Drone pisze:Ale kolega Judasz ma tu rację, nie ma co się burzyć. Weźmy przykład z innej dziedziny, choć poniekąd pokrewnej do muzyki. Uczysz się języka obcego, np. angielskiego, i opanowałeś go na jako takim poziomie. Bierzesz do ręki dwa teksty, np. powieść Conrada i romans z kiosku. Podejrzewam, a nawet jestem pewien, że na początkowym etapie oba teksty będą mało czytelne i trudno zrozumiałe. W miarę postępów nauki dojdziesz do wniosku, że jeden jest jednak napisany lepiej od drugiego, a potem stanie się oczywiste, że powieść Conrada to szczyt finezji, a romans z kiosku to po prostu trochę banalnych zdań.
I tu nie chodzi nawet o stopień skomplikowania, bo finezja nie musi wynikać z bogactwa formy: weźmiesz prosty językowo wiersz Goethego i jakiś inny niemiecki wierszyk, i dopiero po czasie dojdziesz do wniosku, że to za Goethem - pomimo prostej formy i treści - kryje się potężny sens.
Podobnie jest w muzyce: DEATHSPELL OMEGA jest niesamowicie wyrafinowane, a BURZUM jest zajebiście proste, ale w obu przypadkach kryje się za tym coś jeszcze. Ale żeby do tego dotrzeć, trzeba swoje odpracować.
tyle, że jak zakładamy, że coś jest obiektywnie dobre a ja np. subiektywnie uważam, że jest złe, to nie znaczy, że mam przyjąć ten punkt widzenia.
oczywiście jak Judasz, można sprowadzić się do roli cymbała (jak sam napisał) i odrywać absolut dzieła. do usranej śmierci. a można uznać, że JA, podkreślam JA mam rację i tyle. nawet jak się w oczach innych staje np. dyletantem.
niby jedno nie wyklucza drugiego. tyle, że to kwestia powiedzmy "filozofii życiowej"/kwestia punktu widzenia
jak gdzieś tam między wierszami. jak się bawimy w przyjmowanie obiektywnego stanowiska to tym samym redukujemy swoje JA. bo obiektywnie/ bo np. Pan X tak uważa/ bo większość tak uznała … no nie. mnie to nie interesuje.