09-02-2011, 16:36
Oj kurwa - w chuj tego było :D
Z pierwszych lepszych - przełażenie przez fosę we Wrocławiu po pijaku (ziomek wyszedł DOSŁOWNIE czarny od tego syfu - ściągał ciuchy i czekał w pizgawicy w gaciach na taxe :D), raz kumpel tak się nawalił, że poszedł lać do Odry na wyspie słodowej (znowu - Wrocławianie kojarzą) po czym w trakcie stracił przytomność i się tam wjebał. Dryfował nieprzytomny aż go wyłowili jak trupa z drugiej strony. Nikt nie zauważył, że go nie ma i gdy zwinęliśmy się po jakichś 20 minutach, patrzymy a tam jacyś obcy ludzie przerażeni krzyczą, że wyłowili topielca :D. Podszedłem najebany, patrzę na tą mokrą szmatę i mówię "oddajcie, to nasze" - i zabraliśmy to padło ze sobą :D
Akcji po kwasie było sporo - może nie jakieś mega hardkorowe ale zawsze mnie bawią. Łażenie po opuszczonym szpitalu i bawienie się w Silent Hill, wizyta w aquaparku (okazało się, że akurat jest rocznica otwarcia - telewizja, kamery, wywiady, ogólnie przypał :D)
Kiedyś siedzieliśmy w jakichś katakumbach (które potem okazały się "górką pedałów" o czym nikt mi oczywiście nie powiedział). Moja kumpela poszła lać, za chwilę wraca taka podjarana "ej skumajcie jaki tam jest dziwny gość" zabiera nas a tam ziomek stoi w ciemności i się nie rusza w ogóle. Jakiś wariat przećpany bez kitu. A ta zamiast się wystraszyć czy coś zaczyna biegać w koło niego (jakieś pół metra) i drzeć mordę do gościa. Zero reakcji a koleżanka mega zadowolona "haha - skumajcie jaki wkręt" :D.
Kiedy indziej ziomek przećpał i mu się na 2h coś w bani przestawiło. Najpierw myśleliśmy, że sobie jaja robi z nas ale potem się okazało, że naprawdę nic nie kuma. A gadka była mniej więcej taka: "leżę, nie leżę, coś po mnie łazi - nie łazi, Jezus Acodin łuaaaaa, noga, moja noga, twoja noga" i tak w kółko :D. Potem jak go wsadziliśmy w autobus to co chwila darł mordę "dużo tu rumunów, ŚMIERDZIIIIII" i na rynku "oddawajcie moje pieniądze za narkotykiiiii". Do tego wyglądał jak Nomad - opatulony kocem, ujebany od ziemi (wcześniej leżał na trawie i się turlał w tą i spowrotem) :D. Aha - i było to w biały dzień :D
Po wódzie kiedyś wyrywałem jakiegoś szczura (podobno - ja nie pamiętam) po czym podbiega do nas pies bez kagańca. Ona w osrana, że nas pogryzie a ja oczywiście na kozaku - "spoko, załatwię to". Siedziało obok nas jakichś 7-8 punków/roboli czy chuj wie kim oni byli, wśród których wyraźnie był właściciel psa. To ja podchodzę i grzecznie "sorry panowie, mozecie załozyc temu psu kaganiec czy wziac go na smycz - kolezanka się boi" a oni na to "spierdalaj". No to co - jestem z panną, nie dam se w kaszę dmuchać :D. Zaczęliśmy się wyzywać, piorę się z jednym, jest dosiad (trenuję mma) i nagle drugi podbiega do mnie od tyłu i mnie nożem tnie. 2 razy w brzuch, raz w szyję (blizny mam do dziś - jeśli chodzi o szyję to parę cm w prawo i bym nie żył). Kumpel to zobaczył (byli trochę dalej żebym sobie powyrywał - to reakcja trochę trwała) podleciał, odciągnął kolesia, odciągnął mnie (adrenalina + alkohol - nawet wtedy nie zauważyłem że dostałem nożem. Dalej prałem tego na ziemi). Dziewczyna w płacz (kurwa, szkoda, że była brzydka bo miała już mokro na ten moment :D), ziomek do mnie, że jestem pojebany. Potem dezynfekowaliśmy rany starogardzką, którą też dokończyliśmy. Typka się upiera żeby dzwonić po karetkę - ja dalej najebany kozak, ze nie. Wkurwiony dzwonie do kumpli żeby przyjechali bo jest banda frajerów i trzeba zrobić porządek. Za chwilę przyjeżdża policja - okazało się, że dziołcha zadzwoniła po nich jak się biliśmy. Ziomków zwinęli, mi kazali czekać na karetkę która była w drodze. Przyjechała, jedziemy do szpitala. Policja razem z nami żeby spisać zeznania. Dostaję po chwili telefon od kumpla, że jest domówka na Krzykach (dzielnica Wrocławia) - myślę sobie "idealnie, niedaleko szpitala w sumie" to się z gościem ustawiłem. Pozszywali mnie, wzięli do radiowozu - patrze idzie kumpel. Ujarany jak bydlę, dready - wiadomka. Puka w szybę od suki - "siema, siema". Policjant o dziwo mega-spoko "to twój kumpel? no to niech wsiada to chwilę potrwa". Ten siedzi tam bez oczu a pałkarz "pił pan coś?". Ja mówię "trochę". On, że pijany nie mogę zeznań składać ale wyglądam trzeźwo więc pewnie będzie luz - daje mi alkomat - 2,5 promila :D. Szok :D. No to niech Pan wpada jutro - dowidzenia :D. Na koniec udaliśmy się na imprezę gdzie doprowadziłem się do straszliwego stanu po czym spaliłem wiadro z szałwii wieszczej, co było gwoździem do trumny :D. Pomijając samą bombę (10 min) - po raz pierwszy mi zostało takie dziwne psychodeliczny porycie na parę godzin. Miałem halucynacje słuchowe itd :D. Potem jeszcze policja do mnie dzwoniła, że mam po coś tam przyjechać na komisariat (już nawet nie pamiętam po co) to wziąłem dwóch ziomków i jedziemy :D. Co chwila zadawałem pytania w stylu "to co to za mecz na ktory jedziemy" albo "gdzie ten gyros, głodny już jestem" albo wsiadając do busa "ej Egru - to zły autobus" na co ja "co Ty pierdolisz jest zajebisty :D". Ogólnie śmiesznie było ale rano na chacie to tragedia - jak mnie to wszystko czego nie czułem dzień wcześniej zaczęło nakurwiać, szwy ciągnąć, do tego mega-kac. TRAGEDIA :D
A się rozpisałem - ale rozczulają mnie takie wspominki, może dlatego :)
Ostatnio zmieniony 09-02-2011, 16:37 przez
Egr, łącznie zmieniany 1 raz.