ultravox pisze:Ja trochę inaczej to odebrałem. Nie doszukiwałbym się w tym rutyny, raczej zaskoczenia, że po latach wciąż można się odnaleźć w dźwiękach przeznaczonych w gruncie rzeczy dla nastolatków.
Może w tym, co mówisz jest jakiś klucz do zrozumienia dlaczego tak odmiennie postrzegamy ten artykuł. Ja nigdy nie uważałem metalu za muzykę przeznaczoną wyłącznie dla nastolatków, dlatego takie konstatacje mnie nie zaskakują. Owszem, do pewnego stopnia metal taki jest, bo przecież ludzie, którzy go robią, na początku swojej drogi najczęściej są nastolatkami - podobnie jak odbiorcy, ale to można powiedzieć o niemal wszystkich gatunkach związanych z subkulturami. Natomiast w muzyce najpiękniejsze jest to, że po jakimś czasie okazuje się, że można ją odbierać na różnych poziomach emocjonalnych (jeśli tyko jest wystarczająco wartościowa).
ultravox pisze:Zgodzę się, że tego rodzaju historii jest tyle, ilu słuchaczy, ale jeśli ktoś potrafi o tym opowiadać w ciekawy sposób, to mi to pasuje. Uczciwie rzecz ujmując muzycy w wywiadach też zbyt wielu oryginalnych historii nie opowiadają. A tu mamy kawałek czyjegoś życia - czy interesujący dla innych, to już zależy od czytelnika, ale przynajmniej tekst ten dotyczy rzeczy (z mojego punktu widzenia) istotniejszych niż to, czy coś jest black metalem czy nie, albo czy powinno się nagrywać za swoje pieniądze, czy za cudze ;)
Akurat to, co jest black metalem, a co nim nie jest, to ciekawa sprawa, bo mówi o meandrach interpretacyjnych wśród twórców i odbiorców, więc dotyczy bezpośrednio rozwoju pewnej niszy muzycznej i reakcji na nią (czyli też odbioru, ale bez niepotrzebnych biografizmów). Pomijam kwestię, że samo ujęcie problemu rzekomej "hipsteriady" jest trochę chybione, ale to już temat na inną rozmowę.
No nic, wygląda na to, że jednak taki rozrzut tematyczny wychodzi na plus, bo każdy coś ciekawego dla siebie znajdzie.