16-09-2025, 22:14
I co, panowie szlachta, był ktoś? Ja przyznam szczerze zostałem sponiewierany, ale bo też nie jestem zwierzęciem koncertowym. No ale - dwie przecznice od chaty, to jak nie być, zwłaszcza że bandy takie jak Rotting Christ, Azarath i Furia znam, kojarzę, słucham. Jak więc nie być?
Jednakowóż, cały dzień śmierć metalu to dla pana po czterdziestce już za dużo. We młynie w pizdeczkę dostałem trochę, tak że pod koniec myślałem już, że mi łapa odpadnie bo nieszczęśliwie była masakrowana wciąż w tym samym miejscu. Siniak jest jak skurwiesyn, złamania nie ma więc dobrze.
Druga rzecz do słuch, który zmasakrowany został jeszcze bardziej. Nie mam porównania, bo w życiu na kilku koncertach byłem, ale dla mnie zlewało się to w jedną ścianę dźwięku, z której ciężko było cokolwiek wyłowić i to psuło nieco odbiór. Ja wiem, że to nie to samo, co słuchanie w słuchawkach, ale zastanawiam się, czy to zostało zjebane, czy po prostu takiej muzyki nie da się nagłośnić tak, żeby wszystko było klarownie słyszalne.
Azarath jak się stroił, to już miałem nadzieję, że to w końcu zabrzmi jak trzeba, bo z osobna każdy instrument zajebiście, no ale jak już przypierdolili po całości, to z uszu nie było co zbierać. Jeńców nie brali zresztą.
Furia też fajnie w kawałkach z Księżyc Milczy Luty - inaczej niż na płycie, psychodelicznie, ale też przez to ciekawe. Rotting Christ też do pieca dołożył i nie wiem, który koncert lepszy - Azarath czy oni. Miłym zaskoczeniem było Pandemic Outbreak, która to nazwa nic mi nie mówiła, ale kawał całkiem fajnego śmierć metalu.
Reszta to albo nie moja bajka, albo jazgot na granicy harsh noise dla mnie niestrawny kompletnie - tak w każdym razie zabrzmiały dla mnie tam blekowe kapele.