GRATEFUL DEAD
Live/Dead
Czas na coś mocarnego i dobrze znanego, ale może nie wszystkim. W Polsce GRATEFUL DEAD raczej nie zdobyło takkiego statusu, jak powinno - może dlatego, że ich muzyka jest bardzo amerykańska w duchu i, jak mi się wydaje, obca polskiej mentalności, która, jak wiemy, lubi tylko te piosenki które już zna.
GRATEFUL DEAD to zespól instytucja, to chyba nie ulega wątpliwości. Posunę się do twierdzenia, że tak obszernej dyskografii nie ma nikt, nawet wujek Zappa, bynajmniej jednak nie z powodu nadaktywności studyjnej, broń Boże. GRATEFUL DEAD nigdy nie był zespołem wybitnym pod względem pracy w studio. Ich albumy są w najlepszym wypadku dobre. Bardzo fajny debiut, dobre, eksperymentalne i srogo zxakwaszone Anthyem Of The Sun i Aoxomoxoa - spoko. Dobre płyty dla koneserów staroci, ale z własnej obserwacji widze, że wspólczesnemu słuchaczowi robią słabo, są już troche archaiczne. Lepiej trzyma się fajna, akustyczno folkowa American Beauty, jak dla mnie ich najlepszy studyjniak, który na tym forum prawdopodobnie nie znajdzie wielu fanów. A dalej to już głownie dużo country, bluegrasuu i mało kopa, aczkolwiek są przebłyski.
No to na czym polega dowcip? Ano na tym, że GRATEFUL DEAD to zespól, którego twórczośc ma sens tylko i wyłacznie słuchana na żywo. W wykonaniu koncertowym te odjechane, chociaż niekiedy trochę rachityczne numery, nabierają nagle nowego życia i zamieniają się w... kurwa... brak słów. Może żadna kapela nie sięgała Absolutu tak często jak GRATEFUL DEAD - rzecz jednak w tym, że inni robili to na albumach, a ci tylko na koncertach.
Istotą GD jest improwizacja. Utwór jest tylko punktem wyjścia do tego, by na koncercie móc sobie wokól niego do woli improwizować, jamować, odlatywać. I tak singlowa wersja Dark Star trwa nieco ponad dwie minuty i jest raczej nieciekawa - koncertowo standardowe wykonanie ma minimum 20 i oczarowuje słuchacza głebią barw, przestrzenią, fantastycznymi melodiami. Kosmos. A improwizacja i kosmos mają to do siebie że są nieskońvzone i dają nieskończone możliwości - dlatego powinny ciągnąc się bez końca, końca, końca... przeciętny koncert GD trwał trzy, cztery godziny, a niekiedy nawet jeszcze dłużej.
Koncertowe bestie. O tej muzyce się naprawdę cięzko pisze. A panowie z GD doskonale wiedzieli, że na żywo są nie do zajebania i gdzieś na jakieś stronie Deadheadów doczytałem, że w całej trzydziestoletnniej karierze zagrali około 2500 jkoncertów. Z tego ponad 1600 zostało zarejestrowanych na taśmach, bardzo często w znakomite jakości - i są sukcesywnie wydawane, co roku wychodzą dziesiątki godzin koncertowego materiału, jest tego ogrom - a wszystko bez wyjątku mniej, lub bardziej, ale ciągle zajebiste. Podejrzewam, że paradoksalnie właśnie dlatego GD nie zyskału takiego statusu jaki powinno - chociaż i tak jest doceniane na całym świecie. GRATEFUL DEAD to nie PINK FLOYD - nie pozostawili pomnikowych albumów, które łatwo dostać i które każdy może poznac, obadać, ogarnąć - nie da się powiedzieć "o, to jest największa płyta GD, klękajcie narody". Muzyki GD jest tak kurewsko dużo i jest tak potwornie nieskondensowana, że słuchacz staje sparaliżowany i nie wie co ze sobą zrobić. Bezkres Kosmosu przeraża - i jedni od niego uciekną w znane rejony, a inni rzucą się radośnie naprzód, ale tych drugich będzie jednak mniej.
Nie wiem jak to działa, że kolesie, którzy ze swobodnego, bezcelowego jamowania uczynili filozofię życiową, potrafili grać tak, że jeśli już człowiek załapie o co chodzii, to się nie nudzi ani przez chwilę. Nie ma tu ani momentu nudy. I chce się więcej, więćej, więcej... wieśc gminna niesie, że nie ma zespołu o grupie fanów bardziej oddanej niż deadheadzi - Depeche Mode może się schować do szafy, gdzie ich miejsce zresztą. I nie dziiwi mnie to, jak juz się złapie bakcykla, to jestt to zespól, który można zgłebiać całe życie i zawsze znajdzie się coś jeszcze do posłuchania, coś nowego, nieznanego.
O samej muzyce można powiedziec, że GRATEFUL DEAD gralo na ogół dosyć spokojnie, wręcz sennie. Zdarzało się im przywalić, ale nawet pełne dynamiki wykonania takich standardów jak Johnny B Goode są przykryte łagodną, oniryczną mgiełką. Osnute jest to wszystko wokól bluesowatego rocka z elementami folku, country, bluegrassu (te ostatnie elementy zaczęły dominować później, szczególnie studyjnie, we wczesnej twórczości nie ma ich jeszcze tak dużo). Powiedziałbym, że muzycznie najbliżej im do THE ALLMAN BROTHERS BAND i LYNYRD SKYNYRD, ale tak naprawdę brzmią tylko jak GRATEFUL DEAD. Muzyka sączy się leniwie z głośników i jest bardzo kolorowa - skrzy się tysiącem barw. Płynie sobie gdzieś naprzód, bez celu, bez przyczyny, wybuchając co i rusz milionami wirujących fraktali... melodie się sączą, gitara oplata neurony pajęczyną delikatnych dźwięków, a to wszystko jest tak nieprawdopodobnie piekne, że tylko siąśc i się rozpłakać. Fani progresywnego rocka i wirtuozerii prawdopodobnie zesrają się z nudów - kompozycje są bardzo luźne, muzycy bardzo sprawni techniczni, ale epatowania umiejętnościami nie ma tu ani przez moment. jest tylko bezbrzeżny, wypełniony pozaczasowymi dźwiękami Kosmos. Może pozwolę sobie na zbytnią szczerośc, ale najbliższą wizualzacją tego, co się tu dzieje, jest porównanie do wizji jakie pojawiają się pod powiekami gdy człowiek przyjmie słuszną dawkę psylocybiny - kolory wybuchają, tryskają fontannami, falują, przelewają się z lewa na prawo i prawa na lewo w wirach i spiralach, pozornie bez celu, ale sensem tego jest sam fakt, że jest to tak piękne, że możesz leżec na trawie i podziwiać spektakl w nieskończonośc. Po prostu dlatego, że jest. I ci goście to czują. Żeby jednak było jasne, to nie jest muzyka, która sensu nabiera tylko wtedy, gdy człowiek jest nietrzeźwy, broń Boże! To jest właśnie siła GRATEFUL DEAD - potrafią obezwładnić słuchacza w każdym stanie umysłu, o ile oczywiście otworzy się na dźwięki i porzuci tradycyjne podejście do rocka. Tu nie chodzi o przeboje, o kompozycje, o umiejętności, o riffy, o melodie. Tu chodzi o Kosmos i twój mózg.
No dobra, dużo spustów, a konkretów mało. najlepszym wstepem do GRATEFUL DEAD wydaje się koncertówka Live/Dead z 1969 roku. To jest esencja tej kapeli. Siedem numerów pokazujących pełne spektrum możliwości zaćpanych LSD hipisów z San Francisco. Są tu i regularne kompozycje i ciągnące się w nieskończonośc improwizacje, wszystko tak wybrane i opracowane, żeby w formie siedemdziesięciominutowej pigułki zgwałcić słuchacza, wypluc i zostawić na podłodze. Płynie to wszystko bardzo swobodnie, numery przechodzą jeden w drugi i cięzko tak naprawdę coś wyróżnić. Ja bym zwrócił uwagę na przerażające w swoim pięknie wykonanie Dark Star, chyba najlepsze spośród około trzydziestu jakie słyszałem, oraz na fantastyczny Death Don't Have No Mercy.
Fanów masturbacji kieruję na sekcję rytmiczną. GRATEFUL DEAD to jeden z tych rzadkich zespołów, które jechały na dwa baty i mieli na składzie dwie perkusje, niejednokrotnie wspierane przez dwa basy. na pierwszy rzut ucha wcale tego nie słychac, ale gdy się wczuć, okazuje się, że sekcja rytmiczna jest bardzo bogata i znacznie głebsza niż jakby grał tylko jeden perkusista. Hart z Kreutzmannem bardzo dobrze się dopełniają, czego szczególnym wyrazem są kilkunastominutowe perkusyjne solówki - z tym, że na Live/Dead akurat ich nie ma.
Live/Dead to materiał esencjonalny. Jeżeli się go załapie, no to czas badać zespół dalej - a jest co badać. na pewno warto zerknąć na płyty studyjne, są naprawdę fajne, ale brakuje im tej lekkości, luzu i energii z koncertów - tak, jakby konieczność zamknięcia siebie w kilkudziesięciu minutach paraliżowała muzyków. Koncertowo - cały ocean muzyki. Nie jest na pewno tak, że wszystko jest tak samo zajebiste. Nie znam rzecz jasna całej ich twórczości, to chyba niemożliwe, raczej się tylko prześlizgnąłem po tym, co nagrali - po czterech latach regularnego słuchania wiem mniej więcej, że jestem w przedsionku i teraz można zacząc zgłebianie na powaznie :D Wydaje się, że koncertowo najlepsze były dla nich lata 60te i 70te - potem jest wciąż doskonale, ale może jakby mniej w tym kwasu, a więcej słomy i oporządzania krów... z tym, że to dalej poziom nieosiągalny dla wielu. Bo takich koncertów nie grał nikt. No, ale jak już ktoś przeżuje Live/Dead, to nie pozostaje mu nic innego jak skoczyć na głeboką wodę i rzucić się w serię "Dick's Picks" - 36 wielopłytowych archiwaliów, około 100 - 120 godzin muzyki. Poznac to jako tako idzie może w rok, przy założeniu że nie będzie się słuchało niczego więcej. A prócz tego są jeszcze dziesiątki koncertówek i inne serie archiwaliów - "Road Trips" i aktualnie wydawana "Dave's Picks".
Miłego słuchania.
1969
Moderatorzy: Nasum, Heretyk, Sybir, Gore_Obsessed, Skaut
- Kurt
- rasowy masterfulowicz
- Posty: 3179
- Rejestracja: 24-12-2010, 15:54
- Lokalizacja: Łódź
Re: 1969
Bardzo zgrabnie napisane, aż się chcę sięgnąć po ich płyty; tak powinien wyglądać każdy temat tutaj zakładany ;) Zawsze odkładałem "na później" poznanie ich twórczości, ale teraz chyba wreszcie złapałem odpowiedni impuls, co by te braki nadrobić.
The madness and the damage done.
-
- weteran forumowych bitew
- Posty: 1653
- Rejestracja: 03-02-2008, 14:51
- Lokalizacja: Electric Ladyland
Re: 1969
Anthem i Aoxomoxoa to dobre, psychodeliczne albumy przecież, z tym się w pełni zgadzam - dzisiaj większość kapel grających psychedelie mogłaby się zesrać, a nie wykręcą nic na tym poziomie. No ale przy koncertowym GD studyjniaków po prostu nie ma, wersje live tych numerów przeijają wszystko.
Fairies wear boots and now you gotta believe me
Yeah I saw it, I saw it, I tell you no lies
Yeah I saw it, I saw it, I tell you no lies
- manieczki
- Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
- Posty: 12171
- Rejestracja: 25-07-2010, 03:07
Re: 1969
Kod: Zaznacz cały
$75K in Grateful Dead memorabilia stolen from Union auction house, police say
http://krucjatarozancowazaojczyzne.pl" onclick="window.open(this.href);return false;
- manieczki
- Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
- Posty: 12171
- Rejestracja: 25-07-2010, 03:07
Re: 1969
Co kurwa xDDDDDDDDDDDDDDDDD
80cd limited edyszyn - no kogos srogo pogrzalo :D
Cena tez prawilna :D
http://www.dead.net/store/special-editi ... nd-sun-box" onclick="window.open(this.href);return false;
80cd limited edyszyn - no kogos srogo pogrzalo :D
Cena tez prawilna :D
http://www.dead.net/store/special-editi ... nd-sun-box" onclick="window.open(this.href);return false;
http://krucjatarozancowazaojczyzne.pl" onclick="window.open(this.href);return false;
-
- weteran forumowych bitew
- Posty: 1568
- Rejestracja: 21-08-2014, 09:03
- Lokalizacja: Electric Ladyland
Re: 1969
Ale fajnie, słuchałbym jak pojebany...
...gdybym miał czas :D
Btw od razu widac, że masz słabe pojęcie o GD, koncertowa dyskografia tej formacji to GRUBO ponad 80cd, samych oficjalnych koncertów jest pewnie dobrze kilkaset płyt, a z bootlegami to o kurwa. gdyby ktoś sobie chciał liczyć: tylkoseria Dicks Picks liczy 36 albumów i tylko jeden z nich składa się z jednego cd :D
...gdybym miał czas :D
Btw od razu widac, że masz słabe pojęcie o GD, koncertowa dyskografia tej formacji to GRUBO ponad 80cd, samych oficjalnych koncertów jest pewnie dobrze kilkaset płyt, a z bootlegami to o kurwa. gdyby ktoś sobie chciał liczyć: tylkoseria Dicks Picks liczy 36 albumów i tylko jeden z nich składa się z jednego cd :D
Baton na tropach Yeti
You are just a
PART OF ME
You are just a
PART OF ME
-
- weteran forumowych bitew
- Posty: 1568
- Rejestracja: 21-08-2014, 09:03
- Lokalizacja: Electric Ladyland
Re: 1969
Bierz Live/Dead
Na zachętę:
[youtube][/youtube]
Poza tym:
Na zachętę:
[youtube][/youtube]
Poza tym:
Baton na tropach Yeti
You are just a
PART OF ME
You are just a
PART OF ME