
Tak sobie myślę, że w zalewie metalowych arcydzieł z tego roku, warto czasami na chwile odpocząć od gitarowego łomotu i uderzyć w inne drzwi, aby zobaczyć, że tam też istnieje popierdolony świat.
Zatem przekręcamy klucz w zamku, a po drugiej stronie spotykamy elektroniczno – atmosferyczne, klawiszowe pasaże rodem z Ulver (slychać „pewne“ naleciałości SOTS), połączone z klimatem animacji Salad Fingers (kto oglądał, ten wie o czym mowa). Nad całością unosi się niespokojna i neurotyczna atmosfera, która nie pozwala oderwać się od „pływających“ skrzypiec przeplatanych chórami bądź fletami. Dużo w tym przestrzeni, jazzujących improwizacji. Czuć w tej muzyce powrot do psychodelii rocka lat 70, czasem też "The Flax Of Reverie“ potrafi otrzeć się o post-rockowy spokoj Talk Talk, dosypcie też szczyptę Pink Floyd, a z nowszych(starszych?) Coil. Wlaściwie, po pierwszych dwóch kawałkach, ciężko jest przebrnąć za jednym razem przez resztę . Ta płyta dojrzewa powoli, ale z każdym następnym odsłuchem wszystko zaczyna do siebie pasować, tutaj nie ma mowy o przypadku. Mothlite doskonale przemyśleli całą płytę.
Jeśli jeszcze macie jakieś wątpliwości co do odsłuchu, dodajmy, że w projekcie bierze udział Daniel O’Sullivan znany z Sunn 0))) czy Miasma, wiec Mothlite ze swoim „ The Flax Of Reverie“ takim debiutantem wcale nie jest. Do tego, na ten materiał udało mu się zebrać naprawde prawdziwą śmietankę instrumentalistów.
Da(j)cie się temu ponieść, bo na polu szeroko pojętej elektroniki pojawił się kolejny świetny debiutant.
sample tutaj:
http://www.myspace.com/mothlite
ktoś, gdzieś, coś - moge dać gryza

Płytę można zamówić w Southern Records (http://www.southern.net). Tylko uprzedzam, ja na swoją czekałem ok. 3 tygodni.