Converge, Gorguts, Havok/Wrocław 20.08

[Lukass]

Taki oto dziwaczny skład już 20 sierpnia zawita we Wrocławiu do klubu Pralnia (Zaklęte Rewiry), gdziekolwiek to jest. Aż szkoda, że na pewno nie będzie okazji zobaczyć.

Bilety:
75 - http://pwevents.pl/bilety/converge-havo ... law/508/85" onclick="window.open(this.href);return false;
85 - Eventim, Ticketpro, Biletomat.pl, Ebilet, Rocky Shop
95 - w dniu koncertu

Więcej info: http://pwevents.pl/events/converge-havok-gorguts/85

[Sybir]

Zaraz tam, dziwaczny - po prostu "zróżnicowany" :D Podoba mi się taki zestaw, bez (teoretycznie) wspólnego mianownika. Havok co prawda nie znam, ale na żywo Gorguts nabija na pal - a Converge to nawet bardziej, do tej pory ich koncert w starej Progresji w czerwcu 2013r. jest jednym z najlepszych, na jakich byłem. Co do klubu - sprawdził się, moim zdaniem, podczas drugiej edycji ItAF, więc nie mam podstaw do kręcenia nosem.

[Wuja]

No właśnie, nie jest tam trochę za ciasno i wąsko na co prawda wakacyjny, ale było nie było "duży" koncert?

[Sybir]

Co prawda wymiary sali są "niestandardowe" (długość > szerokość), ale na ItAF2 nie było to problemem - zarówno pod kątem akustyki, jak i gęstości zaludnienia (a było wtedy w Pralni kilkaset osób). O ile to minus, to chyba nie udało się tylko rozkręcić porządnego młyna (a przynajmniej tego nie zarejestrowałem), choć pod barierkami parę osób szalało. Co do samego klimatu klubu, to znajduję go odpowiednim dla tego spędu.

[KAKAESIAK]

Pierdolenie, byłem na Converge w Berlinie jak grali w klubie SO 36, porównywalnie wąska sala, a był ogień w szopie. Już na siłę nie szukajmy powodu żeby się przyjebać.

[Sybir]

Tydzień do balu, Koledzy - fraki oddane do pralni (lub Pralni)? :D

[ramonoth]

Lublin odpada. Życie... :(

[Anzhelmoo]

Niestety muszę odpuścić - z tego składu najbardziej odpowiada mi Gorguts i wolałbym ich zobaczyć jako headlinera. Na Brutal Assault naprawdę wypadli i zmienili set, odpuszczając EPkę. Są naprawdę w formie! I wreszcie usłyszałem Nostaldżję ;)

[Nostromo]

Liczę, że Gorguts sponiewiera, bo oczekiwania mam bardzo duże. Nie miałem okazji ich jeszcze widzieć na żywo. Converge widziałem 2 razy, ale na festiwalach. Ogień był niesamowity, istny żywioł. Jeżeli w klubie będzie co najmniej tak dobrze to mój głód zostanie zaspokojony.

[KAKAESIAK]

W klubie wypadają bdb, także bez obaw

[Sybir]

OK, zastępstwo w pracy załatwione, bilet kupiony - czekam jeszcze tylko na potwierdzenie rezerwacji w hostelu i pakuję mandżur :)

[decybel]

chwalmy pana ktoś po rozum poszedł i Gorguts jako drugi gra

[Sybir]

Hosanna! Czyli nie będę musiał gnać na złamanie karku z Namslau :D

[aniola]

z tą radością bym się zastanowił :)))Anioła w pełnej formie też będzie

[decybel]

średnio siadły ich nowe utwory, jutro koncert może się uda przekonać do nich na żywo.

https://www.setlist.fm/setlist/converge ... 524b7.html" onclick="window.open(this.href);return false;

szkoda że z Axe to Fall, aż 4 wałki. więcej You Fail Me by się przydało.

[Wuja]

Był sztos, ale:

- gitary i wokal u Gorguts trochę za cicho
- z 3 nowych kawałków Converge 2 nudne
- nie obraziłbym się, gdyby obie kapele zagrały po 15 minut dłużej.

[decybel]

niestety nowe numery Converge na żywo również wypadaj dość przeciętnie

[Duban]

Ten koncert był tragicznie nagłośniony, jak przystało na Zaklęte Rewiry.

Dla mnie ten wieczór wyglądał tak:
Havok>Gorguts>>>>>(...)>>>>>> Converge

Nie jestem fanem gatunku, ale z płyty Converge posłucham i nawet nóżką potupię, ale to był jakiś koszmar. Nie rozumiem fenomenu po tym koncercie. Reakcji tłumu także :)

Szkoda, że Gorguts zabrzmiało nie do końca tak, jak powinno, ale te "lejące się" fragmenty nieźle mnie pogruchotały. Za to Havok zrobił taki rozpiździel, jakiego się nie spodziewałem.

[decybel]

nie widziałem pierwszej kapeli, ale po tym co prezentują na płytach to nie zachecili mnie do tego by przyspieszyć. Converge reasumując dało bardzo dobry koncert (jakby tak więcej z You Fail Me zagrali) nie wiem skąd narzekania na nagłośnienie, może i brakowało trochę dociążenia, ale za to selektywnie było.

[Sybir]

Dawno nie czułem się tak rozczarowany po koncercie. Ale po kolei.
Popołudnie spędziłem sobie miło i rodzinnie, kręcąc się po wrocławskim zoo - jak się później okazało, kopulacje pawianów i lwów były najlepszymi występami, jakich miałem tego dnia być świadkiem. OK, żarty na bok - szczerze pisząc, to najlepsze było Afrykarium ;) Kto nie był, temu szczerze polecam (o ile popiera się niewolę zwierząt i inne przejawy braku humanitaryzmu wobec naszych "braci mniejszych", jak produkcja i jedzenie mięsa, itp. ;)).
Ok. 20 zostałem przetransportowany na miejsce akcji, zaś reszta drużyny wróciła do bazy wypadowej. Zlokalizowałem cel i obrałem kierunek natarcia. Pokonanie bramki nie nastręczyło problemów, mimo kolejki (niewielkiej) szczęśliwców, którzy bilet nabyli przez witrynę organizatora polskiego koncertu trasy HGC. Po przeszukaniu bagażu i wynikającej z tego negatywnej weryfikacji statusu potencjalnego zamachowca, udałem się do halli Zaklętych Rewirów.
Sala niezgorsza, z barem i strategicznie rozmieszczonym stanowiskiem z fatałaszkami i płytami CD i PCV zespołów oraz innymi bibelotami. Na podziwianie architektury nie poświęciłem zbyt wiele czasu, albowiem na scenie produkował się już HAVOK - a pod sceną kilkunasto-, kilkudziesięcioosobowy tłumek fanów załogi z Denver. Dziewczęta i chłopcy bawili się wprawdzie żywiołowo, aczkolwiek miałem wrażenie, że jednak zbyt grzecznie - jakieś uniki, jakieś hamowania dla zmniejszenia impaktu. Taki np. Maniek, gdyby był obecny, robiłby tam za przeszkolan... ups, pardon! nauczycielkę przedszkolną (taką z zarostem i "słowiczym" głosem) wśród małoletnich podopiecznych. Co do Amerykanów, to grali żwawo, energicznie i widać było, że się nie oszczędzają. Materiał zagrali, z tego co kojarzę, przekrojowy (zabijcie, nie pamiętam tytułów :D). Byłoby lepiej, gdyby nie nagłośnienie - choć słyszałem gorzej nagłośnionych "rozgrzewaczy". Skończyło się na pokiwaniu głową i potupaniu stopą w moim wydaniu i na orędziu wokalisty, który na koniec występu zaapelował do słuchaczy crossoverowo - o samodzielne myślenie, sceptycyzm i "otwarte głowy" (co osobiście raczej mało pozytywnie mi się kojarzy :D).
Pierwotnie w planie GORGUTS miał grać wprawdzie jako pierwszy zespół, ale na potrzeby wrocławskiego koncertu nastąpiła roszada i Kanadyjczycy wyszli na scenę Zaklętych Rewirów jako drudzy. Próba dźwięku trwała dłuższą chwilę, ale to w kontekście granej przez Lemaya i sp. muzyki wydało mi się to oczywiste. Potem zaś zaczął się koncert, a ja powoli, z utworu na utwór, zacząłem się zastanawiać, jak to jest możliwe, że zespół po próbie zaakceptował takie a nie inne brzmienie, wykręcone wspólnie z technicznym. Płaskie wokale, gitary bez mocy, perkusja za bardzo do przodu, w dodatku brzmiąca jak - nie przymierzając - serie z karabinu maszynowego (inna rzecz, że perkusista IMHO ze 2-3 razy nie bardzo się wyrobił). Odpowiednie dociążenie dźwięku nastąpiło dopiero gdzieś między An Ocean of Wisdom a Forgotten Arrows. Wcześniej zaś... Taki przykład: Koledzy pewnie kojarzą przyspieszenie i perkusyjny łamaniec w Nostalgii i następujące po nim gitarowe pierdolnięcie, prawda? No to tym razem tego pierdolnięcia nie było. Innych zresztą też. Koncert Kanadyjczycy zakończyli po sześciu utworach (setlist.fm podaje siedem, ale ja akurat naliczyłem tyle - a muszę przyznać, że byłem trzeźwy) - co przelało czarę goryczy (choć może to lepiej, przy takim nagłośnieniu...). W ramach protestu nawet nie poszedłem przybić piąteczki z Luc'iem :V
Przed występem gwiazdy wieczoru, tj. CONVERGE, przerzedziły się nieco szeregi koncertowiczów - nie każdemu w końcu musi pasować stylistyka proponowana przez tych miłych chłopców z Salem, Massachusetts. Płyty kojarzę raczej słabo, w dodatku tylko dwie lub trzy z ich dorobku, ale w pamięci wciąż mam wspomnienie ich koncertu w starej Progresji kilka lat temu. Wtedy był ogień, choć publiki było znacznie mniej. We Wrocławiu zaś proporcje się odwróciły - tzn. CONVERGE dawali, ile fabryka dała. A to, że za fabrykę robił Pan Techniczny, który dopiero gdzieś w połowie ich występu zaczął jako-tako ogarniać brzmienie, to inna kwestia (choć nie wykluczam, że jestem wobec tego człowieka niesprawiedliwy, a wszystkiemu winna jest akustyka sali). Gdzieś w 1/3 koncertu jak bumerang powróciło to, o czym wspomniałem w pierwszym akapicie - że tego dnia najlepszą "rozrywkę" zapewniły zwierzęta. Konkretnie, nietoperz szalejący po sali w okolicach trzeciego numeru Amerykanów. Serio, byłem trzeźwy jak świnia - ten nietoperz musiał tam być :D
Nie wytrwałem do końca. Górę wzięło zmęczenie - fizyczne i psychiczne (chyba to drugie bardziej). Może gdyby nagłośnienie było lepsze, a ja intoksykowałbym się jakimiś serwowanymi przy barze specyfikami, moje wspomnienie o tym koncercie byłoby pozytywne? Niestety, w pamięci pozostanie mi obraz negatywny - chyba najsłabszego koncertu, na jakim byłem w ciągu ostatniego roku - co uwiera mnie tym bardziej, że parę kilometrów musiałem pokonać, żeby na nim się stawić.
Gradację mógłbym podać za kol. Dubanem, z tą różnicą, że zrównałbym miejscami Gorguts i Converge. Niemniej, reakcje tłumu były dość jednoznacznie pozytywne i pełne aprobaty, co z oczywistych pewnie nie tylko dla mnie względów trudno mi zrozumieć ;)