KING CRIMSON

nie tylko metalem człowiek żyje :)

Moderatorzy: Nasum, Heretyk, Sybir, Gore_Obsessed

Awatar użytkownika
Kurt
rasowy masterfulowicz
Posty: 3179
Rejestracja: 24-12-2010, 15:54
Lokalizacja: Łódź

Re: KING CRIMSON

11-12-2011, 12:45

Wypada wreszcie się bardziej kompleksowo wypowiedzieć o tym genialnym zespole, ale po kolei.

Po pierwsze, jest to bodaj najważniejszy zespół dla mnie. Kocham go absolutnie i bezwarunkowo, nie zważając na jego różne oblicza. Po usłyszeniu przeze mnie debiutu nic już nie było takie samo. Kompletnie mi ten zespół poprzestawiał postrzeganie muzyki, chociaż nie tylko jej. Zacząłem dostrzegać niuanse muzyczne, zwracać na uwagę na zamysł muzyczny i szeroko postrzegany pomysł na nią, a przede wszystkim na sposób jej wykonania. Po poznaniu tego zespołu wszystko inne stało się jakieś takie miałkie i mało subtelne ;) Po prostu ten zespół jest doskonały, to jest bezsporne, a to że Fripp jest geniuszem wiadomo od zawsze. Zresztą nie tylko on, kolejnym istotnym elementem tego zespołu są wybitni muzycy wchodzący w jego skład na różnych etapach jego działalności.Ten niewymuszony luz i radość z grania, nie do podrobienia, a przy tym doskonała technika gry i genialne pomysły na jej wykorzystanie w zawiłych kompozycjach, przy tym nie popadanie w pompatyczność i autoparodię, na tym - między innymi - polega wielkość tego zespołu.

Po drugie, nie potrafię wskazać ich najlepszego albumu (głównie dlatego, że skoro któryś z nich jest najlepszy, to powinien być też jakiś najgorszy, a tego tym bardziej nie potrafię wskazać ;)). Każdy lubię za coś innego, poza chyba jednym. Najbardziej w początkowym etapie zespołu urzeka mnie to, co Fripp podsumował w jednym zdaniu określającym KC:
Podstawą twórczości King Crimson jest zorganizowana anarchia: wyzwalanie potężnych sił chaosu, a następnie szukanie dróg powrotu do stanu równowagi.
Nieważne czy jest to absolutnie doskonały debiut (płyta z gatunku tych, które kocha się od pierwszego przesłuchania), który ma niepohamowane pokłady energii, wirtuozji i wizjonerstwa (wszak to 1969 rok, niezmiernie istotny na mapie muzycznej, na pewno nie tylko dla mnie), a przy tym zawierająca bodaj najbardziej znany klasyk KC, czy będzie to bardziej progresywna i dużo bardziej zakręcona dwójka - bardziej jednak skomplikowana i trudniejsza w odbiorze niż debiut, przy tym jednak podana w niezwykle lekki, czarujący sposób, czy będzie to chyba najbardziej rozjazzowany Lizard z mistrzowskim finiszem i niezwykle niejednoznacznymi kompozycjami, czy płyta-monolit tj. Islands. Ten ostatni jest zdecydowanie najbardziej jednolitym dziełem, zawierającą przerażającą wręcz ilość szczególików do wychwycenia, płyta która za tysięcznym przesłuchaniem również potrafi mnie zaskoczyć - zdecydowanie najtrudniejsza płyta do ujarzmienia - ale jeśli słuchaczowi to się uda to ta płyta ma niezmiernie dużo do zaoferowania. Także następny Lark's Tongues in Aspic zawiera niemal same hity zespołu (Night Watch, Book of Saturday, Easy Money, czy wreszcie utwór tytułowy, do którego zespół nie raz jeszcze wrócił później), na pewno nie gorszy od poprzedniczek, inny co nie powinno dziwić biorąc pod uwagę zmiany w składzie (wszyscy poza Frippem przecież wylecieli). Także dwa następne krążki są doskonałym przykładem na to, że KC jest wielkim zespołem - mówię oczywiście o Starless and Bible Black oraz Red. Ten pierwszy zdumiał mnie tym bardziej, kiedy dowiedziałem się, że poza The Great Deceiver i Lament cała reszta została nagrana na koncercie, w trakcie improwizacji (zapewne mniej lub bardziej zaplanowanej ;)) - ponieważ nie mieli materiału na nową płytę ;) Zresztą mieli już pomysł na następną płytę - Red - i jest to płyta niejako podobna do debiutu - taka, którą kocha się od pierwszego przesłuchania. Nie rozumiem utyskiwania na tę płytę, przecież to ciągle jest ten sam luz i ta sama energia, podana ino w bardziej, rzekłbym, rockowej estetyce. Ale czy jakkolwiek gorszej i nie wartej tego zespołu ? Na pewno nie. Ja na pewno bardzo lubię tę płytę i bardzo lubię do niej wracać - zresztą jak do każdej innej płyty KC.

Nie uważam też, żeby tzw. kolorowa trylogia z lat 80-tych: Discipline, Beat i Three of a Perfect Pair była tą gorszą w twórczości zespołu. Discipline jest bardzo spójnym dziełem, a że inspirowany New-Wave, to nie powinno dziwić, wszak Fripp miksował płytę Talking Heads. Matte Kudasai, Thela Hun Ginjeet czy Elephant Talk wnoszą bardzo dużo nowych elementów do muzyki KC, co tylko świadczy o ich klasie - nawet mimo dość niespodziewanej wolty stylistycznej, po jeszcze bardziej niespodziewanym rozwiązaniu zespołu przez Frippa - potrafili odnaleźć się w nowej stylistyce nie obrażając się na cały świat, że nikt już nie słucha/gra rocka progresywnego, a przy tym zrobić na tak wysokim poziomie, to jest właśnie wielkość tego zespołu. Najbardziej rozmarzony i najmniej Crimsonowy jest zdecydowanie Beat - co nie znaczy, że zły, wręcz przeciwnie - a posiada naprawdę doskonałe perełki w postaci Sartori in Tangier, Neurotica czy Requiem. Zresztą, polecam posłuchać Heartbeat, jaki to jest odjechany utwór to głowa mała ;) Three of a Perfect Pair jest niejako podzielony na dwie części - pierwsze pięć utworów skomponowanych przez Belew, pozostałe cztery - zdecydowanie bardziej eksperymentalne i próbujące coś zmienić w już wypracowanej stylistyce - skomponował Fripp. Jest to zresztą pewien istotny mankament tego krążka, przez ten podział cały album traci na spójności jasności przekazu - mimo wszystko warto tę płytę znać. Nadto, jeśli ktoś się nie może przekonać do tego okresu twórczości to polecam koncertówkę Absent Lovers a najlepiej DVD Neal and Jack and Me. Są to nagrania z różnych koncertów (jeden z nich, nota bene, został nagrany na trasie, którą KC grało z Roxy Music ;)), na których ujawnia się cały kunszt tych utworów, granych na żywo (grają głównie utwory z tych trzech płyt) a i brzmienie jest - moim zdaniem - lepsze niż w studiu. Jeśli komuś mimo wszystko nie podejdą te trzy płyty to albo jest głuchy, albo nie wykazał minimum dobrej woli, w poznawaniu ich.

Po kolejnej już przerwie w działalności zespół powrócił z dość dziwnym przyznam krążkiem - tj. Thrak, który - jak sądzę - zaczyna się tam, gdzie skończyło się Red. Dużo bardziej rockowe podejście do gry, na pewno nieco lepiej wykonane co podkreślają sami muzycy, płyta jednak bardzo - mimo wszystko - niespójna. Trochę słuchać na tej płycie taki brak zamysłu na cały album, a jedynie zestaw kilku numerów nagranych przez doskonałych muzyków. Ale na pewno nie jest to zła płyta, po prostu KC zachłysnęło się tymi nowościami z lat 90-tych (chociażby próba zabawy przeróżnymi efektami gitarowymi) i najwyraźniej próbowali je inkorporować do swojej muzyki i o ile same utwory się bronią doskonale o tyle w całości na jednej płycie nie brzmi to już tak przekonująco, żeby nie powiedzieć, że jest na niej trochę bałaganu - po prostu. O ile Thrak było płytą dziwną o tyle The ConstrKction of Light mi po prostu nie leży. Brak pomysłów na tej płycie jest zauważalny (FracKtured czy czwarta już część Lark's Tongues in Aspic a wszystko to zwieńczone... utworem z jednego z projektów (a dokładnie utwór Heaven and Earth z ProjeKct X)), brakuje tutaj dynamiki w brzmieniu, takie to jakieś toporne. To jest chyba jedyny KC, który mnie nie do siebie nie przekonał. Natomiast ostatnia płyta KC - The Power to Believe jest już powrotem na dobrą drogę, do eksperymentów - tym razem elektronicznych i ambientowych - ale zdecydowanie bardzo udanych. Całość jest zaś okraszona elementami charakterystycznymi dla całej twórczości KC, także jest tam coś nowego przeplatanego starymi motywami, co czyni tę płytę jeszcze ciekawszą. Bardzo lubię tę płytę.

Myślę, że już odniosłem się do trzeciego punktu powyżej ;)

Co do solowych wyczynów Frippa - znam niewiele z jego solowej twórczości, nad czym ubolewam i co trzeba będzie nadrobić. Bardzo dobre płyty nagrane z Eno - (No Pussyfooting) i Evening Star - muzyka eksperymentalna i ambientowa, może nawet wręcz drone'owa, również płyty solowe sygnowane tylko już jego nazwiskiem, myślę o Exposure (bardziej rockowa, chociaż słychać tam też gdzieniegdzie trochę rozmarzone gitary później widoczne na płytach z lat 80-tych), Let the Power Fall (bardziej minimalistyczna) ukazujące nieco inne oblicze Frippa oraz pozwalające zrozumieć jego drogę stylistyczną na poszczególnych płytach KC. Nadto, King Crimson to nie tylko Fripp, ale cały ogrom innych doskonałych muzyków, który pominięcie (mówię tutaj o ich solowych i pobocznych projektach) byłoby strasznym niedopatrzeniem.

Odnośnie samych ProjeKctów, włącznie z ostatnim z tego roku, to skrobnę coś później jak jakoś poskładam i usystematyzuję swoją wiedzę w tym zakresie.

Który skład zespołu był tym najlepszym jest niemożliwe stwierdzić, podobnie jak z płytami. Każdy ma jakieś mocne strony, i nie potrafię do tego podejść inaczej jak tylko patrząc przez pryzmat sentymentu, przykładowo pierwszą koncertówkę jaką usłyszałem było The Night Watch w składzie Fripp, Cross, Wetton, Brufford, ale jak zauważyłem powyżej, nie umiem powiedzieć, że to ten jest lepszy a inne są gorsze. Jako, że szczawiem jestem to nie dane mi było usłyszeć nigdy tego zespołu na żywo, nad czym bardzo ubolewam, ale cóż, może kiedyś się jeszcze uda ;)

Myślę, że bez wątpienia jest to najważniejszy zespół progrockowy w historii, chociaż bez wątpienia nie znam ich wszystkich, także tych, które znać warto. Jednak dla mnie KC jest bezkonkurencyjne, i nie istnieje/istniał lepszy zespół od nich.

Myślę również, a w sumie to mam nadzieję, że nie nagrają już nic nowego, bo i po co ? Jeżeli Fripp zechce nagrać coś nowego to zapewne stworzy kolejny ProjeKct, albo zrobi to w jakikolwiek inny sposób, zapraszając najlepszych muzyków, a wydawnictwo to będzie na najwyższym poziomie. Z drugiej strony, to jest Fripp, z nim nigdy nie wiadomo i być może już szykuję kolejną płytę KC ;) Tak czy owak, zdecydowanie warto czekać na kolejną muzykę wymyśloną, skomponowaną i zagraną przez niego. Tyle z mojej strony ;)
Ostatnio zmieniony 11-12-2011, 15:03 przez Kurt, łącznie zmieniany 1 raz.
The madness and the damage done.
Baton
weteran forumowych bitew
Posty: 1653
Rejestracja: 03-02-2008, 14:51
Lokalizacja: Electric Ladyland

Re: KING CRIMSON

11-12-2011, 13:11

Kurt pisze: Discipline jest bardzo spójnym dziełem, a że inspirowany New-Wave, to nie powinno dziwić, wszak Fripp miksował płytę Talking Heads. Matte Kudasai, Thela Hun Ginjeet czy Elephant Talk wnoszą bardzo dużo nowych elementów do muzyki KC, co tylko świadczy o ich klasie - nawet mimo dość niespodziewanej wolty stylistycznej, po jeszcze bardziej niespodziewanym rozwiązaniu zespołu przez Frippa - potrafili odnaleźć się w nowej stylistyce nie obrażając się na cały świat, że nikt już nie słucha/gra rocka progresywnego, a przy tym zrobić na tak wysokim poziomie, to jest właśnie wielkość tego zespołu.
Ja mam trochę problem z Discipline. To dobry album, ale jak go słucham to wydaje się być bardzo "spięty" i syntetyczno - plastikowy, brakuje bardzo podskórnego luzu cechującego wszystkie poprzednie płyty króla. Tytułowy numer i alternatywna wersja Matte Kudasai niszczą, Elephant Talk też świetne, ale całośc mnie nie bardzo przekonuje.
Fairies wear boots and now you gotta believe me
Yeah I saw it, I saw it, I tell you no lies
Awatar użytkownika
Kurt
rasowy masterfulowicz
Posty: 3179
Rejestracja: 24-12-2010, 15:54
Lokalizacja: Łódź

Re: KING CRIMSON

11-12-2011, 13:21

Mogę tylko powiedzieć, to co napisałem wyżej, sprawdź te koncerty. Ja one Cię nie przekonają, toś przepadł ;)

Ale poważnie, przecież tam jest ten sam luz i radość z gry. Ten album jest "spięty" ? Nie słyszę tego w ogóle, nie ma tutaj silenia się nie wiadomo na co, bardzo uczciwy podejście do swojej własnej twórczości. Syntetyczno-plastikowy ? Na pewno trochę tak, przecież o to chodziło ;)
The madness and the damage done.
Awatar użytkownika
megawat
weteran forumowych bitew
Posty: 1354
Rejestracja: 24-08-2010, 12:12
Lokalizacja: mathplanet

Re: KING CRIMSON

11-12-2011, 15:16

No tak, to jest zespół, którego nie sposób przecenić i zdecydowanie "najlepsza kapela progowa w historii". Nie potrafię
wskazać najlepszego czy najbardziej ulubionego albumu bo, kurwa, kocham King Crimson w każdym wcieleniu i w każdej
odsłonie. Zacząłem od "THRAK", chyba ten album oraz dwa pełne następne są mi "najbliższe". Jak miałem 16 lat, to nie mogłem uwierzyć, że grupa emerytów jest w stanie grać takie czady, heh. Potem pokochałem ich płyty z lat 80-tych, w szczególności "Discipline" i nie rozumiem jak ten album i w ogóle ten okres można uznać za gorszy w historii tego zespołu. Dopiero potem przyszła pora na początki aż do "Red" w który wgryzłem się dopiero jakieś dwa lata temu i za każdym razem niezmiennie zbieram szczękę z gleby ile razy go posłucham. Prawda to, że albumy od "Red" do "Three of a Perfect Pair" zawierają nieco bardziej uproszczona muzykę w stosunku do tego co było wcześniej i później ale w przypadku tego zespołu to żaden zarzut.
Nie za bardzo orientuję się w tych wszystkich ProjecKtach, ale jest kilka nieco starszych a zajebistych płyt z okolic King
Crimson / Discipline Global Mobile, o których warto wspomnieć...

Obrazek

Sunday All Over The World - "Kneeling at the Shrine" z 1991 r. Z braku lepszych tagów muzykę tutaj zawartą określę jako
progresywny pop. Arcyciekawa płyta, wokalistką na jedynej płycie tego projektu była Toyah Willcox - żona Frippa, zaś on sam
gra tutaj wiadomo na czym.

Obrazek

Trey Gunn - "The Third Star". W momencie gdy ta płyta się ukazała (1996 r.) Gunn w King Crimson obsługiwał Chapman Stick.
Muzyka to oszczędny progresywny rock z elementami ambientu i orientalnych (indyjskich?) klimatów.

Obrazek

Robert Fripp & The League of Gentlemen - "The League of Gentlemen". Wczesne lata 80-te. Dziwna, progresywno-awangardowa muzyka mocno nawiązująca do estetyki nowej fali (podobnie z resztą jak "Discipline" albo "Beat"). Z podobnych klimatów polecam też solowego Frippa "God Save the Queen / Under Heavy Manners" gdzie gościnnie udziela się David Byrne z Talking Heads.

Z kolei te dwie płyty nie powinny wymagać żadnej rekomendacji.

Obrazek Obrazek

W ogóle na pobocza King Crimson potrzebny byłby oddzielny temat. ;D
"Funkcjonariusze po wstępnych oględzinach poćwiartowanych i nagich zwłok stwierdzili, że morderca musiał być szczególnym zboczeńcem".
Awatar użytkownika
hcpig
mistrz forumowej ceremonii
Posty: 9382
Rejestracja: 06-07-2008, 13:23

Re: KING CRIMSON

29-05-2012, 10:10

Baton pisze: Ja mam trochę problem z Discipline. To dobry album, ale jak go słucham to wydaje się być bardzo "spięty" i syntetyczno - plastikowy, brakuje bardzo podskórnego luzu cechującego wszystkie poprzednie płyty króla.
Jest odwrotnie, wszystkie 3 płyty z lat 80' mają największą dawkę luzu i najmniej spinki z całej dyskografii.
Yare Yare Daze
tonpal
rozkręca się
Posty: 47
Rejestracja: 30-06-2010, 21:43

Re: KING CRIMSON

29-05-2012, 13:07

Ja zdecydowanie wole początkowy okres, gdy w składzie grupy był Pete Sinfield, który nadawał ich muzyce aurę baśniowości i przede wszystkim, przynajmniej dla mnie, wyraźny wątek koncepcyjności poprzez niesamowite teksty. Potem już tylko pozostał coraz lepszy warsztat wykonawczy, co do którego trudno mieć zastrzeżenia, ale jednak to już nie było to samo, co wcześniej.
beznazwy01
świeżak
Posty: 10
Rejestracja: 26-06-2012, 21:37

Re: KING CRIMSON

27-06-2012, 14:17

King Crimson to dla mnie jeden z najważniejszych zespołów. Z wielu różnych powodów najbardziej porywa mnie debiut. Zgodzę się z przedmówcą, co do tej baśniowości. Niesamowite. Lata 70' to dla mnie najlepsze wcielenia Króla, ale ostatnio bardzo przypadła mi do gustu ostatnia płyta spod szyldu KC, czyli "The Power To Believe".
Awatar użytkownika
mietek_fog
zaczyna szaleć
Posty: 202
Rejestracja: 28-06-2006, 19:56

Re: KING CRIMSON

28-06-2012, 00:52

Kurt pisze:czy będzie to chyba najbardziej rozjazzowany Lizard z mistrzowskim finiszem i niezwykle niejednoznacznymi kompozycjami
moim zdaniem najbardziej w jazz to oni odeciali na Islands. słuchając Lizard mam dziwne wrażenie, że Fripp musiał słuchać wtedy dużo rosyjskiej muzyki klasycznej ;)

btw. polecam stronę: http://www.songsouponsea.com/Promenade/ChapterOneA.html
coś pięknego dla każdego fana zespołu.
Pociągają mnie nie te rzeczy, co trzeba: lubię pić, jestem leniwy, nie mam boga, polityki, idei ani zasad. Jestem mocno osadzony w nicości, w swego rodzaju niebycie, i akceptuję to w pełni - Bukowski
Awatar użytkownika
Kurt
rasowy masterfulowicz
Posty: 3179
Rejestracja: 24-12-2010, 15:54
Lokalizacja: Łódź

Re: KING CRIMSON

28-06-2012, 01:51

Myślisz pewnie o Opowieści Żeglarza i o Wyspach z rzeczonej Islands? Na pewno dużo tutaj skupienia, ale z drugiej strony masz na przykład doskonały utwór o Paniach z Drogi, który jednak już poważny nie jest - przykładowo ta solówka gitarowa (nota bene,
świetny pomysł). W Lizard cała płyta dąży do tego finiszu, szuka i buduje fundament pod niego, dlatego sprawia wrażenie bardziej przemyślanej, choć niewątpliwie nie wyliczonej co do sekundy. Na Wyspach można się doszukać bardziej spójnego konceptu, ale sama muzyka opiera się tutaj na trochę szerszej palecie dźwięków, niż sam jazz. Ale to tak naprawdę kłótnia o trzecie miejsce po przecinku, jak sądzę.
The madness and the damage done.
Awatar użytkownika
mietek_fog
zaczyna szaleć
Posty: 202
Rejestracja: 28-06-2006, 19:56

Re: KING CRIMSON

29-06-2012, 02:10

kłótnia o to ile jest jazzu w King Crimson jest rzecz jasna śmieszna i wcale nie zamierzałem nad tym deliberować. po Twojej wypowiedzi, którą zacytowałem puściłem sobie Lizard i byłem zaszokowany ile jazzowym fragmentów nagle wyszło tak bezpośrednio w trakcie odsłuchu. być może wynika to ze spojrzenia. Lizard zawsze była dla mnie płytą trochę rozczłonkowaną składająca się z mocnego wstępu ("Cirkus") potem ukojenia w środku ("Lady of the Dancing Water") i długaśnego opóźnionego rozwinięcia stojącego trochę z boku obok całej płyty. Islands była bardziej spójna pod względem klimatu i być może stąd oceniam lepiej te płytę.

edita:
to że lepiej nie oznacza, że miała więcej jazzu ;)
Pociągają mnie nie te rzeczy, co trzeba: lubię pić, jestem leniwy, nie mam boga, polityki, idei ani zasad. Jestem mocno osadzony w nicości, w swego rodzaju niebycie, i akceptuję to w pełni - Bukowski
Awatar użytkownika
Kurt
rasowy masterfulowicz
Posty: 3179
Rejestracja: 24-12-2010, 15:54
Lokalizacja: Łódź

Re: KING CRIMSON

29-06-2012, 16:00

No tak, co do konceptu Wysp jesteśmy widzę zgodni.
The madness and the damage done.
Baton
weteran forumowych bitew
Posty: 1653
Rejestracja: 03-02-2008, 14:51
Lokalizacja: Electric Ladyland

Re: KING CRIMSON

29-10-2012, 19:11

Dwa miesiące po wywiadzie i ja się dopiero teraz dowiaduję:
http://www.ft.com/intl/cms/s/2/f588e100 ... z25mEnRslA

Dla nie mających czasu: Fripp rezygnuje z grania
Fairies wear boots and now you gotta believe me
Yeah I saw it, I saw it, I tell you no lies
Awatar użytkownika
Shamrock
zaczyna szaleć
Posty: 231
Rejestracja: 11-03-2012, 10:35

Re: KING CRIMSON

29-10-2012, 21:25

nie bylo napisane, ze dozywotnio. No, ale i tak chujowo sie czyta takie newsy, gdy dotycza TAKICH ludzi...
Awatar użytkownika
Kurt
rasowy masterfulowicz
Posty: 3179
Rejestracja: 24-12-2010, 15:54
Lokalizacja: Łódź

Re: KING CRIMSON

29-10-2012, 21:50

Pewnie, że szkoda, ale akurat on już -trochę- wartościowych rzeczy w życiu nagrał; jest się czym cieszyć.
The madness and the damage done.
Awatar użytkownika
Riven
Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
Posty: 16717
Rejestracja: 27-05-2004, 11:15
Lokalizacja: behind the crooked cross
Kontakt:

Re: KING CRIMSON

29-10-2012, 23:02

fajny tekst
this is a land of wolves now
Awatar użytkownika
Sgt. Barnes
zahartowany metalizator
Posty: 5410
Rejestracja: 13-07-2012, 07:37

Re: KING CRIMSON

29-10-2012, 23:18

Trzeba wiedzieć, kiedy zejść ze sceny - NIEDOŚCIGNIONYM!
Może i Fripp to dziwak, ale kurwa, takich riffów jak na Thrak czy Power To believe to ze świecą zapłonową szukać...
Prawdziwy mężczyzna powinien być...ogolony i ciut, ciut pijany.
Bolesław Wieniawa-Długoszowski.
Awatar użytkownika
0ms
rasowy masterfulowicz
Posty: 3286
Rejestracja: 02-02-2009, 22:05

Re: KING CRIMSON

30-10-2012, 00:26

Mialem nawet wklejac, ale po namysle doszedlem do wniosku, ze nie bylo po co. Rozmysli sie i za pare lat zlozy jakis nowy King Crimson. Kwestia czasu.
Baton
weteran forumowych bitew
Posty: 1653
Rejestracja: 03-02-2008, 14:51
Lokalizacja: Electric Ladyland

Re: KING CRIMSON

02-01-2013, 09:18

Ciekawostka dla estetów.
Wszyscy znamy okładkę Islands, genialną w swojej prostocie:
Obrazek
Ale dopiero dzisiaj odkryłem, jaką okładkę ten album miał oryginalnie w wersji USA/kanada:
Obrazek
na rany boskie
Fairies wear boots and now you gotta believe me
Yeah I saw it, I saw it, I tell you no lies
Awatar użytkownika
Kurt
rasowy masterfulowicz
Posty: 3179
Rejestracja: 24-12-2010, 15:54
Lokalizacja: Łódź

Re: KING CRIMSON

02-01-2013, 09:33

Nie podoba Ci się dzieło Sinfielda? ;)
The madness and the damage done.
ODPOWIEDZ