Relacje z koncertów



Najnowsza recenzja

Deamoniac

Visions of the Nightside
Trzeci album włoskiej death metalowej ekipy złożonej z byłych muzyków nieco bardziej znanego wszystkim Horrid. Tutaj, zafascynowani starą Szwecją oddają się całkiem przyjemnemu, brutalnemu mieleniu w bardzo surowej oprawie brzmieniowej (chyba nawet bez masteringu) co powinno przypaść do gustu wielbicielom nie tylko Nihilist, Carnage, czy wiadomo-którego-Crematory, ale też Nominon, Ka...





Morbid Sacrifice

Ceremonial Blood Worship
Drugi album włoskich podziemniaków, których jaskiniowy black/death metal zauroczy każdego, kto pluje na krzyż i tańczy przy wczesnych piosenkach Archgoat, Hellhammer, Nunslaughter, Grave Desecrator, peruwiańskiego Mortem, Sathanas, czy choćby naszego Throneum. Nowy materiał, podobnie jak dotychczasowe tego zespołu, pozbawiony jest partii solowych i brzmi prawie jak koncertówka z głębo...





God Disease

Apocalyptic Doom
Nazwa God Disease przewinęła mi się parę lat temu w kampaniach niemieckiej F.D.A. Records, która wydała debiut tych Finów, ale nigdy nie doszło do zbliżenia, że się tak wyrażę. Drugi album zespołu ukazuje się z kolei w barwach świeżutkiej, portugalskiej Gruesome Records. Tym razem trafił do mojego odtwarzacza i, korzystając ze sprzyjającej aury leniwie się w nim rozgościł n...





Melancholic Seasons

The Crypt of Time
Melodyjny death metal od wielu lat skręca coraz bardziej na margines zainteresowania fanów ekstremalnego grania i skutkuje to tym, że nawet tak niezłe zespoły jak niemieckie Melancholic Seasons funkcjonują jako kompletnie nieznane i bez większych szans na przebicie się przez skorupę powszechnej obojętności. Wierząc Metal Archives i załączonemu bio zespół istnieje od połowy lat 90-...





  • Choroba Ogień Kwiecień - 14-04-2013 - Toruń – Klub Bunkier

    2013-04-24
    Pod toruński klub "Bunkier" dotarłem punktualnie o 19.30. O tej porze według rozpiski organizatora miała się rozpocząć trasa Choroba Ogień Kwiecień 2013. Niestety nie obyło się bez 10 minutowej obsuwy czasowej. W sumie to dobrze, bo miałem czas na spokojne wypalenie papierosa oraz na rozmowę ze znajomymi. Jeśli chodzi o sam klub to idealnie pasuje do imprez i koncertów związanych z black metalem i pokrewnymi gatunkami. Na zewnątrz obdrapanie ściany gdzieniegdzie porośnięte mchem. Wchodząc do tego obiektu ma się wrażenie, że wchodzi się do jakiegoś zapomnianego lochu ulokowanego w prawie że pod ziemią, gdzie za chwile zostanie odprawiony niecny rytuał. Takie wrażenie odniosłem i tym razem, tyle że tuż po wejściu przywitały mnie dźwięki solowego projektu Hekte Zaren.

    Na słabo oświetlonej scenie pośród kilku tlących się świec stała zakapturzona postać wokalistki Hekte Zaren. Po pierwszych kilku minutach występu miałem wrażenie, że jestem na jakimś rytuale ku czci Rogatego, gdzie śpiew sopranowy, piski, jęki oraz różnego rodzaju wrzaski mieszają się z dźwiękami ambientowymi i eksperymentalnymi. O ile wszystko to wizualnie dobrze wyglądało, muzycznie nie do końca byłem zadowolony z jej występu. Po kilkunastu minutach jej wokal nużył, doprowadzał do niepokoju i zastanowienia. Może o to wszystko chodziło, o wywołanie w słuchaczu skrajnych uczuć, poczucia niepewności i lęku? Jestem pewien, ze koncertowe wydanie takiej formy muzycznej jest ciężkie do przyjęcia. O niebo lepiej takiej muzyki słucha się w skupieniu, ciszy i ciemności, najlepiej na słuchawkach.



    Blisko 25 minutowy występ solowy Hekte Zaren zakończył się, zaś na scenę wyszli black metalowcy z Medico Peste. W ubiegłym roku Medico Peste debiutowało pierwszym swoim długograjem: "?: Tremendum et Fascinatio", który został dobrze przyjęty przez słuchaczy i znawców gatunku. Muzycy postawili sobie tym albumem wysoko poprzeczkę i byłem ciekaw jak materiał z debiutu zabrzmi na żywo. Występ rozpoczęło "Intro" po czym kapela wprowadziła słuchaczy w trans i hipnotyczny black metal utworem : "Livid (Kill Yourself or Die Trying)". Muzyczny spektakl wyreżyserowany przez Medico Peste trwał, a miejsce pod sceną na kolejnym numerze świeciło pustkami . Dopiero na 3 kawałku do klubu doszło kilku rozbawionych fanów, którzy rozkręcili zabawę. Chociaż pod względem publiczności Toruń jest dziwnym miastem, bo koncerty black metalowe szczególnie upodobali sobie łysi, którzy lubują się w totalnej rozwałce pod sceną, a także dość głupim zachowaniem na koncertach. Podnoszenie łap do góry w geście "sieg hail" było podczas wszystkich koncertów na porządku dziennym. Trzeba też przyznać, że bez nich zabawy w pogo by nie było. Jeśli chodzi o frekwencje w Toruniu to – publika nie dopisała. Nawet połowa klubu nie została szczelnie zapełniona. Dziwne to trochę, bo Massemord, czy też Medico Peste cieszy się dość sporą popularnością w naszym kraju.



    Scenicznie Medico Peste wypadło dość przeciętnie. Muzycy bardzo mało się ruszali, a jeśli już to 2 gitarzystów ograniczyło się do headbangingu. W pełni to rozumiem, to w końcu black metal, gdzie nie ma miejsca na kontakt między muzykiem a fanem, liczy się muzyczne sponiewieranie dźwiękiem. Wizualnie muzycy prezentowali się ciekawie, wymalowani w corpse painty, przyodziani w podarte koszulki i spodnie. Cały występ Medico Peste oparty był o 5 utworów z debiutu, choć mogliśmy usłyszeć jeden utwór z dema pt: "The Climax Of Christ" oraz jeden nowy utwór z najnowszego mini albumu : "Graviora Manent". Kończąc relacje z Medico Peste mogę śmiało napisać, że wypadli oni dobrze. Mogło być trochę więcej ruchu, trochę kontaktu z publiką, którego nie było. Zamiast tego otrzymaliśmy muzyczną dawkę szczerego, podanego w średnich i wolnych tempach black metalu zagranego z pazurem.



    Dead Factory to kolejny wykonawca jaki stanął na deskach scenicznych Bunkra . "Martwa Fabryka" zaserwowała nam ambientowo – industrialną podróż w czeluści śląskiego przemysłu. Muszę stwierdzić, że dźwięki, które wydobywały się z głośników przykuły moją uwagę. Dodatkowo występ wspomagany był industrialnymi wizualizacjami hut i fabryk. Mi ten przerywnik w postaci Dead Factory, który został wpleciony pomiędzy Medico Peste a black metalową zawieruchę - Massemord przypadł do gustu.



    Nadeszła pora na gwóźdź programu czyli katowicki - Massemord. Od razu pod sceną można było zauważyć większe zagęszczenie ludzi. Ekipa "Let The World Burn" jest doświadczona w koncertowych eskapadach. Scenicznie zaprezentowali się już tradycyjnie wymalowani i półnadzy, oprócz Nihila, który przyodział bluzę z kapturem i drugiego gitarzysty Voldtekt’a (ubrany w koszulkę promujacą trasę). Namtar z resztą kapeli przygotowali dla nas set złożony z 10 utworów. Na pierwszy ogień poszedł kawałek "Assault the Nature..." zaś tuż po nim " A Devastation Giving Power of Life"- czyli utwór z najnowszej płyty. Muszę się przyznać, że jeszcze nie słuchałem najnowszego wydawnictwa MM, ale koncertowo najnowsze utwory brzmiały całkiem przyzwoicie, a było ich 4. Najjaśniejszymi punktami koncertu były "Śmierć Ludzkości" czy też ostatni numer praktycznie odśpiewany wraz z publiką - " Earie we have to be!" Massemord posiada dobry repertuar. Scenicznie to muzyczne zniszczenie, piekło na ziemi, black metal zagrany wulgarnie, pełen blastów ale nie pozbawiony zwolnień. Po blisko godzinnym secie Namtar i spółka zeszli ze sceny, niestety nie doczekaliśmy się żadnych bisów.



    Trasę Chorobę Ogień Kwiecień zaliczam do udanych. Dobre występy zanotowały według mnie Medico Peste i Massemord. Całkiem ciekawym doświadczeniem było obcowanie z gatunkami odmiennymi od black metalu – występy Hekte Zaren i ambientowo industrialnego Dead Factory. Szkoda tylko tego, że frekwencja nie dopisała, zaś pod koniec koncertu Katowiczan nie można było oddychać ze względu na wszędobylski dym wydobywający się z wytwornicy dymu, którego było stanowczo za dużo.




    tekst i zdjęcia: Tomek Deroń
    www.tomder.pl

    więcej zdjęć Medico Peste: tomder.pl/medico-peste-14-04-2013-torun-klub-bunkier/
    więcej zdjęć MasseMord: tomder.pl/massemord-14-04-2013-torun-klub-bunkier/

    Dodał: Olo

Najnowsza recenzja

Deamoniac

Visions of the Nightside
Trzeci album włoskiej death metalowej ekipy złożonej z byłych muzyków nieco bardziej znanego wszystkim Horrid. Tutaj, zafascynowani starą Szwecją oddają się całkiem przyjemnemu, brutalnemu m...





Najnowszy wywiad

Epitome

...co do saksofonu to był to przypadek całkowity. Bo idąc coś zjeść do miasta napotkaliśmy kolesia który na ulicy grał na saksofonie. Zagadałem do niego żeby nagrał nam jakieś partie i zgodził się. Oczywiście nie miał pojęcia na co się porwał, do tego komunikacja nie była najlepsza, bo okazał się być obywatelem Ukrainy i język polski nie był dobry albo w ogóle go nie było...