23-04-2017, 14:10
Na płycie był bardzo dobry dźwięk, dobrze było słychać, jednych lepiej, innych trochę gorzej, ale ogólnie ok. Jestem na to przeczulony, a tu było ok.
Garść luźnych uwag:
- festiwal był dośc stetryczały, młodzieży mało, kobiet mało, było za to sporo starych brudasów (jeśli ktoś się czuje urażony, to czas się ogarnąć). No ale ok, to mi nie przeszkadza.
- Orbitowskiego nie wiem po co dali, żaden z niego konferansjer, a te gadki przed zespołami były żenujące, dobrze chociaż że krótkie. Chociaż rozbawiło mnie jak zapowiadał Moonspell: "Przed wami byczek Fernando i komando z Księżyca"
- druga scena to porażka. Totalna. Wciśnięta w kąt, zasłonięta do połowy schodami, nagłośniona tak bardzo że wszystko brzmiało tam jak gówno, nie dało się tego słuchać. Z trudem dałem radę zmęczyć w całłości tylko Impaled Nazarene, ale tylko dlatego, że ich muzyka w tych warunkach brzmiała o dziwo akurat dobrze.
- trzy szatnie po circa póltora tysiąca numerków i po jednej pani szatniarce na każdą. Nigga plz. Dobrze że później dosłali tam ludzi.
- plus za możliwośc wchodzenia i wychodzenia, piwo yło drogie i niedobre, ale ja sobie kulturalnie tuptałem do Fresha i waliłem browary pod lokalem w przerwach między koncertami, zresztą nie tylko ja.
- ogromny plus za punktualność, dopiero na Furii się coś zesrało i mieli pietnaście minut obsuwy, ale to na koniec. Cała reszta poszła co do minuty.
Co do kapel. Wszystkiego nie widziałem, ale:
THERMIT - takie tam thrash/heavy patatjce, nic szczególnego ale pod browar ujdzie. Widziałem ich kilka lat temu w jakiejś spelunie no i trzeba przyznać, że się wyrobili.
SINISTER - taka trochę betoniarka na jedno kopyto, pełen profesjonalizm oczywiście, więc nie było to złe, ale odniosłem wrażenie że potrzebują więcej czasu, pod koniec zaczęli się rozkręcać tak, że zaczęło to brzmieć fajnie. Przynajmniej dla mnie.
ARCTURUS - dla mnie największee zaskoczenie. Muzyki tych pacjentów nie lubię, ale sam kocert był bardzo dobrze, zagrali z werwą, jajem i w ogóle. Vortex jest przezajebistym wokalistą, formą kasował właściwie wszystkich pozostałych. Co śpiewał, no to inna kwestia, ale jak, o kurwa, JAK.
ENTOMBED AD - wpierdol jak skurwysyn, bardzo mi się podobało, chociaż Petrov parę razy wygllądał jakby miał się zaraz porzygać na scenę. Czyli, jak mniemam, wszystko było tak jak powinno być.
VADER - odklepali prawie całe Ultimate Incantation. Wszystko spoko, ale bez emocji raczej, ot rzemieślnicza robota.
INFERNAL WAR - gdyby to było w klubie, w ciemności, to by było super. No ale było w dzień, na tej nieszczęsnej drugiej scenie pod schodami, nie dałem rady. Wytrzymałem ze trzy numery i poszedłem, nie chciałem sobie psuć wrażeń. Złapię ich gdzieś przy okazji w lokalu, bo widać było że warto.
SODOM - i znowu wpierdol jak skurwysyn, świetny koncert. Jestem mnóstwo na tak. W sumie oni albo ENtombed wygrywają IMO Metalmanię w kategorii "klasyczny metalowy nakurw".
CORONER - fantastyczna lekkość, zgranie, precyzja, solówki spływały Vetterliemu z palców jedna po drugiej, no super. Poezja. Widać też, że panom się CHCE, bo że umiejo to nie ma w ogóle dyskusji. Chociaż czegoś mi zabrakło, nie powaliło mnie tak bardzo jak się spodziewałem, chyba chodziło o setlistę. Tak czy owak, bdb
MOONSPELL - no to jest granie dla dziewczynek i cały koncert to potwierdzał. Strasznie tandetna, kiczowata szopka, ale trzeba przyznać, że mają chłopaki charyzmę, tzn byczek Fernando ma - publika jadła mu z ręki. Wiedzą jak robić dobre show i w tych kategoriach myślę,że to był bardzo dobry koncert, bo muzyka to zupełnie nie moja bajka.
IMPALED NAZARENE - im akurat ta mała scena służyła, bo to jest IMO muzyka do klubu a nie na halę czy coś, no a w tej klitce jakaś namiastka tego klimatu była. Potworny wykurw, tak ostro i ogniście nikt oprócz nich nie zagrał, dobre guwno. Podobało się, nie żeby mi urwało głowę, ale w pełni rozumiem, że można to uznać za koncert wieczoru. Black metal to nie rurki z kremem.
SAMAEL - LOL :D Kurwa, nasłuchałem się już opiniii, że ich koncerty są biedne, ale to przerosło moje oczekiwania o lata świetlne. Mógłbym pisać godzinami o tym, jak strasznie chujowe to było, ale chyba nie ma sensu. Szkoda, bo gdyby zagrali normalny koncert, z normalnymi instrymentami itp. to mogłło być spoko, setlista była w zasadzie bdb. Poszło prawie całe Ceremony of Opposites - prawie, bo bez To Our Maryrs, poza tym After the Sepulture, Until the Chaos i Total Consecration, oraz, z debiutu, Into The Pentagram i - ochuj - Worship Him. Plus cośtam z Passage i jakieś nowe kawałki. Możnaby się przy tym osrać z wrażenia, ale niestety z każda minutą poziom żenady rósł tak bardzo, że pod koniec myślałem że umrę ze wstydu, że takie gówno oglądam. Publika też reagowała z niewielkim entuzjazmem, chociaż przy końcu trochę się ożywiła, może dlatego, że to był koniec.
Nie, kurwa, to było straszne. Popinadalają po scenie jak nakręcane robociki z charyzmą i aparycją niemieckich aktorów porno, a Xytras to już w ogóle przechodzi wszelkie pojęcie jak tam kica sobie za konsoletą, brakuje tylko żeby tańczył na rurze.
FURIA - weszli o pierwszej trzydzieści w nocy, zagrali dla garstki niedobitków, ale dobryjezuanaszpanie, jakie to było brutalne. Świetnie nagłośniony, potężny, strasznie psychodeliczny koncert. Trans, hipnoza i lot w kosmos, a jednocześnie takie pierdolnięcie, że kapcie spadają. Kurwa, warto było stać na nogach do prawie trzeciej w nocy żeby tego posłuchać. Subiektywnie koncert wieczoru.
Ogólnie fajna impreza i myślę, że warto było, zwłaszcza za tę cenę.
Baton na tropach Yeti
You are just a
PART OF ME