Relacje z koncertów



Najnowsza recenzja

Deamoniac

Visions of the Nightside
Trzeci album włoskiej death metalowej ekipy złożonej z byłych muzyków nieco bardziej znanego wszystkim Horrid. Tutaj, zafascynowani starą Szwecją oddają się całkiem przyjemnemu, brutalnemu mieleniu w bardzo surowej oprawie brzmieniowej (chyba nawet bez masteringu) co powinno przypaść do gustu wielbicielom nie tylko Nihilist, Carnage, czy wiadomo-którego-Crematory, ale też Nominon, Ka...





Morbid Sacrifice

Ceremonial Blood Worship
Drugi album włoskich podziemniaków, których jaskiniowy black/death metal zauroczy każdego, kto pluje na krzyż i tańczy przy wczesnych piosenkach Archgoat, Hellhammer, Nunslaughter, Grave Desecrator, peruwiańskiego Mortem, Sathanas, czy choćby naszego Throneum. Nowy materiał, podobnie jak dotychczasowe tego zespołu, pozbawiony jest partii solowych i brzmi prawie jak koncertówka z głębo...





God Disease

Apocalyptic Doom
Nazwa God Disease przewinęła mi się parę lat temu w kampaniach niemieckiej F.D.A. Records, która wydała debiut tych Finów, ale nigdy nie doszło do zbliżenia, że się tak wyrażę. Drugi album zespołu ukazuje się z kolei w barwach świeżutkiej, portugalskiej Gruesome Records. Tym razem trafił do mojego odtwarzacza i, korzystając ze sprzyjającej aury leniwie się w nim rozgościł n...





Melancholic Seasons

The Crypt of Time
Melodyjny death metal od wielu lat skręca coraz bardziej na margines zainteresowania fanów ekstremalnego grania i skutkuje to tym, że nawet tak niezłe zespoły jak niemieckie Melancholic Seasons funkcjonują jako kompletnie nieznane i bez większych szans na przebicie się przez skorupę powszechnej obojętności. Wierząc Metal Archives i załączonemu bio zespół istnieje od połowy lat 90-...





  • Immolation, Melechesh, Goatwhore, Sickening Horror, Tribes of Cain - Transilvania, Erstfeld, Szwajcaria, 21 III 2008

    2008-03-24
    Położony w niespełna czterotysięcznej miejscowości Erstfeld w środkowej Szwajcarii duży klub koncertowy Transilvania ma swój styl, bynajmniej nie dyskotekowy. Wystrój wnętrza stanowią m.in. pełne czaszek i szkieletów dekoracje, płaskorzeźby na ścianach, oplecione pajęczynami żyrandole, trumny, złowrogie rzeźby na barze i scenie, obrazy hrabiów (transylwańskich?), wielka metalowa klatka, w której jednak nikt nie tańczy... ale coś wisi... Widać, że sporo zainwestowano, aby nie była to kolejna buda ze sceną. Lokal w takim stylu dobrze pasuje do okolicy. Oplatające tę niewielką miejscowość monumentalne pasma górskie błyszczą nocą pokrywającym je śniegiem i nadają temu miejscu specyficznej aury. Wszystko to sprawia, że przyjeżdżając na metalowy spęd do Transilvania, ma się dodatkową przyjemność z obcowania ze sztuką ekstremalną właśnie w takim miejscu.



    Poza czterema kapelami jadącymi na trasie Shadows of the Emissaries' Curse, na tym koncercie w roli rozgrzewacza wystąpił szwajcarski Tribes of Cain. Death metal ze sporą dozą melodyjek, raz ostrzej, raz weselej. Przeciętność tej muzyki sprawiła, że po dwóch utworach czekałem już tylko aż skończą. Grają prawie dziesięć lat, trzy albumy na koncie, jakiś tam warsztat instrumentalny i obycie sceniczne jest. Problem w tym, że niewiele z tego wynika. Nikt pod sceną nie machnął głową. Zresztą... nikogo pod sceną nie było. Najlepszy w tym wszystkim był perkusista, któremu pałeczki z rąk leciały. Chłopak sprawiał wrażenie, że grał za karę. Ponoć to jego przedostatni koncert z zespołem.



    Kiedy już zjechałem nudny Tribes of Cain, czas przejść do zespołów, które czasowo pomieszkiwały w białym nightlinerze Massive Music, organizatora trasy. Patrząc na dyskografię, to w porównaniu do poprzedników greckie trio Sickening Horror to debiutanci. Jeden album jak dotąd, którego zawartość poznałem na tym koncercie, a po nim wgłębiam się w When Landscapes Bled Backwards dalej, bo jest w co. Między Sickening Horror a Tribes of Cain dało się wyczuć coś głębokiego... przepaść... Sama gra basisty Sickening Horror zmiatała poprzedników. Jedni powiedzą, że masa kombinowania w tym death metalu rodem z Aten, inni że to typowe techniczne granie. Fakt, ciężko opędzić się od skojarzeń z późnym Gorguts, Pestilence, czy nawet Sadist. Momentami partie gitary i basu wpadają we wręcz a'la jazzowe niby improwizacje. Psychodeliczne dialogi tych dwóch instrumentów zbudowane na mocnym warsztacie mogą robić wrażenie. W tych wszystkich zakrętach aranżacyjnych nie zgubiono na szczęście prostego death metalowego obucha, który jest na koncercie jak znalazł. Sickening Horror potwierdza, że w trzyosobowym składzie też można skutecznie atakować na żywo, nawet grając tak pokręconą muzę. Ten zespół jest także przykładem na to, jak istotną rolę może pełnić bas w death metalowych aranżacjach. Ambitna muzyka, zawodowo zaprezentowana na żywo. Polecam.



    Słyszałem trochę dobrego o koncertach Goatwhore w USA. I rzeczywiście, są nieźli. Są gwoździe, łańcuchy, pentagramy, jest stara szkoła, jest Szatan. Jeśli kogoś rajcuje muzyka zawarta na A Hunting Curse czy Funeral Dirge For The Rotting Sun (starszych kawałków nie odnotowałem), to koncert powinien się podobać. Na plus na pewno zaaranżowanie części partii wokalnych na więcej niż jedno gardło. Przy Goatwhore machnęły już pierwsze czupryny.



    Melechesh - pierwszy zespół tego wieczoru na który czekałem, po ich bardzo dobrym występie na Party San 2007. Oryginalna, złożona muzyka, która jak najbardziej sprawdza się na koncercie. Na scenie kadzidełka i dywanik. Drugiego łysego gitarzystę z oryginalnego składu ktoś zastępował. Lider Melechesh Ashmedi jak najbardziej obecny za mikrofonem i akurat bez niego trudno mi sobie wyobrazić ten zespół na żywo. Sporo emocji w tych jego skrzekliwych liniach wokalnych. Cały Melechesh to dynamiczna maszynka koncertowa, która nieustannie pędzi, do tego trzymając ten swój orientalny klimat. Około 45 minutowy set składał się z trzech kawałków ze Sphynx: Of Mercury and Mercury, Apkallu Counsel, Triangular Tattvic Fire, i czterech z Emissaries: Ladders to Sumeria, Deluge of Delusional Dreams, Leper Jerusalem i granego na koniec, fantastycznie wypadającego na żywo - Rebirth of the Nemesis. Do tego doszły dwa intra i outro. Szkoda tylko, że nie grają Gyroscope. Bardzo dobry koncert.



    Immolation - kto widział, ten wie. Brutalne death metalowe zniszczenie w mistrzowskiej formie. Do tego tym razem w przemiażdżącym brzmieniu i godzinnym secie. Zaczęli od Passion Kill. Od razu ogień, baty Rossa i gitara Roberta poszły w ruch. Już jako trzeci, genialny Those Left Behind... łeb odpada, nie mam pytań. Świetnym posunięciem Immolation jest to, że co jakiś czas zmieniają repertuar starych numerów, a nie w kółko przez dziesięć lat tłuką to samo, jak co niektórzy... zasłużeni, he, he... Dlatego nie było tym razem ani Into Everlasting Fire, ani Despondent Soul. Za to z debiutu poszło jeszcze flagowe Immolation. Z kolejnych albumów m.in.: Christ's Cage, Swarm of Terror, Son of Iniquity (moc!), World Agony, czy idealnie pasujący na finał koncertu swym końcowym fragmentem Bring Them Down. Choć po nim jeszcze był bis, raczej wkalkulowany w set niż wykrzyczany przez publikę. Co prawda, Immolation miało najlepsze przyjęcie ze wszystkich kapel, to i tak było generalnie drętwo. Frekwencja także nie porażała, co ponoć wyjątkiem na tej trasie nie było. Stać pod barierkami i sfilmować bez przeszkód The Condemned i Higher Coward, to sytuacja w polskich warunkach nie do pomyślenia. Immolation nie daje jednak koncertów na pół gwizdka, bez względu czy coś się dzieje pod sceną czy nie. Pełne zaangażowanie w swoją sztukę. Za to szacunek i uznanie dla tej załogi. Hail brutal death metal! Hail Immolation!



    Po takim koncercie człowiek zbiera się do kupy przez kilka dni, ale przynajmniej czuje że żyje, i po co żyje... Pozdrowienia dla Remo z klubu Transilvania, kolesia z kapeli Overoth, który przybył na ten koncert z Północnej Irlandii, oraz miłej barmanki polewającej podwójną czystą w cenie jednej.
    www.transilvania-live.ch


    tekst i zdjęcia: Grzegorz Piątkowski

    Dodał: Olo

Najnowsza recenzja

Deamoniac

Visions of the Nightside
Trzeci album włoskiej death metalowej ekipy złożonej z byłych muzyków nieco bardziej znanego wszystkim Horrid. Tutaj, zafascynowani starą Szwecją oddają się całkiem przyjemnemu, brutalnemu m...





Najnowszy wywiad

Epitome

...co do saksofonu to był to przypadek całkowity. Bo idąc coś zjeść do miasta napotkaliśmy kolesia który na ulicy grał na saksofonie. Zagadałem do niego żeby nagrał nam jakieś partie i zgodził się. Oczywiście nie miał pojęcia na co się porwał, do tego komunikacja nie była najlepsza, bo okazał się być obywatelem Ukrainy i język polski nie był dobry albo w ogóle go nie było...