Relacje z koncertów



Najnowsza recenzja

Deamoniac

Visions of the Nightside
Trzeci album włoskiej death metalowej ekipy złożonej z byłych muzyków nieco bardziej znanego wszystkim Horrid. Tutaj, zafascynowani starą Szwecją oddają się całkiem przyjemnemu, brutalnemu mieleniu w bardzo surowej oprawie brzmieniowej (chyba nawet bez masteringu) co powinno przypaść do gustu wielbicielom nie tylko Nihilist, Carnage, czy wiadomo-którego-Crematory, ale też Nominon, Ka...





Morbid Sacrifice

Ceremonial Blood Worship
Drugi album włoskich podziemniaków, których jaskiniowy black/death metal zauroczy każdego, kto pluje na krzyż i tańczy przy wczesnych piosenkach Archgoat, Hellhammer, Nunslaughter, Grave Desecrator, peruwiańskiego Mortem, Sathanas, czy choćby naszego Throneum. Nowy materiał, podobnie jak dotychczasowe tego zespołu, pozbawiony jest partii solowych i brzmi prawie jak koncertówka z głębo...





God Disease

Apocalyptic Doom
Nazwa God Disease przewinęła mi się parę lat temu w kampaniach niemieckiej F.D.A. Records, która wydała debiut tych Finów, ale nigdy nie doszło do zbliżenia, że się tak wyrażę. Drugi album zespołu ukazuje się z kolei w barwach świeżutkiej, portugalskiej Gruesome Records. Tym razem trafił do mojego odtwarzacza i, korzystając ze sprzyjającej aury leniwie się w nim rozgościł n...





Melancholic Seasons

The Crypt of Time
Melodyjny death metal od wielu lat skręca coraz bardziej na margines zainteresowania fanów ekstremalnego grania i skutkuje to tym, że nawet tak niezłe zespoły jak niemieckie Melancholic Seasons funkcjonują jako kompletnie nieznane i bez większych szans na przebicie się przez skorupę powszechnej obojętności. Wierząc Metal Archives i załączonemu bio zespół istnieje od połowy lat 90-...





  • Asymmetry Festiwal 2012, 03.05.2012, Wrocław, Browar Mieszczański

    2012-05-31
    Kawał drogi do tego Wrocławia. Dziewięć godzin w pociągu plus plecak pełen piwa, to musiało pozostawić ślad w organizmie. Zostawiło, po opuszczeniu wagonu grunt nie był szczególnie stabilny. Dojście na miejsce, czyli do pozostałości po "Browarze Mieszczańskim” szczęśliwie nie było szczególnie uciążliwe. Ten usytuowany niedaleko dworca PKP obiekt początkowo zaskoczył bardzo pozytywnie. Spora przestrzeń, ciekawa architektura, życzliwa obsługa festiwalu. Podczas otwarcia bramy wejściowej lunęło jak z cebra, więc ulokowaliśmy się pod obszernym parasolem, pod którym rozgościła się także dziewczyna dostarczająca pożywienie dla zespołów. Okazało się, o zgrozo, że największym powodzeniem cieszyła się wegetariańska pizza. Znacznie podkopało to w moich oczach wiarygodność muzyków tak dzielnie prężących się na zdjęciach. Pod znakiem zapytania stanęła także ich kondycja, a tym samym wizualna atrakcyjność koncertów. Jak tu pocić i angażować się na scenie żywiąc się karmą dla królików na zakalcu? Okazało się że przeholowałem nieco z czarnowidztwem. Nikt nie zasłabł pomimo gorącej atmosfery i zauważalnej determinacji. Przyjechałem na Sleep i tylko na nich. Okazja obejrzenia takich muzyków jak Al Cisneros, czy Matt Pike mogła się już nie powtórzyć.



    Zanim jednak zabrzmiały piękne Sabbath’owe riffy miałem okazję przyjrzeć się spokojniejszemu wcieleniu Amenra, który tego dnia grał dwukrotnie. Pierwszy show odbył się na tzw. "MEDIUM STAGE”. Niewielkie, wąskie pomieszczenie, nastrojowe światła i muzycy na siedzący na krzesłach ustawionych w okrąg. Wstrząsu nie doznałem, ot natchnione, może jak na mój gust zbyt pretensjonalne granie. Uwagę zwracał inny fakt. Znaczna część chętnych nie zmieściła się na "MEDIUM STAGE”. To był pierwszy objaw niedostosowanego do realiów podejścia organizatorów. Wniosek nasuwa się jeden, sprzedano znacznie więcej biletów niż zdołały pomieścić sale koncertowe. Ja rozumiem, taka impreza musi się opłacić. Nie rozumiem jedynie dlaczego ma odbyć się to kosztem widzów. Ustąpiłem więc miejsca innym, bardziej spragnionym wrażeń, jakie niósł show Amenra i udałem się na "FORUM STAGE”. Pomieszczenie większe, przestronniejsze, choć i tak niewystarczająco dla chętnych obejrzenia Sleep. Ja miałem szczęście. Przed występem "A Storm of Light" dotarłem przed samą scenę, chwyciłem się kurczowo barierek i dotrwałem tak do końca występu Sleep. "A Storm of Light" dał dobry, żywiołowy koncert. Dużo ruchu na scenie, zauważalne zaangażowanie muzyków, a wszystko to po wegetariańskim żarciu. Wierzyć się nie chce. Nie wiem co grali i z której płyty, gdyż twórczość zespołu nie jest mi szczególnie znana, niemniej ich wersja hardcore/sludge urozmaicona klimatycznymi partiami gitar pozostawiła pozytywne wrażenie. W oczekiwaniu na Sleep nie ruszałem się nigdzie, choć na mniejszej scenie ktoś się w tym czasie produkował. Jak się okazało postąpiłem słusznie. Tłum gęstniał, zewsząd można było usłyszeć krytyczne uwagi pod kątem organizatorów. Zgadzam się z nimi w całej rozciągłości. Browar Mieszczański to miejsce kompletnie nie dostosowane do wydarzenia tej rangi. Można było uniknąć organizacyjnego nieporozumienia lokując imprezę w innym, bardziej adekwatnym pod względem pojemności miejscu, ewentualnie ograniczyć ilość biletów. Czas jednak zakończyć smutną refleksję.



    Na scenie znaleźli się bohaterowie pierwszego dnia festiwalu. Lewą stroną sceny zawładną śpiewający basista Al Cisneros, w centrum rozgościł się perkusista Jason Roeder (Neurosis), prawa strona to gitarzysta Matt Pike. Czego chcieć więcej? Ciężkich doomowych riffów, psychodelicznych odjazdów i dobrego brzmienia. Tego wszystkiego było pod dostatkiem. Koncert długi i bardzo głośny. Słuch odzyskałem po dwóch dniach. Muzycy w świetnej formie pomimo nieznośnej duchoty. Al i Mike, dwaj oryginalni członkowie Sleep popuścili wodze fantazji, czego efektem był rozimprowizowany, półtoragodzinny występ. Kilka słów uwagi należy się perkusiście za niezwykle żywiołowe pastwienie się nad swoim instrumentem. Na widowni nieprawdopodobny ścisk i związana z tym fala nacisku przybierająca na sile zwłaszcza podczas bardziej żywiołowych fragmentów show. Gdy Matt Pike intonował taki właśnie żwawszy motyw wiadomo było, że za chwilę wśród publiki rozpęta się piekło. Podczas koncertu okazało się także, że Al Cisneros to zarówno perfekcyjny muzyk, jak i impulsywny człowiek. W pewnym momencie pojawiły się problemy z brzmieniem basu i muzyk bardzo dobitnie okazywał swoje niezadowolenie. Ponadto zauważyłem bardzo niepokojące objawy, zwłaszcza wśród nastoletnich uczestników widowiska. Stopery do uszu, na dodatek różowe. Ja rozumiem, że głośno, ale to w końcu rock’n’roll i musi tak być! Tymczasem znaczna część otaczającej mnie publiki wraz z nastaniem pierwszych dźwięków umieściła w narządach słuchu różowe tampony i bez żadnego skrępowania dotrwała tak do samego końca. Koniec nastąpił i nikt nawet nie miał siły prosić o bis. Ja udałem się na piwo, a mój znajomy próbował wbić się na drugi tego wieczoru koncert Amenra. Niestety bezskutecznie, za co w jego imieniu obiecałem podziękować organizatorom.



    Asymmetry to potrzebna i fajna impreza. W ubiegłym roku miałem okazję zobaczyć Electric Wizard, tym razem Sleep. Tyle że ambicje organizatorów znacznie przerastają fakty. Za rok pewnie się nie wybiorę, mogę nie mieć tyle szczęścia co tym razem. Łącznie osiemnaście godzin w pociągu, ponad stówka za bilet i ryzyko nie obejrzenia swoich faworytów z powodu braku miejsca. Pod względem artystycznym koncert oceniam pozytywnie. Brakło jedynie tego dnia jakiegoś ekstremalniejszego akcentu. W ubiegłym roku trafiłem na świetny show The Secret i było to dobrze trafione urozmaicenie całości. Tym razem dominowało zbliżone stylistycznie granie, ale przez wzgląd na Sleep nie marudzę więcej.

    tekst: Robert Jurkiewicz
    foto: Paweł Wygoda

    Dodał: Olo

Najnowsza recenzja

Deamoniac

Visions of the Nightside
Trzeci album włoskiej death metalowej ekipy złożonej z byłych muzyków nieco bardziej znanego wszystkim Horrid. Tutaj, zafascynowani starą Szwecją oddają się całkiem przyjemnemu, brutalnemu m...





Najnowszy wywiad

Epitome

...co do saksofonu to był to przypadek całkowity. Bo idąc coś zjeść do miasta napotkaliśmy kolesia który na ulicy grał na saksofonie. Zagadałem do niego żeby nagrał nam jakieś partie i zgodził się. Oczywiście nie miał pojęcia na co się porwał, do tego komunikacja nie była najlepsza, bo okazał się być obywatelem Ukrainy i język polski nie był dobry albo w ogóle go nie było...