Re: Foo Fighters
: 26-12-2011, 12:33
a najbardziej kurwa rządzi Rancid. Mam nawet bluzę i się nie wstydzę :]
Death and Black Metal Magazine
http://masterful-magazine.com/forum/
http://masterful-magazine.com/forum/viewtopic.php?f=36&t=11400
Slyszlaem wszystko, nijakie , bylejakie amerykanskie pseudoindie na jedno kopyto dla przecietnego amerykanskiego tepaka.longinus696 pisze:No dokładnie... dalej mam wrażenie, że nie słyszałeś tego co trzeba z ich dyskografii. Weź sobie odpal "The Colour and the Shape", usiądź na spokojnie, posłuchaj dwa razy i poczujesz różnicę.
Mam wrazenie, ze gorsze to czego nie lbuisz a lepsze to co lubisz, takie wlasnie je mam. Oczywiscie wole nawet drugoligowe industrialrockowe przecietniactwo niz "pierwszoligowa" amerykanska mainsteramowa jakosc w wykonaniu Foo fighterslonginus696 pisze:Stabbing Westward oczywiście gorszy od Foo Fighters, bo niskich lotów
Jak wyzej, jak nie lubisz to cie smieszy a jak lubisz to juz nie. Wesola muzyka ok, mozna posmiac, co nie zmienia faktu, ze concept album American Idiot, w zasadzie spokojnie podchodzacy gatunkowo pod pronk, kasuje cala jakze ambitna tworczosc Foo Fighters pierdzaca o niczym. Rzeczywistosci nie zaklniesz swoimi sympatiami i antypatiami i to ja mam wrazenie, ze ty nie sluchales tego o czym wyzej napisales. No wypominanie wygladu woklalisty czy jego maniery podczas spiewu to istny lol majacy wage wielkiego argumentu w ocenie muzyki.longinus696 pisze:Ale mogą sobie coś tam kombinować, ten cały Green Day, co nie zmienia faktu, że z ich kombinowania nic nie wychodzi. Zawsze ten sam zapowietrzony, odrobinę zabawny pseudo-punk-rock z przeciętnymi melodiami (właśnie w sam raz dla młodzieży, która nigdy porządnego rocka nie słyszała) + wokalista z wybałuszonymi gałami w chwili, gdy daje głos. Jeszcze w czasach licealnych mieliśmy z kumplami niezły ubaw z tej kapeli (wystarczyło zestawić "Basket Case" z "Hey, Johnny Park!" i było pozamiatane) i do dziś nie potrafili tego zmienić.
[/quote]longinus696 pisze: Ano właśnie, cały Triceps. Kawalarze z Blink 182 i gówno z Tokyo Hotel obok The Offspring, którzy nagrali takie sympatyczne albumy jak "Ignition" i "Smash". Oczywiście ich twórczość to też pop-punk, tylko, że o wiele bardziej intrygujący muzycznie, o wiele bardziej zadziorny i, co nie bez znaczenia, hiciarski.
longinus696 pisze:No cóż. Wiedziałem przecież, że Cię nie przekonam, bo to zwyczajna niemożliwość przyznać komuś rację na forum (rozumiem, bo mnie samemu niekiedy przychodzi to z trudnością), ale liczę, że ziarno zostało zasiane i wątpliwości zaczną w Tobie dojrzewać :)))
Kończąc temat, chciałbym zauważyć, że "zaklinania rzeczywistości" z mojej perspektywy wygląda diametralnie inaczej i mógłbym Ci powiedzieć to samo. Pozdro.
Triceratops pisze: Jest tylko jedno "ale". Ty podchodzisz z sympatiami i antypatiami, a ja tego gowna , ktore wymienilem obok jako porownanie jak i zespolu tytulowego nie lubie tak samo. Ale wlasnie dlatego moja ocena jest bardziej powiedzialbym rzeczowa czy obiektywna, bo zadne emocje i uczucia nie maja na to wplywu.
Ale proszę Cie, nie pozuj na żaden obiektywizm, w taki sposób, bo faktem jest jedynie to, że Green Day podjął próbę połączenia punka i progresji i to wszystko, zaś wynik jest kwestią oceny i moim zdaniem ta "progresja" w niewielki sposób przyczynia się do polepszenia odwiecznie kaszaniastej muzyki tego zespołu. Poza tym ile lat musieli być na tej scenie, żeby wreszcie wykrztusić coś tam w miarę przyswajalnego? No, nawet gdybyśmy uznali, że wreszcie udało im się nagrać słuchalną płytę, to nie zmienia to faktu, że przez całą dekadę potulnie obsysali Foo Fightersom. I chociażby za to wolę ekipę Grohla. Uszanowania :)Triceratops pisze:Podchodzac na zimno i bez emocji, to z tego calego zestawu Green Day stworzyl plyte (American Idiot), ktora juz sie wpisala w jakis nowozytny kanon, jest ambitna proba polaczenia punka i progresji, album-koncept, plyta probujaca wyjsc z getta, proba zmiany wyjscia poza-. Foo Fighters to w kolko tylko wesolkowate piedzenie na jedna nute w kolko to samo i do wyrzygania. Takie sa fakty i zadne tam sympatyczne czy dowcipne tego nie zmieni. Pozdro.
a czego się wstydzić? ja ich bardzo lubię.nan pisze:a najbardziej kurwa rządzi Rancid. Mam nawet bluzę i się nie wstydzę :]
Eee tam, chodzilo mi tylko o bardziej trzezwe nie-sympatiko podejscie a nie takie sympatiko-costam-bo-costam, nie pozuje na zaden obiektywizm ;). Po prostu prostacki Offspring jest dla ciebie sympatyczny, bo z jakiegos powodu go lubisz a rownie prostacki Green Day, ktory jednak cos tam probowal zrobic jest be i do dupy. Jak i kiedy Green Day obsysal palke Foo Fightersom kiedy oni nawet polowy sukcesu Geen Day nie osiagneli i kiedy to oni w koncu nagrali cos sluchalnego? Przeciez ich plyty to w kolko jedno i to samo amerykanckie brzeczenie, ni to punk, ni to alternatywa, no chuj wie co, u Green Daya te plyty sie zdecydowanie roznia. Dla mnie Foo Fighters to takie samo gowno jak Green Day, Blink 182 czy Offspring, nie chce mi sie tego w ogole sluchac ale jak juz bym mial wybierac taplanie sie w gownie to bym wybral Green Day i tyle. Dla ciebie Offspring jest "sympatyczny", to takie niesmiale przyznanie sie "tak, Offspring to gowno, ale na ognisku w gimnazjum sie fajnie sluchalo" To nic a nic nie zmienia ;) Klaniam sie nisko :)longinus696 pisze:Ale proszę Cie, nie pozuj na żaden obiektywizm, w taki sposób, bo faktem jest jedynie to, że Green Day podjął próbę połączenia punka i progresji i to wszystko, zaś wynik jest kwestią oceny i moim zdaniem ta "progresja" w niewielki sposób przyczynia się do polepszenia odwiecznie kaszaniastej muzyki tego zespołu. Poza tym ile lat musieli być na tej scenie, żeby wreszcie wykrztusić coś tam w miarę przyswajalnego? No, nawet gdybyśmy uznali, że wreszcie udało im się nagrać słuchalną płytę, to nie zmienia to faktu, że przez całą dekadę potulnie obsysali Foo Fightersom. I chociażby za to wolę ekipę Grohla. Uszanowania :)
Zaklinanie rzeczywistości, Foo Fighters to obecnie jeden z największych zespołów rockowych na świecie.Triceratops pisze:Eee tam, chodzilo mi tylko o bardziej trzezwe nie-sympatiko podejscie a nie takie sympatiko-costam-bo-costam, nie pozuje na zaden obiektywizm ;). Po prostu prostacki Offspring jest dla ciebie sympatyczny, bo z jakiegos powodu go lubisz a rownie prostacki Green Day, ktory jednak cos tam probowal zrobic jest be i do dupy. Jak i kiedy Green Day obsysal palke Foo Fightersom kiedy oni nawet polowy sukcesu Geen Day nie osiagneli i kiedy to oni w koncu nagrali cos sluchalnego? Przeciez ich plyty to w kolko jedno i to samo amerykanckie brzeczenie, ni to punk, ni to alternatywa, no chuj wie co, u Green Daya te plyty sie zdecydowanie roznia. Dla mnie Foo Fighters to takie samo gowno jak Green Day, Blink 182 czy Offspring, nie chce mi sie tego w ogole sluchac ale jak juz bym mial wybierac taplanie sie w gownie to bym wybral Green Day i tyle. Dla ciebie Offspring jest "sympatyczny", to takie niesmiale przyznanie sie "tak, Offspring to gowno, ale na ognisku w gimnazjum sie fajnie sluchalo" To nic a nic nie zmienia ;) Klaniam sie nisko :)longinus696 pisze:Ale proszę Cie, nie pozuj na żaden obiektywizm, w taki sposób, bo faktem jest jedynie to, że Green Day podjął próbę połączenia punka i progresji i to wszystko, zaś wynik jest kwestią oceny i moim zdaniem ta "progresja" w niewielki sposób przyczynia się do polepszenia odwiecznie kaszaniastej muzyki tego zespołu. Poza tym ile lat musieli być na tej scenie, żeby wreszcie wykrztusić coś tam w miarę przyswajalnego? No, nawet gdybyśmy uznali, że wreszcie udało im się nagrać słuchalną płytę, to nie zmienia to faktu, że przez całą dekadę potulnie obsysali Foo Fightersom. I chociażby za to wolę ekipę Grohla. Uszanowania :)
to zupełnie jak z Waitsem i Klausem Schulze :DDDDMaria Konopnicka pisze:Mam jedną płytę