Po takim wstępie jeszcze wiele opcji było możliwych. Viathyn wybrał chyba najgorszą z dostępnych, czyli poprowadził swoją muzykę w kierunku power metalu wzbogaconego instrumentami klawiszowymi imitującymi orkiestrę symfoniczną. Powstał taki ubogi krewniak Nightwish, czy też innego Rhapsody. Ubogi, bo słabsze brzmienie, zdecydowanie mniejsza przebojowość i wreszcie bardzo przeciętny wokalista. Nie upajam się na co dzień produktami firmowanymi przez wykonawców z tej szuflady, ale wydaje mi się, że i tutaj chodzi przede wszystkim o dobrą muzykę. Takiej na "The Peregrine Way" zabrakło. Pod dostatkiem za to grania bez polotu, totalnie pozbawionego wyrazistości i energii. Jest kilka fragmentów, które potrafią zaintrygować. W takich chwilach gitarzyści chwytają za akustyczne instrumenty, wokalista milknie, a ja ląduję w innym świecie. To właśnie akustyczne, wyłącznie instrumentalne, tajemnicze, nostalgiczne oblicze Viathyn powinno być tym jedynym. Niestety to tylko chwilowy grymas na twarzy bez wyrazu. Tak krótki, że w zasadzie bez znaczenia.

    www.viathyn.comRobert Jurkiewicz / 2,5
  • Aggressor - "Crisis"

    2010 / 2cd
    Self-released
    Polska
    Aggressor - Crisis Przeleżakowała ta płyta u mnie na półce, na pewno zbyt długo. Pierwsze przesłuchanie, które odbyło się gdzieś w ubiegłym roku, jakoś nie zachęciło mnie do kolejnych. Spodziewałem się wiele dobrego po "Crisis". Poprzedniczka bardzo mi się podobała, więc rozczarowanie było tym większe. Usłyszałem niczym nie wyróżniający się z tłumu death metal pozbawiony elektronicznych akcentów, które tak efektownie ubarwiały poprzedni album. Dziś mam nieco inne wrażenia. Sporo dobrych i bardzo dobrych, zgrabnie zaaranżowanych riffów. Dużo w tym wszystkim mocy, ale i złowieszczego klimatu. Ten ostatni dobitnie słyszalny podczas wolnych partii kojarzących się z Immolation. Tyle, że aby to wszystko usłyszeć należy przebić się przez koszmarną produkcją. Po uszach bije zwłaszcza brzmienie bębnów. Trudno oprzeć się wrażeniu, że słuchamy automatu który nawet nie próbuje udawać akustycznego kuzyna. Totalnie wynaturzone, plastikowe brzmienie, na jakie nie powinno być w takiej muzyce miejsca. Na domiar złego partie tego czegoś skutecznie zagłuszają niezłą pracę gitarzystów. Szczerze, wolałbym słuchać gitar/wokali z tykającym metronomem w tle. Więcej się nie czepiam, bo nie ma o co. Niezła płyta z koszmarnym brzmieniem. Poprzednio było znacznie lepiej.

    www.aggressor.oferuje.plRobert Jurkiewicz / 6
  • Black Pocket Lice - "Paradise in Blood"

    2010 / 1demo
    Wydawnictwo Muzyczne Psycho
    Polska
    Black Pocket Lice - Paradise in Blood Mają wszystko co potrzebne by tworzyć dobrą muzykę. Jest smykałka do tworzenia mocnych riffów, są umiejętności, nie brakuje prawdziwych emocji spod ciemnej gwiazdy. Szkoda jedynie, że nie poszli słuszną drogą i bawią się w goeteborskie melodyjki. Zaczyna się bardzo obiecująco. Natarczywy motyw rodem z "Altars of Madness" któremu depcze po piętach motoryczny riff zainspirowany Cannibal Corpse. Później trochę się popsuło. Zbyt melodyjnie i skocznie jak na mój gust. Owszem, zdarzają się okazyjne powroty od konkretnego grania, lecz mam wrażenie że mimo wszystko In Flames górą. Poza tym zespół przedobrzył aranżując utwory i chwilami trudno się oprzeć wrażeniu że "Paradise in Blood" to skondensowany w kilkunastu minutach "przegląd tygodnia". Mimo wszystko uważam, że jest jeszcze szansa dla Black Pocket Lice. Byleby tylko opamiętali się i nie szli tą drogą.

    www.myspace.com/blackpocketlice; www.wydawnictwopsycho.comRobert Jurkiewicz /
  • Entrails - "Tales from the Morgue"

    2010 / CD
    FDA Rekotz
    Swe
    Entrails - Tales from the Morgue Z łatwością możnaby od ręki spisać Entrails na straty, wytykając Szwedom najzwyklejszą w świecie wtórność. "Tales from the morgue" przynosi dziesięć opowieści rodem wprost z kostnicy wyeksploatowanego ponad wszelką miarę, martwego ponoć jak nieżywy trup (ugh!) szwedzkiego death metalu. Cóż, kiedy otwierający płytę "Blood Red" to piękna gitarowa maszyneria, w której trybach chrzęści Sunlightowski piach, a gdy znakomicie growlujący wokalista wchodzi z frazą "I am your majesty!", gęba poprostu sama się cieszy.
    Raz jeszcze postawmy sprawę jasno: ani grama tu oryginalności. Szwedzi z okolic Växjö najpewniej już w 1990 roku, gdy zespół zakładali, chcieli grać jak Entombed i inne ekipy pierwszej fali Svensk DödsMetall. Wówczas niewiele z tego wyszło, ekipa poszła wreszcie w rozsypkę, 20 lat później, prócz składu, niewiele jednak się zmieniło. Dla Entrails czas stanął w miejscu, a na podstawie "Tales from the morgue" to wręcz modelowy przykład tego, czym kraj naszych północnych sąsiadów w swoim czasie zasłynął. Są i ciężkie gitarska, motoryka, bulgoczący bas, ale też masa melodii, zwolnień, świetnych, mogących się kojarzyć z Danem Swano ze starych płyt Edge Of Sanity płyt, nawet bardziej rozbudowanej, by nie rzecz rozwlekłej formy ("The curse of Death"), wprost - moim zdaniem - odwołującej się do tytułowego kawałka z debiutu Entombed. Ta nazwa, oczywiście, jest tu absolutnie kluczowa, choć równie dobrze można spisać całą litanię innych. Jakich, wiemy chyba wszyscy. A kto nie wie, ten przegrał życie.
    Bardzo przyjemnie się tej płyty słucha. Czy cokolwiek więcej? Według mnie tak, choć zdaję sobie sprawę, że nie wszystkim sprawi ona tyle radochy. Poszukiwanie zespołów, które zrewolucjonizują muzyczny świat bywa jednak męczące, radzę więc czasem zrobić sobie przerwę, otworzyć browara za znajomymi i pomachać banią przy hiciorach z płyty Entrails. Zabawa gwarantowana.

    Paweł Palica / 7
  • Vspolokh - "Печаль о Прошлом (Sorrow of the Past)"

    2010 / 1cd
    Purity Through Fire
    Rosja
    Vspolokh - Печаль о Прошлом (Sorrow of the Past) Rosja i kilka innych krajów byłego Kraju Rad to od lat zdecydowanie największe zagłębie pagan/folkowych wojów, którzy dumni ze swej narodowego dziedzictwa woleli złapać za instrumenty, zamiast za kastety czy kije baseballowe. Dostaję ostatnio masę materiałów właśnie z wschodnimi przedstawicielami tego nurtu i pomiędzy sztampą, nijakością i zwykłym gównem trafiają się też takie zespoły jak właśnie pochodzący z regionu swierdłowskiego Vspolokh, który doskonale łączy surowego ducha tradycyjnego black z ludowymi interludiami, akustycznymi przerywnikami i nienachalnymi dodatkami w postaci drumli czy fletu. Dla mnie osobiście najważniejsze jest, że black metalowy rdzeń ich muzyki jest naprawdę słuchalny. Mroźne, dostojne, powtarzalne motywy nasączone nutą charakterystycznej folkowej nostalgii, brzmią bardzo dobrze z wyraźnie pracującym basem, szorstkimi, spiżowymi gitarami i naturalnymi, nietriggerowanymi bębnami. Rosyjskojęzyczne wokale i wspomniane okołofolkowe urozmaicenia dodają całości zupełnie niewieśniackiego kolorytu i mimo, że, ogólnie rzecz biorąc, niczym nadzwyczajnym Vspolokh nas tutaj nie częstuje, to jednak wykazują się doskonałym wyczuciem doboru środków wyrazu i skutecznie zarażają słuchacza starosłowiańską atmosferą.

    www.vspolox.org; www.myspace.com/vspolox; www.purity-through-fire.comOlo / 7
  • Inquisitor - "The Quantum Theory of Id"

    2010 / 1cd
    Forgotten Path Records
    Litwa
    Inquisitor - The Quantum Theory of Id Chuj nie awangardowy black metal. Pretensjonalne pierdolenie bez ładu i składu, w którym awangarda oznacza gówniany miszmasz przedziwnie kretyńskich konstrukcji gitarowych, bezsilnie próbującego dopasować się do przyjętej formy bębniarza i nie odpuszczającego ani na sekundę klekotania pianina. Słabiutki blackowy wokal ginie gdzieś wstydliwie w tle, różne kwadratowe motywy zderzają się ze sobą jak elektryczne samochodziki w lunaparku i tylko momentami z tych niedorobionych eksperymentów wyziera zalążek czegoś co mogłoby być fajne, czegoś co brzmi faktycznie jak nieco odjechana improwizacja, ale wszystko i tak za chwilę ginie w bezładnej kupie nadmiaru idiotycznych pomysłów na urozmaicenie każdych kilku sekund muzyki. Nie widzę tu żadnej myśli przewodniej poza rzuconym hasłem “zagrajmy awangardowo” - wszystko skończyło się jednak na mniej lub bardziej pokracznym generowaniu pustego w treść galimatiasu, który Litwini próbują sklejać wspomnianym pianinem, ale w tym ich zaskakiwaniu brakuje dramaturgii, brakuje budowania nastroju, brakuje zdystansowania się od swojego dzieła i zdania sobie sprawy, że od samego machania pędzlem we wszystkie strony nie powstaje prawdziwie wartościowe, nowoczesne malarstwo.

    www.inquisitor.lt; www.forgotten-path.ltOlo / 4
  • Aldaaron - "Nous Reviendrons Immortels"

    2010 / 1cd
    Pagan records
    France
    Aldaaron - Nous Reviendrons Immortels Kolejna pozycja z nadzwyczaj płodnej obecnie black metalowej sceny francuskiej. Aldaaron nie zagłębia się jednak w modne obecnie w tym rejonie awangardowe meandry, ale smaga skutecznie intensywnym skandynawskim zderzeniem blastów z chwytliwymi melodiami i klimatycznymi zwolnieniami. Może się to kojarzyć z Setherial, Naglfar czy Dissection, ale Francuzom udało się dodatkowo wpompować w to wszystko masę epickiego klimatu - zimne, majestatyczne pejzaże z folkowo umelodyjnionym zacięciem, wzniosłe pogańskie zaśpiewy i do tego właśnie tryumfalne, szwedzkie świdrowanie na gitarach. Wchodzący bezboleśnie i bez znudzenia black z doskonałą produkcją i gustownym wyważeniem temp i melodyki, któremu można zarzucić co najwyżej odrobinę za dużo wyrachowania, ale graniczącego bardziej z pozytywnym wyrafinowaniem niż z komercyjną dupodajnią.

    www.aldaaron.fr; www.myspace.com/aldaaron; www.facebook.com/pages/Aldaaron/161792687192992; www.paragonrecords.orgOlo / 7
  • Sectioned - "Purulent reality"

    2010 / 1cd
    Paragon records
    Węgry/Wielka Brytania
    Sectioned - Purulent reality Sam już nie wiem czy Sectioned należy uznać za zespół węgierski, za sprawą jej założyciela - gitarzysty Zoltána Valtera, czy brytyjski - bo właśnie na Wyspach został powołany, czy też amerykański - bo chyba w Nowym Jorku kapela obecnie stacjonuje. Tak czy siak ich debiutancki długograj, który trafił do mnie dosyć późno, to rzecz zdecydowanie dla Mamoniów tęskniących za starą dobrą death metalową Florydą. Sprasowane brzmienie gitar trochę a’la wczesne Morrisound i aranżacje przywodzące na myśl pierwsze płyty Monstrosity, Death (m.in. solówki), Gorguts czy wczesny Morgoth nie wnoszą może ani grama świeżego spojrzenia na wykonywany gatunek, ale bardzo przyzwoity poziom techniczny i bardzo dobra znajomość obranego rzemiosła mogą zaowocować w przyszłości czymś jeszcze ciekawszym. Z rzadka pojawiają się kiełki jakichś zbyt melodyjnych chwastów, ale trzeba mieć nadzieję, że Sectioned nie pozwolą im się na kolejnych wydawnictwach zbytnio rozplenić.

    www.paragonrecords.org; www.myspace.com/sectionedxOlo / 6
  • Serpent Son - "Demo 666"

    2010 / 1demo
    USA
    Serpent Son - Demo 666 Przewalając to demo z miejsca na miejsce byłem przekonany, że to jakaś nie warta uwagi chujnia na resorach, ale gdy spojrzałem wreszcie po jakimś czasie na skład zamieszczony Serpent Son z drugiej strony tej żałośnie prezentującej się okładki to z podniecenia aż klepnąłem moją starą w tyłek zwiastując jej tym czułym gestem, że jej Pan i Władca będzie wieczorem gotów do niegrzecznych zabaw - o ile oczywiście znów nie zapomni się ze słuchawkami na uszach przytulony do półki z płytami. Oto bowiem w nowym projekcie przybywa trójka amerykańskich bluźnierców, związanych z takimi mistrzami death metalowego gatunku jak m.in. Diabolic, Unholy Ghost, Pessimist, Equinox czy nawet Angelcorpse, które zawsze sprawiają, że siły witalne we wszystkich członkach rozkwitają jak po wypiciu kilku butelek ekstraktu z żeń-szenia. Są to, uściślając: Kelly Mclauchlin na gitarze, Gabriel Lewandowski na bębnach i Tony Blakk na wokalu i basie. Serpent Son nie jest żadnym eksperymentalnym projektem, w którym panowie ci realizowaliby jakieś swoje niespełnione ambicje w udziwnianiu tego na czym dobrze się znają. Mamy tu szybkie, brutalne, amerykańskie grzanie z gęstymi bębnami, ugniecionymi i popiskującymi wysoko riffami, chrapiącym ciężką szkarlatyną growlem i i wijącymi się w apokaliptycznych konwulsjach solami. Brzmienie surowe, bez żadnego masteringu, a same nagrania robione raczej na setkę poza dogranymi solówkami, ale demo to daje doskonałe pojęcie o możliwościach tego składu, potwierdzając klasowy warsztat twórczy w zakresie szybkiego satanicznego amerykańskiego death metalu. Cicho jakoś ostatnio na temat nowego albumu Equinox, w którym cała rzeczona trójka jest zaangażowana, więc czekam teraz przynajmniej na pełnoczasowy materiał Serpent Son, który zostanie najprawdopodobniej wydany przez podziemną, nowojorską Butchered Records.

    www.myspace.com/serpentson6six6Olo /
  • Ethelyn - "Devilicious"

    2010 / 2cd
    Wydawnictwo Muzyczne Psycho
    Polska
    Ethelyn - Devilicious Ethelyn preferuje melodyjną odmianę black/death metalu. Nieobcy jest muzyce zespołu rycerski duch. Gitarzyści grają gęsto, a owocem ich zbiorowego wysiłku są nierzadko podniosłe partie nastrajające człowieka na niepopularny ostatnio patriotyzm. Uznać Ethelyn za black metalowy odpowiednik Sabaton to pewnie spora przesada, lecz niewielkie ziarnko prawdy można by w takim stwierdzeniu odnaleźć. Szczęśliwie niewiele na "Devilicious" przesady. Melodii jest pod dostatkiem, to fakt, lecz nawet mało odporny na jej bogactwo słuchacz raczej nie nabawi się niestrawności. Pomaga, gdy zespół zmienia koloryt swoich harmonii obierając za cel ponurą melancholię znaną z dokonań Burzum. Z mojego punktu widzenia minusem "Devilicious" jest jej czas trwania. Niespełna pięćdziesiąt minut muzyki opartej na zbliżonych wibracjach powoduje lekki przesyt. Byłoby korzystniej gdyby tak przerobić go na trzydziestominutowy niedosyt.

    www.myspace.com/ethelynband; www.wydawnictwopsycho.comRobert Jurkiewicz / 5,5
  • Inglorious - "Death Syndrome - The Second Step to Hell"

    2010 / 1cd
    Darkzone Productions
    Polska
    Inglorious - Death Syndrome - The Second Step to Hell Trudno oprzeć się wrażeniu, że materiał na "Death Syndrome - The Second Step to Hell" został zarejestrowany w trakcie dwóch sesji nagraniowych w odmiennych okolicznościach. Więcej, ktoś z wybujałą wyobraźnią mógłby dojść do wniosku, że ma do czynienia ze splitem. Pomijając intro, utwory od 2 do 4 włącznie to szybki black metal kojarzący się z "Panzer Division Marduk", a podczas wolniejszych partii klimatycznie związany z "IX Equilibrium". Podobnie sugestywna aura tajemniczości przerywana eksplozjami intensywnego dźwięku. Podoba mi się, zwłaszcza przy głośności podkręconej sporo powyżej połowy skali. W takich okolicznościach intryguje aktywna praca basisty, zaś jad jakim plują muzycy ma zdecydowanie większą siłę rażenia. Podoba mi się jeszcze bardziej, gdy nastaje utwór nr 5, a wraz z nim zmiana oblicza zespołu. Mocniej wysunięty do przodu werbel, rozwrzeszczany wokalista, szorstkie i niechlujne brzmienie gitar, a nade wszystko wpływy thrash metalu. Chamsko, szybko, choć również nie bez wolniejszych przerywników. Ciekawe w jakim kierunku podąży Inglorious. Mam nadzieję, że trzy utwory wieńczące płytę są drogowskazem.

    www.myspace.com/inglorioustarnow; www.myspace.com/darkzoneplRobert Jurkiewicz / 7

Najnowsza recenzja

Sovereign

Altered Realities
Co za debiut! Jestem absolutnie zauroczony tym co zaserwowała ta norweska ekipa i absolutnie nie dziwię się, że Dark Descent nie zwlekała z kontraktem. Dotychczasowe doświadczenie muzyków Sover...





Najnowszy wywiad

Epitome

...co do saksofonu to był to przypadek całkowity. Bo idąc coś zjeść do miasta napotkaliśmy kolesia który na ulicy grał na saksofonie. Zagadałem do niego żeby nagrał nam jakieś partie i zgodził się. Oczywiście nie miał pojęcia na co się porwał, do tego komunikacja nie była najlepsza, bo okazał się być obywatelem Ukrainy i język polski nie był dobry albo w ogóle go nie było...