Relacje z koncertów



Najnowsza recenzja

Deamoniac

Visions of the Nightside
Trzeci album włoskiej death metalowej ekipy złożonej z byłych muzyków nieco bardziej znanego wszystkim Horrid. Tutaj, zafascynowani starą Szwecją oddają się całkiem przyjemnemu, brutalnemu mieleniu w bardzo surowej oprawie brzmieniowej (chyba nawet bez masteringu) co powinno przypaść do gustu wielbicielom nie tylko Nihilist, Carnage, czy wiadomo-którego-Crematory, ale też Nominon, Ka...





Morbid Sacrifice

Ceremonial Blood Worship
Drugi album włoskich podziemniaków, których jaskiniowy black/death metal zauroczy każdego, kto pluje na krzyż i tańczy przy wczesnych piosenkach Archgoat, Hellhammer, Nunslaughter, Grave Desecrator, peruwiańskiego Mortem, Sathanas, czy choćby naszego Throneum. Nowy materiał, podobnie jak dotychczasowe tego zespołu, pozbawiony jest partii solowych i brzmi prawie jak koncertówka z głębo...





God Disease

Apocalyptic Doom
Nazwa God Disease przewinęła mi się parę lat temu w kampaniach niemieckiej F.D.A. Records, która wydała debiut tych Finów, ale nigdy nie doszło do zbliżenia, że się tak wyrażę. Drugi album zespołu ukazuje się z kolei w barwach świeżutkiej, portugalskiej Gruesome Records. Tym razem trafił do mojego odtwarzacza i, korzystając ze sprzyjającej aury leniwie się w nim rozgościł n...





Melancholic Seasons

The Crypt of Time
Melodyjny death metal od wielu lat skręca coraz bardziej na margines zainteresowania fanów ekstremalnego grania i skutkuje to tym, że nawet tak niezłe zespoły jak niemieckie Melancholic Seasons funkcjonują jako kompletnie nieznane i bez większych szans na przebicie się przez skorupę powszechnej obojętności. Wierząc Metal Archives i załączonemu bio zespół istnieje od połowy lat 90-...





  • Disgorge Europe 2009, 01.03.2009, Warszawa, Progresja

    2009-03-07
    Pojechałem na Antigama, bo to dla mnie ścisła czołówka ekstremalnego grania. Z muzyką Dr Doom nie miałem wcześniej styczności, a Fuck The Facts specjalnie do mnie nie przemawia. Antigama wystarczyła, bym zapakował się do pociągu i wraz dwoma innymi życzliwymi duszami odbył trwającą blisko dziesięć godzin podróż PKP. Poobijani w pociągowych wychodkach niczym Adaś Miauczyński, opici piwskiem zjawiliśmy się na miejscu sporo przed czasem. Oczekiwanie na show umilił nam swoim towarzystwem Adam Gnych, niegdyś wokalista rewelacyjnej formacji Violent Dirge, a dziś niezwykle srogi i bezlitosny wykładowca, postrach niepojętnych kursantów.



    Koncert otwierał holenderski Dr Doom. Dobre, czytelne brzmienie, energiczny ruch sceniczny i przede wszystkim nie pozostawiający powodów do kręcenia nosem grind. Było szybko, intensywnie i żywiołowo. Zespół pomimo niewielkiego stażu prezentował się na scenie pewnie, nie widać było także oznak zmęczenia trasą zwieńczoną warszawskim koncertem.

    Po krótkiej przerwie swój set rozpoczęli nasi bohaterowie z Antigama. Rodacy zagrali w okrojonym trzyosobowym składzie. Po raz pierwszy miałem okazję zobaczyć ich nie tylko bez basisty, ale także z nowym wokalistą Nickiem udzielającym się również w Blindead. Obecny frontman jest bez wątpienia na scenie osobnikiem znacznie bardziej ruchliwym niż jego poprzednik. Zyskuje na tym widowisko. Wokalista zabrzmiał potężnie i zagospodarował dla siebie sporą cześć podłogi niwelując wizualnie braki kadrowe. Zostaliśmy poczęstowani sporą ilością szlagierów z "Resonance", perkusyjnym solo oraz kilkoma nowościami z czekającej na swą premierę "Warning". Nowe utwory zdawały się zwiastować materiał bardziej złożony, nie tak bezpośredni, jak choćby ten znany z "Resonance". Czekam z niecierpliwością na płytę. Koncert znacznie wyostrzył apetyt na "Warning".



    Gwiazda wieczoru to kanadyjski Fuck The Facts. Twórczość zespołu niespecjalnie przekonuje mnie podczas jej konsumpcji w domowym zaciszu. Na mój gust za dużo jest w muzyce Fuck The Facts miękkich, stonowanych, wyciszonych i wreszcie zbyt melodyjnych gitar. Koncerty rządzą się jednak swoimi prawami i w omawianym przypadku wypunktowane powyżej minusy podczas prezentacji scenicznej przepoczwarzyły się w plusy. Spokojniejsze fragmenty na żywo nie wypadały tak słodko jak na płytach i dobrze korespondowały z wybuchową resztą programu. Uwagę przykuwała wokalistka, drobna, pozornie delikatna osóbka dysponująca mocnym i bynajmniej nie dziewczęcym głosem a także dużymi zasobami charyzmy. Trudno było oprzeć się wrażeniu, że podczas wykonywania kolejnych utworów wokalistka izolowała się od wszelkich zewnętrznych bodźców koncentrując się jedynie na ekspresyjnej interpretacji tekstów. Wraz z końcem show Fuck The Facts dobiegła końca koncertowa część wieczoru. Bardzo udanego wieczoru, zarówno pod względem wrażeń artystycznych, jak i towarzyskich.



    tekst: Robert Jurkiewicz
    foto: AssamiteDodał: Olo

Najnowsza recenzja

Deamoniac

Visions of the Nightside
Trzeci album włoskiej death metalowej ekipy złożonej z byłych muzyków nieco bardziej znanego wszystkim Horrid. Tutaj, zafascynowani starą Szwecją oddają się całkiem przyjemnemu, brutalnemu m...





Najnowszy wywiad

Epitome

...co do saksofonu to był to przypadek całkowity. Bo idąc coś zjeść do miasta napotkaliśmy kolesia który na ulicy grał na saksofonie. Zagadałem do niego żeby nagrał nam jakieś partie i zgodził się. Oczywiście nie miał pojęcia na co się porwał, do tego komunikacja nie była najlepsza, bo okazał się być obywatelem Ukrainy i język polski nie był dobry albo w ogóle go nie było...