Wasze sporty

Tematy niekoniecznie związane z metalem i muzyką...

Moderatorzy: Heretyk, Nasum, Sybir, Gore_Obsessed, ultravox

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Triceratops
Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
Posty: 15994
Rejestracja: 25-05-2006, 20:33
Lokalizacja: Impossible Debility

Re: Wasze sporty

17-08-2017, 00:34

TheDude pisze:Z cyklu 'Niby nic a cieszy w chuj':

Od lat używam jednych uchwytów do pompek i zawsze wkurwiała mnie ta pianka bo kiepsko to w łapie leżało.
Wpadłem na pomysł żeby wykorzystać rowerowe owijki i wyszło zajebiście. Teraz pompeczki się napierdala z jeszcze większą przyjemnością. Yo !

Obrazek

+

Obrazek
dobre patente koleszko, nie wiedzialem, ze cos takiego istnieje, zbadam do drazka i poreczy, bo mi sie przetarly
woodpecker from space
Awatar użytkownika
TheDude
mistrz forumowej ceremonii
Posty: 6740
Rejestracja: 23-03-2011, 00:43

Re: Wasze sporty

17-08-2017, 01:06

^ Ja znalazłem w decathlonie za jakieś śmieszne pieniądze.
Awatar użytkownika
Triceratops
Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
Posty: 15994
Rejestracja: 25-05-2006, 20:33
Lokalizacja: Impossible Debility

Re: Wasze sporty

17-08-2017, 10:16

To jest elastyczno-rozciagliwe? Zawija sie tak na szczelnie? Tez kombinowalem z roznymi gabkami od rowerow itp ale zazwyczaj trzeba to rozciac na dlugosci i szybko sie niszczy albo wygodzi fat grip. Zwine jakies najtansze z netu i zbadam sprawe.
woodpecker from space
Awatar użytkownika
TheDude
mistrz forumowej ceremonii
Posty: 6740
Rejestracja: 23-03-2011, 00:43

Re: Wasze sporty

17-08-2017, 10:45

^ Ta taśma/owijka, której użyłem nie rozciąga się ale jest elastyczna i można nawinąć ją tak jak komu pasuje. Na rynku są cieńsze i grubsze, gładkie i antypoślizgowe. Ja mam grubszą, antypoślizgową i fajnie to leży w dłoni. Nawet przy spoconych rękach uchwyt jest stabilny przy ćwiczeniach.

Np:

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Awatar użytkownika
SadoGoat666
zaczyna szaleć
Posty: 290
Rejestracja: 01-09-2007, 15:57
Lokalizacja: Katowice

Re: Wasze sporty

11-11-2017, 13:13

SODOMOUSE pisze: A co do jeżdżenia to są tu lepsi zawodnicy, Pesten, Hatefire, Kenediusze, Karkass i chyba Pogodancer, którzy nie tylko jeżdżą, ale tez ostro siedzą w temacie. Ja tu raczej robię za amatora ciepłych bułek.

tak, rama 62 dla pacjentów na wzrost 188-195cm. W downhillu, często koledzy wybierają najmniejsze ramy, ale to odrębna kategoria,
w której takie dysproporcje są przydatne/nie przeszkadzające w użytkowaniu. Ja mam 3 rowery, na górskie wypady machina zjazdowa,
jeden miejski z błotnikami oraz fulla crosscountry, którym praktycznie cały rok ujeżdżam. Poruszam się praktycznie tylko na rowerze,
co w miejskich korkach, jest najszybszym środkiem transportu. Komunikacja miejska - masakra czasowa, kompletnie niefunkcjonalny
pożeracz czasu, przesiadki-dojścia, niezazębianie przesiadek-opóźnienia i cały plan w łeb. Samochód - korki notoryczne , w moim wypadku praca-dom, poruszam się praktycznie po Centrum miasta. Czyli w najbardziej obłożonej-zawalonej części miasta. Rower,
zatem, najbardziej oszczędna czasowo forma mojego życia. Bezpieczny dojazd, praktycznie bez jazdy po ulicy, po drogach rowerowych lub drogami wewnętrznymi, równoległymi do zakorkowanych + kontrapasy. W moim wypadku "pedałowanie" optymalna forma transportu, na życiowe okoliczności. Wiem, nie dla każdego, ale każdy ma inne środowisko życia. Mentalność, ma też istotne znaczenie. Mam w pracy kilku kolegów, dla których jazda na rowerze to zazdrość, z oszczędności czasu, jakiejś formy ruchu...ale ni chuja nie
spróbują sami , chociaż raz przyjechać, ocenić czy Im to pasuje, czy dadzą radę fizycznie (chociaż, dla mnie brzmi to śmiesznie, gdy
np. 3o letni chłopak,obawia się kondycji, dojazdu do pracy, trasy rzędu 8-1o km). Gdy dziadek Pesten, zapierdala codziennie, a w jeden dzień weekendu, potrafi jebnąć 1oo km, po lasach okolicznych Rogalina. Każdy z kolegów, deklaruje, " pierdolę, przyjadę raz do tej
pracy-zobaczymy", ale nikomu się to nie zdarzyło....Nie mówię, by teraz to robić, w taki nieciekawej aurze (Martwej! ;) przyjechać....
ale na czorta! , dejta sobie szansę, ocenić, poznać zalety, chociaż wiosną-latem...No, ale może grzanie dupy w cieple, poruszanie się 5km/h, lanie paliwa, eksploatacja, nerwy - są potrzebnym aspektem Ich życia. Zimą, najbardziej męczy taki dojazd, po świeżym , puchowym śniegu. Nie jest to częsta sytuacja w nizinnym Poznaniu, ale te kilkanaście dni w roku , borykam się z tą mordęgą -
jazdą jak po plażowym piachu. Ale kocham odrębność, walkę z niedogodnościami, ułomnościami ciała.
Taki winter black metal war in my mind :)
Obrazek
Posty z tematu "Wybitnie mnie cieszy" wskazują, że paru użytkowników bawi się w jeżdżenie rowerem. Ja sam od kilku lat oszalałem na punkcie rowerów, dlatego ciekawi mnie jakie macie maszyny, ile za nie zapłaciliście, ile robicie km rocznie, do jakiej jazdy używacie roweru.

Ja sam parę lat jeździłem GT Avalanche 2.0
Obrazek

Od dwóch lat katuję Canyon Nerve 7.0. Świetna, dość uniwersalna maszyna.
Obrazek

Robię rocznie ok. 4500 km, z czego ok. 50% to treningi po lesie, 25% góry (głównie Beskid Śląski i Mały), 25% dojazdy do pracy. Jak co roku tylko żałuję, że tak mało robię wypadów w góry. Cieszę się za to, że udało mi się tego lata zaliczyć parudniowy wypad na Rychlebskie Ścieżki. Było super :)
kenediusze
weteran forumowych bitew
Posty: 1568
Rejestracja: 21-08-2014, 09:03
Lokalizacja: Electric Ladyland

Re: Wasze sporty

11-11-2017, 14:31

SadoGoat666 pisze: Posty z tematu "Wybitnie mnie cieszy" wskazują, że paru użytkowników bawi się w jeżdżenie rowerem. Ja sam od kilku lat oszalałem na punkcie rowerów, dlatego ciekawi mnie jakie macie maszyny, ile za nie zapłaciliście, ile robicie km rocznie, do jakiej jazdy używacie roweru.

Ja sam parę lat jeździłem GT Avalanche 2.0
Obrazek

Od dwóch lat katuję Canyon Nerve 7.0. Świetna, dość uniwersalna maszyna.
Obrazek

Robię rocznie ok. 4500 km, z czego ok. 50% to treningi po lesie, 25% góry (głównie Beskid Śląski i Mały), 25% dojazdy do pracy. Jak co roku tylko żałuję, że tak mało robię wypadów w góry. Cieszę się za to, że udało mi się tego lata zaliczyć parudniowy wypad na Rychlebskie Ścieżki. Było super :)
Ładnie, dobry wynik! Mi pękło 5400 w tym roku i raczej niewiele się to zmieni już, bo w zimie nie jeżdżę. Nie lubię.

Mam trochę inny styl jazdy, najbardziej jara mnie ciśnięcie dużych dystansów, natomiast nie znoszę jazdy w terenie i pod górę :D Więc na ogół kręcę się po okolicznych wioskach i miasteczkach, a od zeszłego roku bawię się w poważniejszą turystykę rowerową. Zaliczyłem dwie większe wyprawy - tygodniową trasę wzdłuż polskiego wybrzeża i piętnastodniowy trip do Rumunii i z powrotem, przez Słowację i Węgry. Do tego trochę jakichś mniejszych wypadów po okolicy, na Roztocze i takie tam. Na przyszły rok mam wstępnie zaplanowane Czechy i Austrię, z metą w Wiedniu, ale co wyjdzie, to zobaczymy. W tym roku miała być Chorwacja, a wyszła Rumunia, może w przyszłym będzie podobnie.

Sakwiarstwo jest fajne, wkręciłem się. Może nie jest to najbezpieczniejszy typ podróży, ale jest za to tanie, zdrowe i można dużo zobaczyć. No i można napierdalać pedałami do porzygu, a to w końcu najważniejsze :D

Rowery mam dwa. Jeden to Kross Trans Alp, rocznik 2016 - dałem dwa kafle i jestem zadowolony, to typowy rower wyprawowy na długie trasy, sprawdza się w tym celu bardzo dobrze. Drugi rower, Rockrider 5.2, służył mi przez siedem sezonów i jak na tani MTB z Decathlona (1000 pln) to jest całkiem niezły, trochę go sobie przerobiłem, żeby się nadawał na wyprawy, ale jednak z kołami 26'' to taka jazda jest chujowa. Teraz jest już dośc mocno sfatygowany, więc używam go do takiej codziennej jazdy do sklepu czy gdzieś do roboty, albo na jakieś krótkie wypady (do 40km). W sumie to już rower przeznaczony na zarżnięcie, nie planuję z nim nic robić, tylko będę jeździł aż się rozleci.
Rozważam ostrożnie kupno szosówki, ale to raczej nie w najbliższym czasie.
Obrazek

jazda rowerem jest krieg, kocham bezgranicznie.
Baton na tropach Yeti

You are just a
PART OF ME
Awatar użytkownika
SadoGoat666
zaczyna szaleć
Posty: 290
Rejestracja: 01-09-2007, 15:57
Lokalizacja: Katowice

Re: Wasze sporty

11-11-2017, 16:25

^Widzę, że nie masz wpinanych pedałów. Trochę dziwne przy tylu kilometrach, które robisz. Efektywność jazdy jest z nimi wyraźnie wyższa. Obecnie nie wyobrażam sobie jazdy bez SPD.
Awatar użytkownika
SODOMOUSE
mistrz forumowej ceremonii
Posty: 11496
Rejestracja: 21-06-2006, 20:27
Lokalizacja: POSERSnań

Re: Wasze sporty

11-11-2017, 17:40

na rowerach, zapierdalam od dziecka. Chyba to rodzinne, bo mój ojciec, jeździ do dzisiaj. A był to zawsze twardy zawodnik, potrafił nad
Bałtyk, z Poznania w jeden dzień przejechać. I to nie szosówką, a pełnym oprzyrządowania trekkingiem z sakwami, namiotem itp.
Robił to mając jeszcze 6o lat. W swoim życiu miałem kilkanaście rowerów. Głównie MTB. W latach 90, odkryłem kolarstwo zjazdowe- downhill. Z wypiekami na paszczęce, oglądałem wówczas transmisje pucharów świata w zjeździe, emitowane na Eurosporcie.
W roku 95 , gdy składałem pierwszą zjazdówkę Scotta Vertigo DH, to było nie lada wyzwanie (gdy znajdę foto tego czołgu, to wrzucę).
25 lat temu, miałem prenumeratę niemieckich, amerykańskich magazynów rowerowych, tam człowiek naoglądał się tych wszystkich nowości, premiery z targów rowerowych z Miami, Frankfurtu...ślina ciekła. Pisząc, składałem zjazdówkę, tzn. w tej branży, rower kompletuje się samemu. Najpierw kupuje się samą ramę, reszta elementów, jest już decyzją jego użytkownika. Niestety, specyfika , wytrzymałość tego sprzętu, zawsze cenowo kwalifikuje je na najwyższych poziomach. Sporo rowerów zamęczyłem, pęknięte ramy,koła....całe szczęście , nigdy nie zaliczyłem poważniejszej kraksy. Od jakiegoś czasu, gdy 4 z przodu pykła w metryce, staram się ograniczyć swoje rowerowe libido w zjeździe, by nie narobić problemów zdrowotnych. Fantazja, zawsze ponosi, a refleks, umiejętności,"gramotność", pewnie już nie ta, po chuj leżeć w szpitalu na własne życzenie. A znam takich rówieśników z kontuzjami. Zwolnienie z pracy na pół roku, komplikacje w pracy, a tu kredyty i inne syfy. Obecnie, rocznie wykręcam , coś około 5 tys km. Połowa z tego , w jeździe do pracy - codziennie, zima ,mróz, pluję lodem i do przodu:) . Teksty Immortal, wdrażam w życie. Do pracy jazda, na dwóch rowerach wymiennie, zwykły trekking Unibike oraz Corratec full, którego w zimowej aurze, foto było wyżej. Sporo objechałem w życiu, po Skandynawii, na Islandii. Bywały lata, że miałem na liczniku, rocznie ponad 1o tys km. Obecnie, zjazd to wyprawa raz do roku , do Austrii, centrum najlepszych tras w tej dziedzinie. Tak jak wspominałem, raczej już łagodniej w stylu jazdy, bardziej płynnie, bez ostrych tras z jumpingiem. Pewnie ostatnim potworem do zjazdu, który w życiu złożyłem, jest amerykański Intense , model M9. Amortyzator przód Fox Kashima, koła Mavic deeMax DH, hamulce tarczowe Hope, pozostały osprzęt Shimano, grupa
DH Saint. Koszt szacuję na około 3o tys.pln. Zawsze mega podobała mi się stylistyka, geometria rowerów zjazdowych. Być może,
kiedyś , gdy nie będę już śmigał po górach, kto wie, czy nie kupię jakiegoś modelu. Ot tak, z miłości, jako reminiscencja młodości, emocje
się nie starzeją, tylko jebane ciało zawodzi. Ale rowery są KRIEG!!!! oczywiście, z tą fińską flagą za kołem , to nie jeżdżę hehe....
Obrazek
Pelson
rasowy masterfulowicz
Posty: 2291
Rejestracja: 08-09-2007, 00:55
Lokalizacja: Jeteborie

Re: Wasze sporty

12-11-2017, 19:10

SODOMOUSE pisze:na rowerach, zapierdalam od dziecka. Chyba to rodzinne, bo mój ojciec, jeździ do dzisiaj. A był to zawsze twardy zawodnik, potrafił nad
Bałtyk, z Poznania w jeden dzień przejechać. I to nie szosówką, a pełnym oprzyrządowania trekkingiem z sakwami, namiotem itp.
Robił to mając jeszcze 6o lat. W swoim życiu miałem kilkanaście rowerów. Głównie MTB. W latach 90, odkryłem kolarstwo zjazdowe- downhill. Z wypiekami na paszczęce, oglądałem wówczas transmisje pucharów świata w zjeździe, emitowane na Eurosporcie.
W roku 95 , gdy składałem pierwszą zjazdówkę Scotta Vertigo DH, to było nie lada wyzwanie (gdy znajdę foto tego czołgu, to wrzucę).
25 lat temu, miałem prenumeratę niemieckich, amerykańskich magazynów rowerowych, tam człowiek naoglądał się tych wszystkich nowości, premiery z targów rowerowych z Miami, Frankfurtu...ślina ciekła. Pisząc, składałem zjazdówkę, tzn. w tej branży, rower kompletuje się samemu. Najpierw kupuje się samą ramę, reszta elementów, jest już decyzją jego użytkownika. Niestety, specyfika , wytrzymałość tego sprzętu, zawsze cenowo kwalifikuje je na najwyższych poziomach. Sporo rowerów zamęczyłem, pęknięte ramy,koła....całe szczęście , nigdy nie zaliczyłem poważniejszej kraksy. Od jakiegoś czasu, gdy 4 z przodu pykła w metryce, staram się ograniczyć swoje rowerowe libido w zjeździe, by nie narobić problemów zdrowotnych. Fantazja, zawsze ponosi, a refleks, umiejętności,"gramotność", pewnie już nie ta, po chuj leżeć w szpitalu na własne życzenie. A znam takich rówieśników z kontuzjami. Zwolnienie z pracy na pół roku, komplikacje w pracy, a tu kredyty i inne syfy. Obecnie, rocznie wykręcam , coś około 5 tys km. Połowa z tego , w jeździe do pracy - codziennie, zima ,mróz, pluję lodem i do przodu:) . Teksty Immortal, wdrażam w życie. Do pracy jazda, na dwóch rowerach wymiennie, zwykły trekking Unibike oraz Corratec full, którego w zimowej aurze, foto było wyżej. Sporo objechałem w życiu, po Skandynawii, na Islandii. Bywały lata, że miałem na liczniku, rocznie ponad 1o tys km. Obecnie, zjazd to wyprawa raz do roku , do Austrii, centrum najlepszych tras w tej dziedzinie. Tak jak wspominałem, raczej już łagodniej w stylu jazdy, bardziej płynnie, bez ostrych tras z jumpingiem. Pewnie ostatnim potworem do zjazdu, który w życiu złożyłem, jest amerykański Intense , model M9. Amortyzator przód Fox Kashima, koła Mavic deeMax DH, hamulce tarczowe Hope, pozostały osprzęt Shimano, grupa
DH Saint. Koszt szacuję na około 3o tys.pln. Zawsze mega podobała mi się stylistyka, geometria rowerów zjazdowych. Być może,
kiedyś , gdy nie będę już śmigał po górach, kto wie, czy nie kupię jakiegoś modelu. Ot tak, z miłości, jako reminiscencja młodości, emocje
się nie starzeją, tylko jebane ciało zawodzi. Ale rowery są KRIEG!!!! oczywiście, z tą fińską flagą za kołem , to nie jeżdżę hehe....
Obrazek

Jebany...

Ja się z kolei bawię w szosę, lubię jeździć szybko, na granicy progu beztlenowego. Podejrzewam, że to przypadłość pozostała po bieganiu, które trenowałem dobrych kilka lat, a teraz za bardzo nie mogę uskuteczniać ze względu na zniszczone stawy kolanowe. W każdym razie, w przeciwieństwie do Kenediusze, nie lubię jeździć długo, maks 120 km to jest to co zniosę, ale za to szybko, z prędkościami powyżej 30 km/h. Uczucie, jak się złapie na płaskim odcinku wiatr w plecy, wrzuci najmniejszą zębatkę i ciągnie z prędkością 50 km na godzine - bezcenne, zastępuje mi to w krwi alkohol. Gdy oglądam czasówki to wg opinii żony robię się zielony
Oprócz tego kręcą mnie podjazdy, oczywiście na asfalcie, im cięższe tym lepsze. Kolokwialnie rzecz ujmując uwielbiam się w trakcie wysiłku zniszczyć wręcz do nieprzytomności, a rower jest jedną z dróg do tego katharsis. Tak gdzie inni resetują się z butelką mnie nakręca wizja zmierzenia się fizycznie z samym sobą i sprawdzenia czy organizm podoła. Wiem, że to nienormalne i szkodliwe, zwłaszcza teraz, gdy jestem po niewłaściwej stronie 30, ale inaczej nie potrafię.
Obecnie mam tylko jeden rower, Lapierre Cyclocross 2014, jak na fotce poniżej. Kupiłem go z zamiarem dojeżdżania do pracy i mocniejszego dociśnięcia w weekendy. Ponieważ był trochę za wolny to doszło parę modyfikacji, przede wszystkim korba 50 i inne, ciensze opony. Plan jest, by wymienić korbę znowu, na 52, i pozbyć się drugiego, górnego zestawu manetek hamulców. Dałem za niego, ze wszystkimi modyfikacjami jakieś 6-7 k PLN.
Ile wyjeżdżam? Nie wiem, nie liczę, bo permanentnie w trakcie jazdy wyłącza mi sie licznik, ale szacuję, że ze 1500-2000 km.
Tak jak pisałem planuje dokupić jakąś hybrydę na dojazdy do pracy i do miasta. Ponieważ Goteborg jest "dość" deszczowy to obowiązkowo muszę mieć tarczówki oraz błotniki. Największa zagwożdżka to, czy iść w sztywny widelec i kompletnie olać szutry, czy tez może tak jak opisuje Nasum kupić coś z blokowanym amortyzatorem i moc zabierać na przejażdżki syna i psa. Pomysłem na kolejne lata jest time-trial, coś w stylu prezentowanego niżej kolejnego Lapierre'a.
Na zakończenie powiem, że zblizony stopien fiksacji ma małżonka, syn szczęśliwie jeszcze się nie zaraził.

Obrazek
Obrazek
535

Re: Wasze sporty

12-11-2017, 19:36

Pięknie, aż mi się trochę wstyd zrobiło, że ten sezon mogę właściwie uznać za stracony. Nie wiem, czy przekroczyłem tysiąc kilometrów. Pewnie, że można szukać różnych usprawiedliwień, ale każdy rowerzysta wie co jest główną przyczyną. Wkradające się lenistwo, ogólne rozprężenie, a może nawet, nie bójmy się tego słowa, postępująca pizdowatość. Obiecuję poprawę. Na razie ustawiłem trenażer.
kenediusze
weteran forumowych bitew
Posty: 1568
Rejestracja: 21-08-2014, 09:03
Lokalizacja: Electric Ladyland

Re: Wasze sporty

12-11-2017, 20:08

Jak widać, każdy ma tu inny styl jazdy, fajno.
SadoGoat666 pisze:^Widzę, że nie masz wpinanych pedałów. Trochę dziwne przy tylu kilometrach, które robisz. Efektywność jazdy jest z nimi wyraźnie wyższa. Obecnie nie wyobrażam sobie jazdy bez SPD.
No nie mam, perspektywa stóp przyklejonych do pedałów trochę mnie niepokoi, zwłaszcza jak się jeździ po drogach, gdzie trzeba notorycznie uważać na polskich mistrzów kierownicy. Ale pewnie da się nauczyć jazdy z nimi i swobodnie się wypinać bez myślenia. Może kiedyś sobie założę, póki co parcia nie ma.
Pelson pisze:Kolokwialnie rzecz ujmując uwielbiam się w trakcie wysiłku zniszczyć wręcz do nieprzytomności, a rower jest jedną z dróg do tego katharsis.
+100
Mam coś podobnego, nieco innymi środkami to osiągam, ale mechanizm jest pewnie ten sam. Po rumuńskiej eskapadzie przez miesiąc nie mogłem patrzeć na rower, ale już mi przechodzi i zaczynam ostrożnie planować kolejny wyjazd. W tym jest coś uzależniającego, to pewnie masochizm.
Taki trip, że się codziennie ciśnie samotnie do zerzygania po 120 - 150 kilometrów przez dwa tygodnie i do tego jeszcze śpi się w namiocie, w krzakach, bez dostępu do głupiego prysznica, to jest całkowicie inny wymiar jazdy rowerem, nie do porównania z czymkolwiek. Doskonały sposób, żeby się fizycznie i psychicznie zapierdolić na amen. Zwłaszcza psychika idzie od takiej jazdy w totalne drzazgi, myślałem, że jestem przygotowany, ale ni chuja. Bardzo pouczające doświadczenie - i zmęczyć się można i dowiedzieć o sobie czegoś nowego też.
Może na wiosnę się znowu uda.
Only rower is real.
Baton na tropach Yeti

You are just a
PART OF ME
Awatar użytkownika
SODOMOUSE
mistrz forumowej ceremonii
Posty: 11496
Rejestracja: 21-06-2006, 20:27
Lokalizacja: POSERSnań

Re: Wasze sporty

12-11-2017, 21:16

wielbię, tę różnorodność świata. Że, wśród tych kilku entuzjastów rowerów na forume , mamy różne kategorie "pedałowania". Pora,
by jeszcze zgłosił się kolarz torowy, cyrkowy (chwila, to chyba ja) ,BMX, dual,triathlon....etc. Fajno. Oj tak, rower, oprócz znakomitego, codziennego dla mnie, środka transportu, to także terapia. Obecnie, nie zdarza mi się jechać non stop, przez np 1o godzin, ale znam ten rodzaj zmęczenia. Walki, tych powrotów sił i nagłych osłabień, wykrzesania nieokreślonych pokładów energii, skąd czerpanych...? dziwiłem się wielokrotnie. Różne formy , przybierała moja walka z samym sobą, podczas jazdy. Wytrzymałościowa -na długich etapach,z namiotami, palące słońce, deszcze, jebane wiatry, wiejące z jednostajną = wkurwiającą siłą, która hamuje każdy entuzjazm.Relaksacyjna - taka, teraz najczęściej stosowana, lato/wiosna, wycieczka w okolice Poznania, płasko, ale pięknie ,
zielono, swoje ścieżki, okolice Rogalina, stare Dęby ...hail Aro Perunwit, hail AryanHord RIP....wyjazd 7 rano, chłodny poranek, cisza,
las, słyszalny tylko swój odech, szmer piachu pod oponami, szelest liści. Czasami, w bezwietrzny jesienny dzień, odgłos suchych liści, spadających na dywan suchej ściółki ...błogo. Nic się wówczas nie liczy, transcendentalny romantyzm, ściskający żołądek, ukazujący porządek natury , a moją bezużyteczność w jej obliczu. Mizantropia , mistycyzm natury, coś tak urzekającego, w tym zgiełku
codzienności, że chuj wie, czy kiedyś wrócę z takiej wyprawy. Żyletkę zawsze mam w sakwie z narzędziami :( . Jestem fanem totalnym natury, szlachetnej depresji, nieobliczalnego zachowania, w wypadku tak skrajnych emocji. To , tak na marginesie.
Sportowo-adrenalinowa, to maksymalny wpierdol prędkości, zjazd po stokach tak stromych,że pieszo bałbym się zejść. To
55 km/h , po kamieniach, między drzewami, z lotami na wyskoku, po kilkanaście metrów....To ten strach i adrenalina, która towarzyszy
wszelkim dyscyplinom, ku niezrozumieniu społecznemu. Obecnie, już nie preferuję takich ekstrem, bo mimo tego szaleństwa
muzyczno- sportowego, drzemie we mnie nuta rozsądku. Wolałbym zginąć bardziej świadomie, niż przypierdalając w drzewo, łamiąc kręgosłup... Chociaż, może mnie zgarnąć auto, codziennie, jadąc do pracy....ech, nie wiadomo.
Muzyka, nie zawsze jest potrzebna podczas jazdy....Owszem , gdy chciałem na wydolność wykrzesać resztki sił, to ten bunt czerpany z
muzyki, niósł mnie w nieopisany sposób. Ale te podróże leśne, raczej wymagają cichej oprawy, wsłuchiwania się w to co niesie
otoczenie, to rzadkie chwile relaksu, który profanacją byłoby zagłuszać....

O, znalazłem jedną fotkę roweru SCOTT DH Vertigo, który składałem pierwszy na pewno w Polsce, rok 96.
Obrazek
Młodość, bunt totalny, rodzi się w czerwcu wówczas mój syn, a ja , zamiast łożyć, układać się tradycyjnie - rodzinnie, mam wyjebane i ponad wszelkie siły finansowe, montuję taki sprzęt. "Chłopcze, weź Ty się teraz ustabilizuj, kup Golfa I , albo malucha, jak koledzy
i bądź normalny i zetnij włosy" - kurwy zajebane. Foto, na jakimś pierwszym etapie jego powstawania, tylko rama na kołach.
Ramę ze Stanów, cła, ściągałem przez dystrybutora w Otwocku. Pojechałem specjalnie na targi rowerowe, do Katowic. Szukając
dalszych części, do jego montażu....wywołując wszelkie zdziwienie na twarzach wystawiających na stoiskach targowych, bo mało kto słyszał, o takiej dyscyplinie zjazdowej w Polsce, tym bardziej o kompatybilnych częściach do takiej machiny....Ale po chyba roku, dałem jakoś radę, przez jakieś pra ciotki, z Niemiec, ściągałem części, nawet w Reichu, był to problem....Ale mieli chociaż możliwość ściągania ze Stanów....Sam, pisałem do wielu listownie, jak do kapel metalowych, by ściągać katalogi...Gdzież internet...
A docelowo, rower wyglądał tak...foto z netu, ale dokładnie obrazuje to co powstało z mojej ramy.
Obrazek
Ewenementem, było długie siodełko, na dwóch wspornikach, takie Enduro. Siodło, miało służyć za asekurację roweru w pionie, by kolanami trzymać jego położenie, podczas zjazdu. Bo jak może wiadomo, w zjeździe nie siadamy, to tylko ochraniacz, by rurki pod siodłowej nie wbić sobie, w zwieracze. Chyba, że ktoś lubi , Plastek?:)
Awatar użytkownika
SadoGoat666
zaczyna szaleć
Posty: 290
Rejestracja: 01-09-2007, 15:57
Lokalizacja: Katowice

Re: Wasze sporty

12-11-2017, 21:43

kenediusze pisze:
SadoGoat666 pisze:^Widzę, że nie masz wpinanych pedałów. Trochę dziwne przy tylu kilometrach, które robisz. Efektywność jazdy jest z nimi wyraźnie wyższa. Obecnie nie wyobrażam sobie jazdy bez SPD.
No nie mam, perspektywa stóp przyklejonych do pedałów trochę mnie niepokoi, zwłaszcza jak się jeździ po drogach, gdzie trzeba notorycznie uważać na polskich mistrzów kierownicy. Ale pewnie da się nauczyć jazdy z nimi i swobodnie się wypinać bez myślenia. Może kiedyś sobie założę, póki co parcia nie ma.
Ja na przykład mam blokadę w głowie i nie wpinam się w pedały:
1. na górskich zjazdach, bo zawsze mam przed oczami jak się turlam po kamieniach z niewypiętym rowerem
2. na ostrych, technicznych podjazdach w górach gdy istnieje duże prawdopodobieństwo utraty równowagi.
Dlatego też w swojej maszynie nie mam typowych SPD tylko takie, z jednej strony platforma, z drugiej wpięcie:
Obrazek
SODOMOUSE pisze:Muzyka, nie zawsze jest potrzebna podczas jazdy....Owszem , gdy chciałem na wydolność wykrzesać resztki sił, to ten bunt czerpany z muzyki, niósł mnie w nieopisany sposób. Ale te podróże leśne, raczej wymagają cichej oprawy, wsłuchiwania się w to co niesie otoczenie, to rzadkie chwile relaksu, który profanacją byłoby zagłuszać....
Dokładnie tak. Las, góry, żadnej muzyki kurwa tylko odgłosy natury. Nigdy nie jeżdżę ze słuchawkami. Mam czasem jednak tak, że podczas długiego podjazdu np. ponadgodzinnej wspinaczki na Skrzyczne jakiś ostatnio słuchany fragment utworu tak mi ryje beret, że powtarza mi się w głowie jak mantra przy rytmicznym, jednostajnym pedałowaniu :)
Awatar użytkownika
SODOMOUSE
mistrz forumowej ceremonii
Posty: 11496
Rejestracja: 21-06-2006, 20:27
Lokalizacja: POSERSnań

Re: Wasze sporty

12-11-2017, 21:59

największy wpierdol fizyczny , jaki otrzymałem. Islandia wrzesień 2011, miesiąc mordęgi przez sam środek wyspy....Jednostajny
wiatr, non stop, nocami minus 5, bez mycia, z posiłkami liofiz..wyprawa z cyklu ostatnia w życiu...Było to nielegalne. Złamanie zakazu
wjazdu w interior, zwłaszcza na rowerze...długo by pisać o przygodach - ale żyję.... czułem się jak na Marsie, ostatni człowiek z gatunku. Rower na zdjęciu, rzucony daleko, zaznaczyłem strzałką.......miałem chwile poddania,chciałem zamarznąć jak Valfar z Windir, chciałem wszystko zostawić i biec przed siebie....biegnę do tej pory....
Obrazek
Obrazek
Heretyk
mistrz forumowej ceremonii
Posty: 9022
Rejestracja: 03-12-2007, 14:06
Lokalizacja: beskidy

Re: Wasze sporty

12-11-2017, 22:03

SODOMOUSE pisze:największy wpierdol fizyczny , jaki otrzymałem. Islandia wrzesień 2011, miesiąc mordęgi przez sam środek wyspy....Jednostajny
wiatr, non stop, nocami minus 5, bez mycia, z posiłkami liofiz..wyprawa z cyklu ostatnia w życiu...Było to nielegalne. Złamanie zakazu
wjazdu w interior, zwłaszcza na rowerze...długo by pisać o przygodach - ale żyję.... czułem się jak na Marsie, ostatni człowiek z gatunku. Rower na zdjęciu, rzucony daleko, zaznaczyłem strzałką.......miałem chwile poddania,chciałem zamarznąć jak Valfar z Windir, chciałem wszystko zostawić i biec przed siebie....biegnę do tej pory....
Obrazek
Obrazek
kurwa, ale miazga. zazdroszczę w sumie
Awatar użytkownika
Plastek
zahartowany metalizator
Posty: 5031
Rejestracja: 29-08-2011, 10:58
Lokalizacja: Pot pod pachami
Kontakt:

Re: Wasze sporty

12-11-2017, 22:04

Ja też, zajebista wyprawa. Islandia to obecnie mój ulubiony kraj i mam zamiar tam wbić. Opowiadaj jeszcze Sodomie, chętnie posłuchamy.
Ufoludku ufoludku zerżnij mnie. Ufoludku ufoludku zerżnij mnie. Zerżnij, zerżnij u-f-o-l-u-d-k-u mnie.
Jesteśmy Fisted Sister i lubimy się jebać!!!! Wyjebiemy nawet owcę!!!!
Wszyscy ręce w górę! Wszyscy ręce w górę!
Wolę kakaową dziurę!!
Heretyk
mistrz forumowej ceremonii
Posty: 9022
Rejestracja: 03-12-2007, 14:06
Lokalizacja: beskidy

Re: Wasze sporty

12-11-2017, 22:08

islandia + skandynawia. za wszelką cenę :) i możliwie jak najszybciej :)
Awatar użytkownika
Plastek
zahartowany metalizator
Posty: 5031
Rejestracja: 29-08-2011, 10:58
Lokalizacja: Pot pod pachami
Kontakt:

Re: Wasze sporty

12-11-2017, 22:09

Heretyk pisze:islandia + skandynawia. za wszelką cenę :) i możliwie jak najszybciej :)
Islandia+Skandynawia+Bieguny - takie są moje plany:)
Ufoludku ufoludku zerżnij mnie. Ufoludku ufoludku zerżnij mnie. Zerżnij, zerżnij u-f-o-l-u-d-k-u mnie.
Jesteśmy Fisted Sister i lubimy się jebać!!!! Wyjebiemy nawet owcę!!!!
Wszyscy ręce w górę! Wszyscy ręce w górę!
Wolę kakaową dziurę!!
Heretyk
mistrz forumowej ceremonii
Posty: 9022
Rejestracja: 03-12-2007, 14:06
Lokalizacja: beskidy

Re: Wasze sporty

12-11-2017, 22:10

mój człowiek. jeszcze weź gigantyczny plecak z książkami, jakąś dobrą wódkę i możemy jechać razem :D
535

Re: Wasze sporty

12-11-2017, 22:16

O! Czyżby panowie ruszyli ślepo za trendem? Islandia, szczególnie przez ostatnie lata, zrobiła się strasznie popularna. Co niestety pociągnęło za sobą wzrost i tak nieprzyjaznych już cen. Wiem, wiem. Podobno można za jeden uśmiech. Niestety w sezonie robi się z tego całkiem poważny wydatek. Przymierzałem się ostatnio i poległem na kalkulacji wynajmu pojazdu. Nie przesądzam. Być może nie potrafię tego zrobić.

edit
w razie czego Skandynawię mam niemal w jednym paluszku, więc jakby coś, to możemy ruszać. Książki się przydadzą. Będziemy nimi palić w ogniskach.
ODPOWIEDZ