Sigihl - "Trauermärsche (And a Tango upon the World‘s Grave)"
2014 / 1cd
Arachnophobia Records
Poland
Pamiętacie dosyć popularny swego czasu cover hitu “Umbrella” Rihanny w wykonaniu Bare Egil Band? No wiecie, mozolny sludge/doom z tą banalną melodyjką snującą się w tle, kończący się totalną kakafonią i wokalistą wymiotującym do muszli klozetowej ustawionej na scenie. Po włączeniu “Trauermärsche…” poczułem się jakbym usłyszał zespół próbujący skopiować tamten żart, tyle że traktując to wszystko całkowicie serio. Rozwlekłe, grzęznące w niskim, basowym pomruku, surowe i leniwie cedzące się dźwięki prowadzone są cały czas przez raz psychodeliczną, a kiedy indziej wręcz infantylną i kretyńską melodię saksofonu, a przy tym wszystkim, gdzieś na dalszym planie umiera rozpaczliwie rozdarty wokal. Przypomina to kondukt żałobny złożony z pacjentów zakładu psychiatrycznego, który co chwila gubi niesionego trupa, ktoś histerycznie domaga się szacunku dla zwłok, podniesienia ich i ruszenia dalej, ale finał jest taki, że wszyscy totalnie odlatują w swój własny świat zapominając gdzie i po co szli. Dźwiękowy mozół ostatecznie rozkłada się więc na chaotyczny rozjazd i każdy instrument rozpełza się w innym kierunku - być może tańcząc finalnie jakieś tytułowe tango na grobie świata, ale, według mnie, raczej tonąc w muszli klozetowej wypełnionej swoimi własnymi ekstrementami. Co to kurwa jest? To intrygujące pytanie opuszcza mnie tylko wtedy, gdy sam muszę oddalić się na chwilę, aby rzygając, żałować wczorajszego pijaństwa i obiecać sobie po raz kolejny, że nigdy więcej, ale wracam mimo wszystko i zachodzę w głowę - co to kurwa jest? Lo-fi sludge z saksem? No cóż, każdy lo-fi jest w swojej formie tylko nieatrakcyjną (z założenia), a nawet bolesną w kontakcie skorupą, pod którą kryją się jakieś nieopowiedziane wprost historie i muzyczne obrazy, ujawniające się niczym magiczny atrament po podgrzaniu właściwą świeczką. Problem w tym, że świeczka do muzyki Sigihil albo gdzieś mi się zapodziała, albo wypaliła wraz z ostatnim gramem gdzieś wczesną jesienią i teraz mam poważny problem, aby zrozumieć dlaczego każdy utwór jest do siebie bliźniaczo podobny i prowadzony według tego samego scenariusza. Co to kurwa jest? Gdzie ten jebany numer do tego cwaniaczka, który kombinował ten zajebisty siuwaks we wrześniu? Dlaczego dzieciaki jeszcze nie śpią tylko oglądają ten syf w tv? Chcecie coś zjeść? Umyłyście zęby? Zero odpowiedzi. Wyhodowałem małe telewizyjne zombie, które po śmierci nie będą w stanie donieść trumny z moim truchłem do zaklepanej dziury na cmentarzu komunalnym bo będą musiały obejrzeć bajkę do końca. Boże drogi, który tańczysz tango ze swoim Wielkim Rogatym Adwersarzem, przy tej głupkowatej, klezmerskiej melodyjce - przestań na chwilę być takim zasranym sadystą i zrób co do Ciebie kurwa należy - ociemniałym podaj rękę, mniej wytrwałym skracaj mękę i spraw, abym zrozumiał grzęznący w gównie świat Sigihl. Dlaczego ta płyta zaczyna się tak kretyńsko, a kończy tak genialnie? Przecież wszyscy zazwyczaj robią odwrotnie. OK, zaraz, nie podpowiadaj. Sigihl to nie są ‘wszyscy’?
www.facebook.com/Sigihl
www.sigihl.bandcamp.com
www.facebook.com/arachnophobiarecs
www.arachnophobia.plOlo / 6 Szukaj więcej o Sigihl