GONG
Moderatorzy: Heretyk, Nasum, Sybir, Gore_Obsessed, ultravox
-
- weteran forumowych bitew
- Posty: 1653
- Rejestracja: 03-02-2008, 14:51
- Lokalizacja: Electric Ladyland
GONG
No dobra. Były wzmianki, było pranie, ale tematu nie było. Więc niech się stanie. Na początek małe, dyletanckie wprowadzenie.
GONG. Dosyć złożone zjawisko, to wiadomo - multinarodowa (angielsko - australijsko francuska?) kapela (a w zasadzie parasol obejmujący zespól kilku kapel, o tym zaraz) o rozbudowanej i dosyć wszechstronnej dyskografii. Czołowa postać zjawiska jakim jest GOONG jest niewątpliwie Australijczyk DAEVID ALLEN, który jest głównym odpowiedzialnym za muzykę wczesnej, najbardziej znanej, wersji zespołu, jak tez jest twórcą groteskowej mitologii, stanowiącej temat większości albumów nagranych przez GONG pod dowództwem Allena.
Niekumatym można powiedzieć, że GONG to kapela poruszająca się w rejonach kosmiczno - psychodelicznych, a jej szczytowym osiągnięciem jest trylogia z lat 70tych - Radio Gnome Invisible (kolejne części: Flying Teapot, Angel's Egg, You) - łącznie ponad dwugodzinna porcja doskonałego psychedelic/space rocka brzmiącego czasem jakby muzycy oglądali na kwasie za dużo Żwirka i Muchomorka, a czasem jak rasowy odlot na orbitę Saturna z jazzową sekcją, saksofonami i wyjącą gitarą Hillege'a. trzy albumy, do odkrywania latami, kto nie zna, nie zna życia. Tyle wprowadzenia, nie czuję się godzien pisac o tym arcydziele.
Wiele kapel ma burzliwą historię, ale trzeba przyznac, że w przypadku GONG jest ona szczególnie zagmatwana. Po względnie stabilnych latach początkowych, zespól przeszedł szereg mutacji i transformacji, rodząc wiele offshotów, działających w róznych mieszanych składach, grających rózna muzykę, działających i nagrywających często niemal równoczesnie. Aktualnie wgryzam się w PIERRRE MOERLN'S GONG (ten offshot przetrwał chyba najdłużej) - ze starego składu jest tu tylko Moerlen, który grał tylko na ostatniej części trylogii, więc to w zasadzie inny zespól już, chociaż pomimo zmiany formuły z psychodeliczno - kosmicznej na jazzrockową jest tu ciągle jakaś wibracja cechująca tez stary GONG. A są też inne wersje - PLANET GONG, GONGMAISON, NEW YORK GONG, MOTHER GONG, ACID MOTHERS GONG (kolaboracja z ACID MOTHERS TEMPLE) i jeszcze pewnie kilka innych, których nie ogarniam i dopiero powolutku poznaję. jakby ktoś zapodał coś w rodzaju przewodnika po nich, to byłbym dźwięczny.
Po szeregu rozwarstwień, GONG ostatecznie powrócił niedawno i gra dalej pod komendą dziadka Allena, nawet wydaje (niezłe) płyty. Tej jesieni planowana jest trasa koncertowa po Europie, ale Polski oczywiście nie uwzględnia, bo tu GONG raczej nie jest zbyt cenionym zespołem poza kręgami pasjonatów, takie odnosze wrażenie.
Standardowo kilka pytań:
1. W tym punkcie możecie napisac jak bardzo kochacie GONG i dlaczego.
2. Który album wielkiej trylogii uważacie za najlepszy? PPytanie pomocnicze: może któryś album leży wam bardziej niż coś z wielkiej trójcy?
3. Który okres działalności zespołu najbardziej cenicie?
4. Co sądzicie o solowej twórczości członków GONG (tu piję deo Hillage'a i Allena przede wszystkim).
5. Widzieliście na żywo?
Fairies wear boots and now you gotta believe me
Yeah I saw it, I saw it, I tell you no lies
Yeah I saw it, I saw it, I tell you no lies
-
- postuje jak opętany!
- Posty: 605
- Rejestracja: 07-03-2002, 15:34
- Lokalizacja: ZSRE
Re: GONG
Bardzo lubię Gong. Był to jeden z pierwszych (obok Caravan) poznanych przeze mnie przedstawicieli sceny Cantenbury. Cenię przede wszystkim płytę ''Camembert Electrique'' z 1971 roku, być może z powodów sentymentalnych. Ten album jest nie tylko zakręcony, ale i bardzo energetyzujący, podczas gdy wszystkie trzy części trylogii ''Radio Gnome Invisible'' są raczej relaksujące. Jednak wszystkie cztery wymienione albumy, tzn. ''Camembert Electrique'', ''Flying Teapot'', ''Angel's Egg'' i ''You'' to niezbędnik dla każdego miłosnika psychodeliczno-progresywnych dźwieków. Znam ponadto ''Shamal'' i ''Gazeuse'', ale to już inny, mniej psychodeliczny Gong, pod przewodnictwem nowego lidera.
In God We Trust
- Kurt
- rasowy masterfulowicz
- Posty: 3179
- Rejestracja: 24-12-2010, 15:54
- Lokalizacja: Łódź
Re: GONG
Z Gong to mam problem dotyczący ilości ich wydawnictw. Jakby to wszystko próbować ogarnąć to i dwóch lat by zabrakło, żeby to dobrze poznać. Sam zespół poznałem zaraz po Soft Machine. Z tym, że poznałem to za mocne słowo, znam raptem Flying Teapot i You i obie płyty doskonale mną sponiewierały (chyba Latający Czajnik nawet bardziej). Ale jak już wspomniałem wcześniej, nie znam za dobrze ich twórczości, dlatego odłożyłem poznawanie reszty na bliżej nieokreśloną przyszłość. I znowu brakuje czasu...
Ostatnio zmieniony 02-09-2012, 12:53 przez Kurt, łącznie zmieniany 1 raz.
The madness and the damage done.
- Bezdech
- weteran forumowych bitew
- Posty: 1470
- Rejestracja: 21-12-2010, 10:43
Re: GONG
Ja też wciąż nie napotkałem w życiu czasu, żeby przysiąść do Gonga. Anielskie Jajeczko dosyć często słucham, bardzo sobie uwielbiam i nawet przez ostatni miesiąc parę razy poleciało, resztę, to "gdzieś, cośtam". Słyszałem, też solowego Hillage z rybą na okładce, ale zupełnie mi nie ten tego w mój deseń był.
They told them not to fear, they couldn't be prepared
Then came the day that not a single soul was spared
Then came the day that not a single soul was spared
- Glene
- weteran forumowych bitew
- Posty: 1643
- Rejestracja: 03-12-2009, 22:45
Re: GONG
Ja ma cala trylogie Radio Gnome z czego 2 pierwsze znam. Beatlesi wzieli za LSD i im odejbalo, tak w duzym skrocie mozna opisac ich muzyke. W ogole cala swoja strona wizualna, tekstami widac, ze zawiesli sie an tripie z drugiej polowy lat 60. Muzycznie natomiast byli mocno na czasie, mocno jazzujacy pro/space.psycho chuj wie co rok, ze swietnymi wrecz podchodzacymi pod ambient wycieczkami syntezatorow, wytwarzajacy kosmiczny trance:D Jesli chodzi o Hillage'a polecamdebiut Khan - SPace Shanty gdzie mamy miekka wycieczke w kosmos z masa piekny chmelodii i progresywnego patosu.
-
- weteran forumowych bitew
- Posty: 1653
- Rejestracja: 03-02-2008, 14:51
- Lokalizacja: Electric Ladyland
Re: GONG
Chyba zaraz założę tematy o IRON BUTTERFLY i THE BYRDS. I o LOVE i GRATEFUL DEAD, żeby się dyskusje pomieściły. Nu, ale w sumie można się było tego spodziewać, na dobrą sprawę i tak nie jest źle. Może wyjdziemy na druga stronę.
Po kilku latach badań dousznych dochodzę do wniosku, że z trylogii GONG najbardziej robi mi jednak Latający Czajnik. Niby najbardziej eklektyczny,bo jet tu i las i wiedźmy, i Żwirek i Muchomorek, i loty z prędkością podświetlną do Obłoku Magellana i w ogóle ladies and gentleman we are floating in space, ale się to wszystko doskonale trzyma kupy i jest w całym tym chaosie ukryty głeboki porządek. GONG w pigułce, taki album - zwierciadło ogniskujący wszystko, co najlepsze w tej kapeli.
Po kilku latach badań dousznych dochodzę do wniosku, że z trylogii GONG najbardziej robi mi jednak Latający Czajnik. Niby najbardziej eklektyczny,bo jet tu i las i wiedźmy, i Żwirek i Muchomorek, i loty z prędkością podświetlną do Obłoku Magellana i w ogóle ladies and gentleman we are floating in space, ale się to wszystko doskonale trzyma kupy i jest w całym tym chaosie ukryty głeboki porządek. GONG w pigułce, taki album - zwierciadło ogniskujący wszystko, co najlepsze w tej kapeli.
Fairies wear boots and now you gotta believe me
Yeah I saw it, I saw it, I tell you no lies
Yeah I saw it, I saw it, I tell you no lies
-
- postuje jak opętany!
- Posty: 605
- Rejestracja: 07-03-2002, 15:34
- Lokalizacja: ZSRE
Re: GONG
Założenie tematów o The Byrds, Love, Grateful Dead to znakomity pomysł, natomiast o ''In-A-Gadda-Da-Vida'' Iron Butterfly chyba sporo tu pisano?
Nie przejmuj się, mój temat o Jethro Tull brać olała jeszcze bardziej:). Jeśli chodzi o kosmiczną trylogię Gong: poznawałem te płyty w kolejności chronologicznej (wcześniej znałem ''Camembert Electrique''). ''Czajnik'' uwielbiam prawie tak samo, jak ''Elektryczny Ser'', ale to ''Jajo'' jest najczęściej przeze mnie słuchaną z kosmicznej trylogii. Bardzo odprężający album z fajnymi melodiami. Nawet pośmiać się można, słuchając np. odgłosów pielgrzymki biczowników. Czyli tytuł prawidłowo określa zawartość.
To ile było kosmicznych trylogii w historii rocka? Ja znam trzy: VdGG, Gong i Rush.
Nie przejmuj się, mój temat o Jethro Tull brać olała jeszcze bardziej:). Jeśli chodzi o kosmiczną trylogię Gong: poznawałem te płyty w kolejności chronologicznej (wcześniej znałem ''Camembert Electrique''). ''Czajnik'' uwielbiam prawie tak samo, jak ''Elektryczny Ser'', ale to ''Jajo'' jest najczęściej przeze mnie słuchaną z kosmicznej trylogii. Bardzo odprężający album z fajnymi melodiami. Nawet pośmiać się można, słuchając np. odgłosów pielgrzymki biczowników. Czyli tytuł prawidłowo określa zawartość.
To ile było kosmicznych trylogii w historii rocka? Ja znam trzy: VdGG, Gong i Rush.
In God We Trust
- Glene
- weteran forumowych bitew
- Posty: 1643
- Rejestracja: 03-12-2009, 22:45
Re: GONG
CO do tej roznorodnosci Latajacego Czajnika to Jajo Aniola tez imponuje wchalarzem dzwiekow i emocji, a zarazem calos wydaje sie bardziej pelna, bo pierwsza czesc trylogii to dla mnie krotki tri. Co dziwne bo dlugoscia te albumy sie prawie nie roznia. Jest zbiorczy temat o psychodelii i tam mozemy egzaltowac sie nad Love, Grateful Dead i nowymi wynalazkami z kwasowej krainy.
-
- weteran forumowych bitew
- Posty: 1568
- Rejestracja: 21-08-2014, 09:03
- Lokalizacja: Electric Ladyland
Re: GONG
Daevid Allen odleciał w latającym czajniku w kosmos. Już nie będzie więcej GONG.
edit: chociaż nie, może będzie. Ostatecznie ci goście już nie raz udowadniali, że GONG to coś więcej niż zespół złożony z konkretnych ludzi i oryginalni członkowie, czy założyciel sam jeden, nie są potrzebni by istniał.
edit: chociaż nie, może będzie. Ostatecznie ci goście już nie raz udowadniali, że GONG to coś więcej niż zespół złożony z konkretnych ludzi i oryginalni członkowie, czy założyciel sam jeden, nie są potrzebni by istniał.
Baton na tropach Yeti
You are just a
PART OF ME
You are just a
PART OF ME
- megawat
- weteran forumowych bitew
- Posty: 1354
- Rejestracja: 24-08-2010, 12:12
- Lokalizacja: mathplanet
Re: GONG
Z tej przykrej okazji pozwolę sobie zacytować dzisiejszy wpis z fejsa mojego pewnego kolegi...
uciekłem kiedyś ze szpitala, żeby dotrzeć na jego koncert....w piżamie, z wenflonem w żyle i bez kasy. wpuścili mnie choć myślę, że podejrzewali, że byłem pacjentem pobliskiego psychiatryka eh, co to był za koncert...sami lunatycy...
"Funkcjonariusze po wstępnych oględzinach poćwiartowanych i nagich zwłok stwierdzili, że morderca musiał być szczególnym zboczeńcem".
-
- weteran forumowych bitew
- Posty: 1568
- Rejestracja: 21-08-2014, 09:03
- Lokalizacja: Electric Ladyland
Re: GONG
Nieźle.
Nie ukrywam, że po cichu trochę liczyłem na koncert w Polsce, wiem, że szanse były minimalne, ale jednak kapela była ostatnio dość aktywna, nagrywali, koncertowali w jakichś małych klubach. Niby wiadomo, że to tylko cień dawnego GONG, ale... No trudno się mówi, życie.
Nie ukrywam, że po cichu trochę liczyłem na koncert w Polsce, wiem, że szanse były minimalne, ale jednak kapela była ostatnio dość aktywna, nagrywali, koncertowali w jakichś małych klubach. Niby wiadomo, że to tylko cień dawnego GONG, ale... No trudno się mówi, życie.
Baton na tropach Yeti
You are just a
PART OF ME
You are just a
PART OF ME
- manieczki
- Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
- Posty: 12171
- Rejestracja: 25-07-2010, 03:07
Re: GONG
Eh...
http://ultimateclassicrock.com/mac-pooledies/" onclick="window.open(this.href);return false;
Kod: Zaznacz cały
Mac Poole, Veteran British Drummer, Dies
http://krucjatarozancowazaojczyzne.pl" onclick="window.open(this.href);return false;