DZISIEJSZA PREMIERA ALBUMU:

BYTHOS

CHTHONIC GATES UNVEILED
Dziś koncert / Besatt, Disorder ++
Dziś koncert / Besatt, Disorder ++

Violent Dirge

Wywiad przeprowadził - Robert Jurkiewicz
Nazwę Violent Dirge powinny dobrze kojarzyć osoby mające ciągle w pamięci rodzimą scenę muzyki ekstremalnej z początku lat dziewięćdziesiątych. To właśnie w tym okresie na kasecie wydanej przez Carnage Records, zatytułowanej "Obliteration of Soul", całkiem sporej rzeszy odbiorców dane było usłyszeć muzykę, którą można zakwalifikować jako death/thrash metal zainfekowany wpływami z zupełnie innych wymiarów. Dźwięki autoryzowane przez Violent Dirge dojrzewały i ewoluowały na dwóch kolejnych wydawnictwach ukazując zespół w świetle wybitnych zdolności instrumentalnych oraz wolnej od uprzedzeń twórczej wyobraźni. Spuściznę po zespole stanowią cztery wydawnictwa oraz sporo niedomówień związanych z medialną ciszą towarzyszącą jego poczynaniom. Kierując się sentymentem, wrodzoną wścibskością oraz ciągle mocnym przeświadczeniem o niebagatelnej wartości dokonań Violent Dirge udałem się na poszukiwania odpowiedzi przeczesując internetową dżunglę. Odnalazłem wokalistę kwartetu, który bezzwłocznie powiedział sakramentalne "tak" i wywiad stał się faktem. Przed Wami Adam Gnych, człowiek, który obalił mity, przedstawił fakty oraz pokazał drzwi zgrai tłoczącej się w przedpokoju znaków zapytania. Witaj! Twoja reakcja na propozycję wywiadu wskazuje, że nie spodziewałeś się zainteresowania Violent Dirge, szczególnie wśród użytkowników portalu "nasza klasa". Mam rację?

Oczywiście, że tak. Przygoda pod tytułem Violent Dirge, zakończyła się dla naszej czwórki w 1995 roku, czyli jakby nie liczyć 13 lat temu. Kawał czasu, tym bardziej byłem zaskoczony, że po tylu wiekach zwróciłeś się do mnie, z prośbą o wywiad. To miłe. Miłe? Hmm… Nie wiem czy to najodpowiedniejsze słowo, aby wyrazić to, co mi przez głowę parę razy przebiegło, ale niech zostanie. To zaprawdę miłe z Twojej strony. Chyba się powtórzyłem ze dwa razy? Ale ok. Jedziemy!

Zgodziłeś się odpowiedzieć na moje pytania z zauważalnym entuzjazmem. Mogę więc posunąć się do stwierdzenia, że swoją przygodę z Violent Dirge po dziś dzień darzysz sentymentem?

O tak!!! To był niesamowity okres w moim życiu! Bardzo dużo się wtedy nauczyłem, poznałem masę ludzi i zwiedziłem całą Polskę i kawałek Europy. Miałem 16 lat, jak dołączyłem do zespołu, w którym grali 22-latkowie. Byłem w drugiej klasie liceum. Niewiele wtedy wiedziałem o czymkolwiek.

Skoro o sentymentach mowa, to najwyższy czas powspominać. Początek istnienia Violent Dirge datuje się na 1990 rok. Ty wraz z perkusistą Robertem Szymańskim dołączyłeś do składu nieco później, gdyż można Was po raz pierwszy usłyszeć na drugim demo "Obliteration of Soul" wydanym w 1991 roku. Pamiętasz jeszcze okoliczności, w jakich zasiliłeś Violent Dirge?

Pamiętam, pamiętam. Poznaliśmy się przez koleżankę. Rodzice dali jej na imię Asia.



Udzielałeś się na niwie artystycznej przed dołączeniem do Violent Dirge, czy może zostałeś wokalistą z łapanki?

Z łapanki przez koleżankę, która poznała mnie z chłopkami. Udzielałem się wtedy w tak zwanym "podwórkowym" zespole, gdzie grałem na gitarze i wydzierałem się do mikrofonu, jeśli zdarzyło się, że akurat był. Miałem wtedy 15 lat. Często razem mieliśmy próby z zespołem Unnamed. Była kapela Piotra Grudzińskiego, obecnego gitarzysty Riverside. Warszawski Ursynów, we wczesnych latach 90-tych. Nieprawdopodobne czasy!!!

Jaka była wówczas atmosfera w kapeli? Wiadomo, byliście młodzi, piękni i jeden przyświecał Wam cel, no właśnie, jaki?

To był niepowtarzalny klimat. Często się spotykaliśmy, nie tylko aby pograć, ale porozmawiać na przeróżniejsze tematy, dotyczące nie tylko muzyki. Mariusz wprowadzał mnie w tajniki politologii, a Wojtek we wszelkie możliwe obszary filozofii i psychologii, Misiek natomiast nauczył mnie, jak cieszyć się każdą chwilą, jaką niesie nam życie i jak przyrządzać paprykarz szczeciński po warszawsku. Poza tym mieliśmy za każdym razem niezły ubaw, z większości rzeczy nas otaczających. Długo by opowiadać o tym wszystkim, co wspólnie przeżyliśmy. Cel był jeden: Grać!

Pierwsze demo zespołu zatytułowane "Face of X-Tremity" to jedyny element dyskografii, z jakim nie miałem okazji się zetknąć. Jacy muzycy oprócz braci Nowak brali udział w nagraniach?

Oj wybacz! Choćbyś mnie nacinał to Ci nie powiem. Pewnie gdzieś w sieci można znaleźć, albo na naszej – klasie;-)

Posiadasz może kopię tego wydawnictwa? Jak zawartość muzyczna powyższej kasety koresponduje choćby z "Obliteration of Soul"? O przepaści stylistycznej chyba mowy być nie może, skoro na okoliczność drugiego demo ponownie nagraliście utwór "The Holocaust" …

Nie posiadam niestety. Ja w ogóle nie posiadam żadnej płyty Violent Dirge. Wszystko, co dostawałem w ramach gratisów, od razu sprzedawałem przyjaciołom za dolary, mamonę w sensie. Grubą kaskę brałem za te kasety, bo wiesz, podpisywałem się, składałem buziaki na zewnętrznej stronie okładki i robiłem licytacje wśród znajomych: kto da więcej dolarów, pieniędzy, rubli, greckich paprochów, rupii, złota. Wszystko się posprzedawało. Co do stylistyki obu wydawnictw, aby do drugiej części pytania miło się przedostać, słów kilkanaście teraz może powiem. Przepaści to może jakiejś potwornej to nie było, ale jednak. Z pewnością moje wycie z piekła rodem, będące próbą nawiązania komunikacji, w najlepszy znany mi wtedy ze sposobów, z otoczeniem, było jedną ze zmian. "Obliteration of Soul" była bardzo brutalną płytą i tym z pewnością różni się od "Face…".

Gitarzysta Wojciech Nowak w wywiadzie udzielonym dla Thrash’em All w 1991 roku wyjaśnia, że ponowne zagranie "The Holocaust" na potrzeby drugiego demo miało na celu zwrócenie uwagi słuchaczy na "Face of X-Tremity" i tym samym podreperowanie zespołowego budżetu. Staliście się więc bogatymi ludźmi?

Ha, ha. Dobre. Wojtek ma bardzo wysublimowane poczucie humoru. Nigdy nie robiliśmy tego dla pieniędzy. Zresztą ja do tej pory nic nie robię dla pieniędzy, mimo, że od ponad 10 lat siedzę w biznesie. Wojtek żartował. Zależało mu faktycznie na tym, aby ludzie zwrócili uwagę na to wydawnictwo. Pieniądze, jak nam były potrzebne to sobie drukowaliśmy. Misiek bił monety, bo był z nas najgrubszy i najsilniejszy, za które kupowaliśmy super zupy pomidorowe koloru, coś na kształt przypominającego biały, z makaronem, na dworcach kolejowych, w miejscowościach, które nie są wyświetlane na nowoczesnych GiePeeSach, jak sądzę. Jeżeli mówisz o bogactwie, to niewątpliwie staliśmy się milionerami, tylko w nieco innym sensie, niż powszechnie się mniema bądź sądzi, czy cokolwiek. Zarobiliśmy taką nieprawdopodobną masę doświadczeń, dialogów, momentów, obrazów, że nie da się tego wycenić, za żadną walutę, za którą można kupić towary do jedzenia, picia, zakładania na nogi, oczy, uszy i innych różnych takich, oczywiście niezbędnych. W tym sensie, niewątpliwe staliśmy się bardzo bogatymi ludźmi. W sensie, o który pytałeś, często do tego dokładaliśmy. Liczyła się przygoda, możliwość grania i poznawania nowych ludzi.

Od momentu wydania "Obliteration of Soul" przez Carnage Records postrzegani byliście jako wyjątkowo sprawni instrumentaliści. Skąd to upodobanie do mocno zaangażowanych technicznie utworów? Kwestia muzycznych inspiracji, czy może efekt intensywnego zgłębiania tajników wyrażania się poprzez dźwięki?

To pytanie do Wojtka, Mariusza i Roberta.

Prawda, lecz niestety nie zdołałem nawiązać kontaktu z tymi panami. Przyznawaliście się do inspiracji takimi zespołami, jak Atheist, czy Sadus. Biorąc pod uwagę awangardowe podejście do heavy metalu, jakie serwowaliście w swoich utworach, można odnieść wrażenie, że Wasze muzyczne upodobania nie ograniczały się jedynie do metalu. Czego jeszcze namiętnie słuchali muzycy Violent Dirge w domowym zaciszu dbając, by wieść o tym nie przedostała się na światło dzienne narażając na szwank reputację metalowych wojowników?

My nie mieliśmy żadnych lęków ani psychoz, związanych z tym, o co zapytałeś. Ja miałem 16 lat i chłopaki bardzo mocno edukowali mnie w tym zakresie. Dzięki nim zafascynowałem się Primusem, poznałem Cynic, zasłuchiwałem się Coronerem, co więcej jak graliśmy w Szwajcarii koncerty, to mieliśmy okazję poznać osobiście chłopaków. Długo bym musiał wymieniać muzyczne inspiracje Violent Dirge.

Pozostając przy inspiracjach należy nadmienić, że wskazywany byłeś przez kolegów jako najbardziej zapalony fan ekstremalnych dźwięków spośród muzyków Violent Dirge. Jak w takim razie odnajdowałeś się w muzyce zespołu, który granic ekstremy nie przecież przekraczał? Nie miałeś ochoty na romans z bardziej bezpośrednimi dźwiękami?

To pytanie nawiązuję wprost i nie do poprzedniego pytania. Fakt. W moim podwórkowym zespole fascynowaliśmy się rzezią. Z kilku przyczyn. Po pierwsze, nie miałem dostępu do innej muzyki. Po prostu nie wiedziałem, że takie kapele jak powyżej wspomniałem, w ogóle istniały. Pamiętaj to, był rok 1991. Dzięki chłopakom, miałem szansę poznać zupełnie inny wymiar dźwięków. Poza tym, różnica wieku pomiędzy nami wynosiła 6 lat. Dużo musiałem nadrobić i wiele się nauczyć. Po drugie - rzeź, była najlepszą z możliwych dla mnie form wyrażenia młodzieńczego buntu, do wszystkiego, co chodziło, stało, leżało, świeciło się, czy nie świeciło, generalnie, buntu totalnie zgeneralizowanego. Dla chłopaków przez długi okres czasu pozostawałem fanem ekstremum, co mnie i ich bawiło. Przykleili mi świadomie taką etykietę, a ja się na to zgodziłem i razem mieliśmy już w pewnym momencie z tego niezły ubaw.

Na "Obliteration of Soul" słuchacz odnajdzie bez problemu elementy charakterystyczne dla waszej twórczości rozwinięte na kolejnych wydawnictwach. Mam na myśli poszatkowaną rytmikę, aktywny i świetnie słyszalny bas, złożone thrashowe riffy, gitarowe popisy solowe ubarwiające całość specyficzną melodyką i wreszcie Twój wokal wykrzyczany z death’ową manierą, ale czytelny i bez wątpienia rozpoznawalny. Mieliście już wówczas świadomość wyjątkowości Waszej twórczości na tle istniejącej sceny?

Wojtek, Mariusz i Robert to była mieszanka, mega silnych osobowości, z totalnie zakręconymi pomysłami i koncepcjami. Nie było innej możliwości, aby taka konfiguracja umysłów nie zaowocowała czymś wyjątkowym na polskiej scenie. Ja tam byłem dodatkiem. Wykrzyczałem, co miałem do wykrzyczenia i grało pięknie. Albo nie pięknie. Kwestia gustu.

Myślę, że żywot wokalisty w zespole pokroju Violent Dirge nie był łatwy. Gitarzyści nie stronili od popisów solowych, pojawiały się utwory stricte instrumentalne. Można odnieść wrażenie, że Twój głos współistniał w muzyce na zasadzie kolejnego instrumentu nie odgrywając pierwszoplanowej roli. Nie czułeś, że jako wokalista w Violent Dirge byłeś traktowany nieco marginalnie w odniesieniu do statusu śpiewaka w innych zespołach?

Pierwszy raz w życiu pomyślałem o tym w ten sposób, w momencie, kiedy przeczytałem Twoje pytanie. Pozwól, że się położę na dłużej na kozetce z misia.

Proszę bardzo, jeśli tak będzie wygodniej. Jak powstawała muzyka we Voiolent Dirge? Wspólne improwizacje na próbach? Indywidualne pomysły poszczególnych muzyków stworzone w domowych pieleszach? Za pierwszoplanowe postaci w zespole uważani byli bracia Nowak, na ile miało to odzwierciedlenie w procesie komponowania materiału?

Pierwsza płyta była stworzona przez chłopaków, druga płyta też była stworzona, ale tym razem przez większą ilość chłopaków, a ostatnia płyta była stworzona przez największa w danym zbiorze, ilość chłopaków. A mniej poważnie mówiąc. "Obliteration…", było praktycznie gotowe, jak dołączyliśmy do zespołu z Miśkiem, "Elapse" po części tworzyło się na próbach i "Craving" też. Mariusz z Wojtkiem przychodzili z pomysłami i grali je z Miśkiem. Ja od czasu do czasu, głośniej się wydarłem, albo coś tam zaburczałem mniej lub bardziej zrozumiale, dla przeciętnego zjadacza chleba.

W tekstach poruszaliście tematykę daleką od krwawych wynurzeń dominujących na wielu płytach wykonawców z kręgu death/thrash. Co wpływało na egzystencjalny charakter liryków i kto był ich autorem?

Potężnie silne osobowości Wojtka, Mariusza i Roberta. Rozległe zainteresowania i uparte dążenie do zgłębienia tajemnicy i sensu życia, tychże Panów. Teksty pisał Wojtek. O jego zainteresowaniach i inspiracjach można by pewnie książkę napisać. To prawda, iż z krwią i diabłami to my niewiele mieliśmy wspólnego, pewnie i z tego powodu, że żadnych tików nerwowych związanych z tą postacią nie posiadaliśmy zamontowanych przez społeczeństwo w układy nerwowe. To znaczy, fajne ma rogi, brodę też ma niczego sobie i kopyta super ma, aaa i ogon, wali od niego siarą i innymi woniami, ale zakochani to my w nim raczej z pewnością nie byliśmy. Oczywiście celowo spłaszczam zagadnienie, skupiając się na folklorze, a nie na istocie rzeczy, którą byliśmy zainteresowani. Kwestia: "Czy szatan, czytaj wieczny buntownik, czytaj osobowość spolaryzowana, może zostać zbawiony?", w kontekście egzystencjalnym była zdecydowanie bliższa, rozważaniom które staraliśmy się zgłębić, i co genialnie przeanalizował i wyłożył w jednej ze swoich książek Profesor Kołakowski. Urywanie głów wiertarką udarową, wyrąbywanie oczu siekierami, łamanie gnatów toporami obosiecznymi, takimi jak wikingowie mieli, gdy ponoć Amerykę przed Kolumbem odkrywali, przypalanie zapałkami rzęs, wyrywanie zębów kowadłem, wycinanie otworów różnej wielkości w ciele grabiami, no i nie wiem, co jeszcze, to takie rzeczy, nie zostałyby wpisane w nasze CV, w rubryce "Hobby", bądź "Szczególne Zainteresowania", gdyby nas ktoś wtedy oczywiście poprosił, abyśmy napisali Cefałkę, na okoliczność czegoś tam.

Carnage Records, czyli firma, z którą związany był Mariusz Kmiołek, redaktor naczelny Thrash’em All wydała także Wasz kolejny materiał zatytułowany "Elapse". Jak wspominasz współpracę ze wspomnianą firmą?

Ja wspominam bardzo dobrze. O określonym czasie, przyszedłem w określone wcześniej miejsce i zrobiłem to, co wcześniej wspólnie określiliśmy na próbach. Tyle mojej wiedzy. Wojtek i Mariusz, na pewno mieliby dużo więcej i sensowniej do powiedzenia.

Muzyka zawarta na "Elapse" jawi się jako rozwinięcie stylistyki znanej z "Obliteration of Soul" wzbogaconej o nowe elementy w postaci bardziej rozbudowanych formalnie kompozycji, przestrzennego, organicznego brzmienia oraz udziału instrumentów klawiszowych. Co było motorem postępu?

Zdobywanie coraz nowych doświadczeń, oraz nie zaspokajalne niczym na tamte czasy Witkiewiczowskie Nienasycenie. Doprawdy zielonego pojęcia nie mam, co odpowiedzieć, więc odpowiem tak, jak to się zwykle na te pytania odpowiada: Motorem postępu naszego, było ustawiczne… te, no… chęć rozwoju… dojrzałość płciowa… no i ten… no eee, rozwój muzyczny… progres w sensie instrumentalistyczny…

"Elapse" jest o rok starsza od poprzedniczki, skład zespołu nie zmienił się, wchodziliście zapewne do studia bardziej skonsolidowani i pewni siebie. Jak porównasz proces twórczy oraz sesje nagraniowe obu wydawnictw?

Mimo, że w stosunku do nas po wydaniu Obliteration Of Soul, miano duże oczekiwania i pewne napięcie się wyczuwało, to z tego, co pamiętam, nagrania przebiegły na totalnym luzie. Mieliśmy oczywiście świadomość odpowiedzialności i oczekiwań słuchaczy, jednak jestem przekonany, że z tego powodu, zbytnio się nie spinaliśmy. Prozaiczna kwestia. Nie robiliśmy tego dla pieniędzy, dla wytwórni. Robiliśmy to dla siebie, każdy z nas dla każdego siebie i dla naszej czwórki zarazem i dlatego robiliśmy to najlepiej jak potrafiliśmy. Chcieliśmy nagrać płytę, taką, jaką każdy z nas chciałby sam posłuchać. Mieliśmy świadomość, że jeżeli nie zawiedziemy samych siebie, to nie zawiedziemy naszych fanów. Taka prosta instrukcja z obsługi maski tlenowej w samolocie. Najpierw załóż maskę sobie, a potem dziecku. Tę metaforę można śmiało, przyłożyć, do stylu naszej pracy. Robimy najlepiej jak potrafimy, to co aktualnie porabiamy, a potem kłaniamy się fanom i prezentujemy materiał. Wracając do moich odczuć odnośnie nagrywania pierwszej i drugiej płyty. Przy nagrywaniu "Obliteration of Soul", musiałem się bardzo dokładnie nauczyć wszystkich partii i zrobić dokładnie tak jak tego sobie życzyli chłopaki. Podczas nagrywania "Elapse", czułem, że zdobyłem zaufanie kolegów i miałem dużo więcej swobody, zarówno co do stylu, jak i interpretacji poszczególnych tekstów napisanych przez Wojtka. Mimo, że nie zapytałeś, to ja i tak powiem, jak było przy nagrywaniu płyty "Craving", w Gdyni. To był totalny odlot dopiero.

Po premierze "Elapse" przyszłość Violent Dirge miała przybrać różowy odcień, a świat miał paść do Waszych stóp. Mariusz Kmiołek agresywnie reklamował płytę, co w połączeniu z niewątpliwie atrakcyjną i niebanalną muzyką teoretycznie skazywało zespół na sukces. Tak się jednak nie stało, a o zespole niepokojąco przycichło. No właśnie, co się stało?

Diabli wiedzą. Naprawdę pojęcia bladego po dziś dzień nie mam! Już chyba "Elapse" była za mało "komercyjna", jak na tamte czasy i stylistykę z Top Ten of Death Metal Hits. O "Craving", to już na razie w ogóle nie wspomnę.

W tamtym okresie planowaliście także zagrać dużą ilość koncertów. Jak rzeczywistość potraktowała te zamierzenia? Poproszę o podsumowanie osiągnięć Violent Dirge w wersji "live".

Koncertów trochę zagraliśmy: Jarocin, Strashydło. Pojechaliśmy z koncertami do Szwajcarii, na zaproszenie Samaela. Spędziliśmy wtedy niezapomniane 10 dni w trasie z Pandemonium. Jednak jakiejś kolosalnej liczby koncertów nie zagraliśmy w tamtym czasie.

"Obliteration of Soul" według oficjalnych danych sprzedała się w ilości 4 tysięcy kopii, co było wynikiem niezłym. Orientujesz się, jak radziła sobie na rynku "Elapse"?

Nie wiem, czy na dzień dzisiejszy jest ktokolwiek, kto orientacyjnie radzi sobie w tej materii.

Kolejna płyta zatytułowana "Craving" pojawiła się po dwóch latach fonograficznej ciszy i przyniosła sporo zmian. Po pierwsze nowy wydawca. Jak trafiliście pod skrzydła Loud Out Records i co Wam ta współpraca finalnie dała?

Przespałem moment przejścia od jednego wydawcy do drugiego. Wojtek z Mariuszem, przeprowadzali Nas przez te zmiany. Miało być pięknie i cudownie. Było tak, że zagraliśmy jeden koncert w Stodole z Cannibal Corpse i to był nasz, jak się okazało ostatni koncert.

Najistotniejsze zmiany dotyczą samej muzyki. Mocne, agresywne granie często ustępowało pola jazzowym improwizacjom i lżejszym, klimatycznym partiom. Ty śpiewasz zdecydowanie mniej, a miejscami wyręcza Cię wokalistka. Znużenie death metalem? Paląca potrzeba odświeżenia eksploatowanej stylistyki?

Ani znużenie, ani palenie. Po prostu kolejny wymiar, do którego wkroczyliśmy. Zabawa dźwiękami, rytmem, stylistyką, dotykanie niedotykalnego, patrzenie tuż za róg zakrzywionej czasoprzestrzeni i mruganie okiem do nieznanego, kolorowego czegoś, raptem się i nieoczekiwanie wyłaniającego. Opisanie, poprzez drgania fal o określonej długości, tego wszystkiego, co wydarzyło się w naszym życiu od momentu wydania płyty "Elapse". Gonienie siebie samego. My naprawdę nie mieliśmy żadnych ciśnień, i nigdy nie robiliśmy nic na siłę, bo termin, bo kasa, bo urząd, bo miareczkowanie alkacymetryczne, bo whatever.

Na "Craving" odnajdziemy ponownie nagrane "Oblivion" oraz "Pessimum" z "Elapse". Zbyt mała ilość premierowego materiału, chęć nawiązania do przeszłości, czy może kolejna próba podreperowania zespołowego budżetu?:)

Te numery pojawiły się ponownie, ponieważ warte były tego, aby zaprezentować je w nowych aranżacjach, co więcej każdy z tych numerów stanowił niejako zapowiedź tego, w którym kierunku będziemy szli na następnej płycie. Zbyt mała ilość premierowego materiału? Odpowiem w następujący sposób. Z każdego jednego kawałka znajdującego się na płycie Craving, gdybyś tylko chciał, mógłbyś zrobić jedną płytę 45 i pół minutową. Poza tym te numery pojawiły się dlatego na płycie, aby zwrócić uwagę fanów, na poprzednie wydawnictwa, ponieważ wtedy więcej by się ich sprzedało, co oznaczałoby dla naszej czwórki, jedno: Więcej kasiory. To ostatnie zdanie, to był mało wysublimowany żart, jakby co.

"Craving" to odważna i niepokorna płyta. Niestety oznacza również koniec Violent Dirge. Co przeważyło szalę i sprowokowało decyzję o pogrzebaniu zespołu?

Jak teraz o tym myślę to, tak naprawdę sam chciałbym wiedzieć. Z drugiej strony w wymiarze bardziej filozoficznym odpowiedzi na własny użytek nasuwa mi się kilka. Nasze drogi się rozeszły, ponieważ gotowi byliśmy, każdy z nas, aby samodzielnie stawić czoła, przygodzie potocznie w pewnych kręgach, zwanej życiem. Z innej strony, jeżeli ktoś na przykład wierzy w los, albo przeznaczenie, i uważa, że według tego prawidła świat jest poukładany, to mógłby dopatrywać się w tym jego ironii. "Craving", to przecież Nienasycenie, na polski translatując.

Jak oceniasz z perspektywy czasu tą decyzję? Nie nachodzą Cię wątpliwości o jej słuszności? Może gdybyście zdecydowali się walczyć dalej, to wyczekiwany przełom w końcu by nastąpił?

Rozumiem, że masz na myśli przełom rozumiany jako sukces na skale kosmiczną, popularność, koncerty na świecie i poza galaktyką i tym podobne. Ha, ha. Nie o to w tym zespole chodziło. Nas nigdy nie interesowały świecidełka, szklane paciorki, gliniane wydmuszki i tym podobne. Ewolucja muzyki była ewolucją zmian zachodzących w nas samych. Zespół był spotkaniem czterech osobowości, które w danym czasie zetknęły się, wspólnie coś zrobiły i rozstały się w momencie kiedy nadszedł czas, cokolwiek miałoby to oznaczać. Violent Dirge to był wielki sukces, a dla mnie osobiście to był Doktorat z dorastania w tempie ultra przyśpieszonym. "Craving" było egzaminem końcowym, jak się okazało, w moim przekonaniu zdanym na piątkę przez każdego z nas. Doprawdy nie wiem, jak mogłaby wyglądać płyta, którą nagralibyśmy po "Craving". Miałaby czterech słuchaczy. Nas samych. Z dziewiątej strony patrząc, z góry znaczy się na przykład, albo lekko pod kątem 33 stopni z prawej, mogłaby równie dobrze mieć ich miliony. Kto wie!



Od chwili zakończenia działalności Violent Dirge minęło kilkanaście lat. Jak układają się relacje między eks muzykami? Utrzymujecie ze sobą kontakt?

Z żalem musze stwierdzić, że nie miałem kontaktu z chłopakami od przynajmniej pięciu lat i za cholerę nie mogłem do nich zdobyć namiarów.

Wiem, że Robert Szymański bębnił w zespole akompaniującym Urszuli, udziela się także w rockowym B.E.T.H i chyba stara się wymazać epizod zwany Violent Dirge z pamięci. Także i z nim próbowałem nawiązać kontakt celem przeprowadzenia "rozmowy", niestety bezskutecznie. Orientujesz się jak potoczyła się artystyczna przygoda braci Nowak? Przyznam, że nie mam pojęcia co do ich dalszych losów, a rezygnacja z czynnej gry przez tak utalentowanych instrumentalistów jawi się jako duża strata dla muzyki.

Historię Miśka znam i doprawdy nie wiem, czemu Ci do głowy przyszło, że mógłby coś chcieć wymazywać gumką z LTM. (Long Term Memory), czyli z Pamięci Długotrwałej. Niestety z Wojtkiem i Mariuszem nie wiem co się dzieje. Nasze drogi rozstały się dosyć dawno. Cokolwiek teraz robią i gdziekolwiek są, życzę im wszystkiego najlepszego, pomyślności i radości z tego, co aktualnie robią. Jeżeli mnie pytasz o stratę dla muzyki w kwestii braci Nowak, to powiem Ci tak: W moim przekonaniu, świat stracił z tego powodu, że bracia Nowak przestali tworzyć dźwięki.

Kim dziś jest Adam Gnych i czy ma jeszcze coś wspólnego z muzyką ekstremalną, jako muzyk, bądź jako fan?

Dobre pytanie. O tak zwaną tożsamość. Kim jest Adam? To pytanie często się zadaje w różnych formach psychoterapii;-) Odpowiem na to pytanie poprzez określenie siebie według zachowań, które popełniam i środowisk, w których przebywam. Innymi słowy określę siebie, poprzez społeczne definicje i interpretacje, a całą resztę zachowam dla siebie. A więc, Adam ukończył psychologię na Uniwersytecie Warszawskim, co każe go jednoznacznie określać mianem psychologa. Wbrew powszechnym mitom krążącym w społeczeństwie odnośnie osób idących na psychologię, czytaj: "Na psychologię idą osoby, które mają ze sobą problemy", wbrew tym przekonaniom, ja poszedłem na psychologię, ponieważ uznałem, że będzie to wybitnie dobry wstęp przed przystąpieniem do studiowania filozofii. W końcu psychologia to jej młodsza siostra. Tym patentem mocno zainteresowałem się psychologią społeczną i wszedłem w biznes. Obecnie od 10 lat zajmuję się szkoleniami, doradztwem personalnym dla firm. Tak naprawdę jednak z mojej perspektywy patrząc, to ja nie robię nic innego tylko dalej gram koncerty, tylko teraz jako solista. Na szkoleniu masz w zależności od tematu od jednej do 50 osób i te osoby przychodzą po to, aby Ciebie posłuchać i czegoś się nauczyć. Jak by nie patrzeć, przy odrobienie wyobraźni, to nic innego, jak dawanie koncertów, czy tam gigów;-) Czyli odpowiadając teraz po tym przydługim wstępie jeszcze raz na Twoje pytanie, odpowiedź brzmi: Daję solowe koncerty, tylko w nieco innych środowiskach;-) A jeżeli chodzi o kibicowanie, to za bardzo się nie orientuję o tym, co się dzieje na scenie, ale kibicuję chłopakom z dawnych dobrych lat 90-tych, którzy grają i mają kapele do dziś. Kibicuję więc zespołowi Riverside, mocno trzymam kciuki za Rootwater, Hate, Pandemonium, Marcinowi Klajberowi też bardzo mocno, bardzo dobrze życzę i Lordowi of course Vaderowi.

Zapewne wielu z fanów zespołu chętnie nabyłoby drogą kupna dyskografię zespołu na srebrnych krążkach. Jak zachęciłbyś fonograficznych potentatów do reedycji Waszych nagrań?

Zachęcać, jak sądzę nie trzeba i niech świadczy o tym chociażby fakt, że rozmawiamy. Ostatnio znalazłem w sieci człowieka z Rosji, który poszukiwał do nas namiarów, bo nosi się z mocnym postanowieniem wydania całej dyskografii Violent Dirge. Jest jeden mały problem. Próby wydania wszystkich płyt VD rozpoczęły się w 2002 roku, jednak są jakieś trudności z prawami autorskimi. Wtedy sprawa upadła i od tamtego czasu pojęcia nie mam, czy chłopaki coś próbowali czy nie. Przy okazji chciałbym ukrócić wszystkie domysły, na które natrafiłem buszując w zbożu stron internetowych, spekulujących na temat tego czy wydaliśmy coś na CD czy nie. Violent Dirge nigdy oficjalnie nie wyszło na CD. Jedyne, co się pojawiło, to numer z płyty Elapse zatytułowany: "Laceration" na składance Nuclear Blast. "Obliteration of Soul", "Elapse" oraz "Craving" zostały wydane tylko i wyłącznie na kasetach!!! Jeżeli ktokolwiek znalazł te krążki na płytach CD to niech da koniecznie znać, bo musimy odebrać kasę, pieniąchy, paprochy, monety, petrobaksy!!!

Na koniec pytanie, które miało paść na samym początku, a w efekcie trafiło na koniec. Kiedy reaktywacja Violent Dirge? Kiedy koncerty i nowa płyta?

Długo się zastanawiałem, jak ja mam Ci odpowiedzieć na tak postawione pytanie. Co więcej, przyznam się że tak mocno się zastanawiałem, co Ci odpowiedzieć, że w pewnym momencie zorientowałem się, że z tej zadumy, okruszki ciasteczka lukrowanego, które jadłem, zaczęły mi cieknąć z otwartych oniemieniem ust. I gdy spojrzałem na klawiaturę, co by ją ładnie wytrzeć, wyczyścić, to zdumiałem się, bo okazało się że moje zaskoczenie ułożyło się na klawiaturze, przypadkiem zupełnie zapewne, w hasło: "Violent Dirge". Wcisnąłem więc przycisk RETURN, na moim super-mega multimedialnym kompie Commodore 64 i zacząłem czytać, co ludzie po tylu latach piszą na różnych forach internetowych. I po zgłębieniu tych informacji doszedłem do wniosku następującego, że odpowiem Ci na to pytanie pytaniem moim następującym: A czy Violent Dirge, kiedykolwiek przestało grać?

Tym razem to ja muszę przemyśleć odpowiedź na kozetce z misia. Wielkie dzięki za Twój czas, życzę powodzenia na przyszłość.

To ja Ci bardzo dziękuję, za sprowokowanie mnie do powrotu do Violentowych czasów!
LOVE TO ALL OF YOU!!!



Najnowsza recenzja

Sovereign

Altered Realities
Co za debiut! Jestem absolutnie zauroczony tym co zaserwowała ta norweska ekipa i absolutnie nie dziwię się, że Dark Descent nie zwlekała z kontraktem. Dotychczasowe doświadczenie muzyków Sover...





Najnowszy wywiad

Epitome

...co do saksofonu to był to przypadek całkowity. Bo idąc coś zjeść do miasta napotkaliśmy kolesia który na ulicy grał na saksofonie. Zagadałem do niego żeby nagrał nam jakieś partie i zgodził się. Oczywiście nie miał pojęcia na co się porwał, do tego komunikacja nie była najlepsza, bo okazał się być obywatelem Ukrainy i język polski nie był dobry albo w ogóle go nie było...