Relacje z koncertów



Najnowsza recenzja

Deamoniac

Visions of the Nightside
Trzeci album włoskiej death metalowej ekipy złożonej z byłych muzyków nieco bardziej znanego wszystkim Horrid. Tutaj, zafascynowani starą Szwecją oddają się całkiem przyjemnemu, brutalnemu mieleniu w bardzo surowej oprawie brzmieniowej (chyba nawet bez masteringu) co powinno przypaść do gustu wielbicielom nie tylko Nihilist, Carnage, czy wiadomo-którego-Crematory, ale też Nominon, Ka...





Morbid Sacrifice

Ceremonial Blood Worship
Drugi album włoskich podziemniaków, których jaskiniowy black/death metal zauroczy każdego, kto pluje na krzyż i tańczy przy wczesnych piosenkach Archgoat, Hellhammer, Nunslaughter, Grave Desecrator, peruwiańskiego Mortem, Sathanas, czy choćby naszego Throneum. Nowy materiał, podobnie jak dotychczasowe tego zespołu, pozbawiony jest partii solowych i brzmi prawie jak koncertówka z głębo...





God Disease

Apocalyptic Doom
Nazwa God Disease przewinęła mi się parę lat temu w kampaniach niemieckiej F.D.A. Records, która wydała debiut tych Finów, ale nigdy nie doszło do zbliżenia, że się tak wyrażę. Drugi album zespołu ukazuje się z kolei w barwach świeżutkiej, portugalskiej Gruesome Records. Tym razem trafił do mojego odtwarzacza i, korzystając ze sprzyjającej aury leniwie się w nim rozgościł n...





Melancholic Seasons

The Crypt of Time
Melodyjny death metal od wielu lat skręca coraz bardziej na margines zainteresowania fanów ekstremalnego grania i skutkuje to tym, że nawet tak niezłe zespoły jak niemieckie Melancholic Seasons funkcjonują jako kompletnie nieznane i bez większych szans na przebicie się przez skorupę powszechnej obojętności. Wierząc Metal Archives i załączonemu bio zespół istnieje od połowy lat 90-...





  • The Insolent Tour 2015, 6.11.2015, Rzeszów, Klub Vinyl

    2015-12-07
    To był gorący weekend. Koncertowo oczywiście, bo aura za oknem jakoś szczególnie tropikalna nie była. Zaczęło się w piątek 6.11.2015 w Rzeszowie. Tego dnia w przybytku o nazwie "Vinyl" zameldowały się i zagrały trzy kapele. Nazwa Nuclear Holocaust obiła mi się o uszy, ale nic ponad to. Czterech osobników wchodzących w skład tej kapeli wylądowało na scenie mniej więcej godzinę po czasie od planowego rozpoczęcia koncertu. Ta jakże chlubna tradycja przedłużania w nieskończoność oczekiwania na otwarcie imprezy wydaje się jednak w tym przypadku mieć swoje uzasadnienie. Gdzieś tam w trakcie koncertu Nuclear Holocaust w klubie pojawili się muzycy z zespołu X, więc pewnie to ze względu na nich musieliśmy bezcelowo pałętać się po klubie nieco dłużej. Ja ten czas spędziłem bardzo produktywnie. Uciąłem sobie przesympatyczną pogawędkę z Karolem Pieńko (Selfmadegod) na tematy muzyczne, ale także, a może przede wszystkim około muzyczne. Swoją drogą fascynujące jest, że dwaj faceci, trwający w oczekiwaniu na foniczną rzeź, zamiast o cyckach i przebytych libacjach rozprawiają o dzieciach, przedszkolach, blaskach i cieniach tacierzyństwa. Wróćmy jednak do Nuclear Holocaust. Zespół zaprezentował repertuar, który wprawił zgromadzonych w bardzo pozytywny nastrój. Energiczny death/thrash ze sporą domieszką punka, opatrzony bardziej niż przyzwoitym, selektywnym, mocnym brzmieniem nie mógł się nie podobać. Widowisko ubarwiał gitarzysta podrygujący rytmicznie i beztrosko zarazem. Rozpoznałem w nim kolegę po fachu, czyli aktywnego bywalca dyskotek. Udane rozpoczęcie imprezy.



    To co nastąpiło w dalszej kolejności, wprawiło mnie w osłupienie. Na scenie zameldował się zespół X. i bez dwóch zdań było to istne objawienie. Na froncie trzech ludzi o prezencji śródmiejskich kloszardów, zaś z tyłu bardzo niepozorny na ich tle perkusista. Z czasem okazało się, że bardzo skuteczny perkusista. W zasadzie trudno jednoznacznie określić dźwięki, jakie ci ludzie wydobyli ze swoich narzędzi. Rwana, nieprzewidywalna, dzika, niepokojąca muzyka. Chwile wyciszenia kontrastowały z głośnymi akordami złożonymi w zapętlone, transowe figury. Było w tym coś z Neurosis. Żeby jednak w większym stopniu ogarnąć naturę muzyki X. niezbędne jest co najmniej kilka odsłuchów w okolicznościach sprzyjających większemu skupieniu. To wszystko przede mną, gdyż tego wieczora istniała możliwość zakupu płyty CD z dokonaniami kwartetu. Odrębny wątek należy się wokaliście zespołu. Ten skreczujący, wrzeszczący, padający na podłoże, tańczący, pracujący całym sobą osobnik wystrojony w koszulkę Michaela Jacksona stworzył niesamowite widowisko. Reakcja publiczności na ten niecodzienny spektakl była zaskakująco pozytywna. Widać, że zaskoczeni byli sami sprawcy widowiska. Ja byłem zaskoczony tempem, w jakim ze stoiska Karola znikała partia płyt X.-ów.



    No i Antigama. Widziałem ich na żywo po raz piąty. Za każdym razem było to widowisko warte uwagi, ale tym razem zrobili na mnie najlepsze wrażenie. Czytam wywiady z zespołem pojawiające się tu i ówdzie, przeglądam zdjęcia z tras koncertowych publikowane w sieci i odnoszę wrażenie, że Antigama nigdy dotąd nie stanowiła tak zgranego kolektywu. Piątkowy koncert zdecydowanie to potwierdził. Imponujące zaangażowanie sceniczne całej kapeli, powalająca mimika Sebastiana Rokickiego, schizofreniczny układ choreograficzny Łukasza Myszkowskiego no i precyzja sekcji rytmicznej połączona z wysokiej rangi kunsztem wykonawczym. Dzisiejsza Antigama to już nie jest trio + basista. Można odnieść wrażenie, że wraz z dojściem do składu basisty Sebastiana Kucharskiego wszystkie elementy układanki znalazły się wreszcie na właściwym miejscu, a w zespół wstąpił nowy duch. To słychać na "The Insolent". Widać to także oglądając zespół na scenicznych deskach. Zeszli ze sceny zauważalnie zadowoleni. Dobra frekwencja, niezłe brzmienie, gorąco reagująca publiczność, świetnie prezentujący się zespół. To był udany wieczór.



    Tekst: Robert Jurkiewicz
    Foto: Ilona SzefowaDodał: Olo

Najnowsza recenzja

Deamoniac

Visions of the Nightside
Trzeci album włoskiej death metalowej ekipy złożonej z byłych muzyków nieco bardziej znanego wszystkim Horrid. Tutaj, zafascynowani starą Szwecją oddają się całkiem przyjemnemu, brutalnemu m...





Najnowszy wywiad

Epitome

...co do saksofonu to był to przypadek całkowity. Bo idąc coś zjeść do miasta napotkaliśmy kolesia który na ulicy grał na saksofonie. Zagadałem do niego żeby nagrał nam jakieś partie i zgodził się. Oczywiście nie miał pojęcia na co się porwał, do tego komunikacja nie była najlepsza, bo okazał się być obywatelem Ukrainy i język polski nie był dobry albo w ogóle go nie było...