Relacje z koncertów



Najnowsza recenzja

Deamoniac

Visions of the Nightside
Trzeci album włoskiej death metalowej ekipy złożonej z byłych muzyków nieco bardziej znanego wszystkim Horrid. Tutaj, zafascynowani starą Szwecją oddają się całkiem przyjemnemu, brutalnemu mieleniu w bardzo surowej oprawie brzmieniowej (chyba nawet bez masteringu) co powinno przypaść do gustu wielbicielom nie tylko Nihilist, Carnage, czy wiadomo-którego-Crematory, ale też Nominon, Ka...





Morbid Sacrifice

Ceremonial Blood Worship
Drugi album włoskich podziemniaków, których jaskiniowy black/death metal zauroczy każdego, kto pluje na krzyż i tańczy przy wczesnych piosenkach Archgoat, Hellhammer, Nunslaughter, Grave Desecrator, peruwiańskiego Mortem, Sathanas, czy choćby naszego Throneum. Nowy materiał, podobnie jak dotychczasowe tego zespołu, pozbawiony jest partii solowych i brzmi prawie jak koncertówka z głębo...





God Disease

Apocalyptic Doom
Nazwa God Disease przewinęła mi się parę lat temu w kampaniach niemieckiej F.D.A. Records, która wydała debiut tych Finów, ale nigdy nie doszło do zbliżenia, że się tak wyrażę. Drugi album zespołu ukazuje się z kolei w barwach świeżutkiej, portugalskiej Gruesome Records. Tym razem trafił do mojego odtwarzacza i, korzystając ze sprzyjającej aury leniwie się w nim rozgościł n...





Melancholic Seasons

The Crypt of Time
Melodyjny death metal od wielu lat skręca coraz bardziej na margines zainteresowania fanów ekstremalnego grania i skutkuje to tym, że nawet tak niezłe zespoły jak niemieckie Melancholic Seasons funkcjonują jako kompletnie nieznane i bez większych szans na przebicie się przez skorupę powszechnej obojętności. Wierząc Metal Archives i załączonemu bio zespół istnieje od połowy lat 90-...





  • Grim Harvest Festiwal, 14.09.2008, Rzeszów, klub "Pod Palmą"

    2008-10-11
    Zimny, ponury niedzielny dzionek nie nastrajał optymistycznie. Żadne znaki na ziemi, czy niebie nie zwiastowały wydarzeń, jakich miałem być świadkiem tego popołudnia. Niezniechęcony jesienną aurą, splunąłem przez lewe ramię, następnie potarłem swą prawą dłonią nos krasnala ogrodowego. Zapewniwszy sobie w ten sposób moc szczęścia, a także powodzenie u płci przeciwnej, ruszyłem do Rzeszowa. Przed klubem na show oczekiwała niewielka liczebnie grupa osobników. Szczęśliwie jednak tego dnia nie było powtórki z frekwencyjnej porażki, jaką okazał się być koncert zestawu Antigama/Nyia/Blindead w zeszłym roku oraz tegoroczna impreza jubileuszowa Epitome. Amatorzy heavy metalu w wersji live sukcesywnie ograniczali ilość wolnego miejsca, jaką oferuje w swoich podwojach lokal "Pod Palmą" już w trakcie trwania koncertu. W rezultacie Rzeszów szerokim łukiem ominęło frekwencyjne fiasko. Widowisko rozpoczęli młodzi stażem, a na podstawie wrażeń wizualnych można domniemywać, że także i wiekiem panowie zebrani pod szyldem Excidium. Kwintet zaprezentował szybki, inspirowany "starą szkołą" thrash/black. Widać, że Rzeszowianie na scenicznych deskach nie czują się jeszcze dostatecznie pewnie i chwilami można było odnieść wrażenie, że co niektórym z nich (nie będę pokazywał palcem) trema podcinała skrzydła, tu też czarcie rogi. Nie pogrążyło to bynajmniej kolektywnej pracy, zauważalnej determinacji i zaangażowania. W efekcie sprawnie odegrany, wywrzeszczany na dwa wokale program Excidium pozostawił pozytywne wrażenie.



    Spora część setu stołecznego Bloodwritten upłynęła mi na degustacji wybuchowej mieszanki napojów wyskokowych serwowanych przez zaprawioną w bojach obsługę baru. Podczas osładzania owocami cytrusowymi kolejnej pięćdziesiątki "czystej" przymglonym wzrokiem zlokalizowałem zespół pewnie i swobodnie uprawiający chwytliwy, dynamiczny thrash podrasowany najczarniejszą ze sztuk. Z numerem trzecim "Palmą" potrząsnął mielecki Deception. Panowie pozbierali się po niedawnych zawirowaniach kadrowych i z nowym gitarzystą w składzie zaaplikowali publice dawkę wściekle szybkiego, impulsywnego death metalu. Charyzmatyczna prezencja, przyzwoite brzmienie i dobra muzyka. Takie zestawienie musiało zadziałać i zadziałało. Publiczność ruszyła w tany, a impreza nabrała rumieńców.



    Ja odczułem szybszy obieg krwi za sprawą Stillborn. Zespół promował swoje najnowsze wydawnictwo fonograficzne zatytułowane "Esta Rebelión Es Eterna", a na scenie tradycyjnie już nie zabrakło rekwizytów wypożyczonych z garderoby zaprzyjaźnionego proboszcza, srogich min, pomalowanych facjat muzyków, profesjonalizmu wykonawczego i wreszcie piekielnie dobrego metalu. Infernal War dzięki uprzejmości Stillborn publiki rozgrzewać nie musiał, ale z tonu nie spuścił i udanie podtrzymał temperaturę wrzenia. Wystąpili w zmienionym składzie z charyzmatycznym basistą aktywnie wspierającym Warcrimera wokalnie. Dużo ruchu na scenie, szaleństwo pod nią, a wszystko to w oprawie podkręconego rytmicznie black metalu. Świetne zakończenie części wieczoru przeznaczonej dla polskiej reprezentacji brzmień ekstremalnych.



    Pierwsi goście zagraniczni to Spearhead. Twórczość Brytyjczyków do dnia koncertu była mi całkowicie obca i pomimo przyzwoitego, żywiołowego występu nie planuję intensywnego zgłębiania ich dyskografii. Poprawny, zagrany na wysokich obrotach black/death niczym szczególnym mnie nie ujął, niczym szczególnym nie zniesmaczył. Czas na gwiazdę wieczoru, czyli pochodzący z dalekiego Singapuru Impiety. Kolejny raz podczas tej arcyciekawej niedzieli w klubie "Pod Palmą", pomimo zgoła odmiennej aury na zewnątrz, zagościł klimat tropikalny. Impiety zagrał, zabrzmiał i zaprezentował się ekstremalnie, dynamicznie i na swój sposób egzotycznie. Uwagę przykuwał wykrzykujący z zaangażowaniem wersy następujących po sobie pieśni lider kapeli oraz basista o wyraźnie punkowej prezencji. Artyści zagrali swoje, zeszli ze sceny. Pożegnania nadszedł czas, lecz wcześniej kilka luźnych refleksji. Duże brawa dla organizatorów imprezy "Grim Harvest Festiwal". Wrażenie robiła przede wszystkim punktualność i płynność, z jaką kolejne punkty programu następowały po sobie. Jeśli dodać do tego świetną dyspozycję większości występujących wykonawców oraz dobre nagłośnienie, to z powyższego wywodu wyłania się obraz bezwzględnie pozytywny. Tak też było w istocie.


    tekst: Robert Jurkiewicz
    foto: AssamiteDodał: Olo

Najnowsza recenzja

Deamoniac

Visions of the Nightside
Trzeci album włoskiej death metalowej ekipy złożonej z byłych muzyków nieco bardziej znanego wszystkim Horrid. Tutaj, zafascynowani starą Szwecją oddają się całkiem przyjemnemu, brutalnemu m...





Najnowszy wywiad

Epitome

...co do saksofonu to był to przypadek całkowity. Bo idąc coś zjeść do miasta napotkaliśmy kolesia który na ulicy grał na saksofonie. Zagadałem do niego żeby nagrał nam jakieś partie i zgodził się. Oczywiście nie miał pojęcia na co się porwał, do tego komunikacja nie była najlepsza, bo okazał się być obywatelem Ukrainy i język polski nie był dobry albo w ogóle go nie było...