Nasum pisze:Słowa o rozczarowaniu uważam za przesadzone. Tak jak mówiłem, spotkaliśmy się w małym gronie, wypiliśmy jakieś piwko i całą kupą mości Panowie ruszyliśmy na seans.
Jeżeli ktoś oczekiwał od tego filmu gry aktorskiej godnej oskara, błyskotliwych dialogów, szalonych zwrotów akcji, zaskakującej fabuły czy piątego dna i uniwersalnego przekazu, to pomylił filmy. Jeśli ktoś oczekiwał groteski, 70 letniego Rambo od pierwszych minut rozpierdalającego cały kartel, biegającego z gołą klatą obwieszony pasami z nabojami i automatem w dłoni, to przykro mi, też pomylił filmy.
Film faktycznie można podzielić na dwie części. Pierwsza, ta która się rozkręca, pokazuje nam kim jest Rambo. Emerytowanym komandosem, który bierze psychotropy mające zapewne osłabić jego mordercze zapędy, bowiem teraz ma swoją przybraną rodzinę. Żyje sobie spokojnie na jakimś zadupiu w Teksasie i chce tam sobie w spokoju dokończyć żywota. Jego przybrana córka wybiera sie pewnego razu do Meksyku - po co, zobaczycie w filmie, nie będę zdradzał całej fabuły, która i tak jest prosta jak budowa cepa - po czym wpada w sidła handlarzy żywym towarem i białego proszku. Fajnie jest przedstawione miejsce, które równie dobrze może być znane jako Ciudad Juarez; miasto kompletnego bezprawia, biedy, wszędobylskich narkotyków, gdzie nikogo nie dziwi spacerujący koleś z automatem, skorumpowanej policji i dzielnic, do których strach wejść w południe, a co dopiero po zmroku.
W tej części filmu zobaczymy kilka mocnych scen, ale przede wszystkim porażkę Ramba, no bo stary komandos, mimo że zachował tężyznę fizyczną, to już nie ten młodzieniaszek, który walczył z ruskimi w Afganistanie czy z regularną armią Wietnamu. Dostaje po mordzie od oprychów i musi zmienić taktykę. Komandos walczy po zmroku, z zaskoczenia i i, powoli wkraczamy w drugą część filmu. Tutaj już możemy widzieć noże przebijające gardła, charkot wydobywający się ze zmiażdżonej krtani, czy głowy rozwalone młotkiem, lub czymś wielce podobnym. Furia powoli narasta w naszym bohaterze, bowiem....a nie, nie będę zdradzał istotnej części fabuły, chociaż ze względu na prostotę filmu łatwo się domyślić.
Trzeba po prostu Rambo porządnie wkurwić. Jego żądza mordu i bezwzględność, muszą znaleźć ujście. Jego niepohamowana nienawiść i pragnienie odwetu w końcu wygrywają nad pacyfistycznym usposobieniem. W końcu przechodzimy do części drugiej, w której nóż i karabin grają pierwsze skrzypce. Trup zaczyna ścielić się gęsto, przebijane gardła, dekapitacja, czy sposoby pozbawiania życia kolejnych członków bandy zadowolą każdego fana slasherów spod znaku idź szlachtuj. Sam jeden na cudzym boisku jednak zbyt wiele zdziałać nie może, więc trzeba jakoś sprowokować członków kartelu do siebie, na specjalnie przygotowaną do tego zdarzenia farmę.
Końcówka filmu to przepiękna rzeź. Oprócz kilku wybuchów, odrobiny ognia i kilku wystrzałów, możemy podziwiać śmierć oprychów zadawaną przez przemyślne pułapki. To własnie teraz scenarzysci dali upust masakrze - fruwające kończyny, rozbryzgujące mózgi, krzyki przerażenia, krew i ból, ciała, które są cięte, rozszarpywane, miażdżone, przebijane, zakłuwane, czy przeszywane kulami to wisieńka na torcie tego filmu. Wiadomo, że wszyscy muszą umrzeć, to niejako przeznaczenie tego filmu, ale ostatnia akcja warta jest zobaczenia. Istny miód ;-)
Czy było warto? Jak najbardziej! Idole napakowani testosteronem ze srebrnego ekranu których podziwialiśmy na kasetach vhs w czasach młodości powoli się wykruszają. Brudny Harry, Predator, Terminator, Rocky czy właśnie Rambo, to były ikony męskiego kina. Teraz filmy coraz głupsze, nastawione na tysiące efektów specjalnych na minutę, pełne fajerwerków technicznych, bo nie ma co się oszukiwać, komputery dają teraz o wiele więcej możliwości filmowcom niż kiedyś. A to był film z krwi i kości, taki old school w nowoczesnym wydaniu, piękne pożegnanie z jednym z bohaterów mojego dzieciństwa ;-) Film podobnie jak najnowszy Mad Max uważam, i nie tylko ja, ale całe gremium krytyków z którymi wybrałem się na seans, jako bardzo udany. Nie ma dłużyzn, ogląda się znakomicie, dostaliśmy mniej więcej to, czego oczekiwaliśmy i właściwie nie mieliśmy się do czego przyczepić. To po prostu Rambo, a nie jakaś historia, która ma pokazać psychologiczny aspekt nieprzystosowania weteranów do czasów powojennych.
zachęciłeś mnie a tak się składa że mam jeszcze jeden darmowy bilet do kina i nie wiem teraz co robić :/