markiz666 pisze:Arisowicz pisze:Aha, jak razu pewnego na tripie zapuściłem sobie "Diabolus Absconditus" i "Ordo ad Chao" to poważnie zobaczyłem, że mam Diabła na firanie. Ale on wyglądał tak morderczo okrutnie, że nawet najlepszy malarz nie oddałby jego brzydoty. To było piękne :) Jeden i ostatni raz, nigdy więcej metalu przy lsd od tamtej pory, tylko klasyka. A właśnie, też tak macie, że po tym wkurwiają Was jakiekolwiek utwory z wokalistami? Taka na ten przykład "Symfonia Fantastyczna" Berlioza... jak to brzmi, pany!
Ja mam inaczej najczęściej podczas psychodelicznych tripów towarzyszyła mi płyta Diamandy Galas "The Divine Punishment & Saint Of The Pit" jak jej słuchałem w takim stanie to zawsze ciary przechodziły mnie po plecach i czułem się jak na jakimś pieprzonym rytuale - piekna sprawa. Dobrze pasuje mi do takich klimatów również ufomammut, electric wizard, aluk todolo, amon duul II, Pink Floyd "Ummagumma" a z blacku to faktycznie Mayhem i Oranssi Pazuzu.
Z Diamandą dobry pomysł, spróbuję przy najbliższej okazji. Niestety, mam dosyć napięty grafik, a na kwasa i dojście do siebie potrzebuję z 3-4 dni. Chociaż kaca po tym nie ma to czujesz, że Twój mózg się sporo napracował :) Generalnie unikałem dotychczas muzyki, której słucham na codzień na tripie, bo miałem wrażenie, że jakoś tak spłyca wtedy przyjemność z obcowania. Najchętniej to przy takiej okazji słuchawki na uszy i do lasu, jazda w 4 ścianach domu to marnotrawstwo materiału :) Amon Duul II faktycznie chyba najlepiej z psychodelikowców się sprawdza jako soundtrack, przy "Shimmering Sand" dostąpiłem zaszczytu reinkarnacji :D
Co do dalszych eksperymentów to nie zamierzam, może kiedyś DMT, ale nie spieszy mi się.